21

Po przesłuchaniu i sprawdzeniu budynku postanowili podstawić swoich ludzi na noc, aby sprawdzić wszystko, co tylko możliwe. Kamery feralnej nocy nie działały, co było kolejną zagadką dla policjantów. Musiał to być ktoś z wewnątrz.

Hope mogła teraz opuścić firmę tak jak jej właściciele.

— Hope, spieszy ci się gdzieś, czy zaszczycisz mnie swoją osobą i pójdziesz ze mną na kawę?

— Z panem wszystko w porządku dzisiaj?

— Po prostu mam dobry dzień, czy to coś złego? — Uśmiechnął się, opierając ciało o drzwi swojego samochodu.

Marszcząc brwi, pokręciłam z rozbawienia głową, patrząc na niego.

— Gdzie?

— Starbucks?

— Może być. — Wzruszyła ramionami, otwierając auto.

— Poczekam tam. — Zaśmiał się, wsiadając, odpalił silnik, wciskając pedał gazu i odjechał.

Hope, gdy już powróciła na ziemie przez urok tego samochodu, również opuściła parking siedziby D/M.
Jazda zajęła jej sporo czasu przez korki i ciągle zmiany świateł na skrzyżowaniach. Zdenerwowana powolną jazdą, zaparkowała przy Starbucksie. W najgorsze opady śniegu udało jej się szybko wejść do środka kawiarni.
Odnalazła wzrokiem Zahira, podchodząc do jego stolika i usiadła naprzeciwko niego.

Widząc na jej włosach płatki śniegu i jej zdenerwowaną minę, zaśmiał się.

— Cieszę się, że udało ci się w ogóle dojechać. — Zachichotał, a blondynka zmierzyła go wzrokiem.

— Ha ha.

Kelner położył karty na ich stoliku, pytając blondynkę, czy nie potrzebuję ręcznika. Podziękowała uprzejmie, otwierając kartę.

— Jak ci się mieszka? — spytał, patrząc w Menu.

— Dobrze. — Mruknęła. — Mogę wiedzieć, ile jestem winna za ten miesiąc? Chcę oddać panu pieniądze.

— Daj spokój.

— Ile?

— Nic. Dla mnie to nic więc daj sobie spokój i ciesz się życiem, póki jesteś wolna.

— Słucham?

— Opowiedz mi lepiej, na kogo wesele idę. Przydałoby się trochę wiedzy. - Uśmiechnął się, składając w międzyczasie swoje zamówienie.

Kelner odszedł, zabierając karty, a blondynka westchnęła, zaczynając opowiadać Zahirowi.

— Cole Neymann to mój dawny przyjaciel — skłamała. — Nie mam pojęcia, kto jest jego wybranką, ani dlaczego mnie zaprosił.

— Oh, okej.

Mulat podziękował kelnerowi, który szybko przyniósł im zamówienia.

— O której jest to wesele?

— O dziesiątej w Filadelfii. — westchnęła. — Bilety na samolot dostałam z zaproszeniem. A lot jest o piątej.

— Okej. — Uśmiechnął się. — W takim razie przyjadę rano po ciebie i polecimy.

— Aby na pewno? Wie pan, nie chcę więcej takich artykułów, czy nieporozumień z pana narzeczoną.

Zaśmiał się, popijając swoją kawę.

— Nie musi wszystkiego wiedzieć, jeszcze nie jesteśmy małżeństwem.

***

Hope wróciła do mieszkania po dość dziwnym spotkaniu z szefem.
Raz potrafił być ignorującym gburem chcącym zaimponować narzeczonej, a za drugim razem mieć ją gdzieś, adorując blondynkę. Był człowiekiem zagadką.
Rozsiadła się na kanapie, włączając telewizor i wsłuchując się w wypowiedzi serialowych bohaterów.

~~ Zahir ~~

Podjechał pod swój dom, zostawiając auto na podjeździe.
Powolnym krokiem wszedł do środka, nie spiesząc się zbytnio.
Uśmiech nie schodził mu z twarzy, co zirytowało jego narzeczoną zaraz po wejściu do środka.

— Co cię tak bawi? Wczorajsza popsuta kolacja z moimi rodzicami czy kolejne spotkanie z tą kobietą???

— Daj spokój. Mogli darować sobie komentarze na temat moich przedsiębiorczości. Zacznijmy od tego, że ONE SĄ MOJE. — Uśmiechnął się dumnie.

— Mogłeś udać, że tego nie słyszysz.

— A co robiłem? Byłaś tam i nie udawaj głupiej. Po prostu nie odpowiadają im najlepsze hotele, a zacznijmy od tego, że gdyby nie ja nigdy byście nawet do takiego nie weszli.

— Jesteś bezczelny.

— Szczery, kochanie.

Zakończył rozmowę, idąc na górę, aby wziąć prysznic.

Jego narzeczona popadała w obłęd, bojąc się, że straci ukochanego przez jego asystentkę. Widziała artykuły w internecie o ich wypadzie do Tajlandii.
Wiedziała o tym, że jako jego pracownica musiała jechać, ale nie była pewna, czy między nią a jej narzeczonym do niczego nie doszło. Musiała usunąć konkurencję.

Usiadła na kanapie, zastanawiając się jak przekonać Zahira, aby przeprosił jej rodziców za nieudaną kolację. Wiedziała, że wina była po ich stronie przez zbędne komentarze, które wygłaszali, ale przez dumę to Macaulay musiał wyciągnąć pierwszy rękę. Musiała zrobić wszystko, aby się pogodzili. Do ślubu pozostało jeszcze pół roku.

Mulat po odświeżeniu zszedł na dół do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Jego narzeczona ponownie zaczęła rozmowę, gdy już trochę się uspokoiła.

— Wylatuję w sobotę do Filadelfii — wyznał, przygotowując sobie napój.

— Po co? W sobotę mieliśmy wybierać kwiaty na wystrój wesela. Zapomniałeś?

— Nie możemy zrobić tego w poniedziałek? Wezmę sobie dzień wolny.

— Co jest ważniejsze od tego?

— Kontrakt z firmą budowlaną — skłamał, wcale się tym nie przejmując.

— Dobrze. Skoro tak, to przełożę projektanta na poniedziałek.

Skinął głową, zalewając herbatę i podał jeden kubek blondynce.

~~Hope ~~

Krążyła po sypialni, zastanawiając się, co ubierze na wesele.
Ciągle była zaskoczona decyzją szefa z w celu towarzyszenia jej na ślubie jej dawnego chłopaka. Nie chciała mówić mu, jaka dziwna sytuacja miała między nimi kiedyś miejsce.

Jej była miłość, która zaprosiła ją na własny ślub. Niezręczna sytuacja, ale żeby nie sprawić mu przykrości, musiała pojawić się na weselu i mimo wszystkiego z uśmiechem na ustach poznać jego wybrankę.

====================================================================================

Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top