09
Z minuty na minutę zbliżali się do Bangkoku.
Za chwile mieli lądować, więc blondynka zapięła pasy bezpieczeństwa.
Zahir widząc, z jaką fascynacją jasnowłosa obserwuje stolice Tajlandii, nie mógł się nie uśmiechnąć.
Podłoże dotknęło ziemi, lądując na odpowiednim pasie.
Wszyscy zaczęli bić brawo z udanego lotu, w tym Hope, która zmusiła do tego również Macaulaya.
— Niech nie będzie pan gburowaty — parsknęła, słuchając jak stewardessa i pilot dziękują za podróż.
— Nie jestem, młoda damo — powiedział to udawanym, poważnym tonem, próbując trzepotać rzęsami, udając McRae.
— Młoda damo? Ależ musi być pan stary, panie Macaulay.
— Niestety, latka lecą — powiedział przejęty, śmiejąc się razem z kobietą. Polubił jej zadziorność.
Opuścili samolot z bagażami, kierując się do budynku lotniska.
Dziewczyna uniosła brwi w zdziwieniu, widząc w oddali Porsche Panamerę z kierowcą i dwa radiowozy. Mężczyźni na widok Zahira wyprostowali się, uśmiechając się głupkowato.
— Dzień Dobry Panie Macaulay, zapraszam — powiedział kierowca, otwierając drzwi od pojazdu.
Zdziwiona wsiadła za Zahirem. Asekurowani przez policję z przodu i z tylu, ruszyli przez miasto, jadąc prosto do hotelu należącego do Direction Management.
Drogi były pełne aut i innych pojazdów, ale dzięki policji mogli ominąć korki bez problemu na zatłoczonych drogach Bangkoku.
O szesnastej trzydzieści musieli się udać na wspólną kolację z Panem Neilem Hoganem i jego asystentem. Blondynka była tak zmęczona lotem, że bała się o to, aby nie zasnąć na tej kolacji.
Zatrzymali się pod ogromnym i najbardziej nowoczesnym hotelem, jaki można było ujrzeć w Tajlandii.
Wielki, złoty i podświetlany napis można było zobaczyć nawet z lotu samolotem. "Rose Gold".
Piękna nazwa dla hotelu. Pod nim już mniejszymi literkami, napisane było ich logo. D/M. (Direction Management).
Wysiadła za swoim szefem, idąc równo z nim do środka hotelu.
— Witajcie. Miło pana w końcu gościć Panie Macaulay. — Skinęła dość młoda, zapewne kierowniczka hotelu i tłumaczka tutejszego języka.
Zahir skinął, spoglądając następnie na Hope.
— Dwa pokoje na ostatnim piętrze, tak jak się umówiliśmy — dodał po chwili.
Kobieta przytaknęła, podając jedną kartę Zahirowi, a drugą blondynce.
— Jestem Florence. — Wyciągnęła w jej stronę dłoń.
— Hope. — Ścisnęła ją, będąc miłą. Zahir odszedł na bok, rozmawiając z jakimś mężczyzną w garniturze.
— Pamiętaj Hope, ja tutaj rządzę i Zahir będzie mój, więc nie stwarzaj problemów, inaczej cię usunę — powiedziała głosem przepełnionym jadem.
Blondynka uniosła brwi w zdziwieniu, obserwując ją uważnie. Za kogo ona się uważała?
— Rozumiemy się, czy mam powtórzyć? — warknęła głośniej, przez co ich szef odwrócił się w ich stronę.
— Jakiś problem Florence? — spytał, stając obok blondynki.
Zrobiła się czerwona, nie wiedząc co powiedzieć.
— Nie, nie... w porządku wszystko — dodała przesłodzonym głosem, przez co Hope zaczęła mieć odruchy wymiotne na sam dźwięk jej tonu.
— Hope, chodź — mruknął mulat, kierując się do windy.
Weszli do środka, wjeżdżając na ostatnie piętro. Byli sami w windzie ze swoimi walizkami, a jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu była cicha muzyczka puszczana gdzie do góry z głośniczka.
— Uważaj na Florence. Gdyby cokolwiek się działo z nią w roli głównej, od razu mnie o tym informuj.
Przerwał ciszę, obserwując blondynkę.
— Już mogę to uczynić — mruknęła. Może zachowała się jak donosicielka, ale nie tolerowała tego typu zachowania i wolała załatwić to od razu, pozbawiając się w pewnym sensie problemu.
Spojrzał wyczekująco w jej stronę, dając do zrozumienia, aby kontynuowała.
— Powiedziała coś tam dziwnego, nie wiem, nie interesowała mnie rozmowa z nią — szepnęła wymijająco. Miała mu prosto z mostu powiedzieć, że tamta kobieta zagroziła jej zniszczeniem za zbliżenie się do szefa?
— Prawidłowo. — Uśmiechnął się w momencie, gdy drzwi windy się rozsunęły.
— Niedługo rozpoczyna się kolacja z Hoganem — zaczął, gdy szli w kierunku swoich pokoi. — Będę po ciebie o szesnastej, także masz półtorej godziny — mruknął, sprawdzając czas na swoim drogim zegarku.
Skinęła, otwierając drzwi pokojowe.
Weszła do środka, zamykając je od razu za sobą. Podziwiając pokój, najpierw rzuciła się na łóżko ze zmęczenia. Jej powieki zrobiły się ciężkie i nawet nie wiedziała, kiedy zasnęła, zapominając o całym świecie.
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top