10
Wybiła godzina, o której Hope powinna być już gotowa. Zahir zapukał w drzwi od pokoju hotelowego kobiety, czekając, aż gotowa mu otworzy. Z racji jego niecierpliwiej natury, złapał za klamkę, próbował dostać się do środka. Było to trudno poprzez zabezpieczenia, ale po kilku chwilach uderzania w drzwi, wszedł do środka pokoju.
Rozejrzał się po pokoju i zastał ją dopiero w sypialni. Blondynka spała, a nawet głośne huki i pukanie do drzwi, nie obudziło jej.
— Hope... — mruknął, wzdychając. Wiedział, że blondynka była zmęczona, ale nie mógł jej darować tego, że zaraz się spóźnią.
— Hope. Chyba nie chcesz pożegnać się z pracą — powiedział już ostrzej, a powieki blondynki od razu się podniosły.
— O Boże! — jęknęła, podnosząc się na łóżku i spojrzała na szefa, stojącego obok. — Ja przepraszam, zaraz będę gotowa. — Westchnęła, biorąc sukienkę z walizki i pobiegła do łazienki.
Tak jak mówiła, wróciła gotowa chwile później.
Zahir stojąc w garniturze i widząc pięknie ubraną kobietę, stracił język w buzi. Idealnie dopasowana, czerwona sukienka wyglądała na niej bardzo zmysłowo.
— Jestem gotowa — mruknęła, biorąc jeszcze torebkę.
Mogła podziękować matce naturze, że nie musiała nakładać tony tapety na twarz, tylko miałam naturalnie idealną cerę. To było wielkim plusem dla niej. Wystarczyło, że lekko się poprawi i już była gotowa na podbijanie świata.
— Taak, tak możemy iść — mruknął wyrywany z zamyśleń, otwierając drzwi blondynce.
Przepuścił ją pierwszą, jak na wychowanego Macaulaya przystało. Na dole hotelu, stała już Florence mierząc blondynkę wzrokiem. Mogła jej tylko pozazdrościć idealnej figury i przebywania w towarzystwie Pana Macaulaya.
Przeszli obok niej obojętnie, kierując się do czekającego na zewnątrz samochodu.
Tutejsze drogi były fatalne, ale dzięki policji mogli szybciej dojechać na miejsce spotkania, które miało się odbyć cztery ulice dalej, w restauracji również należącej do Direction Management.
***
Usiedli naprzeciwko Neila Hogana i jego asystenta. Obaj nie mogli oderwać oczu od zniewalającej blondynki, co zaczynało wkurzać Zahira.
— Miło cię w końcu widzieć Hope. — Zaśmiał się farbowany blondyn. — Jak ty wytrzymujesz z tym gburem? — Zachichotał.
Zaśmiała się, za bardzo nie wiedząc co powiedzieć, zwłaszcza że jej szef siedział tuż obok.
— Wal się, Neil. — jęknął poirytowany, a Hope zachichotała, słysząc coś innego niż wyrafinowane słowa z ust mulata.
— Mogę przyjąć zamówienie? — spytał kelner, z ledwością mówiąc w ich języku.
Zahir i reszta podali swoje zamówienia, z trudnością tłumacząc kelnerowi, o co im chodziło.
— ฉันจะถามที่แผ่นไทย ขอบคุณ. (Ja poproszę Pad Thai, dziękuję) — zamówiła, uśmiechając się do niego promiennie. Kelner bardzo podziękował blondynce w swoim języku, za to, że jako jedyna rozumiała jego problemy z językiem.
Zahir wraz z towarzyszami, spoglądali na nią zdziwieni, skąd znała tutejszy język.
— Hmm? — spytała, unosząc pytająco brwi.
— Zaskakujesz mnie coraz bardziej, McRae. — Uśmiechnął się. Blondynka zbierała u niego coraz więcej plusów. Starał się zapominać przez to o jej niewyparzonym języku i spóźnieniach.
— Uuu, wyczuwam adoracje. — Zachichotał Hogan, klaszcząc w dłonie.
***
Jedząc już swoje posiłki, Zahir i Neil byli zajęci rozmową między sobą. Nie zwracali już uwagi na swoich asystentów, przez co Hope czuła się z tym lepiej, nie będąc w centrum uwagi.
Asystent Hogana zajęty był SMS-owaniem, zapewne ze swoją towarzyszką życiową, więc nudziła się sama, patrząc na parkiet taneczny.
Macaulay, widząc, jak kobieta obserwuje tańczące pary, poderwał się z miejsca, stając nad nią i wyciągnął w jej stronę wytatuowaną dłoń.
— Zatańczysz, panno McRae?
Spojrzała na niego niedowierzająco i mrugnęła kilka razy, jakby myśląc, że miała zwidy.
Podniosła się z miejsca, widząc, iż jej szef nie da jej spokoju. Podążyli razem na parter, gdzie większość z gości już świetnie się bawiła.
Objął ją w talii i chwycił jej dłoń. Blondynka położyła mu rękę na ramieniu i zaczęli kołysać się w rytm spokojnej muzyki.
Przetańczyli razem dwie piosenki, dobrze się przy tym bawiąc. Macaulay, widząc ciągle nachalne spojrzenia Hogana, postanowił wracać już do hotelu. Sam był już zmęczony tak jak i Hope.
Podeszli do stolika, a Zahir od razu zaczął się tłumaczyć.
— Musimy już wracać do hotelu — mruknął, spoglądając na blondynkę.
— W takim razie do zobaczenia jutro na obiedzie. — Zaśmiał się Hogan, klepiąc go po ramieniu.
Już on wiedział, co się święci w głowie jego przyjaciela. Widział to, jak patrzył na swoją asystentkę. To nie było to samo, gdy patrzył na swoją narzeczoną. Tu było coś więcej.
Pożegnali się jeszcze z jego asystentem i wyszli przed restaurację, gdzie czekał już na nich samochód.
Droga powrotna do hotelu trwała dłużej przez korki, które o tej godzinie powstawały w Bangkoku.
Wchodząc do ich aktualnego miejsca zamieszkania, minęli Florence, idąc do windy. Uśmiechnęła się, adorując Zahira, co nie za bardzo jej wyszło.
Wjechali windą na swoje piętro w ciszy, idąc do swoich pokoi.
Macaulay odprowadził blondynkę pod drzwi, chcąc jej w skrócie opowiedzieć plan jutrzejszego dnia.
— O dziesiątej mamy śniadanie, a obiad z Hoganem o piętnastej. W ciągu tych godzin pojedziemy zwiedzić galerię sztuki mojej przedsiębiorczości — opowiedział, patrząc na nią.
— Dobrze. Postaram się nie zaspać — zażartowała.
— Nie toleruję spóźnień.
— To już wiem. — Przewróciła oczami, co nie uległo jego niezauważeniu.
— Dobranoc, McRae — powiedział, niezapowiedzianie i szybko muskając swoimi ustami jej policzek.
Nawet na nią nie patrząc, odszedł do swojego pokoju, znikając za drzwiami.
Stała w miejscu, zastanawiając się, co właśnie uczynił jej szef. Mimo nieodpowiedniej sytuacji uśmiechnęła się do siebie, wchodząc do środka.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top