Rozdział 6 "Novum Amicum"
Już tego samego dnia, gdy w szkole pojawił się Aleister Cardwell, wychowawczyni wyznaczyła mnie na jego przewodnika.
- Wiem Set, że jesteś tutaj nowy, ale skoro siedzicie w jednej ławce, to myślę, że powinniście się zaprzyjaźnić. Proszę Cię, żebyś oprowadził nowego kolegę po szkole i wyjaśnił mu co i jak. – mówiąc to uśmiechała się do mnie przyjacielsko i spoglądała ukradkiem na siedzącego samotnie Ala.
Kiedy nauczycielka przestała mówić, odeszła razem z dziennikiem w kierunku pokoju nauczycielskiego. Ja zaś spojrzałem na Cardwella i westchnąłem ciężko, ruszając w jego stronę, ale w ostatnim momencie drogę przysłonił mi Aza.
- Co robisz? – zapytał podejrzliwie.
- Mam zamiar oprowadzić nowego kolegę po szkole. – wyjaśniłem i szybko dodałem ze sztucznym uśmiechem: - Czy możesz łaskawie ruszyć tyłek i zniknąć mi z oczu?
- Nie podoba mi się ten gość. Ktoś inny może go „oprowadzić". – odpowiedział natychmiastowo, wciąż zagradzając mi przejście.
- No właśnie dlatego mam zamiar go oprowadzić. – westchnąłem. – Jeśli ktoś jest podejrzany to trzeba to sprawdzić. Nie słyszałeś nigdy powiedzenia: trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej? – przytaknął krótko, a ja uśmiechnąłem się do niego i nadepnąłem się z całej siły na nogę. Podczas gdy Aza zwijał się z bólu, ja przeszedłem obok z uśmiechem i usiadłem pod ścianą obok nowego.
Chłopak spojrzał na mnie z zaciekawieniem, ale po chwili uśmiechnął się, zupełnie tak samo jak wtedy w klasie, gdy mi się przedstawiał. Przyjrzałem się szybko jego twarzy. Z daleka nie było tak tego widać, ale na jego policzku aż pod same oko biegła bardzo jasna blizna, prawie niewidoczna.
- Wychowawczyni prosiła, bym Ci opowiedział coś o szkole i pokazał, gdzie co jest. – wyjaśniłem, a on pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Byłoby miło. Zaczniemy teraz? – odpowiedział, a ja skinąłem i oboje wstaliśmy z ziemi. Od razu zacząłem prowadzić go w odpowiednią stronę, a gdy mijaliśmy Azę, on wpatrywał się we mnie ze złością w oczach. Mógłbym przysiąc, że jego myśli w tamtej chwili były godne demona.
Aleister był doskonałym słuchaczem. Rzadko się odzywał, ale jak już to robił, to naprawdę mówił z sensem. Podczas naszej krótkiej wycieczki starałem się jak najwięcej o nim dowiedzieć, ale on bywał bardzo ostrożny.
- Dlaczego się tu przeniosłeś? Tak nagle w środku semestru... – zapytałem w pewnym momencie, a on spojrzał mi prosto w oczy, a po chwili odwrócił wzrok i odpowiedział:
- Moja rodzina ma pewną pracę w tym mieście. Tak jest po prostu prościej. – jego odpowiedzi od razu wydały mi się podejrzane. Nie zdradzał mi za wiele, ale to co mówił było zgodne z prawdą. Zachowywał się, jakby rozmawiał z Andromaliusem*, który wykrył by każde jego kłamstwo. To była pierwsza rzecz, jaką zauważyłem.
Pokazałem mu kilka klas i opowiedziałem trochę o tym, jak wyglądają lekcję, dodając kilka własnych komentarzy na temat nauczycieli. Starałem się odgrywać rolę zwyczajnego ucznia i wbrew pozorom wychodziło mi to całkiem dobrze. Jedyny problem stanowił Aza. Chodził za nami i wpatrywał się z nienawiścią w oczach w Ala.
- Czego on chce? – zapytał w końcu czerwonowłosy, patrząc na mojego podopiecznego. Uderzyłem się z otwartej ręki w czoło, widząc jak Trancy próbuje wzrokiem zabić nowego.
- To daleki kuzyn, woda po kisielu i tak dalej. – wyjaśniłem szybko i dodałem: - Idiota nie lubi nowych ludzi. Robi się zazdrosny. Zignoruj go, to w końcu mu się znudzi.
Wprawdzie Aleister nie wyglądał na przekonanego, ale już więcej nie pytał o Azę. Resztę dnia spędziłem na rozmowie z nowym, próbując wyciągnąć z niego jak najwięcej. Gdy tylko lekcje się skończyły, razem z Cardwellem wyszliśmy ze szkoły. Tam czekał już na mnie blondyn. Wypatrywał nas w tłumie, a gdy tylko się zbliżyliśmy, Aza podszedł do mnie i objął mnie zaborczo w pasie, zabijając nowego spojrzeniem.
- Okej, rozumiem, dlaczego wspomniałeś o zazdrości – zaśmiał się wtedy Aleister i pomachał mi na pożegnanie, po czym odszedł w swoi kierunku. Gdy tylko zniknął za rogiem, uderzyłem brązowookiego w brzuch. Zwinął się z bólu, a ja dodatkowo jeszcze odepchnąłem go na bezpieczną odległość.
- Co ty do cholery wprawiasz?! – warknąłem w jego stronę, patrząc, jak podnosi się z ziemi, trzymając się za brzuch.
- Zabiję tego dupka... – kompletnie mnie zignorował, wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem zniknął Al. Miałem już dość jego zachowania. Złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem w kierunku domu. Szarpał się po drodze, ale ja tylko zaciskałem uścisk.
Do środka mieszkania niemalże go wrzuciłem. Uderzył plecami o ścianę, zaskoczony patrząc w moją stronę. Wziąłem głęboki oddech i zapytałem powoli:
- Dlaczego on Ci tak przeszkadza, co?
Wyglądał jak dziecko, które obraziło się na cały świat. Nadymał swoje policzki, a brązowe oczy niebezpiecznie zmrużył tak, że bardziej przypominały dwie kreski.
- Jeśli kiedykolwiek zobaczę Cię z innym mężczyzną, - zaczął powoli, a jego tęczówki zalśniały jasną czerwienią. – zabiję go.
Zamarłem. Może i byłem demonem, ale w tym świecie byłem dużo słabszy, za to Aza właściwie wychowywał się tutaj, dlatego dużo łatwiej było mu posługiwać się mocą. Ruszył w moim kierunku, a ja odskoczyłem jak oparzony, uciekając przed nim, aż do salonu. Tam zdołał złapać mnie za rękę, wykręcając ją tak, że upadłem na ziemię z wielkim hukiem. Przycisnął mnie, siadając okrakiem na moich udach.
- Złaź ty psycholu! – krzyknąłem, wymachując rękami, ale po chwili i one zostały unieruchomione po obu stronach mojej głowy. – Masz w tej sekundzie mnie puścić, jasne? Nie każ mi się powtarzać Aza, bo będziesz tego żałował!
- Jeśli mnie nie posłuchasz, ukaram Cię. – wyszeptał mi do ucha, a ja zesztywniałem. To już nie była głupia zagrywka. On mnie szantażował, a ja nie potrafiłem się nawet poruszyć, bo tak byłem sparaliżowany strachem.
Powoli wstał ze mnie i wyszedł z pokoju, kierując się w stronę łazienki, podczas gdy ja nadal tkwiłem na podłodze, zszokowany tym co się stało. Nie wiem, czyim jest dzieckiem, ale zdecydowanie skądś znałem to spojrzenie. Te okrutne spojrzenie, które wymierzało kary – pełne pogardy z nadmierną pewnością siebie.
- Kim on jest...? – zapytałem cicho powietrze.
~✪~
Tego samego dnia wieczorem, siedziałem na kanapie, wpatrując się w telewizor. W tym samym czasie Aza znajdował się w kuchni i odrabiał lekcje. Co jakiś czas zerkałem w jego stronę, sprawdzając czy dalej to robi. Gdy tylko zmieniał swoją pozycję na krześle, ja od razu robiłem się sztywny ze strachu.
Fakt, że nagle jego zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, nie ulegał wątpliwości. Miałem wrażenie, że im dłużej nie jadł, tym bardziej niebezpieczny się robił. Poznałem go jako pewnego siebie, aż do momentu, kiedy się nie nasycił przewodniczącą. Potem stał się na długi czas niczym dziecko. Im bliżej był bycia głodnym tym bardziej demoniczyny się stawał. Jego natura brała nad nim górę.
Zafrasowany myśleniem o nim, przyglądałem się wiadomościom lecącym w dole ekranu telewizora na pasku. Nagle czyjeś ramię otoczył mnie, a ja ze strachu podskoczyłem. To był Aza. Przyciągnął mnie bliżej siebie i przejechał nosem po mojej szyi.
- Odsuń się, bo Cię uderzę... – warknąłem cicho, ale i tym razem nie zadziałało. Aza tylko mruknął coś pod nosem i złapał mnie za biodra, powoli się na mnie kładąc. Szybko uderzyłem go w twarzy, a po całym pomieszczeniu rozległ się głośny plask.
- Jestem głodny... – westchnął jakby w odpowiedzi i pomimo tego, że go zdzieliłem, przytrzymał mnie przy sobie, próbując mnie pocałować. Zacząłem krzyczeć i szarpać się, kopiąc go po nogach, aż w końcu moje kolano uderzyło go w czuły punkt. Zwinął się w kłębek, łapiąc za krocze. Swoją drogą czułem, że był już zdrowo podniecony.
- Mam w dupie, czy jesteś głodny, czy spragniony, czy nawet bliski śmierci! – krzyknąłem na niego, uciekając z kanapy. Stanąłem w drzwiach do sypalni, patrząc na niego wilczym wzrokiem. – Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz bez wyraźnego pozwolenia, to zrównam Cię z powierzchnią ziemi. Nie mam obowiązku się Ciebie słuchać! Może i mam się Tobą opiekować, ale już na pewno nie wlicza się w to również karmienie. Będziesz jadł tylko wtedy, gdy ja o tym zdecyduję i tylko to, co pozwolę Ci zjeść, jasne?! Masz mnie słuchać ty przeklęty bachorze, bo inaczej gdy tylko znów trafisz do Piekła, to nawet twój ukochany tatusiek w niczym Ci nie pomoże! Nie ważne, kim jest! Mam to głęboko w dupie!
Wyglądał na zszokowanego moim wybuchem, ale miałem to gdzieś. Wszedłem do sypialni i zamknąłem drzwi z głośnym trzaśnięciem. Szybko dotarłem do łóżka i tak jak stałem, tak położyłem się i zwijnąłem w kłębek. Nie chciałem powtórki z rozrywki. Jeśli już miał ktoś mnie wykorzystać, to wolałem, żeby zrobił to ktoś z wyższą pozycją. Wolałem wrócić do tego pieprzonego wazonu.
~✪~
W nocy nie spałem. Miałem wrażenie, że on zaraz wejdzie do pokoju i spróbuje mnie wykorzystać, kiedy byłem głęboko we śnie. To by pasowało do jego natury inkuba. Nie miałem zamiaru ryzykować.
Z zamkniętymi oczami leżałem na łóżku i rozmyślałem. Próbowałem znaleźć jakieś rozwiązanie dla naszej obecnej sytuacji. Nie podobała mi się obecność Cardwella w szkole. Czułem, że jest w tym coś podejrzanego, ponieważ chłopak zbyt uważnie dobierał słowa przy odpowiedzi.
Pewnie moje rozmyślania trwałyby dłużej, gdybym nagle w ciemnościach nie usłyszał dźwięku otwieranych powoli drzwi. Zastygłem w bezruchu. W głowie ustaliłem, że jeśli tylko wykona jakiś niepokojący ruch, oderwę mu rękę. Udawałem, że śpię, słysząc, jak porusza się po pokoju. Starałem się oddychać równomiernie i naturalnie, ale gdy poczułem, jak materac zapada się pod jego ciężarem, wstrzymałem się. Jego ręka delikatnie przejechała po mojej twarzy i byłem już niemal w stanie gotowości, żeby zaatakować, gdy nagle Aza odezwał się:
- Set, śpisz? – zapytał cicho. Nie odpowiedziałem, więc kontynuował. – Nie chcę Cię skrzywdzić, wiesz? Będę grzecznie czekał, aż sam mi pozwolisz na dotyk. Po prostu denerwuje mnie to, że innym dajesz do siebie dostęp. Jestem piekielnie o Ciebie zazdrosny. Jesteś zbyt słodki i niewinny, a przez to ledwo się powstrzymuję. Chcę żebyś pokochał mnie sam z siebie, bo ja Cię kocham. Nie wiem, dlaczego, ale nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem.
Poczułem jego ciepły oddech na policzku, więc zacisnąłem powieki. Byłem pewien, że spróbuje pocałować mnie w usta, ale on tylko cmoknął mnie w czoło, po czym wstał i najprawdopodobniej położył się obok łóżka na ziemi.
Czekałem ponad godzinę, nim się ruszyłem. Dopiero w momencie, gdy usłyszałem jak jego oddech staje się równomierny i świadczy o tym, że zasnął. Otworzyłem oczy i przesunąłem się na skraj łóżka, zaglądając na podłogę. Leżał zwinięty w kłębek na posadzce i trząsł się prawdopodobnie z zimna. W pokoju panował chłód, a spanie na podłodze bez żadnego okrycia mogło tylko wywołać chorobę.
Długo z sobą walczyłem, ale w końcu wstałem i podniosłem go delikatnie, kładąc na łóżku i przykrywając kołdrą, a sam położyłem się po drugiej stronie łóżka, przykrywając się kocem, który znalazłem w szafie. Pomimo, że tak okrutnie próbował się do mnie dobrać, pod koniec był ze mną szczery. Oczywiście myślał wtedy, że śpię, ale to i tak się liczyło.
Jego słowa sprawiały mi górę zmartwień, ale obok tych wszystkich nieszczęść, pojawiło się również bardzo znajome uczucie. Uczucie, które już raz doprowadziło mnie na samo dno. Wołałem się nawet nad nim nie zastanawiać. Schować je gdzieś głęboko i przykryć górą innych rzeczy, aby już nigdy nie wypłynęło na wierzch.
~*~
* - Andromalius -w tradycji okultystycznej , demon, potężny i wielki hrabia piekła.Wykrywa wszystkie oszustwa i niegodziwości.
~*~
Dzisiaj wyjątkowo późno rozdział, bo mój komputer odgrywał ważniaka i nie chciał się uruchomić xd Pozdrawiam cieplutko wszystkich xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top