23

JASMINE

Zobaczyłam mężczyznę mówiącego coś przez krótkofalówkę. Chyba coś nie wyszło...

Kiedy wróciłam wzrokiem do mojego rozmówcy już go nie było. Nagle zobaczyłam jak wiele osób wychodzi z tłumu w tę samą stronę. Zaraz coś się stanie.

-Jasmine, uciekaj stamtąd! Wykryli nas-zakomunikował Stark.

Próbowałam jak najszybciej wydostać się z tego miejsca, ale przy takiej ilości ludzi było to trudne. Potem był tylko grzmot.

***

Białe. Wszystko białe i oślepiające. Ała... Bolą mnie przez to oczy. Zaraz... Gdzie ja jestem? Przecież byłam na misji, a teraz...

Nagle poczułam jak całe ciało zaczęło mnie boleć, a wzrok wyostrzył się i ujrzałam białą lampę, która centralnie, na mnie świeciła!

Jestem w szpitalu? Obok łóżka siedział Steve ze zwieszoną głową i łokciami opartymi na kolanach.

Zaczęłam się krztusić, przez co zaskoczony Rogers podbiegł do mnie.

-Jasmine!-przestałam kasłać-Jezus! Ty żyjesz.

-Najwyraźniej-powiedziałam zachrypniętym głosem i znowu zaczęłam się krztusić.

-Nic nie mów. Odpoczywaj. Zaraz przyniosę ci wodę i zawołam pielęgniarkę-uśmiechnęłam się, ale na pewno wyglądało to fatalnie. Z resztą wolałabym się teraz nie widzieć.

***

Wszyscy zebrali się w pokoju, w którym leżałam.

-Już wcześniej się zorientowali. Kiedy zapytał się czy ci pomóc, powinnaś odpowiedzieć coś innego. Po tym jak czekałaś na zdanie ode mnie tylko się upewnił. Przepraszam, to moja wina. Przedtem tego nie zauważyłem-mówił Tony.

-Nie prawda-zaczęłam-Nikt z nas nie wiedział, że są tak przygotowani.

-Mogłaś zginąć Jasmine.

-Mówiłem!-odezwał się Rogers-Jest nie doświadczona, nie powinna jeszcze brać udziału w takich misjach.

-Wiem Steve-kontynuował Tony-To moja wina.

-Jak zwykle.

-Chłopcy! Przestańcie-powiedziałam, a oni umilkli.

-To my może już pójdziemy-mówiła Natasha, po czym wszyscy wyszli.

Wiem... Beznadziejne zakończenie. Ale w ogóle nie miałam na nie pomysłu.
Udało się! 23:58! Tak jakby na czas...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top