26
Ostatni dzień pracy.
Chciała szybko dokończyć pięć zadań z listy i zanieść wszystko szefowi. Ciągle zastanawiała się, co miało miejsce w tamtym budynku. Skoro była jego asystentką, a to coś dotyczyło firmy, powinna wiedzieć.
Włożyła na siebie płaszcz, wychodząc z mieszkania.
Na zewnątrz standardowo o tej porze padał śnieg. Ulice były już zasypane, dołując tych, którzy musieli gdzieś dojść chodnikiem. Wsiadła do auta, włączając ogrzewanie.
Poczekała, dopóki się nie nagrzało i dopiero potem ruszyła w stronę jednej z firm Direction Management. Dojechała po kilkunastu minutach, będąc już spóźniona. Przez zamieszanie ze śniegiem, zamiast pojawić się w firmie o dziewiątej, dojechała o trzydzieści minut później. Skinęła do recepcjonistki, która zdała się ją po prostu olać. Przewróciła oczami na bezczelność, odbierając klucz od biura. Wjechała windą na górę, chcąc już zająć się wykonywaniem zadań z listy.
Wchodząc do biura, zauważyła już stojącą na biurku gorącą kawę i kanapkę, a obok leżała karteczka. "Smacznego kochanie, Dani".
Zdjęła ubrania wierzchnie, odwieszając na wieszak. Zasiadła na obrotowym krześle, przy okazji popijając kawę. Ciepło rozlało się wewnątrz, rozgrzewając ją. Trudno uwierzyć, że to ostatni dzień pracy w tym roku.
Uporała się z zadaniami w szybkim tempie, kończąc tłumaczenie drugiej umowy i przejrzała plan budowy jednej z nowych siedzib Direction Management w Sydney.
Wyciągnęła jedną z pustych teczek z szuflady, wkładając do niej wszystkie papiery i dokumenty, które sporządziła. Sprawdziła jeszcze raz wszystkie zadania z listy, chcąc się upewnić, czy niczego nie pominęła. Jeszcze dzisiaj wieczorem, jeśli by jej się udało, chciałaby wylecieć do rodzinnego miasta, Vancouver. Bardzo stęskniła się za bliskimi.
Wyrzuciła opakowanie po kanapce i kawie do kosza niedaleko biurka. Podniosła się z siedzenia, chcąc zanieść wszystko szefowi. Pamiętała o zakluczeniu biura, wychodząc z niego. Teraz bezpieczeństwo firmy wzrosło o kilkanaście procent, więcej ochroniarzy i monitoringu.
Wjechała na górę, powoli podchodząc do biura z plakietką na drzwiach z napisem "BOSS MACAULAY". Zapukała. Dopiero gdydy usłyszała pozwolenie na wejście, uczyniła to.
— Dzień Dobry Panie Macaulay. To wszystkie dokumenty i lista zadań, żeby mógł pan sobie sprawdzić, czy coś pominęłam. — Uśmiechnęła się z wymuszeniem.
Skinął, zapatrzony ciągle w komputer.
— Do widzenia — bąknęła. — I wesołych świąt. — Ruszyła w stronę drzwi, chcąc pozbyć się dziwnego zakłopotania, które jej towarzyszyło zaraz po przyjściu tutaj. Wszystko przez ten nieszczęsny pocałunek na lotnisku. Był niepotrzebny.
— Poczekaj, McRae — mruknął, przez co gwałtownie się zatrzymała.
Odwróciła się w jego stronę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Śpieszy mi się.
Mogła zauważyć, jak przewraca oczami zirytowany. Podniósł się z krzesła, uprzednio wyciągając z szuflady jakąś kopertę, na której było napisane jej nazwisko. Wyciągnął w jej stronę dłoń, podając przesyłkę.
— Proszę, to zapłata za ten miesiąc pracy + premia świąteczna. — Teraz on się uśmiechnął z wymuszeniem. — Nie odmawiaj przyjęcia, bo każdy pracownik dostaję.
— OH, dziękuję bardzo. — Odebrała od niego swoje wynagrodzenie.
— Ależ proszę. — Cała ich rozmowa była przesiąknięta sarkazmem.
— Wesołych— mruknęła jeszcze raz, wychodząc.
— Ta, wzajemnie McRae. — Usłyszała, zamykając już drzwi.
Ich nastawienie z przyjaznego wobec siebie, zmieniło się w wymuszanie porozumiewania się nawzajem.
Weszła do biura, pakując swoje rzeczy do torebki. Chciała szybko opuścić firmę i wskoczyć jeszcze do paru sklepów przed wylotem. Zabrała swoje rzeczy i opuściła biuro. W recepcji oddała klucz od biura, niechętnie życząc wrednej recepcjonistce "Wesołych Świąt". Odpowiedziała jej z takim jadem, który chyba miał wzbudzić w niej strach. Niestety Hope nie przejęła się, już kilka minut później radośnie rozmawiając przez telefon z Kendall.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top