1 "Nieznajoma"

Kolejny dzień bycia normalnym nastolatkiem wychodził Peterowi wyjątkowo dobrze. Nauka zajmowała mu wolne myśli i w końcu mógł skupić się na szkole tak jak obiecał cioci May. Jednak wciąż na bieżąco obserwował sytuację w mieście, gdy tylko był świadkiem przestępstwa działał najszybciej jak potrafił. Chciał wykorzystać swoje zdolności do pomagania ludziom. Drobne kradzieże, pobicia, mniejsze ratowanie świata, z tym mierzył się na co dzień. Mimo bycia bohaterem, był także uczniem i chociaż był dobry w nauce, powrót do tego nie był dla niego pocieszeniem.

-Peter - usłyszał w oddali swoje imię, a odwracając się zobaczył biegnącego w jego stronę Neda z wyciągniętym ku górze telefonem, jakby dając tym samym znak, że przekaże zaraz ciekawą i ważną informację.

-Gdzie się podziewałeś? - zadał pytanie Parker, patrząc na dyszącego przyjaciela, który w końcu do niego dotarł - Nie było cię na pierwszej lekcji.

-To dlatego - pokazał mu rozjaśniony ekran komórki na którym widniało zdjęcie przedstawiające zdarzenie, do którego doszło tego samego dnia.

-Wypadki się zdarzają - odparł Peter nie zauważając nic podejrzanego.

-I w każdym ofiara ma zieloną krew? - przybliżył palcami obraz i dopiero wtedy zorientował się, że Ned może mieć rację. Na początku pomyślał, że coś mogło się rozlać, ale przyjaciel rozwiał jego wątpliwości pokazując kolejne zdjęcia.

-Czekaj, to dlatego nie było cię w szkole? - spytał Peter, na co chłopak zacisnął zęby, kiwając niepewnie głową, po czym schował telefon do kieszeni.

-Stary, to jak nic sprawa dla Spider-Mana - mruknął kiedy oboje udali się w kierunku sali, w której mieli lekcje.

-Nie wiemy tego - na te słowa Ned przekręcił oczami i wiadome było, że nie miał zamiaru poprzestać na tym.

-To co, po szkole się tym zajmiemy? - w jego głosie brzmiała pewność, jakby gotowy był kolejnymi godzinami go do tego przekonywać. Niby nie było to nic określonego, może faktycznie dziwna substancja znalazła się na miejscu wypadku przez przypadek, ale zaspokojenie ciekawości było silniejsze.

-Zgoda - usłyszał odpowiedź jakiej się spodziewał, po czym oboje weszli do klasy kontynuować życie ucznia.

Po szkole tak jak zaplanowali udali się do domu Petera, aby przeszukać wszelkie informacje dotyczące tej sprawy w internecie. Nie znaleźli jednak nic pomocnego, a każda kolejna minuta chciała utwierdzić ich w przekonaniu, że nie ma po co drążyć tematu.

-Może faktycznie to nic takiego - odparł Peter po pewnym czasie. - Może na zdjęciu to tylko odbicie światła?

-Nie nie nie - kontynuował Ned - Nie możemy tego ominąć.

-Więc co mam zrobić? Obejrzeć ciało? - rzucił sarkastyczną sugestię, jednak zapomniał z kim rozmawia.

-Świetnie, że sam to zaproponowałeś - na twarzy przyjaciela pojawił się uśmiech połączony z ekscytacją.

Jeszcze tego samego dnia udał się do szpitala, położonego najbliżej miejsca wypadku, aby sprawdzić kostnice w poszukiwaniu zwłok. Pod niebieską bluzą skrywał swój kostium, którego nie zamierzał chwilowo używać, jednak wolał mieć go na sobie. Skierował się po schodach na piętro wyżej, spuszczając głowę w dół, gdy tylko mijał jakichkolwiek ludzi. Potrzebował karty do wejścia najpierw na korytarz, a później do samej kostnicy. Wypuścił pajęczynę nakierowując ją na kieszeń przechodzącej obok pielęgniarki i szybkim ruchem ręki sprawił, że potrzebny przedmiot znalazł się w jego dłoni.

Zbliżył się do drzwi, które równie prędko otworzył i znalazł się w środku. Podszedł do miejsca, w którym przechowywane były zwłoki i rozejrzał się po nich. Nie szukał ich po nazwisku, nie wiedział nawet kim był ten człowiek. Potrzebował czegoś niezwyczajnego, co natychmiast przyciągnęłoby jego uwagę. Chciał to zrobić ze względu na Neda, któremu to obiecał, ale i z ciekawości, czy w mieście pojawiło się coś nowego.

Pojedynczo otwierał szuflady, starając się nie zostawiać nigdzie swoich śladów i przypatrywał się spoczywającym tam ciałom. W jednej pokiereszowane, ledwo do rozpoznania części kończyn, w drugiej kobieta, która padła ofiarą wypadku, okryta jedynie cienkim materiałem, w trzeciej zobaczył tylko ubraną na czarno kobietę, ale jedyne czemu się przyjrzał to jej ciężkie buty. Wsunął z powrotem kolejne ciało, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że zwłoki w prosektorium nie powinny być tak ubrane. Ponownie otworzył poprzednią szufladę i poczuł mocne kopnięcie, które odepchnęło go o parę kroków. Peter odskoczył na szafkę, obserwując jak postać szybko wydostaje się na zewnątrz. Ruszył za nią w kierunku drzwi, przypominając sobie, że nie ma na twarzy maski, dlatego szybko naciągnął ją na głowę. Z daleka wystrzelił w stronę klamki tak, aby nie pozwolić jej wyjść, bo w takiej sytuacji ktoś ze szpitala nabrałby podejrzeń. Pajęczyny w kostnicy też mogłyby się do tego przyczynić, ale o tym pomyślał w drugiej kolejności.

Nie wiedział do końca dlaczego to zrobił. Przecież mógł pozwolić jej po prostu wyjść i nie mieliby ze sobą do czynienia. Ale to ona go zaatakowała.

Dziewczyna z kapturem na głowie i chustą na twarzy wyjęła coś zza paska i szybkim ruchem rzuciła w jego stronę. Peter jednak użył swojej pajęczyny, na co usłyszał tylko ciche mruknięcie, jako oznakę niezadowolenia.

-Poważnie, trafił mi się pająk? - odparła, wyjmując tym razem broń przypominającą doszlifowany kawałek metalu i zaciskając na nim dłoń.

Kiedy ich dystans od siebie się zmniejszył, patrzyli na siebie czekając na ruch przeciwnika, jednak widać było, że żadne z nich nie chciało atakować. Oboje spotkali się tylko przez przypadek.

-Ktoś cię tu przysłał? - dziewczyna odezwała się pierwsza, a to pytanie zdziwiło Petera.

-Nie, dlaczego? - odpowiedział, chcąc dowiedzieć się dlaczego znajdują się właśnie w takiej sytuacji. Na niewielkiej widocznej części twarzy nieznanej mu osoby również pojawiło zdezorientowanie.

-To, czego szukasz jest w drugiej od góry - wskazała mu wzrokiem na jedną z szuflad, a Peter rzucił spojrzeniem tylko na chwilę, a kiedy wrócił do swojej pozycji, dziewczyny już nie było. Zdążył zobaczyć tylko zamykające się drzwi, ale nie ruszył za nią. Nie po to przecież się tam znajdował, był świadomy, że nie tylko on jest ciekawy tego, co dzieje się w mieście.

Wysunął ciało, któremu w końcu mógł się przyjrzeć i zobaczył mężczyznę z zaszytymi już ranami po wypadku. Jednak dookoła nich widoczny był odczyn ciemnego koloru. Ned miał rację, nie było to normalne. Peter wyjął telefon i zrobił nim kilka zdjęć, aby później móc w spokoju się im przyjrzeć.

Zanim zdążył schować zwłoki do środka, usłyszał, że ktoś zmierza w stronę pomieszczenia, w którym przebywał. Szybko włożył je z powrotem, ale nie miał już czasu na ukrycie się. Dzięki pajęczynie przyczepił się do sufitu tuż nad drzwiami, aby móc równie szybko wyjść. Chwilę później zobaczył wchodzące do prosektorium dwie kobiety, jedna z nich była pielęgniarką, druga ubrana na czarno musiała pracować w policji, lub CIA, przynajmniej tak wyglądała.

-Nie wiemy co to za substancja - pracownica szpitala pokazała ciało, któremu obie z uwagą zaczęły się przyglądać - Ale to ona go zabiła - dokończyła, co wywołało zdziwienie Petera, który wyślizgnął się za drzwi, ale wciąż słuchał tego o czym mówią.

-To nowy rodzaj eksperymentów – tym razem odezwała się druga kobieta. - Zatuszuj to - gdy Peter usłyszał te słowa, zauważył, że ktoś wchodzi na korytarz i może go zobaczyć. Zdjął maskę z głowy i szybko schował ją do kieszeni, kiedy w tym samym momencie zobaczył kolejną pielęgniarkę niosącą jakieś karty.

-Co tu robisz? - spytała widząc młodego chłopaka stojącego nieporadnie na środku przejścia.

-Chyba się zgubiłem - i rzeczywiście wyglądał przekonująco, delikatnie się uśmiechnął, co w każdym człowieku wywołałoby sympatię. Kobieta tylko odwzajemniła gest i wskazała mu drogę do wyjścia, a Peter tak szybko jak tylko mógł znalazł się poza budynkiem.

Na dworze zdążyło się już ściemnić, mimo tego, że nie był tam długo. Parker ruszył do domu, wymyślając po drodze wymówkę dla cioci May dlaczego nie było go na kolacji. Nie chciał jej martwić nową sprawą. Kiedy wszedł do środka, ona już czekała na niego w drzwiach, a gdy ten chciał się odezwać, uprzedziła go.

-Gdzie masz książki? - spytała, na co Peter się zdziwił, jednak chwilę później zobaczył w tle Neda.

-Książki? - starał się utrzymywać kontakt wzrokowy z ciocią, kątem oka widząc, że przyjaciel próbuje dać mu jakieś wskazówki.

-Te, po które poszedłeś do biblioteki, żeby uczyć się wieczorem z Nedem - nie spuszczała z niego oka, ale przyłapanie go na kłamstwie nie było problemem, nie miał ze sobą nawet plecaka.

-Cóż... - odezwał się - Była już zamknięta.

-Jeśli to znowu jakieś spider-manowe sprawy, to dam ci szlaban - odparła dopiero przepuszczając go dalej, nie dopytując więcej. Peter udał się prosto do swojego pokoju, gdzie przywitał go podekscytowany Ned.

-Znalazłeś coś? - zadał pytanie, starając się mówić cicho, aby nie zostać usłyszanym przez panią domu.

-To jakiś rodzaj eksperymentów - powiedział to, co usłyszał w szpitalu, chociaż sam nie był pewien co mogło to oznaczać. Wiedział, że sprawa miała zostać zatuszowana, a to wzbudzało już podejrzenia.

-Poważnie? - ucieszył się z tego faktu - Więc co teraz zrobimy?

-Muszę obserwować miasto - odparł Peter, próbując dać przyjacielowi do zrozumienia, że nie powinien się tym zajmować.

-Pewnie, że będziemy - Peter spojrzał na niego znacząco. - Beze mnie nawet byś o tym nie wiedział.

-Jak chcesz - i na tym skończyli rozmowę, chociaż podczas tego wieczoru Ned kilkukrotnie przypominał o nowej sprawie, porównując siebie do Robina, który tak jak on służył pomocą swojemu przyjacielowi.

Tej nocy jednak Peter nie mógł zasnąć. Postanowił rozejrzeć się po mieście, w razie gdyby ktoś potrzebował pomocy, dlatego założył swój kostium i po cichu wyszedł przez okno. Pomimo późnej pory ulice nie były puste, w niektórych częściach miasto wciąż tętniło życiem. Przemierzał je po dachach budynków, wdychając głęboko powietrze. To było jego miasto, to on miał za zadanie chronić je za wszelką cenę i czuł za nie odpowiedzialność. Mimo, że był nastolatkiem, chciał udowodnić światu, że podoła obowiązkom bohatera, za jakiego go uważano, łącząc to ze swoim życiem.

Ostatnie miesiące były dosyć spokojne, dlatego mógł nieco odpocząć, skupić się na szkole i znajomych, jednak w środku czuł, że jest stworzony do czegoś więcej i czekał, aby móc się wykazać.

Mijał kolejne bloki mieszkalne, do momentu aż coś przyciągnęło jego uwagę. Pomiędzy przecznicami dostrzegł agresywne zachowanie, dlatego szybko zeskoczył i na pajęczej sieci podleciał na miejsce zdarzenia. Jego oczom ukazał się wielki pod względem wzrostu i muskularności mężczyzna, trzymający za szyję mniejszego człowieka, prawdopodobnie zwykłego przechodnia. Peter nie zwlekał, tylko od razu wziął się do działania.

-Hej ty - mówiąc to wystrzelił siecią w rękę większego, dzięki czemu uwolnił spanikowanego nieznajomego. Mężczyzna odwrócił się w jego stronę i ruszył do niego wyraźnie zdenerwowany. "O rany" pomyślał tylko Parker, jednak zajął się kolejnymi pajęczynami, które zatrzymywały go i zaczął wykonywać uniki, w czasie którym przechodzień zdążył już uciec.

Podczas obezwładniania mężczyzny Spider-Man dostrzegł na ramieniu agresora zaciętą ranę z ciemnozielonym odczynem. Siecią przymocował go do ściany i dopiero wtedy bardziej zbliżył się do niego.

-Kto ci to zrobił? - spytał cały czas mu się przyglądając.

Zamiast odpowiedzi usłyszał pisk opon, zbliżających się do uliczki w której się znajdowali i w tym momencie mężczyzna zdołał uwolnić się z pajęczyny i rzucić na Petera, przytwierdzając go do podłoża. Jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, ktoś krzyknął w ich stronę.

-Pająk zasłoń oczy! - Parker usłyszał wiadomość, ale nie był w stanie w tamtej chwili rozpoznać do kogo należał głos. Jednak szybkim ruchem dłoni zasłonił powieki i właśnie wtedy wypuszczony przez kogoś granat trafił na ziemię tuż obok nich, wydobywając z siebie jaskrawe światło oślepiające mężczyznę, który zaczął szarpać się w powietrzu, uwalniając przy tym chłopaka.

Peter zaś poczuł jak ktoś łapie go za rękę i pomaga wstać. Dopiero kiedy był na nogach otworzył oczy i zobaczył wciąż wijącego się od światła człowieka, a tuż obok siebie nieznajomą postać w kapturze.

-Chodź - schowali się za koszem niedaleko całego miejsca, słysząc zatrzymywanie furgonetki. Parker był zdezorientowany tą sytuacją, jednak kiedy wyjrzał zobaczył ludzi z bronią, obstawiających mężczyznę, który zdążył już odzyskać siły.

Podszedł do niego jeden z nich, być może przywódca, który bez żadnego słowa przyłożył mu broń do głowy i strzelił. Tak szybko, że nikt nie zdążyłby mrugnąć. Peter chciał zareagować, ale dziewczyna znajdująca się tuż obok niego, powstrzymywała go przed tym, a kiedy na nią spojrzał, zobaczył jak kręci głową.

-Eksperyment numer 27 nie powiódł się - zameldował przez telefon mężczyzna, chowając broń, którą właśnie użył. Po chwili odjechali tak szybko, jak przyjechali, zabierając przy tym ciało zabitego człowieka. Parker natychmiast wstał, łapiąc się za głowę, nie wierząc w to, co się właśnie wydarzyło.

-Nie mogłeś go ocalić - usłyszał głos, wiedząc już, że spotkał tę dziewczynę tego samego dnia.

-Zabili go - był zły na siebie za to, że nic nie zrobił, ale czy zdołałby go uratować?

-Zabiliby i ciebie - odparła, chcąc odebrać chłopakowi powód do poczucia winy. Widziała jego przejęcie całą sytuacją.

-Skąd wiesz? Co tutaj robisz? - miał wiele pytań. Był zagubiony w tym, a to miał być dopiero początek.

-Sam słyszałeś, - przytoczyła słowa usłyszane kilka minut wcześniej - eksperyment się nie powiódł.

-Co chcą stworzyć? - patrzył na nią przez maskę swojego kostiumu.

-Nie wiem - odparła, ruszając powoli w inną stronę, jednak Peter przeczuwał, że dziewczyna najpewniej kłamie. Poszedł za nią kilka kroków i krzyknął, aby się zatrzymała. Chciał wyjaśnień, potrzebował ich.

Odwróciła się do niego, a na jej twarzy nie widniał ani strach ani zaciekawienie. Musiała robić to z innej przyczyny.

-Nie powinieneś się w to mieszać - powiedziała, na co Peter od razu odpowiedział kolejnym pytaniem.

-Więc dlaczego ty to robisz? - przez chustę na twarzy dziewczyny nie był w stanie zobaczyć jej reakcji, mógł liczyć tylko na słowa.

-Mam własne powody - na te słowa zniknęła w ciemnościach ulicy, a Parker nie miał zamiaru dalej za nią iść. I tak więcej by się nie dowiedział.

Cała ta sytuacja utwierdziła go jednak w przekonaniu, że w mieście dzieje się coś dziwnego, a on sam nie zamierzał się z tego wycofywać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top