8 "Odpowiedzi"

Dzień w szkole dawno nie dłużył się tak jak właśnie ten. Peter przysypiał na każdej lekcji, a kiedy tego nie robił odliczał czas do ich końca. Skupiał tym samym uwagę nauczycieli, którzy i tak przymknęli oko na jego poranne spóźnienie.

Na przerwach wypytywany był przez Neda, który chciał być ze wszystkim na bieżąco, jednak Parker wolał oszczędzić mu zbędnych nerwów. Był świadomy, że byli już blisko rozwiązania problemu WL, ale nie wiedział kiedy osoby odpowiedzialne za jego rozwój wykorzystają go na większą skalę. Właśnie to wywierało presję na dwójce nastolatków, czujących na sobie odpowiedzialność za powstrzymanie tego, co miało nadejść.

-Musisz powiedzieć mi czego się dowiedziałeś – czekał z niecierpliwością, chcąc nie tylko wiedzieć co się dzieje, ale również móc jakoś pomóc.

-Mutanci – odparł jednym słowem wiedząc, że przyjaciel spróbuje to sobie sam zwizualizować.

-Zaatakują nas? - spodziewał się tego, jednak nikt nie był pewny co planują z nimi zrobić.

-Nie wiem. Shadow szykuje antidotum, ale nie wiemy czy tym razem zadziała.

Nagle Ned uniósł brwi do góry i spojrzał uśmiechnięty na chłopaka, jakby całkowicie pomijając część o mutantach.

-Poznałeś jego kryptonim i mi nie powiedziałeś? - dopiero słysząc to pytanie Peter zrozumiał, że wypowiedział poprzednie zdanie tak płynnie, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że mówi o imieniu dziewczyny.

-To ona... - na te słowa chłopak podekscytował się jeszcze bardziej.

-I zataiłeś to przede mną? Jak mogłeś? Jestem twoim najlepszym kumplem. O takich sprawach się rozmawia.

-Pogadamy później, muszę się przespać – odparł po zakończonych zajęciach, kiedy w końcu mógł już wrócić do domu.

W tym czasie Shadow dokładnie czytała zapiski ojca, z których próbowała zrozumieć dlaczego antidotum, które stworzyła nie zadziałało tak jak powinno.

Spędzała nad tym kolejne godziny, kiedy do jej kryjówki ktoś zapukał. Otworzyła spodziewając się, że znajduje się za nimi Pająk, jednak ku jej zdziwieniu czekał tam Ben, z którym niekoniecznie miała ochotę rozmawiać.

Ponownie zajęła miejsce na kanapie, a mężczyzna rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym dawno go nie było. Zajął miejsce obok niej i pierwsze chwile spędzili w całkowitej ciszy.

-Powinienem powiedzieć ci o FordLab – w końcu zaczął temat, który wywołał ich kłótnię.

-Wiedziałam, że tato pracował w laboratorium. Ale nie, że firma nadal istnieje pod czyimś nazwiskiem. Przez nią zniknął.

-To on był jej założycielem – odparł chcąc powiedzieć jej całą dotąd skrywaną prawdę. - Jeffrey chciał ulepszyć ludzi, znaleźć lekarstwo na raka. Kiedy stworzył WL nie otrzymał zgody na jego przetestowanie. Więc zrobił to na sobie.

-Sam? Nie byłby zdolny... - nie chciała uwierzyć w to, co mówi.

-Znał konsekwencje. Wiedział, że może się nie udać.

-Zostawiłby mnie? - w jej oczach pojawiły się łzy, które z każdą kolejną wypowiedzią chłopaka zaczynały spływać po i tak już bladej twarzy dziewczyny.

-Zanim wyruszyłem na wojnę, obiecałem mu, że bez względu na wszystko zaopiekuję się tobą – Ben zdecydował się na całkowitą szczerość. Być może ciążyło mu to przez te lata. - Poświęcił się dla nauki.

-Dlaczego zarząd nie dał mu pozwolenia na testy? Tato znał się na tym, nie popełniłby takiego błędu.

-Nie pracował sam. Podobno nawet jego partner był temu przeciwny.

-Jego partner to Feller?

-Skąd wiesz?

-Chyba ktoś chciał żebym się tego dowiedziała. Pozostaje pytanie po co?

-Wzięłaś za to za dużą odpowiedzialność – mężczyzna przejmował się jej zdrowiem, poświęcała za dużo siebie całej tej sprawie.

-FellerLab to firma przejęta po Fordzie. Pracuje tam jeszcze? - zadała pytanie nie biorąc pod uwagę jego poprzedniego zdania.

-Jest głównym zarządcą – te słowa zaniepokoiły dziewczynę. Wiedziała do czego zdolni są ludzie chcący osiągnąć swój cel. - Shadow, wiem, że jesteś teraz pełna emocji, ale nie możesz tam teraz pójść. Jest coś jeszcze.

Nie wiedziała czego jeszcze może się spodziewać. Otrzymała wiele informacji, z którymi chciała działać, jednak czekała aż Ben dokończy swoją wypowiedź.

-Nie powiedziałem ci o tym, bo nie chciałem żebyś poszła w jego ślady. Miałem trzymać cię od tego z dala, ale to nie byłoby dobre. Za trzy lata firma będzie twoja. Wtedy byłabyś gotowa znaleźć dowody na Fellera.

-Nie wiedziałeś, że wcześniej pojawi się WL.

-Przepraszam, że to ukrywałem – Shadow wyczuła, że mówi szczerze. Nie miała mu tego za złe, a jej wcześniejsza reakcja spowodowana była chwilowym poczuciem braku zaufania między sobą.

-Chciałeś mnie chronić, wiem.

-Chyba bardziej wszystkich drani, którym teraz nie podarujesz. Na WL nie skończysz – ramieniem objął dziewczynę, która się zaśmiała.

-Jesteś okropnym starszym bratem wiesz?

-Przeceniasz mnie.

-Powiedziałam okropnym – powtórzyła wiedząc, że Ben się z nią droczy.

-Oboje wiemy jak jest naprawdę.

Zarówno Shadow jak i Peterowi mimo potrzeby odespania kilku nocy, ciężko było się do tego zebrać. Ich głowy przechodziły myśli odnośnie tego, co niedawno miało miejsce, jednak wiedzieli, że do walki potrzebują mieć siły. Po kilkudziesięciu minutach kręcenia się po poduszce w końcu udało im się zmrużyć oczy.

Peter obudził się pod wieczór od razu czując się trochę lepiej i udał się do salonu, z którego dobiegały odgłosy telewizora. Przywitał się z siedzącą na kanapie ciocią May i nalał sobie pomarańczowego soku znajdującego się na blacie kuchennym.

-Wyspałeś się? - spytała wiedząc, że odpoczywał po wcześniejszym zajrzeniu do jego pokoju.

-Można tak powiedzieć – zajął miejsce obok niej. - Co oglądasz?

-Konferencję. Za dwa dni miasto ma odwiedzić prezydent – początkowo słowa te nie zdziwiły Petera, jednak po chwili przypomniał sobie, że ludzie odpowiedzialni za WL czekają na odpowiedni moment. Może właśnie o to chodziło.

-Muszę wyjść – oznajmił zrywając się szybko, wracając do pokoju po strój i szybko się w niego przebrał, nakładając na to zwyczajne ubranie aby nie przykuć niczyjej uwagi.

-Powinnam się martwić? - zadała pytanie obserwując zachowanie chłopaka.

-Nie. Kocham cię – pocałował May w głowę i chwilę później znalazł się już za drzwiami.

Spieszył się do Shadow aby powiedzieć jej, że wie kiedy zostanie wykorzystane WL. Zapukał do jej kryjówki, ale nikt nie otworzył. Nie miał jak się z nią skontaktować, nie posiadał nawet jej numeru, aby móc poinformować o swoim odkryciu.

Zajrzał tylko przez okno widząc zapaloną lampkę i postanowił wejść do środka. Spodziewał się, że zastanie ją w środku, ponieważ drzwi były otwarte, jednak nikogo tam nie było. Zdziwił się, że zostawiła to miejsce otwarte i zastanawiał, czy działała w pośpiechu. Podszedł do stolika na którym znajdował się jej sprzęt, a wśród niego komputer. Uruchomił go licząc, że coś jej powie.

Na ekranie wyświetliły się informacje o nazwisku Feller. Słyszał je podczas kłótni Shadow z Benem. Domyślił się, że mężczyzna jest zamieszany w tę sprawę.

-Gdzie go szukać? - głośno myślał, a przewijając dalej informacje znalazł lokalizację jego laboratoriów. Jedną z nich znał aż za dobrze.

Peter natychmiast ruszył w kierunku budynku, w którym dopiero co poprzedniej nocy napotkał WL. Poruszał się wśród budynków najszybciej jak potrafił, szukając po drodze znajomej mu osoby. Nagle zauważył Shadow biegnącą po dachu bloku i przeskakującą na kolejne za pomocą swojego pomocniczego sprzętu.

Parker nie wahając się długo z rozmachem zdecydował skierować się na nią podczas wykonywania kolejnego skoku i łapiąc ją, pajęczyną skierował ich w innym kierunku.

-Pająk? Co jest?! - wykrzyknęła kiedy odstawił ją na ziemię. Nie wiedziała dlaczego próbował ją powstrzymać.

-To Feller może tworzyć WL – odparł, na co dziewczyna szerzej otworzyła oczy, wiedząc, że musiał dowiedzieć się tego w jej kryjówce. - Zobacz co robi z ludźmi. Zamienia ich w potwory. Jeśli pójdziesz tam sama, napuści ich na ciebie albo staniesz się jednym z nich – Peter był przejęty i dało się to wyczuć w jego głosie.

-Ja po prostu chcę się czegoś dowiedzieć.

-Wykorzystają WL za dwa dni – chciał powiedzieć jej o tym, czego się dowiedział. - Miasto odwiedzi prezydent.

-Zamienią w mutanta? - nie spodziewała się, że właśnie do tego potrzebna była im ta substancja.

-Nie wiem. Ale znamy datę.

Shadow tylko otworzyła szerzej oczy.

-O to nam chodziło – odparł nie wiedząc dlaczego dziewczyna jest smutna.

-Nie stworzę antidotum. Nie potrafię – oparła się o ścianę budynku kręcąc głową.

-Jesteś tak blisko. Nie możesz się teraz poddać.

-Dlatego chciałam iść do Fellera. Jeśli jest za to odpowiedzialny, może dowiem się jak to powstrzymać. Spójrz – wyjęła zeszyt, jaki miała przy sobie i otworzyła go na właściwej stronie na której widniało właśnie to nazwisko będące pod znakiem zapytania. - Mój tato pisał o nim w notatkach. To jedyna część której nie rozumiem.

Pokazała ją Peterowi, który z uwagą zaczął analizować tekst i znajdujące się obok rysunki.

-Krew z krwi, krwią przemienisz i odwrócisz – przeczytał na głos jedyne zdanie, które brzmiało jak zaklęcie i różniło się od pozostałych. To zagadka?

-Mój ojciec nie posługiwał się nimi. Krew z krwi. Pobrałam ją z ciała jednego z WL i umieściłam w antidotum, więc nie o to chodzi.

-Nie sądzę żeby Feller chciał ci to powiedzieć.

-Wczorajszej nocy w tamtym budynku ktoś wpuścił mnie do jednego z ich tajnych pomieszczeń i pokazał fakty, o których istnieniu nie wiedziałam.

-Myślisz że to on? Dlaczego miałby cię na siebie nakierować?

-W przyszłości mam przejąć firmę. Może chce się mnie pozbyć już teraz. Gdybym do niego poszła, pomyślałby, że teraz ma okazję.

-Nie możesz ryzykować.

-Przez WL zginęło tak wielu ludzi. Nie mogę pozwolić żeby ktoś jeszcze ucierpiał.

-Jeśli tam pójdziemy, będę tuż obok – Peter wciąż nie był pewny tego, co chciała zrobić Shadow. Nie miał zamiaru jej zostawić, ale bał się o nią. W końcu tak jak powiedział Ben nie miała żadnych mocy, ani zdolności regeneracji. Posiadała jedynie umiejętność walki, jednak sama wiedziała, że nie jest jeszcze najlepsza.

Oboje byli młodzi, często działali pochopnie kierując się emocjami. Nie uważali się za bohaterów, z tą sprawą Shadow związana była prywatnie i jej zakończenie było czymś, czego potrzebowała aby zacząć w życiu kolejny etap.

Nie chciała z nikim współpracować, aby nie narażać drugiej osoby na niebezpieczeństwo. Peter również martwił się o jej życie. A jednak coś sprawiło, że tamtej nocy dotrzymywali sobie kroku idąc po nieznane. Z dwójki kompletnie obcych dla siebie osób, do partnerów, a być może nawet przyjaciół.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top