Rozdział 27
~Clary~
Po skończonych zakupach wróciliśmy do instytutu. W sumie zajęło nam to jakieś 7 godzin. Chyba muszę sprowadzić Isabell i Jonathana. Odłożyłam torby z zakupami w kuchni i podeszłam do ściany. Zaczęłam tworzyć odpowiednią runę. Po kilku minutach oboje wyszli cali mokrzy. Razem z Jace'm i Alec'iem spojrzeliśmy na nich ze zdziwieniem.
-I jak było?-spytałam.
Obydwoje spojrzeli na siebie jakoś dziwnie. Uśmiechnęli się tylko. Dobra, coś tu nie gra. Akurat teraz musiałam zapomnieć narysować runę do czytania w myślach.
-Czemu jesteście mokrzy?-spytał po chwili Alec.
-Wpadliśmy do Sekwany-zachichotała Isabelle.
-Nie wnikam-prychnął Jace.
-Idźcie się przebrać-rzekłam.
Na szczęście mnie posłuchali. Usiadłam Jace'owi na kolanach. Po jakiejś godzinie do kuchni wszedł Jonathan razem z tatą. Mieli jakieś dziwne miny.
-Znaleźliśmy Jocelyn i Michaela-oznajmił tata.
-No to świetnie. Zamierzacie ich aresztować czy od razu zabić?-spytałam wstając.
-Clary nie żartuj-prychnął Jonathan.
-Nie żartuję. Kiedy idziemy?
Spojrzeli na mnie. Mogą zaprzeczać ale ja i tak pójdę. Muszę to zrobić czy im się to podoba czy nie. Wiem, że jeśli tata będzie musiał walczyć z Jocelyn to nie będzie potrafił zrobić jej krzywdy.
-To nie jest dobry pomysł-mruknął Jace patrząc na mnie.
Przewróciłam oczami i chwyciłam za stelę. Narysowałam runę i po chwili otoczyła mnie biała mgła. Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Miałam na sobie zbroję oraz pełno broni. Ta runa to najlepsza jaką wymyśliłam. Mogę się przebrać w kilka sekund.
-Czekam-prychnęłam.
-Jesteś niemożliwa-rzekł Jonathan.
~Valentine~
Nie chciałem aby ona tam szła ale nie miałem wyjścia. Musiałem jej pozwolić. Nawet jeśli bym zaprzeczył to ona i tak nie posłuchałaby mnie.
Po 20 minutach wszyscy byliśmy gotowi. Clary otworzyła portal przez który szybko przeszliśmy. Kiedy się tam znaleźliśmy zobaczyliśmy walczących członków kręgu. Wszędzie roiło się od demonów. Pobiegliśmy i zaczęliśmy walczyć. Zabijałem jednego po drugim. W końcu jednak zaatakował mnie Michael.
-Myślałeś, że tak łatwo mnie pokonasz?-zaśmiał się.
-Jesteś głupcem-tym razem zaatakowała mnie Jocelyn.
Nie potrafiłem z nią walczyć. Nie potrafiłem zrobić jej jakiejkolwiek krzywdy. Próbowałem unikać ciosów ale walcząc z dwoma osobami to było naprawdę trudne. Po chwili Jocelyn kopnęła mnie przez co upadłem. Spojrzałem w jej oczy. Te cudowne oczy o których od lat marzyłem. Jedyne co widziałem to złość i nienawiść.
Nagle zobaczyłem czerwone oślepiające światło. Wszystkie demony, Jocelyn, Michael oraz jego sprzymierzeńcy zastygli w bez ruchu. Spojrzałem w stronę Clary. Na prawej dłoni miała runę która dosłownie płonęła. Po chwili demony roztrzaskały się a pozostali upadli na ziemię.
-No i tak to się robi-zachichotała moja córka.
-Teraz można ich zabrać do cichego miasta-oznajmiła Maryse.
-Nareszcie koniec tego wszystkiego-podsumował Jonathan.
Clary otworzyła portal i wszyscy wróciliśmy do instytutu. Jia postanowiła sama zabrać ich do cichego miasta.
-Co teraz z wami będzie?-spytała Maryse.
-Pewnie wrócę do Alicente-oznajmiłem.
-My chcemy tu zostać-powiedzieli razem Clary i Jonathan.
Spojrzałem na nich i się uśmiechnąłem. Kto by pomyślał, że ich życiu zmieni się tak wiele w tak krótkim czasie?
-Skoro chcecie to nie mam nic przeciwko-powiedziałem radośnie.
Clary od razu przytuliła Jace'a a Jonathan Isabell. Jak dobrze widzieć ich naprawdę szczęśliwych i zakochanych.
Trochę krótko no ale to już ostatni rozdział. Wszystko jest mniej więcej wyjaśnione.
To był ostatni rozdział. Jeszcze tylko epilog i koniec.
Czytasz komentuj.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top