Rozdział 5: Powtarzająca się historia

Kojiro stał oparty o obdartą, starą barierkę na opuszczonej stacji paliw. Był środek bezchmurnej nocy, a mimo to co jakiś czas mijały go pojedyncze samochody. Chociaż w porównaniu z nimi, to jego obecność w tak odludnym miejscu była bardziej zastanawiająca.

Jedynym źródłem światła jakie miał był blask księżyca. Swoją bielą okalał twarz mężczyzny, który z zamyśleniem wpatrywał się w toń morską, jego stojący niedaleko motor oraz ściany ozdobione starymi graffiti.

Ta opuszczona stacja mogła napawać niepokojem, jednak dla Joe była małym azylem - kojarzącym się z przeszłością, śmiechem oraz dawką siniaków. Miał nadzieję, że znajdzie tu chwilę dla siebie, ale szybko się przeliczył.

W końcu nie tylko on znał to miejsce.

- Czułem, że tu będziesz.

Znajomy głos zmącił ciszę panującą w ich starym miejscu spotkań. Zielonowłosy niechętnie oderwał wzrok od falującej wody i zwrócił go w kierunku stojącego za nim mężczyzny.

- Czym ty się tu dostałeś? – zapytał, rozglądając się za motorem Kaoru.

- Shadow mnie wysadził niedaleko stąd.

Podszedł do zielonowłosego i obok niego oparł się plecami o barierkę.

- Dzieciaki zaczęły się zastanawiać gdzie wybyłeś – dodał.

- Dzieciaki, znaczy ty? – odparł z lekkim uśmiechem, a Cherry przewrócił oczami.

- Obiecałeś im imprezę za wygraną Langi, zaczęli cię szukać.

- Ale nie powiedziałem kiedy będzie – stwierdził kąśliwie, na co jego towarzysz cicho parsknął.

Na chwilę zapanowała między nimi cisza. Kaoru uważnie badał wzorkiem swojego towarzysza, który powrócił do przyglądania się toni morskiej. Był małomówny - co oznaczało tyle, że nad czymś głęboko się zastanawia, coś przeżywa. Nie dziwił mu się, sam był jeszcze poruszony po wyścigu Langi z Adamem. Jednak nie pasowało mu to, że jeszcze przed chwilą na „S" emanował radością, a teraz siedzi przygnębiony w miejscu, które ma dla nich szczególną wartość. Chociaż nie był najlepszy w odczytywaniu ludzkich uczuć, a co dopiero rozmawianiu o nich, dla tego jednego człowieka potrafił zrobić wyjątek. Było z nim o tyle łatwo, że gdy już się przed nim otwierał, to wyrzucał z siebie wszystko z dobitną szczerością. Dzięki temu Kaoru nie musiał się domyślać o co mu chodzi – wiedział, że sam mu to powie.

- Co to za mina? – przerwał ciszę, dalej świdrując złotymi oczami Kojiro.

- Jaka mina? – zapytał zmęczonym głosem.

- Twoja. – Uszczypnął go w policzek, na co ten jęknął niezadowolony. – Dalej przeżywasz dzisiejszy wyścig?

- Nie bardzo – mruknął niechętnie.

- No to?

Zielonowłosy zwrócił swój wzrok w kierunku Cherry'ego, który stał z założonym rękami. Zmierzył go uważnym spojrzeniem. W tym delikatnym świetle tajemnicza atmosfera, którą wokół siebie tworzył w stroju na „S" podwoiła się. Wyglądał pięknie – im dłużej na niego patrzył, tym większy stawał się uścisk w jego żołądku. W końcu wyrwał się z transu, w który wpadł i niepewnie się odezwał.

- Nie widzieliśmy się znowu parę dni.

- Ano... - odparł różowowłosy.

- To aż dziwne... Ostatnio jak cię widziałem to musiałem cię wszędzie dźwigać, a teraz chodzisz w najlepsze.

- Co, tęsknisz za noszeniem mnie? – prychnął Kaoru. – A może za narzekaniem na to?

- Chyba oba na raz – zaśmiał się niemrawo.

Cherry uniósł wysoko brwi. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Aura zielonowłosego różniła się od tej, którą emanował na co dzień. Był wyciszony i niepewny – jak nie on. Przy tym towarzyszyła mu ostrożność i powaga. Kaoru znał ten stan, widział go już parę razy i wiedział, że musi go z niego wyciągnąć. Spuścił wzrok i spojrzał na swoje buty, zaraz na jego twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Zaczął ostentacyjnie machać swoją nogą.

- Wróciła mi możliwość kopania cię – powiedział z zadowoleniem.

- Więc? – westchnął bez emocji.

- Więc wyduś to z siebie, głupi gorylu! – warknął i kopnął go w pośladek.

Kojiro syknął i wykrzywił się z bólu. Rzucił zniecierpliwionemu mężczyźnie pełne złości spojrzenie.

- Przestań zgrywać tajemniczą diwę i gadaj. Co cię gryzie?

Zielonowłosy zmarszczył brwi i podrapał się nerwowo po głowie. Oderwał się od barierki i podobnie jak jego towarzysz oparł się o nią plecami.

- Jesteśmy znowu blisko ze sobą... - zaczął, pocierając szybko swoje dłonie. – Zauważyłeś?

Kaoru spojrzał na niego zaskoczony. Pytanie wybiło go z tropu.

- Od zawsze byliśmy blisko...

- Nieprawda – przerwał mu ostro, a Cherry wzdrygnął się.

Kojiro spojrzał na złotookiego ze zmieszaniem. Wziął głęboki oddech i kontynuował.

- Nie widzisz, że znowu dzieje się to samo? – zapytał z irytacją w głosie. – Znowu po rozłące się do siebie zbliżyliśmy. Nie widywaliśmy się często, a teraz co chwilę. Do tego zachowujemy się tak jak kiedyś... Znowu nie ma między nami dystansu, jeszcze robimy rzeczy, których ze zwykłym przyja... - zamilkł i przegryzł swoją dolną wargę.

- Jak całowanie w policzek? – zapytał bezpardonowo Cherry z uśmiechem.

Jednak jego gest nie został odwzajemniony.

Kojiro spojrzał na niego z powagą, a atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała. Kaoru powoli opuszczały nadzieje na spokojną rozmowę, bo czuł w jakim kierunku ona idzie.

- Dlaczego tknęło cię to akurat teraz? – zadał pytanie, dostosowując ton głosu do sytuacji.

- Sam nie wiem – mruknął. – Chyba przez to, że to koniec sprawy z Adamem. Gdy wrócił, znowu zaczęliśmy ze sobą więcej przebywać. Nie pamiętam kiedy ostatnio widywałem cię tak często jak w ciągu ostatnich tygodni. Teraz, gdy Adam znowu zniknie, a przynajmniej mam nadzieję, że to zrobi... Zacząłem się zastanawiać co będzie z nami.

Kaoru słuchał go w ciszy.

- Ze spotykania się może z trzy razy w miesiącu i mijaniu się na „S", przeszliśmy w widywanie się praktycznie codziennie. Im częściej cię widzę tym trudniej jest mi utrzymywać dystans – mówił szybko, rozemocjonowanym głosem. – Ja... Ja nie umiem już Kaoru. Nie umiem już być w takiej relacji.

Spojrzał się smutno na stojącego obok niego Cherry'ego, który zmieszany biegał wzrokiem po wszystkim co ich otaczało.

- Co chcesz w związku z tym zrobić? – zapytał najbardziej obojętnym głosem, na jaki było go stać. Kojiro westchnął przeciągle.

- Sam nie wiem... Jestem tym zmęczony Kaoru. Długo myślałem nad wszystkim co się wydarzyło kiedyś, jak czuję się teraz... Nie chcę powtórki z Paryża – powiedział zdecydowanie.

Skrzyżował ręce na klatce piersiowej.

- Oboje wiedzieliśmy, że ten rodzaj relacji na dłuższą metę nie wypali. Trzymanie się razem, ale utrzymywanie dystansu, udawanie, że nic się nie wydarzyło... Chociaż i tak dobrze nam szło, trzy lata... - ucichł na moment, zbierając się do tego co ma zamiar powiedzieć. – Myślę, że musimy się rozstać Kaoru, przynajmniej na jakiś czas. Pójść własnymi ścieżkami...

Na twarzy Cherry'ego pojawił się szok. Zaraz po nim strach. Patrzył z niedowierzaniem na mężczyznę, który nie raczył go nawet wzorkiem - tylko tępo wpatrywał się w ziemie.

- Chyba cię popierdoliło – wypalił różowowłosy, czując jak serce mu mocniej wali.

- Nie – odparł ze zdecydowaniem Joe i spojrzał spokojnie na swojego rozmówcę. – Doceniam to, że udało nam się w miarę odbudować naszą przyjaźń, ale... - wziął głęboki oddech. – Nie jestem już w stanie. Nie chcę mieć znowu nadziei Kaoru. Nie chcę znowu próbować. Nie chcę niedopowiedzeń i twojego uciekania przed odpowiedzialnością.

- O czym ty... - warknął wściekły, chwytając ramię mężczyzny.

Kojiro zdjął jego dłoń.

- Naprawdę nie rozumiesz? – zapytał prześmiewczo. – Już raz tak było. Byliśmy blisko. Chciałem być jeszcze bliżej... I na chwilę moje marzenie zostało spełnione. Byłem naprawdę szczęśliwy, miałem nadzieje, dopóki nie zniknąłeś. Aż tak wyparłeś z pamięci to co się działo w i po wyjeździe do Paryża?

- To było pieprzone trzy...

- Trzy lata temu, wiem – przerwał mu ze złością w głosie. – A ja do teraz nie umiem się po tym pozbierać.

Oderwał się od bramki i stanął przed różowowłosym.

- Spójrz na mnie – zaśmiał się ironicznie. – Przez te trzy lata, próbowałem zająć się czymś innym niż tobą, a często wystarczył jeden twój telefon, żebym stawił się na wezwanie. Próbowałem kogoś znaleźć, zbudować stały związek, ale wystarczyło, że pojawiłeś się w pobliżu i przestawałem o nim myśleć. To były trzy lata, może tobie się udało otrząsnąć, ale mi NIE.

- Kojiro...

- Nawet nie wiem czy ty musiałeś się z czegoś otrząsać. Zniknąłeś tak po prostu, zostawiając marną wiadomość... - mówił dalej, przepełniony złością.

- W której kazałem ci nie myśleć o niczym głupim – wycedził przez zęby, a Joe się roześmiał.

- To o czym miałem myśleć Kaoru? – zapytał wściekły. – O czym miałem myśleć, gdy mnie zostawiłeś bez zapowiedzi i przez prawie cztery miesiące nie dawałeś znaku życia?!

Cherry miał się odezwać, jednak nie pozwolił mu dojść do głosu.

- CZY TY POMYŚLAŁEŚ CHOCIAŻ PRZEZ CHWILĘ JAK JA SIĘ CZUŁEM?! - wrzasnął i zaczął głośno dyszeć.

Cherry spuścił głowę, ściskając mocno wargi. Nie wiedział już co ma odpowiedzieć. Przestał myśleć o tym, że ta chwila może kiedyś nadejść i teraz nie miał żadnych kontrargumentów. Nie był na nią gotowy. Serce waliło mu tak mocno, że miał wrażenie jakby jego całe ciało pulsowało w nadawanym przez nie rytmie. Spojrzał niepewnie na Joe, który bacznie go obserwował.

- No właśnie – westchnął. - Ja chcę tylko spróbować zacząć od nowa Kaoru. Potrzebują zamknąć jeden rozdział i otworzyć drugi... Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że tak będzie najlepiej...

- Dla kogo? – wycedził Cherry, krzyżując swoje drżące ręce. – Podjąłeś tą decyzję z dupy i teraz chcesz, żebym ją zaakceptował?

- Nie każe ci jej akceptować, tylko cię informuję. – Zacisnął swoje pięści.

- Ja pierdole... – westchnął Kaoru, patrząc z niedowierzaniem na twarz mężczyzny. – Jak okropnym człowiekiem ubzdurałeś sobie, że jestem?

- Nie myślę tak o tobie – powiedział zdenerwowany. – Jednak, gdy ktoś cię zostawia po wyznaniu, to raczej nie ma się o nim najlepszego zdania, prawda?

- A gdy później wraca i robi WSZYSTKO, żeby naprawić to co zniszczył to NADAL MYŚLISZ, ŻE MU NA TOBIE NIE ZALEŻY?! – krzyknął z furią w oczach.

- MIAŁEŚ SAME KORZYŚCI Z NASZEJ RELACJI!

- JAKIE KURWA KORZYŚCI?! – spojrzał na niego z niedowierzaniem. –TY NAPRAWDĘ MASZ COŚ NIE TAK Z ŁBEM. CO TY SOBIE UBZDURAŁEŚ?!

- TO JAK MIAŁEM TO WSZYSTKO TRAKTOWAĆ?! – wrzasnął. – JAK MIAŁEM INTERPRETOWAĆ TWOJE ZACHOWANIE?! NIGDY NIE POWIEDZIAŁEŚ MI O TYM CO SIĘ STAŁO, CO CZUJESZ, CO MYŚLISZ? WRÓCIŁEŚ JAKBY NIGDY NIC I CHCIAŁEŚ UDAWAĆ, ŻE NIC SIĘ NIE WYDARZYŁO!

- TO NIE JA CHCIAŁEM UDAWAĆ, TYLKO TY NIE CHCIAŁEŚ SŁUCHAĆ!!!

Ciężko dyszący Kaoru osunął się na barierce i klęcząc schował swoją głowę w ramiona. Był rozdarty, wściekły, smutny... Mieszanka emocji rozsadzała go od środka. Stojący przed nim mężczyzna czuł się podobnie, chociaż robił wszystko, żeby tego nie okazywać.

- To było pieprzone trzy lata temu... - zaczął cicho Cherry. – Wytykałeś mi, że żyje złudną nadzieją i przeszłością, gdy pojawił się Adam. A TERAZ SAM WYSKAKUJESZ Z CZYMŚ TAKIM?! – wrzasnął.

- Podjąłem już decyzję – odparł zdeterminowany. – Wybacz Kaoru, ale... Nie jesteśmy już dziećmi. Muszę myśleć o swojej przyszłości, zadbać o nią... Uwierz mi próbowałem zrobić to inaczej, ale... - westchnął. - Nigdy mi się nie udało.

- A co ze mną? – zapytał żałosnym głosem.

- Dasz sobie radę, zawsze dawałeś...

- Zawsze miałem ciebie.

Kojiro przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszał te słowa. Cherry chwiejnie podniósł się z powrotem i patrzył pełnym żalu wzrokiem na zielonowłosego. Na widok tych przepełnionych smutkiem oczu, Jeo aż zmiękły nogi. Przerabiał tą rozmowę już wielokrotnie w swoich myślach, rozegrał w nich tysiąc scenariuszy, ale w żadnym Kaoru nie walczył tak zażarcie jak robił to teraz.

- Jesteś dla mnie ważny ty pieprzony... – zaczął różowowłosy. - Zawsze będziesz.

Zmarszczył swoje brwi i zacisnął wargi, a Kojiro cały w emocjach obserwował go. Zaczął żałować. Chociaż zrobił to do czego zbierał się od miesięcy i doskonale wiedział, że będzie ciężko. Dalej był zdeterminowany, w końcu teraz nie było już odwrotu... Jednak w tym konkretnym momencie żałował, że w ogóle do tej rozmowy doszło.

- Błagam nie zostawiaj mnie.

Kojiro wytrzeszczył oczy na przyjaciela, który złapał go za rękę i patrzył na niego z desperacją.

- Kaoru...

- Proszę cię. Nawet...

- Nawet co? – zapytał Joe, próbując uwolnić swoją dłoń, jednak bez skutecznie.

- To nie byłoby proste. Przez wiele czynników. Głównie przeze mnie.

- O czym ty gadasz?

- O byciu razem – wypalił, patrząc ze wstydem na Kojiro.

Serce zielonowłosego mocniej zabiło, a szczęka mimowolnie, sama poleciała na dół. Poczuł jak robi mu się gorąco, a twarz czerwienieje. Fala emocji szła szybko, gdy nagle została zatrzymana mieszanką wspomnień z tego jak ostatnim razem tego próbowali. Otrzeźwiło to Joe na tyle, by mógł mu odpowiedzieć.

- Kaoru... - chwycił jego dłonie, rozluźniając nieco ich uścisk. – Mówiłem ci już. Nie chcę tego. Nie chcę złudnej nadziei, próbowania. Już raz przeżyliśmy Paryż... Teraz chcę iść dalej.

Z łagodnym uśmiechem puścił ręce Cherry'ego, które bezwiednie opadły. Różowowłosy czuł pustkę. Nie był już wstanie być zły czy smutny... Czuł tylko ogarniającą go pustkę.

Nie miał więcej sił na tą walkę.

- W takim razie powodzenia – powiedział automatycznie, beznamiętnie, patrząc się na czubki swoich palców.

Kojiro poczuł ulgę, ale tylko przez ułamek sekundy. Zaraz zmieniła się ona w smutek, przez który gula w jego gardle jeszcze bardziej urosła. Mimo to z trudem przełknął ślinę i niepewnym głosem odpowiedział:

- Dzię...

- Nie mów już nic – przerwał mu Kaoru oschłym głosem. – Zanim odbębnisz scenę wielkiego rozstania, mógłbyś mnie odwieźć do domu? Nie mam czym wrócić – dodał szybko.

- P-pewnie – odparł zaskoczony Kojiro, a Cherry nie czekając podszedł do jego motoru.

- To będzie ostatnia rzecz o jaką cię poproszę – powiedział, a Joe poczuł jak serce ponownie zaczyna mu głośniej bić. – Obiecuję.

Zmieszany zielonowłosy zaczął rozglądać się na boki, aż w końcu i on podszedł do maszyny.

- Nie mam... Dwóch kasków – zaczął niepewnie.

- To zgodnie z przepisami ty będziesz miał na sobie kask – stwierdził Kaoru, patrząc jak Kojiro krząta się przy swoim sprzęcie.

- Na pewno ty go nie chcesz?

- A co, planujesz wypadek?

- Nie! – wypalił zaskoczony. – Chodziło mi raczej o zakrycie twojej twarzy... Zawsze chciałeś ją ukrywać i...

- To już bez znaczenia – stwierdził z dobitną obojętnością. Usadowił się na tyle maszyny, którą trzymał Joe. – Jedźmy już.

Kojiro zmarszczył brwi i już bez słowa wsiadł na motor.

Przeciągły ryk silnika zasygnalizował wszystkim wokół, że ruszyli. Czując powiew wiatru, który rzucał jego kucykiem na wszystkie strony świata Kaoru nieco otrzeźwiał. Jego wewnętrzna pustka powoli zaczęła się napełniać, chociaż wolał, żeby tego nie robiła. Oplatając swoimi długimi rękami, prowadzącego motor mężczyznę i wtulając swoją twarz w jego plecy, chciał nigdy nie dojeżdżać na miejsce, nigdy go nie puszczać.

W którym momencie popełnił błąd?

Dlaczego wszystko wróciło do punktu wyjścia?

Dlaczego znowu czuje, że traci go przez ten sam zbieg okoliczności, głupich decyzji i ich nieprzewidzianych skutków?

Koszmar sprzed trzech lat powrócił, a on czuł się na niego tak samo bardzo nieprzygotowany jak wtedy.

Nie miał już sił się tłumaczyć, trzymać go przy sobie na siłę i mieć jeszcze raz nadzieję, że dojdą do punktu, w którym udają, że sytuacja nie miała miejsca. Możliwe, że w słowach Kojiro kryło się ziarno prawdy, może zdystansowanie się i jemu by pomogło. Tylko na razie nie wiedział w czym by miało.

Jedyne co go pocieszało w tej chwili, w której jego twarz wykrzywiała się pod wpływem wszystkich tłumionych emocji, było szybkie bicie serca zielonowłosego. Czuł je wyraźnie. On też przeżywał to co się dzieje.

W czasie, który dla Cherry'ego był niczym jedna sekunda, dotarli pod jego dom. Joe ostrożnie zatrzymał się tuż przed furtką i zdjął swój kask. Niepewnie spojrzał na mężczyznę za nim, ten nadal siedział przyssany do jego pleców. Nie miał nawet serca mówić mu, że ma go puścić. Im bliżej było ich rozstania, tym mocniej kwestionował słuszność tej decyzji. Powtarzał sobie, że żadne rozstanie nie jest proste, a już parę przeżył w swoim życiu. Jednak, jeszcze nigdy nie czuł tak dużego żalu oraz bólu brzucha, który doprowadzał go do mdłości. Chciał się wyrwać od tego uczucia. Tylko już nie wiedział jak.

Ściśle oplatające go ramiona puściły go.

Kaoru zsiadł z motoru praktycznie bezszelestnie. Joe wodził tylko za nim wzrokiem, obserwując jego obojętną twarz, pod której maską kryły się trudne emocje. Przedzierały się one przez nią w postaci drobnych, niekontrolowanych drgnięć jej mięśni.

- Dzięki – rzucił cicho Cherry i szybkim krokiem ruszył w stronę wejścia.

Czuł tak wielki wstyd, jakiego jeszcze w życiu nie doznał. Musiał błagać, musiał prosić, musiał próbować się tłumaczyć – wszystko po to aby przegrać. Chciał zniknąć, zamknąć się w swoim domu i nie wychodzić z niego. Być sam.

- Kaoru, zaczekaj – powiedział mężczyzna za nim.

Stanął bezruchu i cały się spiął. Przeszedł go niemiły dreszcz, gdy następne słowa wypowiedziane tym miękkim głosem do niego dotarły.

- Przepraszam.

- Nie przepraszaj, jeżeli robisz coś dobrego dla siebie – wycedził przez zęby rozżalony. – Spieprzaj stąd lepiej.

Joe wziął głęboki oddech oraz przeczesał swoje włosy ręką. Patrzył się na stojącą bez ruchu sylwetkę odwróconego mężczyzny i czuł jak palące go uczucie wyżera go od środka. To były wątpliwości. Czuł się okropnie z tym, że najpierw postawił różowowłosego przed faktem dokonanym, a teraz śmiał je mieć. Nie miał ich wcześniej.

- Coś jeszcze chcesz? – ciszę przerwał oziębły głos.

- Ja... - zaczął, nie wiedząc co właściwie chce powiedzieć.

- To spieprzaj – rozkazał Kaoru i ruszył dalej przed siebie.

- Czekaj! – krzyknął i niezgrabnie zszedł z motoru, który w tej akcji o mało nie upadł.

Podbiegł do brnącego dalej przed siebie złotookiego.

- NA CO MAM, KURWA, CZEKAĆ?! – wrzasnął, odwracając się do mężczyzny, który go dogonił. – NIE POTRZEBUJĘ CIĘ TUTAJ TERAZ!

- Powinniśmy jeszcze porozmawiać – powiedział łagodnie, udając że nie wie jak głupio to brzmi.

- TERAZ CI SIĘ ZACHCIAŁO?!

Kaoru aż cały drżał z emocji. Stał i z mordem w oczach wpatrywał się w skruszonego mężczyznę.

- Idź stąd – dokończył zaskakująco cicho i ponownie ruszył przed siebie.

- Jesteś pewien?

- TAK!!! – wrzasnął wściekły i włożył klucz do zamka od drzwi.

Kojiro zacisnął mocno zęby. W końcu miał to co chciał, osiągnął to co zamierzał. Chociaż nie czuł się z tym ani trochę w porządku. Postanowił odpuścić. Spuścił głowę do dołu i odwrócił się w stronę bramy. Powoli ruszył w stronę motoru, gdy nagle dotarły do niego słowa, którego go całkowiciea sparaliżowały.

– Jakby mi jeszcze brakowało płakania przed tobą...

Klucz, którym miał wykonać drugie przekręcenie zatrzymał się w połowie drogi. Do trzymającego go w dłoni mężczyzny dotarło, że wypowiedział swoje myśli na głos.

Kaoru ogarnęła panika, gdy chciał szybko dokończyć otwieranie drzwi, ale klucz ani drgnął. Niedane mu było się z nim poszarpać, bo zaraz został od niego dosłownie oderwany i objęty przez dwa ogromne ramiona.

- Jestem umówiony za chwilę, ale...

- PUSZCZAJ MATOLE!!!

- Zaraz z powrotem...

- NIE DOTYKAJ MNIE!!!

- Przyjadę obiecuję.

- NIENAWIDZĘ cię – kolejny krzyk został stłumiony, gdy jego twarz została przyciśnięta do ramienia Kojiro.

Rozemocjonowany zielonowłosy sam nie wiedział co robił. Jeszcze parę minut temu chciał uciec przed byciem na każde zawołanie Kaoru, a teraz sam do niego lgnął. Do tego doszedł jego słaby punkt – płacz. Było mu wstyd za wszystko co zrobił. Jednak nie umiał go zostawić. Nie teraz.

Trzymał wierzgającego się na wszystkie strony mężczyznę do momentu, w którym nie zadzwonił jego telefon. Wypuścił go i zaraz dostał porządne kopnięcie w udo, przez które o mało się nie wywrócił.

- Zas...łużone – wydukał Kojiro, masując je.

Korzystając z tego że był schylony, Koaru trzepnął go jeszcze w głowę.

- To też – jęknął.

- Nie wracaj – wycedził, dalej rozwścieczony. – I tak bym cię nie wpuścił.

- Musimy...

- Po tym wszystkim co powiedziałeś?!

- PRZEZ to wszystko co powiedziałem! Przez to co powiedziałeś ty, co się wydarzyło, czego sobie nie powiedzieliśmy – wymieniał z determinacją patrząc na Cherry'ego. – Musimy o tym porozmawiać w końcu...

- Nie chcę – odparł krótko i wrócił do klucza od drwi.

- Będę za góra dwadzieścia minut.

- To sobie postoisz przed furtką.

- Kaoru przepraszam, naprawdę.

- To nie przychodź – wycedził, poczym wyjął klucz z drzwi, które w końcu udało mu się otworzyć.

- Musimy...

- WIEM! – krzyknął drżącym głosem, czując jak resztki jego pewności siebie kruszeją. – Ale ja nie chcę... Idź już stąd i nie wracaj – dodał cicho i szybko zamknął za sobą drzwi.

Stojący przed nimi Kojiro, ściskał w dłoni swój dzwoniący wciąż telefon tak mocno, że paru rysom, które się znajdowały na ekranie doszło milimetrów. Z każdą kolejną wibracją miał coraz większą ochotę rzucić nim o ziemię. Czuł się rozdarty.

Zmarszczył mocno brwi i ruszył w stronę motoru. Stawiając ciężkie, przepełnione złością kroki oraz słysząc swoje własne bicie serca, przekonywał się do tego, że nie może tej sprawy jeszcze zostawić.

Jeszcze tu tej nocy wróci.

~*~

Do 4 lipca rozdziały mogą się pojawiać nieregularnie, za co przepraszam. Po egzaminie językowym poświęcę się w całości pisaniu - obiecuję.

Od następnego rozdziału zaczynamy powrót do przeszłości, tak żeby się doedukować przed rozmową chłopów... Także do zobaczenia w Paryżu~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top