16
Hogan poszedł na prawą stronę sali bankietowej natomiast Hope na lewą.
Rozglądała się wokoło, szukając kogokolwiek. Jedyną osobę, którą udało jej się dostrzec, był, stojący z narzeczoną i rozmawiający z jakimś mężczyzną.
Chcąc czy nie chcąc, musiała do nich podejść i poprosić Zahira.
— Panie Macaulay, mam ważną sprawę — mruknęła, czując, jak dociekliwie mierzy ją wzrokiem jego towarzyszka oraz obcy mężczyzna.
— Nie mogę teraz — skomentował, chcąc wrócić do rozmowy, jednak przerwała mu to.
— Dobrze przekaże Panu Hoganowi, ale obawiam się, że nie będzie zadowolony tak jak reszta Direction Management — zwieńczyła wypowiedź, odchodząc.
— Przepraszam, zaraz wrócę. — Usłyszała jego głos i uśmiechnęła się do siebie, kierując do szklanych drzwi.
Zahir szedł za nią grzecznie, nie pytając o nic. Wyszli z sali, gdzie czekała już reszta D/M.
— Co jest? — spytał, mierząc ich, a następnie patrząc na Hope.
— Razem z Hope byliśmy świadkami rozmowy Florence z Corentinem — wyznał blondyn. — Chcą zniszczyć naszą firmę, dlatego żądam dyscyplinarnego zwolnienia. — Poprawił swój krawat, odpinając jeden guzik koszuli.
— Mianowicie? Musimy mieć jakieś podstawy do zwolnienia. — Macaulay swoim profesjonalizmem pracy powalał na kolana.
— W takim razie chodźcie. Może uda nam się coś jeszcze podsłuchać.
Wszyscy skinęli, kierując się do windy. Hope nie chciała iść, ale Hogan zaciągnął ją za sobą.
Skradali się do drzwi od pokoju, które zapamiętał Neil. Zatrzymali się ostrożnie, chcąc coś jeszcze usłyszeć.
— Musimy być ostrożni, inaczej się wyda... — głos Corentina wypełnił cały ich pokój.
— Nie moja wina, że nie chciał się wdać ze mną w romans. Gdyby tak było to D/M już by było nasze.
— Jedynym ratunkiem jest ta nowa. On ewidentnie na nią leci. Musimy być blisko nich, aby w razie czego mieć dowody na romans. — Hope spojrzała na Zahira, który aż gotował się ze złości.
Nie zaczekał. Wtargnął do środka, zastając ich siedzących na łóżku sypialnianym przy laptopie.
— Jesteście zwolnieni dyscyplinarnie. Nie macie co szukać pracy, załatwię, że nie dostaniecie jej nigdzie — warknął, po czym zdenerwowany, ruszył do wyjścia.
— Ale Panie Macaulay! To nie tak! — Florence zaczęła płakać, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że będąc tak wysoko upadła na samo dno.
— Proszę opuścić hotel albo wezmę policję. — Harold stanął w progu, pospieszając ich.
— Panie Hogan nie poradzi sobie pan bez asystenta!
— Jesteś śmieszny, kolego. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, ile osób chciałoby być na twoim miejscu. — Prychnął blondyn, wyjmując telefon.
— William proszę, ty wybierasz dobrych pracowników. Musimy znaleźć nowego dyrektora "Rose Gold" w Bangkoku. Mógłbyś się tym zająć? — spytał tak głośno, aby Mitchell słyszała, a ta wybuchła jeszcze większym płaczem.
— Nie ma sprawy. — Skinął.
Macaulay po chwili zniknięcia wrócił z ochroniarzami.
— Mają opuścić ten hotel i nigdy nie wracać — powiedział do nich, a następnie skierował się do windy.
Dwóch napakowanych mężczyzn podeszło do dawnych pracowników, pomagając im opuścić hotel D/M. Ich prośby i błagania były na nic, bo Macaulay już zadecydował.
Gdy zniknęli już za drzwiami drugiej windy, reszta również skierowała się w jej stronę, aby wrócić na bankiet. Wielka impreza nie mogła się odbyć bez ich obecności.
— Dziękuje, Hope. Gdyby nie ty, to nie wiem, co by się stało z D/M. — Hogan przez alkohol rozczulił się, przytulając mocno McRae, na co uśmiechnęła się dumnie.
***
Weszli do sali. Hope spojrzała na Zahira, który podszedł do Phoebe, tłumacząc jej zajście sprzed kilku minut.
Blondynka zajęła miejsce przy stole, gdzie siedziała Danielle i Eleanor. William, przybywszy, zaczął opowiadać dziewczyną wraz z Lewisem, co miało miejsce. Były zszokowane tym, co teraz dzieje się z ludźmi na świecie. Wszystkimi i wszystkim rządzi pieniądz.
— Nienawidziłam jej. — Westchnęła Danielle. — Nawet do ciebie chciała się dobrać! — oznajmiła w stronę Pinea, który zachichotał na jej słowa.
— Przykro mi, że pracownicy nie doceniają tego, jak dobrze mają u nas w firmie — skomentował, Stahls, pijąc wodę źródlaną.
— To zależy od człowieka. Niektórzy mają rozum, inni tymczasem go zgubili — mruknęła El.
Eleanor również była asystentką swojego partnera, Lewisa. Było to dla nich wygodniejsze niż zatrudnianie pracownika. Teraz przynajmniej mogą spędzać wspólnie więcej czasu, latając na wyjazdy służbowe.
Hope siedziała znudzona, patrząc na gości oraz słuchając rozmów towarzyszy. Była zmęczona dzisiejszym dniem i miała ochotę wrócić już do domu i pójść spać...
— Ja będę już wracać do domu — powiedziała, wiedząc, że jutro sobota, czyli wolny dla niej dzień.
— Nie zostajesz w hotelu? — spytał Hogan.
— Nie, mieszkam niedaleko. Przejdę się — mruknęła, przytulając każdą z osób po kolei na pożegnanie. Gdy chciała pożegnać już niedawno poznanego Stahlsa, przerwał jej.
— Odwiozę cię.
— Ale...
— I tak to zrobię. — Wzruszył ramionami, ubierając marynarkę.
I nie, nie zamierzał jej podrywać. Stahls był po prostu typem osoby, która bardzo martwiła się o drugiego człowieka. Nie był obojętny na innych, co było w nim wyjątkowe.
Niechętnie skinęła głową, ubierając na siebie żakiet.
Jeszcze raz pomachała wszystkim, opuszczając bankiet z Haroldem. Rozmawiała z nim sporo, dlatego nie czuła się dziwnie w jego towarzystwie.
Zjechali na sam dół, po czym Stahls odszukał swój samochód na parkingu dla szefostwa.
Czarny Rolls Royce rzucał się w oczy każdemu. Był najpiękniejszym samochodem na parkingu. Otworzyła szerzej oczy, patrząc na to auto. Musiało zapewne kosztować fortunę, jednak poziom ich życia sprawiał, że nie znaczyło to dla nich zbyt wiele.
Brunet otworzył jej drzwi jak prawdziwy dżentelmen. Podziękowała mu i zajęła miejsce pasażera. Gdy znalazł się już za kierownicą, odpalił silnik, wydając symboliczny dźwięk i odjechali spod hotelu.
Jadąc przez ogarnięte nocą NY, tłumaczyła mu jak dojechać do jej mieszkania. Uważnie słuchał, przez co w kilka minut dojechali na miejsce.
— Trafisz z powrotem? — spytała przejęta.
— Tak. — Zaśmiał się.
— W takim razie dziękuje bardzo i do zobaczenia.
— Do zobaczenia. — Uśmiechnął się.
Opuściła jego samochód, a on odjechał z piskiem opon. Będąc niezadowoloną z bankietu, ruszyła do środka wieżowca. Ten wieczór był dla niej totalną klapą. Najpierw olewanie przez jej szefa i udawanie, że jej nie zna, a potem zdrada Florence i Corentina. Nie tak wyobrażała sobie pierwszą imprezę firmową.
Znalazła klucze od domu, wychodząc z windy. Gdy podeszła do drzwi zauważyła kopertę włożoną pomiędzy nie.
Wzięła ją, a potem weszła do środka. Włączyła światło i ściągnęła żakiet. Siadając na kanapie w salonie, otworzyła list zaadresowany do niej.
Uważnie przeczytała zdanie po zdaniu, zakrywając usta z zaskoczenia. Nakaz. Był to nakaz od właściciela mieszkania. Wynajmowała je, a teraz właściciel zażądał opuszczenia mieszkania w ciągu trzech dni. Zastanawiała się, co było przyczyną tak nagłej zmiany.
Nie mogła teraz do niego zadzwonić, gdyż na pewno spał. Żeby wyjaśnić zaistniałą sytuację, musiała poczekać do jutra. Wiedziała, że czeka ją nieprzespana noc, pełna pytań.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top