18
Oprowadził ją po mieszkaniu, tłumacząc, że ten budynek od pół roku należy do Direction Management i mieszka tutaj większość pracowników, przez co jej sąsiedzi nie będą jej przeszkadzać.
Nie wiedziała, jak powinna mu dziękować. Był bardzo pomocnym szefem, mimo jego zachowań wymagającego dupka.
Mężczyźni od przeprowadzek zaczęli już wnosić jej rzeczy, a dziewczyna nie dowierzała, jak szybko to wszystko poszło.
— Ja teraz jadę na Wall Street. Do pracy przyjdź dopiero we wtorek, jak już oswoisz się z sytuacją — powiedział w jej stronę.
— Naprawdę dziękuje. — Mruknęła, a kąciki jej ust delikatnie ruszyły ku górze.
— W razie potrzeby, dzwoń. Sklep masz tuż za rogiem, więc nie zgubisz się. — Przytaknęła na jego słowa, dziękując jeszcze pięćdziesiąt razy.
Zahir opuścił mieszkanie, a mężczyźni zaczęli wnosić jej kartony, ustawiając w większym pokoju.
Całość trwała dobre dwie i pół godziny, a kiedy już niektóre rzeczy znalazły swoje miejsce i została sama, zamknęła za sobą drzwi na klucz, który dostała od Macaulaya, zaczęła rozglądać się po nowym mieszkaniu.
Mieszkanie nie było duże, ale nie było też małe. Było w sam raz jak dla niej. Niedziela zleciała jej jak mrugnięcie okiem przez wszystkie złe i przykre sytuacje, które dzisiaj miały miejsce.
Wyszła na mały balkon bloku, w którym mieszkała, patrząc, jak Nowy Jork pochłaniam ciemne chmury i mgła. Wróciła do środka, szczelnie zamykając drzwi balkonowe.
Zaczęła otwierać kartony stojące w salonie i do końca ogarniać swoje rzeczy.
Układała, przestawiała i robiła wszystko, aby poczuć się chociaż trochę jak u siebie, chociaż wiedziała, że to mieszkanie nie będzie na długo jej. Chciała poszukać czegoś na swoją rękę, jednak telefon od Kendall przerwał jej tę przyjemność.
— Tak?
— Gdzie ty się przeprowadziłaś? Dlaczego??? — krzyczała do jej słuchawki.
— Właściciel zażądał opuszczenia jego własności. — Westchnęła. — Zahir mi znalazł mieszkanie w budynku dla pracowników należącym do D/M.
— Co!!! — pisnęła. — Ten gorący szefuncio znalazł ci mieszkanie?
— Daj spokój. Nie mam ochoty na takie typu rozmowy — uznała, siadając na kanapie.
— Oh, przepraszam. — Zaśmiała się. — Do zobaczenia niebawem. Wyślij mi w wolnej chwili swój adres!!!
— Jasne, cześć.
Odłożyła telefon na bok, patrząc na czarny ekran telewizora. Zahir zadbał o wszystko. Wyposażenie już było, tylko brak jej rzeczy, które ciągle wyciągała z kartonów. Musiała mu jeszcze raz, ale to ostatni i najszerszy, podziękować.
***
Wtorek.
Cały wolny poniedziałek spędziła na układaniu i kończeniu przeprowadzki.
Kartony pochowała, w razie, gdyby sytuacja jeszcze kiedyś się powtórzyła. Dzisiaj musiała wrócić do pracy. Zapewne pracownicy Zahira liczyli już, że zakończyła pracę w D/M.
Ubrała się i pomalowała, a zanim jeszcze opuściła dom, wyszła na balkon, podziwiając widoki, które ją otaczały. Mogłaby całe życie spędzić na patrzeniu i podziwianiu budynków Nowego Jorku.
Miała okazje poznać już jednego sąsiada, jak i pracownika D/M na Wall Street. Był to dwudziestoczteroletni kierownik działu architektury budynków, Andrew Garcia. Był miłym i sympatycznym mężczyzną, mieszkał wraz z żoną, Anette.
Wracając do środka, chwyciła w biegu wszystkie potrzebne rzeczy, kierując się do wyjścia. Szczelnie zamknęła drzwi frontowe, nie chcąc niepotrzebnych sytuacji. Zjechała windą na dół, szukając wzrokiem jeszcze swojego auta. Musiała nacieszyć się nim, póki jeszcze mogła.
Wsiadła za kierownice, wykonując najpierw podstawowe czynności jak zapięcie pasów. Odpaliła silnik, starając się w miarę szybko, jak i bezpiecznie dojechać na Wall Street.
Jazda zajęła jej dobre kilka minut, mniej niż z Roosevelt Island.
Zostawiła auto na parkingu dla pracowników tuż obok czarnego i jakże nowego Mercedesa jej szefa.
Weszła do środka szybkim krokiem, chcąc się dostać do biura bez żadnych komplikacji. Przywitała ją dziwnie miła recepcjonistka. Już wtedy wiedziała, że coś się święci.
Weszła do windy, wjeżdżając na swoje piętro. Od razu skierowała się do swojego biura. Odłożyła swoje rzeczy na biurko, patrząc na małą kartkę leżącą przed komputerem.
Podniosła ją, zaczynając czytać.
"Przyjdź odebrać listę zadań, Zahir".
Przewróciła oczami, opuszczając biuro i kierując się do windy.
Stojąc już przed drzwiami biura szefa, zapukała cicho. Słysząc "proszę" weszła do środka, zastając rozmawiającego przez telefon Macaulaya.
— Tak, tak pamiętam o twoich rodzicach. — Mruknął, wskazując dłonią listę zadań na dzisiaj. — Tak, zajmę się tym.
Kiedy ruszyła już do drzwi, mulat zakończył rozmowę, zatrzymując ją.
— Hope, tę listę załatw jutro. Dzisiaj ważniejsza sprawa, a właściwie to dwie.
— W takim razie słucham?
— Po pierwsze załatwisz najlepszy apartamentowiec w D/M, jaki mamy dla ważnych gości. — Westchnął. — Po drugie również stolik w naszej restauracji na dwudziestą, dzisiaj.
— Dobrze. Zaraz się tym zajmę.
Skinął, pozwalając jej udać się do swojego biura. Wyszła z pomieszczenia, zamykając drzwi. Idąc do windy, minęła się z Neillem pędzącym do jej szefa, który wyznał wesoło słowo na powitanie.
Zdziwiła się, że jeszcze był w Nowym Jorku, a nie u siebie w Bangkoku. Może spodobało mu się tutaj i chciał zostać na dłużej?
Usiadła przy swoim biurku, odkładając listę na bok i chwyciła służbowy telefon. Zanim jednak będzie mogła zająć się rezerwacją, musiała poszukać najlepszej restauracji i apartamentowca należących do Direction Management. Skoro jakość była najważniejsza, musiała zadbać o to, aby jej szef, jak i jego goście byli zadowoleni.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top