30
Hope przybyła do firmy. Liczyła na kolejną listę zadań i nudny dzień w pracy. Chciała również porozmawiać z szefem na temat ratowania jego narzeczonej.
Przywitała się z nową recepcjonistką, podążając do windy. Będąc już na swoim piętrze, zauważyła czekającą przed jej biurem, Danielle.
— Zapraszam cię do sali konferencyjnej, Hope. — Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Skinęła, za bardzo nie wiedząc, o co chodzi. Podążyła za nią do windy, aby następnie wjechać na właściwe piętro. Podążając za kobietą, czuła się zakłopotana. Dzisiaj było tutaj wyjątkowo pusto i cicho.
Weszła za nią do środka. Widząc Macaulaya z narzeczoną i Pinea czuła, że coś jest nie tak. Usiadła na miejscu, które wyznaczył jej Will i cierpliwie czekała na rozwój sytuacji, będąc ciekawa, co tu się dzieje.
— Więc Hope. Mamy dla ciebie ważną informację.
— Słucham — mruknęła, czując na sobie palące spojrzenie Phoebe.
— Zostaniesz przeniesiona do Wielkiej Brytanii, konkretniej Londynu. Zostaniesz tam menadżerem działu kierownictwa budowy i architektury naszych przedsiębiorstw. Będziesz pod stałym nadzorem Stahlsa i jego asystenta Hooda. — Blondynka słysząc to, zmarszczyła brwi. Dlaczego nie zapytali jej o zdanie? Miała porzucić rodzine?
— Musisz sama wyrazić zgodę. Jest poparcie 5/5 właścicieli Direction Management w tej sprawie. Poza tym w Londynie dostaniesz mieszkanie oraz samochód służbowy i inne potrzebne urządzenia jak laptop czy tablet — zaznaczyła Danielle.
Rozejrzała się po sali, wiedząc, że tak czy inaczej, albo straci pracę, albo zmieni swoje życie na lepsze i opuści Amerykę.
Spojrzała na narzeczoną szefa, która patrzyła na nią z błaganiem w oczach.
— Wyrażam zgodę — mruknęła mało przekonująco. Zahir patrzył w nieznany jej kierunku, zaciskając szczękę.
Pine uśmiechnął się, klaskając w dłonie.
— W takim razie możesz zabrać swoje rzeczy z biura, a jutro o szóstej czekaj na lotnisku "NY AIRLINES". Polecę wraz z tobą i Daniele, aby pokazać wszystko w Londynie.
Przytaknęła, wstając. Może Londyn będzie miejscem, gdzie znajdzie szczęście i spędzi resztę swojego życia.
Mruknęła "do widzenia" wychodząc z sali konferencyjnej. Chciała teraz tylko zabrać swoje rzeczy z biura i jechać do hotelu. Przed nią spakowanie się i przeniesienie do lepszego miejsca na świecie.
Wchodząc do biura, zaczęła pakować swoje rzeczy. Odwróciła się, czując obecność kogoś jeszcze w pomieszczeniu. Zahir stał oparty o framugę drzwi, patrząc na nią przepraszającym wzrokiem.
— Nie bierz tego do siebie, Hope.
Skinęła, a mężczyzna, wzdychając, odszedł.
***
Hope o szóstej była już na lotnisku, czekając na towarzyszy. William i Dani pojawili się szybko. Już półgodziny później, siedzieli w prywatnym samolocie Direction Management, startując do Wielkiej Brytanii.
Ich lot powinien trwać siedem godzin i trzydzieści minut.
Czuła się zakłopotana i nie wiedziała, jak ma się zachowywać w ich towarzystwie, po tym wszystkim. Dodatkowo wszystko działo się tak szybko.
— Na długo zostajecie w Londynie? — spytała, chcąc przerwać krępującą ciszę między nimi.
— Na parę dni. — Uśmiechnęła się Dani.
— Potem wracam do Norwegii, gdzie zajmuję się siedzibą w Oslo — dopowiedział Will.
Skinęła, uśmiechając się i spojrzała na widoki z samolotu. Nie do wiary jak to wszystko się potoczyło.
***
Będąc w Londynie, podziwiała widoki tutejszej stolicy Wielkiej Brytanii. Była tutaj pierwszy raz. Wiedziała, że to tutaj chce spędzić resztę życia.
Samochód z logo D/M zawiózł ich najpierw pod wysoki budynek, gdzie Hope miała zamieszkać. Wraz z Pinem i kobietą, weszli do budynku. Tam otwierając drzwi, wpuścił ją do środka, oznajmiając, że teraz ten dom należy do niej. Następnie jak już McRae obejrzy wszystko, pojadą do siedziby Direction Management, którą zajmuję się Harold Stahls. To z nim będzie teraz współpracować.
Po rozejrzeniu się po ładnie urządzonym mieszkaniu wraz z towarzyszami udała się do samochodu, którym pojechali do siedziby D/M.
Stahls czekał już na nich przed budynkiem wraz ze swoim asystentem. Przywitał się z nimi dumny z tego, że teraz McRae będzie współpracować z nim tutaj w Londynie.
— Cieszę się, że będziesz teraz tutaj. — Uśmiechnął się, oprowadzając ją po siedzibie, gdzie również zaprowadził ją do jej nowego biura, które znajdowało się tuż obok niego.
Była zamyślona i tylko przytakiwała na słowa nowego "szefa". To było nie do pojęcia, jak przez te kilka dni jej świat się zmienił. Musiała opuścić miasto, które polubiła tylko dlatego, że Phoebe nie mogłam dać rady z zazdrością wobec swojego ukochanego. Po części rozumiała to. Sama nie byłaby szczęśliwa, gdyby jej przyszły mąż miał asystentkę i spotykał się z nią, czy też wyjeżdżał. Rozumiała to i starała się zacząć nowe życie tu w Londynie.
***
Zahir bardzo przeżywał odejście Hope. Wyszedł na szklany balkon, z kieliszkiem ginu w dłoni. Został teraz sam w Nowym Jorku. Całkiem sam.
— Wszystko, czego chcemy, zazwyczaj jest gdzieś obok, ale po prostu nie zawsze możemy to mieć — powiedział Zahir.
Stojąc na szklanym balkonie najwyższego wieżowca w Nowym Jorku, podziwiał oświetlone nocą miasto.
Mimo idealnego stanu konta i pięknej narzeczonej nie był szczęśliwym człowiekiem. Czuł, że oszukiwał nie tylko samego siebie, ale i cały świat zainteresowany jego życiem prywatnym.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top