15
Słysząc męski głos tuż za sobą, szybko się odwróciły. Hope widząc szczerzącego się Williama, sama się uśmiechnęła.
— Cześć Will — mruknęła, przytulając jednego ze swoich szefów na powitanie.
— Cześć Hope oraz...?
— Kendall.
— Cześć Kendall miło cię poznać — przywitał się przyjaźnie, wyciągając w stronę brunetki dłoń.
— Mnie również. — Zachichotała, rozglądając się po sali. — Widziałeś gdzieś może Edwarda Cooleya? — spytała, szukając swojego chłopaka.
— Jeśli się nie mylę, rozmawiał z gośćmi od dyrektorstwa w hotelach D/M.
— Okay, poszukam go. — Zniknęła w tłumie rozmawiających ludzi, szukając swojego partnera.
Macaulay jeszcze nie przybył, przez co przywitanie gości przez założycieli D/M nie wchodziło w grę.
— Jak było w Bangkoku? — Pine ciągle towarzyszył Hope.
— Tajlandia jest przepiękna. Poznałam Neila, jego dziwnego asystenta oraz wkurzającą dyrektorkę hotelu Florence. Poza tym przyleciała tutaj — bąknęła.
— Niestety wiem. — Zaśmiał się. — Nikt jej nie lubi, ale dobrze wykonuję swoją pracę, a to najważniejsze. Dzisiaj jest tutaj większość dyrektorstwa hotelów, restauracji itd., którzy zajmują się naszymi działalnościami, podczas gdy my nawiązujemy kolejne. Przybyli ze swoimi bliskimi i chcemy, aby miło spędzili czas.
— Jest tu prawie dwa tysiące ludzi!
— Dokładnie tysiąc pięćset trzydzieści dwie osoby naszych pracowników, z czego z osiemset to tylko dyrektorzy. Reszta to ich bliscy. — Zachichotał.
— To u was wszystkich łącznie, ile pracuję? — spytała ciekawska i zaskoczona taką ilością pracowników.
— Wszystkich pracowników z wszystkich działalności i różnych stanowisk z krajów, gdzie się znajdują, jest ponad czterdzieści tysięcy. Jednak to ciągle wzrasta przez to, że otwieramy nowe Galerie Sztuki, restauracje, parki botaniczne itp. — wyznał dumny.
— Osiągnęliście prawdziwy sukces. — Uśmiechnęła się przyjacielsko, pełna podziwu.
— Też tak myślę. — Zachichotał.
Wszystkich uwagę zwrócił na siebie Macaulay wchodzący przez szklane drzwi. Za nim podążała dumna narzeczona w czarnej kreacji. Zahir natomiast miał na sobie czarne spodnie, jasnoniebieską marynarkę z dodatkiem jasnego krawata.
McRae spojrzała na blondynkę, która była naprawdę piękna. Czarna kreacja z koronki leżała na niej idealnie. Macaulay, podchodząc do Pinea, spojrzał przelotnie na Hope, uśmiechając się.
— Cześć — mruknął do Williama, ale i również do Hope. — Idziemy wygłosić to przemówienie?
— Tak. Tyle na ciebie czekaliśmy, kolego. — Zaśmiał się, prowadząc Macaulaya do ich sceny przemówień. Po drodze złapali jeszcze resztę ich założycieli i wszyscy weszli na podest, aby było ich lepiej widać.
Zahir zaczął mówić pierwszy.
— Dobry wieczór. Miło nam gościć tutaj was wszystkich. Dla krótkiego przypomnienia jestem Zahir Macaulay, zajmujący się wydziałem działalności D/M w Stanach Zjednoczonych, a dokładniej tutaj, w Nowym Jorku.
— Ten bankiet jest przygotowany dla was. Mamy nadzieję, że będziecie świetnie się bawić ze swoimi bliskimi. Pokoje hotelowe są również dla waszej dyspozycji, abyście nie musieli wracać późnymi godzinami, bądź płacić ze swoich pieniędzy za nocleg — wtrącił radośnie William.
— Gdybyście mieli jakieś pytania bądź chcielibyście z nami porozmawiać na konkretny temat, śmiało zapraszamy. — Zachichotał mężczyzna z dołeczkami.
Hope przyglądała się im wszystkich, zdając sobie sprawę, że trójkę z nich już poznała.
— Miłej zabawy! — powiedział głośno Neil, unosząc kieliszek z szampanem, po czym go wypił i uśmiechnięty zszedł ze sceny, a za nim reszta.
Blondyn z uśmiechem szedł w stronę Hope, chcąc przywitać się z nią, czego dzisiaj jeszcze nie uczynił.
— Hope! Witaj, młoda! — Zaśmiał się, przytulając ją. — Wyglądasz przepięknie! — skomentował, trzymając pusty już od alkoholu kieliszek.
— A dziękuje bardzo. — Zachichotała, czując się naprawdę dobrze w jego towarzystwie.
W ich stronę zmierzał również William z Danielle, którą dziewczyna osobiście uwielbia. Macaulay wraz z Phoebe stali w oddali, rozmawiając z dwoma mężczyznami D/M, których McRae jeszcze nie poznała.
***
Hope rozmawiała z Neilem, Williamem oraz jego przewspaniałą dziewczyną Dani.
Brunetka była w prześlicznej kreacji dopasowanej do krawatu Pinea.
Całą jej czarną stylizację, dopełniały różowe szpilki z paseczkiem.
— El! — pisnęła Dani, przytulając dziewczynę jednego ze współzałożycieli.
— To jest Eleanor, a to Lewis — przedstawiła ich Dani, aby Hope nie czuła się dziwnie.
— Miło was poznać. — Uśmiechnęła się blondynka.
— Nam ciebie również. — przytuliła ją Calver.
Wszyscy dzisiejszego wieczoru wyglądali przewspaniałe. Delikatnie i z klasą.
Lewis był przezabawną osobą, co udało jej się poznać podczas wspólnych rozmów. Czy wszyscy oprócz Zahira byli tak wspaniali?
Usiedli przy stole w swoim gronie, ciągle rozmawiając. Do tego czasu nie widzieli Macaulaya. Do ich stolika dołączył kolejny z założycieli Direction Management.
— Miło mi, jestem Harold bądź w skrócie Harry — zwrócił się do niej, gdyż z resztą towarzyszy już się przywitał.
— Hope. — Uśmiechnęła się, podając mu dłoń.
Brunet z uśmiechem okrążył stół, siadając przy wolnym miejscu naprzeciwko niej.
— Uwielbiam Dubaj! Musimy lecieć tam znowu jak kiedyś. — powiedziała podekscytowana Danielle, rozmawiając z resztą.
— Tak, Dubaj jest cudowny — rozmarzyła się Eleanor. — Hope, musisz z nami koniecznie pojechać!
Blondynka tylko się uśmiechnęła, przytakując.
Muzyka zaczęła rozbrzmiewać w głośnikach, przez co goście udali się na parkiet, aby zatańczyć.
— Will, idziemy! — Danie starała się zaciągnąć swojego partnera na parkiet, co udało jej się dzięki kilku obietnicom składanym na ucho swojemu mężczyźnie.
— Zatańczysz? — spytał blondynkę Hogan, kłaniając się.
Skinęła, uśmiechając się i idąc z nim na parkiet. Już lekko wstawiony blondyn, chwycił ją jedną ręką w talii, a drugą chwycił jej dłoń, zaczynając ruszać się w rytm muzyki.
— Chyba przesadziłeś z alkoholem, nie uważasz? — spytała podczas tańca.
— Nie. — Zaśmiał się. — To dopiero początek.
Skinęła, chichocząc. Neil prawdopodobnie planował dzisiaj zaszaleć i zapomnieć o wszystkich problemach i obowiązkach, z którymi musiał się mierzyć na co dzień.
— Gdzie Corentin, jeśli wolno spytać? — ciekawiło ją, gdzie znajdował się człowiek, który wydawał się podejrzanym osobnikiem.
— Nie mam pojęcia — mruknął. — Pewnie gdzieś z Florence.
— Nie uważasz, że może robi coś złego? Wydaje być się złym człowiekiem.
— Wiesz, sprawdza się jako asystent, ale faktycznie czasami coś nie gra. Muszę go sprawdzić.
— Nie chce być wścibska ani nic podobnego, ale Corentin właśnie z Florence, wychodzą z sali — mruknęła, katem oka dostrzegając ich przy drzwiach.
— Idziemy za nimi — mruknął, chwytając Hope za nadgarstek i szybszym krokiem, skierowali się do drzwi.
Rozglądając się czy nikt ich nie widzi, wyszli z sali. Florence wraz z Corentinem zjechali windą piętro niżej, co pokazywało na wyświetlaczu urządzenia. Mężczyzna wraz z blondynką zrobili to samo, chcąc dowiedzieć się, co ukrywają pracownicy Hogana.
Krążyli po holu, chcąc dowiedzieć się, w którym pokoju się znajdują. Wyglądali teraz zapewne śmiesznie, skradając się po ciemnym korytarzu, bardzo cicho i ostrożnie.
Słysząc dobiegające rozmowy z jednego z pokoi, zatrzymali się, chcąc podsłuchać. Na ich szczęście, drzwi zostawili lekko uchylone.
— Trzeba jeszcze poczekać, a potem skandal rozwieje się na cały świat... Potem... upadnie D/M a my przejmiemy te działalności... — Hope uniosła pytająco brwi, patrząc na Hogana, który sprawiał wrażenie zbyt spokojnego.
Znakiem ręki wskazał, aby odeszli. Skinęła, idąc tuż za nim w kierunku windy. Neil wyglądał na niewzruszonego zdradą asystenta.
Będąc już w windzie, spojrzał na zegarek i poprawił krawat.
— Pomożesz mi znaleźć wszystkich z D/M? Musimy zwolnić natychmiast zagrożenie dla firmy.
Skinęła, idąc za nim do sali bankietowej.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top