Rozdział 4
Tydzień później.
~Clary~
Nie mogę uwierzyć, że wytrzymałam tu już tydzień. Każdego dnia odczuwam nienawiść i wrogość. A ta cała Jessica to już w ogóle. Nie daje mi żyć ponieważ jak twierdzi, odbijam jej faceta. Jakbym nie miała dość problemów. Na dodatek to przeklęte znamię. Wypróbowałam już wszystkie możliwe runy, nawet stworzyłam kilkanaście aby ukryć to znamię ale to i tak nie pomaga. I co ja mam teraz zrobić?
Leniwie wstałam z łóżka i spojrzałam na zegarek 5:04. Weszłam dość długi prysznic i zaczęłam się ubierać. Założyłam jasne jeansy, bordową bluzkę z długim rękawem i w tym samym kolorze trampki. Dobrałam do tego brązową torebkę i czarny zegarek. Do torebki włożyłam stelę, telefon i portfel.
Przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam najgorzej. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Przygotowałam sobie śniadanie. Kiedy skończyłam je jeść spojrzałam na zegarek. Wskazywał 7:00. W szybkim tempie skierowałam się do gabinetu pani Lightwood. Nie miałam ochoty dłużej tu siedzieć dlatego postanowiłam, że wybiorę się na spacer. Jednak to nie było takie proste, najpierw musiałam zapytać o pozwolenie.
Stojąc przed drzwiami gabinetu delikatnie zapukałam.
-Proszę-usłyszałam. Cieszyłam się, że już nie śpi.
-Dzień dobry pani Lightwood-przywitałam się z nią wchodząc do gabinetu.
-Co cię do mnie sprowadza?-spytała szorstko.
-Chciałabym zapytać czy mogłabym się wybrać na spacer?
-Jak długi zamierzasz mieć ten spacer?-spytała spoglądając na mnie.
-Tyle na ile pani mi pozwoli-oznajmiła.
-Masz wrócić przed 20. Możesz już iść.
-Do widzenia-powiedziałam po czym wyszłam.
Mogłam się spodziewać, że będzie chciała się mnie pozbyć. Cieszyłam się jednak, że mi na to pozwoliła. Spokojnym krokiem podążyłam do wyjścia. Wychodząc z instytutu poczułam świeże powietrze. Nie wychodziłam z instytutu od tygodnia dlatego to wyjście było dla mnie jak ukojenie. Spacerowałam powoli ulicami Nowego Yorku. Nawet o tej porze miasto tętniło życiem. Obserwowałam przechodzących ludzi. Dzięki runie bez problemu dostrzegali mnie. Skierowałam się w stronę parku, gdy nagle zorientowałam się, że ktoś mnie obserwuje. Odwróciłam się i zobaczyłam...Jace'a? Co on tutaj robi? Śledził mnie? Zanim się obejrzałam podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. Próbowałam się uwolnić ale nie mogłam. Trzymał mnie tak abym nie mogła się wyrwać. Co on wyprawia?
-Co ty tu robisz i dlaczego mnie trzymasz?-spytałam zdenerwowana i trochę zdezorientowana. Nie wiedziałam jak się zachować, nigdy nie byłam w takiej sytuacji.
-Idziemy do kawiarni, trzymam cię bo po pierwsze to naprawdę przyjemne a po drugie nie chcę żebyś mi uciekła-powiedział z triumfalnym uśmieszkiem i pociągnął mnie w stronę jakiegoś budynku. Jak się okazało to była kawiarnia. Nie wiedziałam co powiedzieć ani jak się zachować. Z jednej strony to myło naprawdę...miłe a z drugiej nie znałam go i nie wiedziałam jakie ma zamiary.
-Założę się, że już jadłaś śniadanie. Więc zamówię ci kawę no chyba, że wolisz do tego jakieś ciastko?-spytał i spojrzał na mnie. Cały czas jednak trzymał mnie za rękę.
-Kawa wystarczy-oznajmiłam.
Pociągnął mnie do wolnego stolika. Dopiero kiedy usiadłam puścił mnie. Po chwili podeszła do nas kelnerka.
-Co podać?-spytała. Wyglądała jakby zaraz miała zemdleć.
-Dwie kawy oraz gofry z bitą śmietaną-powiedział cały czas na mnie patrząc.
Spojrzałam na kelnerkę, wyglądała jakby chciała mnie zabić.
-A więc mogę wiedzieć po co mnie tu przyciągnąłeś?-spytałam.
-Chciałbym cię lepiej poznać-oznajmił jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Kiedy to mówił podeszła do nas kelnerka z zamówieniem. Widziałam na jej twarzy gniew gdy Jace nawet na nią nie spojrzał.
~Jace~
Cały czas się jej przyglądałem. Miałem wrażenie, że jest skrępowana. Tylko nie wiedziałem dlaczego. Obserwowałem jak powoli pije swoją kawę. Patrzyła na mnie niespokojnym wzrokiem jakby się czegoś obawiała. W sumie to się jej nie dziwię. Jest tu dopiero tydzień a ja wiem tylko jak ma na nazywa. Właściwie każdy tylko tyle wie. Nie ma żadnych wiadomości o jej rodzinie, znajomych czy o tym gdzie mieszkała. Była bardzo tajemnicza i opanowana co nie zaprzeczę bardzo mnie kręciło. Nie wiem dlaczego ale coś mnie do niej ciągnęło. Nawet moja świadomość twierdziła, że powinienem się do nie zbliżyć. Było w niej coś niezwykłego.
-A więc opowiedz mi coś o sobie-zacząłem próbując przerwać ciszę między nami.
Już chciała coś powiedzieć ale przerwał jej telefon. Akurat w takim momencie? Wstała i odeszła od stolika abym nie słyszał o czym rozmawia. Cholera...że też nie pomyślałem, że może kogoś mieć. Po kilku minutach wróciła i usiadła na swoim miejscu.
-Chłopak?-nie mam pojęcia po co o to zapytałem. Ciekawość była nie do zniesienia.
-Nie-kiedy to usłyszałem ulżyło mi. Tylko dlaczego?
-Brat?
Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. W końcu jednak pokiwała głową.
-Ile ma lat?-spytałem zaciekawiony.
-19-odpowiedziała.
-A ty ile masz?-to było naprawdę dziwne. Nie wiedziałem nawet ile ma lat. To jest naprawdę podejrzane.
-17-zatkało mnie.
-Jesteś jeszcze bardziej tajemnicza niż myślałem-zaśmiałem się.
-Czasem warto mieć tajemnice-oznajmiła spokojnie.
-Nie zachowujesz się jak wilkołak. Dlaczego?
-Tak zostałam wychowana. Nie każdy wilkołak jest taki jak myślicie-rzekła szorstko. Spojrzała na mnie gniewnym wzrokiem.
-Mama cie nie nauczyła, że powinno się być milszym dla starszych?-zapytałem z zadziornym uśmieszkiem. Spojrzałem na nią nie wyglądała na złą tylko na...smutną?
-Nie mam matki-wyszeptała i wyszła z kawiarni.
Szybko zapłaciłem i niemalże wybiegłem. Zobaczyłem jak idzie w stronę parku. Muszę przyznać była naprawdę szybka. Ledwo ją dogoniłem. Podbiegłem do niej i złapałem za rękę. Poczułem przyjemne ciepło. Nie odwróciła się w moją stronę tak jakby nie chciała na mnie patrzeć.
-Chcę być sama-oznajmiła i już chciała odejść ale jej to uniemożliwiłem.
Odwróciłem ją w swoją stronę. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem. To był impuls. Na początku była zdezorientowała ale po chwili jeszcze mocniej wtuliła się we mnie. Poczułem dziwne ciepło w sercu. Tylko co ono oznacza?
-Przepraszam. Nie wiedziałem-wyszeptałem.
-Nic się nie stało-mruknęła.
-Co się stało z twoją mamą?-spytałem.
-Porzuciła mnie, mojego ojca i brata-oznajmiła spuszczając głowę.
-Przykro mi-zrobiło mi się strasznie głupio mimo, że nie wiedziałem.
-Idę się przejść-podeszła do mnie i pocałowała w policzek. Stałem i patrzyłem jak kieruje się w stronę głównej ulicy.
Byłem zaskoczony nawet bardzo. Chciałem za nią iść ale stwierdziłem, że potrzebuje teraz pobyć sama. W końcu przypomniałem jej o czymś o czym pewnie nie chciała pamiętać. Lekko skołowany skierowałem się w stronę instytutu.
Czytasz zostaw po sobie ślad :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top