02
Ubrana w białą koszulę, czarne rurki i tego samego koloru kardigan, wybiegła z domu. Za piętnaście minut musiała być pod biurowcem.
Złapała żółtą amerykańską taksówkę, podając kierowcy adres przedsiębiorstwa.
Nie było aż takich korków, przez na miejscu znalazła się przed czasem.
Poprawiła włosy, wchodząc do wysokościowca.
Pan Pine rozmawiając z wysoką brunetką, skierował się w jej stronę.
— Witaj McRae, to jest Danielle Sangriz, będzie ci pomagać, gdy będzie taka potrzeba. Ma gabinet tuż obok ciebie — powiedział, a blondynka przywitała się, ściskając dłoń brunetki.
— Miło poznać. — Uśmiechnęła się towarzyszka Pinea.
Kobieta wydała jej się przyjazna, w porównaniu do niektórych osób, pracujących tutaj.
— Dobrze, chodź, pokażę ci gabinet.
Skinęła głową i ruszyła za nimi. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że tych dwoje łączyło coś więcej. Znaczące uśmiechy i gesty, które udało się zauważyć. Blondynka uśmiechnęła się, widząc, jak na siebie spoglądali. To było urocze.
Wjechali windą na siódme piętro. Mijali sporo gabinetów, aż w końcu zatrzymali się przy ostatnich drzwiach, na których widniał napis "McRae". Kobieta otworzyła buzie ze zdziwienia, widząc swoje nazwisko na plakietce drzwi. Mężczyzna otworzył drzwi, wpuszczając Hope do środka. Otworzyła szerzej oczy, podziwiając jej pierwsze w życiu, własne biuro.
Ściany były białe, a na jednej z nich wysadzane były białe cegiełki, a na środku stało białe biurko, na którym leżał nowiusieńki komputer Apple. Naprzeciwko biurka stała duża, czarna kanapa. Różne rośliny i obrazy nadawały uroku. Nie zabrakło wielkiego okna, z którego rozciągał się widok na panoramę Nowego Jorku.
— Woah, pięknie tu — mruknęła, podchodząc do okna.
— Cieszę się, że ci się podoba. — Uśmiechnął się Pine, trzymając Danielle w talii. — My mamy teraz spotkanie, także rozgość się i przejrzyj dokumenty, które masz na biurku, te, które wydadzą ci się dobre dla interesów, zanieść potem do gabinetu mojego lub Macauleya, który powinien się dzisiaj pojawić. — oznajmił, idąc do drzwi.
— Dobrze. — Uśmiechnęła się, zasiadając za biurkiem.
— Do zobaczenia. — Dodał, zamykając drzwi.
Została sama. Odetchnęła z ulgą. Pierwszy dzień pracy czas zacząć.
***
Przeglądała już piątą ofertę zawarcia wspólnych interesów. Nic jak dotąd, nie wydało jej się wystarczające. Czytając następne, okazało się, że trafiła w końcu na coś dobrego, bardzo dobrego. Współpraca z Sydney, 60% udziałów w biznesach i spotkania raz na dwa miesiące. Dumna wzięła dokument, wstając od biurka.
Opuściła swój gabinet, kierując się do windy, aby wjechać na ostatnie piętro. Interesujące propozycje, miała zanieść do gabinetu pana Pinea lub Pana Macaulaya. W głębi duszy chciała przekazać to Williamowi, jednak z drugiej strony, chciała w końcu poznać swojego głównego szefa.
Wyszła z windy, idąc prosto do gabinetu Willa. Stanęła przed nim, pukając lekko w drzwi. Usłyszawszy ciche "proszę", nacisnęła klamkę, wchodząc do środka.
Zatrzymała się gwałtownie, widząc pana Macaulaya zamiast Pinea. Mężczyzna spojrzał się na nią uważnie, lustrując jej twarz.
— Ja...um...przyniosłam..te dokumenty...co pan Pine kazał — wybełkotała, nieśmiało na niego patrząc.
— Jasne, połóż tutaj — oznajmił, nie spuszczając z niej wzroku.
Podeszła do biurka, kładąc na nim dokumenty. Spojrzała się w jego brązowe tęczówki, zastygając na chwilę w bezruchu.
— Em...pójdę już... — uświadomiła, mentalnie uderzając się w twarz za głupotę, którą robi przed własnym szefem.
— Do zobaczenia McRae. — Usłyszała, gdy wychodziła z pomieszczenia.
Zamknęła za sobą ciężkie drzwi, idąc do windy. Była zauroczona osobą, na którą natrafiła w gabinecie Pinea. Zahir wyglądał o wiele lepiej na żywo niż w małych zdjęciach znajdujących się w grafice Google. Zdążyła zauważyć tatuaże na jego dłoniach oraz karku. Czy poważny biznesman był również złym chłopcem?
====================================================================================
Będzie miło, jeśli zostawisz po sobie gwiazdkę albo komentarz. 👔💸⌚️🏙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top