27
Wigilia.
Hope wraz z rodziną przygotowywała wspólny posiłek. Jeszcze większa ilość rodziny miała do nich dołączyć późniejszą porą. Wszyscy byli podekscytowani. Tylko raz w roku spotykają się w takim składzie rodzinnym, spędzając miło czas na rozmowie, wspomnieniach i dzieleniu się informacjami ze swojego życia.
W tym samym czasie w Nowym Jorku Zahir tracił zmysły, wiedząc, że wraz z narzeczoną będzie musiał zasiąść przy stole z jej, jak i ze swoimi rodzicami. Jej rodzice doprowadzali go do szału za każdym razem, gdy się spotykali. Phoebe starała się przygotowywać potrawy na wielką ucztę wraz z ich gosposią Lauren.
Za to Macaulay chodził nerwowo po ich willi, zastanawiając się, gdzie jest kurier, który miał mu dostarczyć prezenty, które swoją drogą nie były tanie. Gdy usłyszał dzwonek, wypuścił wstrzymywane powietrze, podchodząc do drzwi, aby je otworzyć. Zmierzył złowrogim spojrzeniem kuriera, będąc już naprawdę poirytowany dzisiejszym dniem. Za prezenty miał już zapłacone, ale wręczył kurierowi parę banknotów za usługę i wnoszenie tego wszystkiego do luksusowego domu, największego biznesmena w Stanach.
— Położę je pod choinką. — Phoebe pojawiła się w holu. — Są podpisane dla kogo?
— Tak. — Chwycił parę zapakowanych pudełek wraz z narzeczoną, odkładając je pod wielką choinką stojącą przy schodach.
Następnie wraz z kobietą, udał się do sporych rozmiarów kuchni, pomagając Lauren.
Hope wraz z bratem Alexem i siostrą Becki zabrała się za nakrycie stołu. Przystroiła go ładnie serwetkami. Prezenty dla rodziny już dawno odłożyła pod choinkę, które aż prosiły się o rozpakowanie. Choinka nie była duża, przez co prezenty zdawały się nie mieścić już pod nią, przez dokładanie kolejnych paczek przez przybyłych gości.
Zbliżał się wielkimi krokami wspólny posiłek. Mama Hope zabrała się za zanoszenie już dań do dużego salonu, gdzie mieli pomieścić się wszyscy.
Już po dwudziestu minutach zasiedli razem przy stole. Mimo jedzenia buzię im się nie zamykały. Panowała świetna rodzinna i przytulna atmosfera. Było idealnie. Z rozmowy z siostrą Hope wyrwał dźwięk telefonu, oznajmiający nową wiadomość. Chciała szybko przeczytać, aby zająć się rodziną.
Od: Zahir:
Wesołych Świąt, McRae.
Przewróciła oczami, bo i tak nie mógł tego zauważyć. Swoją drogą jako premię świąteczną dał jej sporo dodatkowych funduszy. Była mu wdzięczna.
Odpisała mu, nie chcąc być niemiłą osobą i wróciła do rozmów ze swoją rodziną, starając się nie myśleć o swoim szefie.
Macaulay w tym czasie dokańczał rozkładanie potraw, zwalniając Lauren do domu, aby mogła świętować. Przy okazji wręczył jej kopertę z prezentem świątecznym.
Gdy już ich rodzice przybyli do domu Phoebe wpuściła ich ,witając w swojej kreacji. Miała na sobie kremową sukienkę, która rozkładała się na dole i do tego kremowe szpilki. Wyglądała perfekcyjnie.
Zasiedli razem przy stole, zaczynając rozmowę. Zahir już na wstępnie hamował się, aby nie powiedzieć nic głupiego na temat ślubu, który był teraz głównym tematem.
— Na wiosnę — burknął, gdy jego przyszła teściowa zapytała się, kiedy planują wesele.
Jadł potrawy, czasami przewracając oczami na komentarze mamy narzeczonej. Wyprowadzała go z równowagi, gdy tylko miała okazje. Sprawiało jej to radość.
***
Po dwóch tygodniach pobytu w Vancouver wróciła do domu. Miała jeszcze dodatkowo wolny tydzień na odpoczynek po-świąteczny. D/M mogło pozwolić sobie na wszystko.
Do mieszkania dotarła dopiero późnym wieczorem. Lot z Vancouver do Nowego Jorku miała opóźniony, przez co z wylądowanie z popołudnia, zmieniło się w wieczór. Będąc już w środku, odłożyła swoją walizkę w kąt pokoju, chcąc zdjąć kurtkę ze swoich ramion. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a dzwonek do drzwi rozniósł się po mieszkaniu.
Odwróciła się, od razu je otwierając. Do środka wparował zdenerwowany Macaulay, wymachując rękami. Było czuć od niego alkohol.
— Przysięgam, że zabiję kiedyś tę kobietę! — Uniósł się, wymachując rękoma.
Blondynka ciągle z szokiem wymalowanym na twarzy zamknęła drzwi, patrząc na mężczyznę. Jego wzburzone zachowanie rozbawiło ją, ale nie wypadało się śmiać, więc siedziała cicho.
— Kogo? — spytała, za bardzo nie wiedząc, w jakim celu tu przyszedł i o kim mówił.
— Najgłupszą kobietę na świecie. Matkę Phoebe. Jest takim wrednym babskiem, że nie masz pojęcia, jak jej nienawidzę. — Wzdychnął, siadając na kanapie w salonie.
McRae uśmiechnęła się, chcąc wiedzieć, co takiego zrobiła. Śmieszyło ją zdenerwowanie Zahira na swoją przyszłą teściową.
— Może napije się pan kawy? — spytała, wyciągając i tak już dwa kubki.
— Nie pan i tak.
Przewróciła oczami, zabierając się za robienie ciepłego napoju.
— Więc co się takiego wydarzyło? — uniosła brew, stojąc w kuchni.
— Przyjechała do nas na wigilię i wyobraź sobie, że została aż dotąd. Poza tym ona wcale nie ma zamiaru wyjechać! Panoszy się po całym domu i wszystko przestawia! Cholera jasna!
Zaśmiała się, widząc, jak bardzo denerwuję go kobieta. Opanowała się, gdy zmierzył ją złowrogim spojrzeniem.
Przyniosła do salonu kawę, podając mu kubek. Zajęła miejsce na fotelu naprzeciwko niego.
— Przyjechałaś dopiero? — spytał, spoglądając na walizkę w rogu.
— Tak jakby — mruknęła, pijąc napój.
— Masz jakiś pomysł jak ją wykurzyć? Nie zniosę jej panoszącego się tyłka w moim domu.
— Może porozmawiaj z Phoebe. Wiesz, jako ich córka ma większy wpływ na ich obecność u was.
— U mnie — poprawił ją. — Dopóki nie ma na nazwisko Macaulay, dom jest mój — zaznaczył.
Zrobiła dziwną minę, spoglądając w jego stronę. Czy oni na pewno zamierzali wziąć ślub?
— Wybacz wasza wysokość — chrząknęła żartobliwie.
Zaśmiała się, widząc zbulwersowaną minę biznesmena. Gdy w jego żyłach płynął alkohol, nie zwracał uwagi na słownictwo.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top