19

Przeglądała wszystkie przedsiębiorczości należące do D/M, szukając idealnego apartamentowca.
Po długich poszukiwaniach znalazła miejsce na 432 Park Avenue. Znajdując numer kierownika tego budynku, zadzwoniła, rezerwując najlepszy apartament na czas nieokreślony.

Szczerze była ciekawa dla kogo to wszystko. Mimo że nie powinno ją to interesować, chciała dowiedzieć się, kto jest aż tak ważnym gościem dla jej szefa.

Stukając na klawiaturze jej służbowego komputera, szukała restauracji. Na godzinę dwudziestą, dzisiaj.

Westchnęła, przeglądając wszystko i szukając po najlepszych ocenach gości, dobrej restauracji. Musiała być perfekcyjna, aby jej szefuncio się nie załamał. Znajdując dobrą restaurację z widokami na cały Nowy Jork, postanowiła właśnie ją wybrać.

Zarezerwowała stolik przy oknie na sześć osób, tak jak napisał jej w wiadomości Macaulay.
Musiało to być coś naprawdę ważnego, skoro Zahir dbał o najlepszą jakość.

Kiedy zapisała wszystkie dane miejsc, które zarezerwowała i wydrukowała potwierdzenia od nich, mogła w końcu zanieść to szefowi i zająć się listą zadań.
Wszystko zajęło jej dobre dwie godziny.

Podniosła się z krzesła, kierując od razu do drzwi. Wykonała wszystkie czynności, aby kilka minut później znaleźć się pod drzwiami jej szefa.

Weszła, dopiero kiedy dostała pozwolenie. Widząc ubraną na biało narzeczoną szefa, przełknęła głośno ślinę. Kobieta siedziała na jego miejscu, przegryzając kanapkę z restauracji z dołu biurowca.

— Dzień Dobry oraz smacznego — mruknęła do kobiety, chcąc być uprzejmą, chociaż przychodziło jej to z trudem.

— Dzień Dobry. — Uśmiechnęła się fałszywie. — Dziękuję bardzo.

Hope skinęła, podając Zahirowi dokumenty.

— Wszystko już zarezerwowane, a tu są potwierdzenia.

— Dobrze, dziękuję.

Skinęła, opuszczając jego biuro, nie chcąc przeszkadzać narzeczeństwu.

Będąc już w windzie, poczuła, że potrzebuje kawy i czegoś dobrego do zjedzenia. Jej brzuch powoli zaczął wariować z głodu. Od razu wcisnęła parter, zjeżdżając na dół. Jedzenie w restauracji było darmowe dla pracowników Direction Management, aby każdy po ciężkim dniu mógł dobrze zjeść i nie opuszczać firmy w godzinach lunchu.

Hope niezbyt często tu schodziła, wolała po prostu albo nie jeść, albo opuścić firmę. Tym razem chciała jednak wziąć coś do biura, dopóki jeszcze nie wybiła godzina przerwy.

Wchodząc do pomieszczenia, rozejrzała się dookoła. Wzięła kawę Mocha i kanapki z sałatą i łososiem.

Po kilku minutach wróciła do swojego biura. Siadając, od razu zaczęła spożywać swój lunch. Okręcając się na krześle, chwyciła listę zadań, starając się ją przeczytać.

Przez obecność jego narzeczonej nawet nie mogła zapytać mu się, co to za okazja. Jednak to, że tutaj była dawało znak, że wiedziała o tym, a nawet mogła być powodem takich wymagań, co do jakości.

***

Kończąc męczącą pracę, mogła w końcu wrócić do nowego "domu". Dzisiaj jej planem na wieczór było ogłoszenie samochodu i jak najszybsze sprzedanie go.

Chciała oddać Zahirowi pieniądze, którymi zapłacił za miesiąc wynajmowania.

Ziewając, wyłączyła komputer, pakując już powoli dokumenty i inne rzeczy do torebki.
Kiedy komputer bezpiecznie się już wyłączył, podniosła się z krzesła, chwytając torebkę i płaszcz. Pogoda pogarszała się z dnia na dzień, uświadamiając, że zawitała pora zimowa i święta. Prawie za dwa tygodnie będzie mogła usiąść w gronie bliskich przy stole i porozmawiać.

Wyszła z biura, zamykając go (tylko szef mógł mieć dostęp do jej biura, inni pracownicy nie). Zjechała windą na dół, mijając się z zadowolonymi minami i pełnymi radości spojrzeniami pracowników.
Byli dziwni? Tak, tak mogła o nich powiedzieć. Mało rozmowni i zapatrzeni w życie innych, pracownicy.

Wyszła z budynku, kierując się na parking samochodowy. Zauważyła szefa, stojącego przy swoim Mercedesie i palącego papierosa.

— Szkodzi zdrowiu — skomentowała, wsiadając szybko za kierownicę.

Uśmiechnął się do niej, gdy wyjeżdżała już z parkingu. Był sam, co oznaczało, że jego narzeczona musiała już wcześniej pojechać.

Jechała powoli w stronę nowej dzielnicy jej zamieszkania. Pogoda psuła się coraz bardziej. Nowy Jork mimo wczesnej godziny opanowało dość mocne zachmurzenie i opady śniegu, które utrudniały jazdę.

Hope wiedziała, że trudno będzie, kiedy sprzeda samochód. Będzie musiała kupić jakiś tańszy, bo inaczej droga do pracy zajmie jej cały dzień.
Zanim wjechała na swoją dzielnicę, zatrzymała się pod supermarketem, aby kupić potrzebne produkty do świecącej pustakami lodówki.

Chwyciła koszyk, chodząc po sklepie i biorąc potrzebne produkty takie jak chleb, ser, szczypiorek czy jogurty i mleko.

Gdy koszyk był już zapełniony, a sama ledwo co dała radę do nieść, podeszła do kasy. Zapłaciła za wszystko, biorąc trzy siatki zakupów i biegiem ruszyła do samochodu, bo mokry śnieg zawładnął ulicą.

Odpaliła silnik i włączyła ogrzewanie, starając się nie zamarznąć przez niską temperaturę. Po długiej jeździe z przystankiem na zakupy dojechała do mieszkania. Zostawiając auto na podziemnym parkingu, wiedziała, że będzie bezpieczne. Z siatkami weszła do windy, wjeżdżając na swoje piętro. Gdy tylko udało jej się wejść do mieszkania, odłożyła je od razu w kuchni, która była przy wejściu i zakluczyła drzwi.

Zapomniała o jednym.
Teraz musiała zacząć szukać jakiegoś prezentu ślubnego dla Cole'a na sobotę, a przede wszystkim.... osoby towarzyszącej. Nie mogła pójść sama, skoro miejsce dla towarzysza było już zapłacone przez młodą parę.

Westchnęła, siadając na kanapie i w myślach zaczęła szukać jakiegoś dobrego rozwiązania.

====================================================================================

Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top