11 "Wspomnienie"

Szli przez miasto wyglądając jakby w południe wracali z nocnej imprezy. Zmęczeni, obolali, a za nimi wciąż dzielnie trzymał się Ned, który gotowy był przyswoić nowe fakty. Shadow zastanawiała się, czy powinna wprowadzać go do swojej kryjówki, wiedząc jednak, że jest on przyjacielem Pająka, któremu ufała, zgodziła się to zrobić.

-Jestem Ned, tak w ogóle – przedstawił się, nie wiedząc, że dziewczyna nie chciała znać żadnych imion.

-Shadow – odpowiedziała jednak delikatnie unosząc kąciki ust do góry.

-Fajnie – podekscytował się tym, że ma ona pseudonim tak jak jego kumpel. Przez kolejne minuty panowała cisza, którą postanowił wykorzystać na rozładowanie atmosfery. - Więc... - czekali tylko na petardę, jaka miała paść i się nie pomylili. - Pójdziecie razem na bal?

-Zamknij się Ned - w tym momencie Peter miał ochotę szybko odesłać chłopaka do domu, w jednej chwili stając się na twarzy czerwony, nie wiedząc czy ze złości, czy bardziej poczucia zawstydzenia.

Dotarli na miejsce i Shadow wpuściła ich do środka, gdzie Parker oddał jej rzeczy, a Ned zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, nie mogąc powstrzymać się od dotknięcia kilku przedmiotów.

-Czy to nie ta maź z mojego buta? - wskazał na zieloną substancję zawartą w fiolce umieszczonej w specjalnym uchwycie.

-Zaraz to sprawdzimy – odparła umieszczając jego własność na stole i wydobyła z niej właściwą próbkę. - Tutaj mamy WL pobrane z laboratorium Fellera.

Nie zdążyła dokończyć, bo do jej kryjówki wparował Ben, który musiał zauważyć jak wchodzą do środka. Przytulił ją mocno, a widok, że jest cała uspokoił go. Dziewczyna syknęła czując promieniujący z rany ból, a mężczyzna natychmiast zauważył, że coś jest nie tak.

Zsunął z jej ramienia bluzę domyślając się, że musiała zostać ranna.

Przejęty spojrzał na Petera, a Ned aż wzdrygnął się nie wiedząc, czy zaraz nieznajoma mu osoba nie rzuci się na jego przyjaciela.

-On mnie uratował – powiedziała głośno, a mężczyzna zrozumiał że nie mógł mieć mu tego co się stało za złe. - Wiesz, że musiałam to zrobić – Ben znał ją najdłużej i wiedział jak trudne było przekonanie jej aby odpuściła.

-Było warto? - spytał chcąc dowiedzieć się, czy odkryli coś nowego.

-Przekonamy się – mówiąc to podeszła do stołu, na którym zrobiła miejsce odsuwając niepotrzebne w tamtej chwili zeszyty i wyjęła z reklamówki sportowy but.

Mina mężczyzny przyglądającego się tej sytuacji wskazywała, że nie był pewien czy brać to na poważnie, zwłaszcza po zobaczeniu obok bruneta bez obuwia.

Shadow cienką igłą pobrała z niego zieloną substancję i umieściła na szkle. Otworzyła mały, przenośny ochładzacz, w którym przetrzymywała próbkę WL pobraną ponad tydzień temu z laboratorium. Na szkło obok wypuściła kropelkę drugiego płynu.

-WL miesza się z krwią tak jak w tym przypadku – wskazała na leżący obok but. - Ned, potrzebuję jedną kroplę – mówiąc to wysunęła w jego stronę igłę, którą ten niepewnie wziął do ręki.

Wahał się czy to, co robi dziewczyna ma jakiś sens, jednak chciał się przydać. Lekko nakłuł sobie serdeczny palec, z którego po dwóch sekundach wypłynęła czerwona substancja. Umieścił ją w miejscu, w którym kazała, a Shadow rozmieściła ją do dwóch oddzielnych fiolek.

Nie musieli długo czekać, gdy w obu przypadkach zieleń połączyła się z krwią.

-Oba to WL? - stwierdził Peter obserwując to zjawisko. - Ale ciebie przecież nie przeniknęło.

Dziewczyna wzięła czystą igłę, na którą patrzyła się jeszcze kilka chwil, aż w końcu wbiła jej końcówkę w swój palec i tak jak w przypadku Neda przeniosła ją na szkło, czekając aż i tutaj zadzieje się to samo. Krew jednak pozostała nietknięta.

-Dlaczego tak się dzieje? - sama zdziwiła się tą obserwacją, uświadamiając sobie, że z jakiegoś powodu toksyna nie jest w stanie jej skrzywdzić.

-Jesteś kosmitką – odezwał się brunet, wpatrując się w nią z szeroko otwartymi oczami, a pozostali nie wiedzieli czy aby na pewno żartuje.

-Shadow jest odporna – wdarł się do dyskusji Ben, który obserwował wszystko z odległości. On sam również nie spodziewał się, że jest taka możliwość, ale w tamtym momencie nie było innej odpowiedzi.

-Jak? Przecież to mój tato stworzył WL. Skoro chciał żeby stało się lekarstwem, dlaczego wynalazł antidotum?

Dziewczyna miała wiele pytań, na które jednak żaden z nich nie znał odpowiedzi. Jedynie Ben starał się przypomnieć coś, co mogłoby w tym pomóc, gdyż był jedną z osób, z którymi jej ojciec utrzymywał bliższy kontakt.

-Może wiedział, co planuje zrobić Feller? - zastanawiał się głośno Peter, który dzięki Shadow zapoznał się z niektórymi faktami.

-Nie pamiętasz tych dni, nie wiesz jak zniknął – zaczął mówić mężczyzna. - Może wtedy cię uodpornił. Wiedział, że cię znajdę.

-Zostawiłby mnie na taki czas samą? - na te słowa Ben jednak zaniemówił. Dopiero po chwili zdobył się na dokończenie swojej myśli.

-Miałem wrócić następnego dnia – w tamtym momencie wszystko powoli stawało się jasne, choć ciężko było to zaakceptować i zrozumieć.

-Twój ojciec wstrzyknął ci antidotum żeby cię chronić – dopowiedział Peter, który również przyswajał nowe fakty. - Może przypuszczał, że ktoś udoskonali WL.

-A ty zechcesz to powstrzymać – dodał Ben, który również był przejęty całą sytuacją.

-Czy tylko w mojej głowie to nie ma sensu? - rzuciła nagle Shadow, bojąc się, że to wszystko ją przerasta. Przez siedem lat myślała, że jej ojciec zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu i nigdy nie podważała tego, co zapamiętała. Ale ostatnie wydarzenia, rozmowa z Fellerem i to, czego właśnie się dowiadywała wskazywały na to, że z jej pamięci zniknęło parę ważnych chwil.

W jednym momencie znów stała się małą dziewczynką ukrywającą się za fotelem. Nie dopuszczała do siebie głosów jakie słyszała wokół. Musiała cofnąć się jeszcze dalej, zanim odnalazł ją Ben, zanim doszło do zniknięcia ojca, zanim ktoś zapukał do drzwi...

-Tato mam coś dla ciebie – ośmioletnia dziewczynka z szerokim uśmiechem wbiegła do kuchni, w której właśnie znajdował się jej rodzic, wręczając mu rysunek przedstawiający trzy osoby.

-To Ben? - na widok sąsiada z powiększonymi mięśniami głośno się zaśmiał. - A czemu namalowałaś mnie zieloną kredką?

-Widziałam to w twoim pokoju – na te słowa mina mężczyzny drastycznie się zmieniła.

-Wiesz, że nad czymś pracuję, tak? - dziewczynka pokiwała głową, a Jeffrey kontynuował – Niestety to jeszcze nie jest właściwy czas. Mam coś dla ciebie.

Córka spojrzała na niego z zaciekawieniem, a mężczyzna wyjął z półki znajdującej się w górnej części lodówki, do której dziecko nie sięgało, małą fiolkę z wodnistą zawartością.

-Dobrze pamiętam, że fioletowy to twój ulubiony kolor? - to, co działo się później pamiętała jak przez mgłę, ale przypominała sobie więcej, niż mogła się spodziewać.

Głos ojca, którego tak brakowało w jej pamięci nagle stał się mocny i wyraźny.

-Teraz mój skarb będzie bezpieczny – po tych słowach złożył delikatny pocałunek na jej czole.

-Shadow? Co się dzieje, Shadow? - dopytywali się wpatrzeni w nią znajdujący się w kryjówce chłopcy. Peter próbował ją przytrzymać, aby w razie przebudzenia nie upadła.

Dziewczyna nagle otworzyła oczy, które po uświadomieniu sobie wszystkiego zalały się łzami.

-Wyrzuciłam to z pamięci – mówiła czując się za to winna. - Nie chciałam pamiętać o tym, jak się ze mną żegnał.

Nikt z obecnych obok osób nie zadawał pytań, dając jej czas na spokojne opowiedzenie tego, co zobaczyła w myślach.

-Podał mi antidotum abym była bezpieczna. Wszystko przemyślał. Dlatego wstrzyknął sobie ostatnią, istniejącą dawkę WL – nie powstrzymywała płaczu, to było dla niej po prostu za dużo.

Tuż przy niej znalazł się Ben, który przytulił ją jedynie domyślając się, co może przeżywać. Czuł się za nią odpowiedzialny nie tylko dlatego, że był jej opiekunem, ale też traktował ją jak młodszą siostrę. Nie wiedział o tym, co planował Jeffrey i się tego nie spodziewał.

-Chyba musimy zacząć pracę – powiedziała nagle odwracając się w stronę pozostałych chłopaków.

-Nad czym? - zdziwił się Peter nie wiedząc o czym mówi, a sądząc po jej stanie myślał, że więcej nie zdziałają.

-Nad antidotum – otarła łzy chcąc zacząć trzeźwo myśleć nad tym, co powinni zrobić, a miała już pewien pomysł.

Wyjaśniła im, że skoro sama jest odporna, to być może uda jej się pozyskać antidotum z własnej krwi. Czasu nie zostało jednak dużo, niecała doba do wydarzenia podczas którego zamierzano wykorzystać WL.

-Ben – zwróciła się do przyjaciela – potrzebuję czegoś, co wystrzeli stworzony przeze mnie pocisk.

-Musiałby być odlany w formie po prawdziwym. Taką broń powinienem mieć w magazynie, ale nie zajmuję się produkcją. Formy najbliżej znajdę poza miastem – dziewczyna patrzyła na niego nie wiedząc czy się zgadza. - Zajmę się tym.

Kręcił głową nie wierząc że naprawdę pomaga nastolatkom w powstrzymaniu wirusa. Nie tym zajmował się na co dzień, ale jeśli chodziło o Shadow, zrobiłby dla niej wszystko.

-Postaram się wrócić do wieczora – mówiąc to założył na siebie skórzaną kurtkę i udając się w kierunku wyjścia rzucił jeszcze – Nie nadwyrężaj się.

Chodziło mu o ramię, którego ból wciąż odczuwała. Nie miała czasu żeby odpocząć, musiała zająć się pracą, aby zdążyć przed jutrem.

-Co możemy zrobić? - spytał Peter czekając na jakiekolwiek polecenie.

-Czy twój kolega mógłby wrócić po moją maskę? Chyba zostawiłam ją u ciebie.

-Jasne – odpowiedział Ned ciesząc się, że może jakkolwiek pomóc, chociaż spodziewał się czegoś bardziej zaawansowanego. - Może zdążę zabrać się z Benem.

Kiedy tylko wyszedł Peter spojrzał pytająco na Shadow, przypominając sobie że przecież spakował jej maskę do plecaka. Już chciał zawrócić przyjaciela, ale został powstrzymany.

-Nie chcę narażać twoich bliskich – powiedziała, a chłopak zrozumiał, że miała rację. Zaczęła pakować do pudełka wcześniejsze próbki z zamiarem zabrania ich w inne miejsce. - Chodźmy.

-Dokąd? - nie wiedział w jakie miejsce się udadzą. Odpowiedź go zaskoczyła.

-Do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top