25
Poniedziałek.
Przedostatni dzień pracy i wolne. Niechętnie dojechała pod firmę, czując z każdą chwilą narastający stres. "Dasz radę, Hope. Dasz radę"~ powtarzała sobie w myślach.
Zaparkowała auto na wolnym miejscu. Wzięła swoją torebkę i kubek kawy, którą kupiła po drodze. Zamknęła autopilotem i drżących nogach podążyła do firmy.
Weszła do środka, a ciekawskie spojrzenia odprowadziły ją aż do windy.
Wjechała na swoje piętro, kierując się do biura. Kluczami, które odebrała na dole, otworzyła drzwi, wchodząc do środka. Podchodząc do biurka, zauważyła już leżącą listę zadań na dwa ostatnie dni. Przynajmniej nie musiała po nią iść.
Usiadła na obrotowym krześle, popijając kawę. Włączyła komputer, chcąc zająć się pracą. Była ciekawa, czy znaleźli już sprawce włamania. Zabrała się za czytanie zadań, starając się skończyć te dzisiejsze jak najszybciej i zacząć te na wtorek, aby mogła wyjść szybciej.
~~Zahir~~
Dzisiaj miał ważne spotkanie z pracownikami w jednym z wieżowców. Poprosił Willa, aby dostarczył McRae listę zadań na dwa ostatnie dni pracy, a potem przyjechał w umówione miejsce.
Założył tradycyjnie swój czarny garnitur i poprawił krawat. Jego narzeczona siedziała w salonie, próbując od jakiegoś czasu dowiedzieć się, w jakim celu był w Filadelfii. Tłumaczył jej, że wieczorem jak wróci, wszystko jej powie. W prawdzie chciał w drodze powrotnej wjechać do jubilera i kupić coś zachwycającego jako pretekst bycia w Filadelfii. Nie czuł się głupio, oszukując Phoebe. Uważał, że skoro jeszcze nie byli małżeństwem, nie był zobowiązany do mówienia jej wszystkiego.
Pożegnał się z nią pocałunkiem w policzek, wychodząc pośpiesznie z domu. Wsiadł do swojego czarnego Mercedesa, z piskiem opon opuszczając swoją posesję. Nie chciał się spóźnić. Był co do tego źle nastawiony. Punktualność była u niego na pierwszym miejscu.
Dojechał do budynku w centrum miasta, parkując swoje auto, gdzie mu tylko pasowało. Wszedł do środka, wjeżdżając na ostatnie piętro. Miał nadzieję, że wszyscy byli już na miejscu. Spotkanie miało zacząć się za pięć minut. Otworzył szklane drzwi do sali konferencyjnej, odbierając od jakiejś kobiety kawę, którą mu przygotowała. Większość tutaj obecnych była zszokowana, że nie przybył na spotkanie ze swoją asystentką. Nie wiedzieli, że wobec niej miał już inne plany.
***
Skończyła wszystkie zadania z poniedziałku plus połowę z wtorku. Dzięki temu jutro będzie mogła skończyć szybciej i spakować się na wyjazd do rodzinnego miasta na święta.
Nie spotkała dzisiaj firmie pana Zahira, Willa czy też Danielle. Przez to wcześniejsze włamanie, powinni chyba więcej przesiadywać w firmie, a nie tak po prostu znikać nie wiadomo gdzie.
Zrobione dokumenty i przetłumaczone umowy z języka tajskiego na angielski, zostawiła w biurze. Chciała je wręczyć szefowi, a skoro go nie było, wolała pozostawić je właśnie tutaj.
Zamknęła pomieszczenie, zjeżdżając windą na dół. Właśnie tam w recepcji zostawiła kluczyk, jak to miała w zwyczaju.
Mruknęła ciche "do widzenia", opuszczając firmę po dwudziestej. Długo dzisiaj tutaj posiedziała, ale było warto, skoro jutro będzie krócej pracować. Mimo zbliżających się świąt Macaulay wcale nie zmniejszał jej obowiązków, a raczej dorzucał dodatkowe.
Dotarła do parkingu. Śnieg padał jak szalony, obniżając widoczność na drodze. Wsiadła do środka Audi, dziękując, że jeszcze nie udało jej się go sprzedać. Włączyła ogrzewanie, chcąc posiedzieć chwilę, zanim ruszy w stronę mieszkania. Wtedy podjechało czerwone, dość luksusowe Audi. Hope zniżyła się trochę, nie chcąc, aby ów osoba ją zauważyła.
Z samochodu wysiadła blondynka w wysokich czarnych botkach i grubym futrzanym płaszczu. Zamknęła auto, podążając do środka. McRae kojarzyła tę posturę, ale dopiero gdy kobieta się odwróciła w celu zamknięcia drzwi, dostrzegła jej twarz. Narzeczona Macaulaya. Co ona mogła tutaj robić, skoro jej męża nie było w pracy? Postanowiła poczekać jeszcze chwilę. W prawdzie dłuższą chwilę. Chciała wiedzieć, po co tu przyszła i ile jej to zajmie.
Po dobrych dwudziestu minutach drzwi od tylnego wyjścia firmy się uchyliły. Wyszła z nich blondynka z jakąś teczką. Wsiadła do samochodu, od razu wyjeżdżając z parkingu. Może to i było dziwne, a Hope to jedna z tych ciekawskich osób.
Z wyrzutami sumienia odpaliła silnik, chcąc ją pośledzić. Jakkolwiek to brzmiało. Trzymała się w odpowiedniej odległości za jej wyróżniającym się w tłumie samochodem.
Zaparkowała pod bardzo wysokim budynkiem. Zajęła miejsce, które nie było do tego przeznaczone. Wysiadła z auta, idąc do środka. Hope w oddali zauważyła czarnego Mercedesa jej szefa. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc co się tak naprawdę dzieje. Skoro była jego asystentką powinna wiedzieć, gdzie był, prawda? Co, jeśli jakiś klient by go szukał? Stojąc po drugiej stronie ulicy, czekała cierpliwie.
Nie minęło zbyt dużo czasu. Z budynku wyszła najpierw Phoebe, a potem jej szef. Rozmawiał po drodze z Williamem i Danielle. Dlatego nie było ich dzisiaj w firmie. Popatrzyła na nich jeszcze chwile, a następnie starała się odjechać, nie zwracając na siebie uwagi. Wycofała w wąską uliczkę, znikając w niej. Następnie wcisnęła pedał gazu, wykręcając i wyjechała na główną drogę już w kierunku jej dotychczasowego mieszkania.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top