Clintasha
|Nat|
Pierwszy trup. Drugi trup. Trzeci, czwarty, piąty, do kolekcji.
Został jeden.
Wycelowałam i strzeliłam.
Czy te naboje nie miały się kiedy skończyć?
Wróg odwrócił się powoli w moją stronę, a ja odrzuciłam spluwę bez naboi na bok. Mężczyzna uśmiechnął się w nieprzyjemny sposób. Kwestią czasu było, by nieprzyjaciel zaatakował.
Skinęłam głową w bok, czekając na jego ruch. Nie trwało to długo.
W walce wręcz byliśmy na równi, co mnie dość mocno zdziwiło... zazwyczaj zwykli agenci nie posiadają aż takich umiejętności.
Mogliśmy się tak potyczkować bez końca. Nie zdążyłam nawet zauważyć kiedy mój przeciwnik wyciągnął granat.
Na szczęście, jak i nieszczęście, obydwoje zdążyliśmy wybiec z budynku.
Pościgi? Nigdy nie byłam w nich dobra. Szczególnie, kiedy to ja byłam ofiarą...
Skakanie po dachach z czasem się znudziło, jednak przeciwnik nie chciał odpuścić. By zaoszczędzić więcej czasu, "pożyczyłam" prędko motor od jakiegoś miłego pana, którego krzyki słyszałam w oddali.
Po agencie nie został nawet ślad, jednak wciąż byłam czujna. Wjechałam w kolejną uliczkę, kątem oka bacznie obserwując okolicę.
Gdybym faktycznie nie była uważna, leżałabym już martwa.
Zauważyłam, że snajper celuje do mnie z dachu, z tego swojego dziwnego łuku. Zaraz potem usłyszałam pipczenie tuż przy oponie mojego pojazdu, więc czym prędzej z niego zeskoczyłam. Po dosłownie chwili z motoru nie zostało nic.
Zdziwiłam się lekko, obserwując wybuch. Nie sądziłam, że mój wróg dysponuje taką bronią...
Ewidentnie na rozmyślania nie było czasu, a sam fakt, że dałam się rozproszyć, nie podobał mi się zbytnio. Koło ucha właśnie świsnęła mi strzała. Kiedy tylko jej grot dotknął ziemi, otworzyła się z niej siatka oplatająca moje kończyny. Szybko rozcięłam sidła nożem, który miałam w kieszeni. Zaczęłam biec dalej, a raczej próbowałam...nie wiem nawet co i kiedy zraniło mnie w nogę. Nie było czasu się zastanawiać.
Łucznik widząc, że jestem ranna, czym prędzej zaczął schodzić z dachu. Budynek był wysoki, co zaoszczędziło mi trochę czasu.
Co tu wiele mówić? Wiedziałam, że jestem na przegranej pozycji. Jedynym, co mogłam w tej sytuacji zrobić, to uciekać i modlić się o cud. Byłam zawzięta i nie zamierzałam się poddawać, nawet gdy wiedziałam, że to koniec.
To chyba faktycznie był koniec, ponieważ niedługo potem straciłam przytomność.
***
|Clint|
Z tego co usłyszałem, nareszcie się obudziła. Niby nie spała długo, ale moja cierpliwość nie jest jakaś wielka.
- Cześć piękna - wszedłem powolnym krokiem do pomieszczenia, w którym znajdowała się związana Czarna Wdowa. Spojrzała na mnie morderczym, przeszywającym mnie na wylot wzrokiem.
Miałem już wcześniej okazję jej się przyjrzeć. Rzadko spotyka się takie piękne kobiety. Nie powiem, niechętnie bym ją zabijał, szczególnie, że umiejętności też ma niezłe. Dlatego właśnie siedzi teraz przywiązana do krzesła, a nie zakopana pod ziemią.
Chyba stwierdziła, że piorunki w oczach na mnie nie działają, więc zmrużyła lekko powieki, nadal bacznie mnie obserwując.
- Nie spytasz dlaczego tu jesteś? - sobie również podstawiłem krzesło, siadając na nim okrakiem.
- Spytam kiedy stąd wyjdę - uśmiechnęła się sarkastycznie.
- Sama nie wierzysz w to, że cię wypuszczę, słońce - głowę oparłem na rękach, nadal przyglądając się Czarnej Wdowie.
Zapadła cisza, w której to dosłownie biliśmy się wzrokiem. Pierwszy odwróciłem głowę, na co kąciki ust kobiety lekko się uniosły.
- To co? Ułatwiasz mi zadanie i dajesz się złapać?
Wdowa popatrzyła na mnie z litością, co już było dla mnie odpowiedzią. Westchnąłem głęboko.
- To może inaczej. Jak się nazywasz?
Rudowłosa nadal milczała, co zaczęło doprowadzać mnie do szału. Wiedząc, że nie otrzymam odpowiedzi, wstałem z krzesła i poszedłem po akta kobiety. Wzrokiem przelatując kartki z teczki, wróciłem do Wdowy.
- Panna Romanoff, czyż nie? Co my tu mamy...Rosjanka, Red Room, liczne zabójstwa, bardzo liczne... To ty? - podniosłem na nią wzrok.
Na jej śliczną twarz wstąpił uroczy uśmieszek, którego już po dwóch sekundach nie było widać, a sama Natasha ponownie wróciła do pokerowej miny.
- Raczysz się odezwać? - na to się nie zapowiadało. - Natasha, nie mam mocnych nerwów.
- No kurwa, powiedz coś! - krzyknąłem, chyba trochę zbyt głośno...
Ruchem głowy pokazała mi, żebym podszedł bliżej. Dobrze wiedziałem, że takie zagranie może być ryzykowne, dlatego dalej stałem w bezpiecznej odległości od kobiety.
- No podejdź, nie ugryzę. Raczej.
Powoli zacząłem się do niej zbliżać, nadal utrzymując kontakt wzrokowy. Kątem oka upewniłem się, że Romanoff nadal jest przywiązana do krzesła.
Teraz dzieliło nas niewiele. Zabójczyni nadal pozostawała spokojna.
- Nachyl się - skinęła do mnie głową. Zaciekawiony jej dalszymi krokami zrobiłem, o co poprosiła. Spojrzała w moje tęczówki z zadziornym uśmiechem, poczym pocałowała mnie.
Stałem zamurowany, nie wiedząc, jak powinienem się zachować. Nie musiałem długo myśleć.
Rudowłosa prędko wykorzystała moje rozproszenie i z kieszeni mego stroju wyciągnęła nóż. Tym samym poluzowała sznur uciskający jej kończyny, poczym kopnęła mnie z całej siły w kolano, ewidentnie je łamiąc.
Z krzykiem upadłem na podłogę, podczas gdy rudowłosa spokojnie dokończyła rozcinanie swoich sideł.
Zwycięskim krokiem ruszyła w stronę okna, ale zatrzymała się, słysząc mój zachrypnięty głos.
- Dobrawdy cię nienawidzę.
Kobieta podeszła do mnie z uśmiechem i kucnęła przy mnie, przejeżdżając zimną ręką po moim policzku.
- Z wzajemnością agencie - zdążyłem jeszcze zobaczyć jak wyskakuje przez okno, zanim zemdlałem.
"Dorwę cię jeszcze."
Cdn.
***
Serwus
Ja nie mogę, kiedy ja ostatnio clintashę pisałam?
Tak czy siak, macie shota, i prawdopodobnie niedługo wyjdzie jego druga część :>
Z czystym już sumieniem pożegnam się tutaj.
Do next!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top