13 "Spotkanie"
Peter przebudził się zdezorientowany, nie wiedząc ile czasu spał, jednak za oknem wschodziło już słońce. Od razu stanął na nogi i ruszył w kierunku kuchni, z której dobiegały odgłosy gotowania. Już na korytarzu poczuł unoszący się w powietrzu słodki zapach. Wszedł do pomieszczenia nie spodziewając się, że zastanie tam właśnie Bena, który nie przejął się jego widokiem.
-Fajna koszulka – zwrócił się do niego mężczyzna przewracając w tym czasie na drugą stronę naleśnika.
-Dzięki – odparł bez większego zastanowienia, zapominając, że należy ona właśnie do niego. Ciemny blondyn położył zwinięte w trójkąt ciasto z dżemem, a obok postawił śmietankę i podsunął w stronę stojącego niedaleko chłopaka.
Parker niepewnie wziął talerz do ręki i czując doskwierający głód zajął się jedzeniem. Mężczyzna rzucał mu co jakiś czas krótkie spojrzenia, nie odzywając się jednak ani słowem.
Chwilę później w drzwiach stanęła wyglądająca na zrezygnowaną Shadow. Oparła głowę o ścianę odczuwając zmęczenie i podeszła do blatu przy którym znajdowała się pozostała dwójka, a Ben natychmiast postawił przed nią talerz z naleśnikiem.
-Nie jestem głodna – odezwała się zanurzając twarz w swoich dłoniach.
-Nie pytałem – zmierzył ją wzrokiem, nakłaniając do posiłku. Wiedział, że potrzebowała zregenerować siły po ostatnich ciężkich dniach. Zakończył smażenie i sam zajął się jedzeniem.
-Co się stało? - Peter spojrzał na nią widząc, że jej nastrój jest dosyć słaby.
-Nie mogę wydobyć antidotum z mojej krwi. To koniec. Jutro WL zaleje świat.
Nie wiedział co na to odpowiedzieć. Tylko ona potrafiłaby stworzyć lek.
-Ostatnio udało ci się spowolnić mutanta, pamiętasz? Czego wtedy użyłaś?
-Próbki pobranej z krwi jednego z nich z tym, co zapisał w notatniku tato.
-Pamiętasz to zdanie, którego nie mogliśmy zrozumieć? - wspomniał o tym jak kilka dni temu czytali zapiski jej ojca, jednak nie mógł przypomnieć sobie dokładnie wszystkich słów. - Krew z krwi?
-Krew z krwi, krwią przemienisz i zawrócisz. Mamy krew mutanta i moją, z tym, że nie mogę z mojej nic wydobyć.
-Połączyłaś je ze sobą? Skoro to, co wydobyłaś z mutanta miało jakieś działanie, może trzeba je poszerzyć.
-Połączyć krew mutanta z moją? Bez żadnych ingerencji? Nie wpadłam na to.
-Może warto spróbować? - głośno myślał, mimo że wydawało się to nie do końca logiczne, jednak mało rzeczy ostatnio takich było.
Shadow patrzyła na niego pytająco, zastanawiając się, czy mogłoby to być takie proste. Zwróciła wzrok na przyglądającego się im Bena, jakby chciała usłyszeć, że na pewno nie jest to możliwe, że nie byłaby tak blisko.
-Chłopak może mieć rację – jego odpowiedź zdziwiła pozostałą dwójkę, która natychmiast udała się do laboratorium, żeby to sprawdzić, a mężczyzna ruszył powoli za nimi, będąc ciekawym czy rzeczywiście się to sprawdzi.
Nadeszła pora, żeby się o tym przekonać. Shadow umieściła próbkę krwi WL na szkiełku, po czym odsączyła kilka kropli własnej i bez eksperymentowania z nią po prostu je połączyła. Czekając na jakąkolwiek reakcję wpatrywali się w zachowanie tych substancji, jednak nic się nie wydarzyło. Dziewczyna wzięła do ręki igłę i jeszcze bardziej je zmieszała, tracąc już całkowitą nadzieję na zmianę.
W momencie oczekiwania nagle usłyszeli dzwonek telefonu Petera, który znajdował się na szafce, a chłopak szybko go odebrał nie chcąc dłużej nikogo rozpraszać.
-Ned? - był zdziwiony jego połączeniem, chcąc wiedzieć, czy ma ważny powód dla którego dzwoni.
-Nie wiem gdzie jesteście, ale włącz telewizor. Prezydent przyjechał dziś rano – słowa te zdążyła usłyszeć też Shadow, która razem z Parkerem udała się do salonu, odpalając szybko odbiornik.
Na ekranie ukazał się prezydent, który przemieszczał się do jednego z hoteli w samym centrum. Myśleli, że przyjedzie wieczorem, tak jak wcześniej to ogłoszono. Spoglądali na zmieniający się co chwilę pasek informacyjny, z którego dowiedzieli się, że przyjechał wcześniej, aby porozmawiać z przedstawicielem F&F Lab.
„Spotkanie z Marcem Fellerem odbędzie się już za godzinę." powiedziała prezenterka, a Shadow z Peterem spojrzeli na siebie gotowi do podjęcia działania.
-Musimy zapobiec spotkaniu – odparła, zastanawiając się jak to rozegrać.
Biegiem wyruszyli do budynku firmy, zostawiając w domu Bena, którego nie poinformowali o swoim planie. Mężczyzna wiedział, że chcieli załatwić sprawę jak najmniej burzliwie, w czym raczej by nie pomógł. Wrócił więc do pomieszczenia, w którym jeszcze chwilę temu przeprowadzali badania i zastał tam niespodziewany wynik. Chciał zadzwonić do dziewczyny, jednak usłyszał wibrację jej telefonu w pokoju obok.
Natychmiast wyszedł na zewnątrz, mając nadzieję, że zastanie ich w kryjówce Shadow. Pod jej drzwiami zobaczył kogoś innego. Chłopak, którego poznał poprzedniego dnia również musiał ich szukać.
Ned odwrócił się, a widok opiekuna Shadow omal nie wywołał z jego strony podskoku z zaskoczenia.
-Ben, cześć – czuł delikatny niepokój kiedy z nim rozmawiał. Blondyn jednak od razu przeszedł do konkretów.
-Masz numer tego chłopaka? - zadał mu pytanie, chcąc jak najszybciej się z nim skontaktować. Chwila minęła zanim ten zrozumiał o co chodzi, ale przecież sam też chciał wiedzieć gdzie są.
Wyjął swój telefon i podał mu wybrany numer, uprzedzając, że Peter wcześniej nie chciał mu nic powiedzieć, tłumacząc się brakiem czasu.
-Hej, nie masz przypadkiem pożyczyć garniaka? W piątek jest bal, a nie sądzę, żeby miał czas na kupienie jakiegoś.
-Nie wiesz, czy twój kumpel dożyje tego dnia – próbował po raz kolejny się do niego dodzwonić, jednak dalej nikt nie odbierał.
Peter ponownie założył swój strój Spider-Mana, będąc gotowym stanąć do walki z mutantami. Zarówno on jak i Shadow mieli świadomość, że może nie skończyć się to dla nich najlepiej. Mieli ze sobą substancję, która wcześniej zadziałała połowicznie, ale musiało im to wystarczyć.
Dowiedzieli się, że spotkanie ma odbyć się w hotelu innym niż tym, gdzie zatrzymał się prezydent. Mieli więc czas dostać się do tego, w którym czekał Feller. Właśnie tam się znaleźli.
Shadow trzymała zaciśniętą dłoń na broni, w której znajdowało się niedopracowane antidotum i ukryła ją pod skórzaną kurtką. Swoim wyglądem na pewno wzbudziliby zainteresowanie hotelowych gości, dlatego dostali się do środka dzięki Peterowi, który wzniósł ich na odpowiednie piętro, gdzie miał znajdować się Feller.
Parker zdobył karty otwierające pokoje podobnym sposobem jak w prosektorium, a Shadow obserwowała jego ruchy z podziwem. Zdolności chłopaka były dla niej zaskakujące.
-Ja się nim zajmę – zwróciła się do niego, chcąc wykorzystać fakt, że mężczyzna nie spodziewał się jej tam zobaczyć.
-Sprawdzę, czy gdzieś obok nie znajdują się mutanci – odparł Parker, po czym udał się w stronę innych pomieszczeń.
Dziewczyna stała tuż przed drzwiami do pokoju osoby odpowiedzialnej za rozwój WL. W tamtej chwili nie tylko chciała go powstrzymać, ale też dowiedzieć się czegoś więcej o zniknięciu swojego ojca. Wyrzuciła Fellera ze swoich wspomnień, ale pamiętała, że siedem lat temu ktoś zapukał do drzwi.
Weszła do środka widząc go rozmawiającego przez telefon. Jej widok znacznie go zdziwił, jednak zamiast wezwać wsparcie, mężczyzna po prostu zakończył rozmowę.
-Że też się nie domyśliłem – powiedział, jakby domyślił się dlaczego jeszcze stoi przed nim żywa. - Twój ojciec przechytrzył nas wszystkich.
-Wiem, że przyszedłeś wtedy do naszego domu. Wyczekiwał cię – mówiła o swoim tacie i o tym, co sobie przypomniała. Wszystko zaczynało układać się w całość. - Wstrzyknął sobie dawkę, która spowodowała jego zniknięcie. Więc jak wznowiłeś WL?
-Przedstawię ci swoją wersję. To od ciebie zależeć będzie czy w nią uwierzysz – usiadł na oparciu łóżka, a Shadow stanęła po drugiej stronie pokoju patrząc mu w oczy i czekając na to, co powie. - WL, które stworzył twój ojciec było dla niego jak własne dziecko. Wiedział, że chcę wykorzystać je jako broń, ale nie chciał, żeby to nad czym pracował całe życie poszło na marne. Z nadzieją, że kiedyś słusznie je wykorzystasz ukrył próbkę w waszym domu. Nie wpadłem tylko na to, że nie tylko na tym mu w życiu zależało.
Spoglądał na Shadow, która z uwagą słuchała jego słów.
-Nie znalazłbym jej, gdyby nie wzrok małej, przestraszonej dziewczynki wpatrzonej w jasną ścianę – słowa te mocno ją dotknęły. Znaczyłoby to, że przyczyniła się do tego, co ma w ostatnim czasie miejsce w mieście.
-Dzisiaj wykorzystasz WL?
-Tej nocy przejmę miasto. Kto wie, może jutro cały kraj będzie mój.
-Chcesz zdobyć władzę wprowadzając terror?
-Taki był mój zamiar dopóki się nie zjawiłaś. Ludzie zrobią wszystko dla antidotum, które płynie w twoich żyłach.
Shadow cofnęła się o krok kiedy mężczyzna się podniósł. W pomieszczeniu byli tylko oni, nie wiedziała czego się spodziewać.
-Nie zdobędziesz go.
-Sama mi na to pozwolisz – na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech zadowolenia. - Nie przyszłaś tu sama.
To co powiedział w jednej chwili wywołało w niej ogromny strach. Szybko udała się w kierunku wyjścia, mając nadzieję, że Feller tylko blefuje. Przecież nie mógł wiedzieć, że są w budynku, nie widział ich wcześniej. A może jednak był o krok przed nimi, a rozmowa którą prowadził w trakcie jej przybycia była właśnie o tym.
Nie zdążyła wyjść, bo do pomieszczenia został wprowadzony Peter, przy którego szyi trzymana była igła z widocznym WL. Był osłabiony, użyto wobec niego środków, które blokowały jego siłę. W tamtym momencie serce dziewczyny znacznie przyspieszyło.
-Powiedzieli mi, że cię złapali – zwrócił się do niej chłopak, czując się winnym, że dał się im przekonać, jednak została odwrócona jego uwaga. On także bał się, że Shadow stanie się krzywda.
-Jak widzisz panno Ford, jeśli nie chcesz, żeby twój przyjaciel zamienił się w mutanta, udasz się z nami do laboratorium.
Nie tak miało się to wszystko potoczyć...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top