3

-Tony... Czy ty nie rozumiesz, że to jest bez sensu?

-A czy ty nie rozumiesz Steve, że to nam się przyda.

-Do czego? Do tego by ludzie wiedzieli kim jesteśmy?

-Rogers, posłuchaj...-zaczął mowić po czym przetarł twarz ręką.

-Nie to ty posłuchaj Stark!-wstałem gwałtownie i przerwałem mu-Przypominam, że nie po to ukrywaliśmy się przez tyle lat, żeby teraz wszystko o nas wiedzieli. Oczywiście nie mówię o tobie. Przecież ty zawsze goniłeś za sławą.

-Ludzie nie bedą o tym wiedzieć.

-Tylko ci się tak zdaje. Wystarczy, że ktoś włamie się do systemu...

-Nikt nie włamie się do systemu-tym razem on mi przerwał-To T.A.R.C.Z.A.

-Czy ja muszę wymieniać wszystkie okoliczności? Kret... Cokolwiek. To jest niebezpieczne.

-To nie jest niebezpieczne...

-Clint ma rodzinę Stark!-tym razem porządnie się zdenerwowałem-Musi chronić ich za wszelką cenę. Ale ty tego nie zrozumiesz...

-Jak to ja tego nie zrozumiem?-on też był na skraju wytrzymałości-A Peper!? Myślisz, że się o nią nie martwię?

Prawie doszłoby do kłótni gdyby nie osoba, która weszła do pomieszczenia.

-Tony...

-Tak. Zaraz przyjdę-powiedział zrezygnowany.

Na początku nie odwracałem się, ale po chwili to uczyniłem. Przede mną stała rudowłosa. Jej twarz była blada, ale pięknie komponowała się z całością. Moim wielkim błędem było spojrzenie się w jej oczy. Chyba były piwne, ale miały coś z zielonego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top