Rozdział 26

~Clary~

Wstałam na prawdę wypoczęta. Czuję się jak nowo narodzona. Miłość jednak jest piękna. Cieszę się, że z Jace'm wszystko sobie wyjaśniliśmy. Wzięłam długi gorący prysznic. Uczesałam się i umalowałam. Paznokcie pomalowałam na różowo. Ubrałam jeansy, różowo-białą koszulkę i różowe trampki. Do tego dobrałam jasny pasek i bransoletkę.

Było jeszcze wcześnie. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do kuchni. Zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Po kilkudziesięciu minutach wszystko było gotowe. Do jadalni wszedł tata z Jonathanem.

-Ty masz ubrane trampki?-spytał wyraźnie zdziwiony mój brat.

-No tak, są naprawdę wygodne.

Po skończonym śniadaniu posprzątałam talerze. Wzięłam stelę i narysowałam kilka run na brzuchu.

-Jonathan wychodzimy-krzyknęłam.

-Dokąd?

-Na zakupy, obiecałeś-mruknęłam.

Niechętnie przyszedł. Widziałam na jego twarzy niezadowolenie. Sam się wpakował, ja mu nie kazałam. A po za tym to nie będą zakupy. Tylko, że on jeszcze o tym nie wie. Otworzyłam portal. Po chwili znaleźliśmy się w Paryżu.

-Jon, muszę iść do sklepu z bielizną. Poczekasz na mnie w kawiarni?-spytałam.

-Jasne.

Kiedy się oddalił poszłam w jakąś uliczkę i otworzyłam portal. Trochę głupio mi go tak okłamywać no ale cel uświęca środki. Weszłam w portal i wylądowałam przed instytutem. Pobiegłam jak najszybciej do kuchni. Isabell, Alec i Jace już tam byli. Podeszłam do Jace i dałam mu szybkiego buziaka.

-Widzimy się niedługo-rzekłam i pociągnęłam Isabell za nadgarstek.

Znowu musiałam otworzyć portal. Wykończę się przez nich. Wylądowałyśmy przed kawiarnią w której czeka mój brat. Pociągnęłam ją w stronę wejścia. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedz popchnęłam ją tak, że usiadła przy stoliku. Jonathan patrzył zdezorientowany to na mnie to na nią. Isabell wydawała się speszona całą sytuacją.

-Miłej randki-oznajmiłam się i wybiegłam z kawiarni.

To najbardziej męczące "zakupy" w moim życiu. No i oczywiście znowu musiałam otworzyć portal. Mogłam to lepiej przemyśleć. Kiedy znalazłam się w instytucie odetchnęłam z ulgą. Weszłam do kuchni i usiadłam na krześle.

-Nie miałaś być na zakupach z Isabell?-spytał Alec.

-Jonathan jej z chęcią potowarzyszy-mruknęłam i opadłam się na łokciach.

-Bawisz się w swatkę?-spytał Jace siadając obok mnie.

-Pasują do siebie. Jak to schrzanią to nie ręczę za siebie.

Obydwaj pokręcili głowami i zaczęli się śmiać. FACECI.

~Jonathan~

Jej chyba kompletnie odbiło. Siedzę przed Isabell która wygląda jakby miała zaraz zemdleć. O co tu chodzi? Szybko sięgnąłem po telefon. Jednak zdałem sobie sprawę, że go nie ma tak samo jak steli.

-Cholera! Mój telefon zniknął-warknąłem.

Spojrzałem na Isabell, też zaczęła szukać telefonu.

-Nie mam telefonu ani steli-mruknęła.

Kiedy to powiedziała zdałem sobie sprawę co się stało. CLARY.

-Mam jakąś kartkę. "Przepraszam za tak zabranie telefonów oraz steli. Za kilka godzin otworzę wam portal. Bawcie się. Zemsta jest słodka. Udanej randki-Clary"-oznajmiła czarnowłosa.

-Ona jest zdecydowanie za sprytna. Jestem tylko ciekaw jak nam je zabrała? No ale dowiemy się tego jak wrócimy. A teraz skoro już tu jesteśmy to może coś zamówimy? Masz ochotę na kawę i ciastko?-spytałem z uśmiechem.

-Jasne.

Wstałem i poszedłem złożyć zamówienie. Po chwili wróciłem do stolika z dwiema kawami.

-Nie wyglądasz na taką która stresuje się przy facetach-mruknąłem.

Spojrzała na mnie zadziornie. Już nie wydawała się być speszona.

-A ty nie wyglądasz na takiego, który całe życie spędził w ukryciu-prychnęła.

No i taka podoba mi się o wiele bardziej. Ten dzień może być całkiem udany.

~Clary~

Siedzieliśmy w kuchni od jakiejś godziny. Cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy. Nagle do kuchni weszła Maryse i mój tata.

-Clary? Co ty tu robisz? Miałaś być na zakupach z Jonathanem-spojrzał na mnie czekając na wyjaśnienia.

No to mam problem. Mogłam się lepiej przygotować.

-A ty tato miałeś być w Alicante. Musze się następnym razem lepiej przygotować-prychnęłam.

-Dlaczego nie mogę się do niego dodzwonić?-spytał.

No to się wkopałam. Wstałam i wyciągnęłam z kieszeni jego telefon. Potem telefon Isabell i stele. Tata spojrzał na mnie zaskoczony. No i jak tu się z tego teraz wytłumaczyć?

-Zabrałaś mu telefon oraz stele? Po co?-spytał Jace.

-Zaraz przecież to stela Izzy-zauważył Alec.

-Clary gdzie oni są?-spytała tym razem Maryse.

-Są na randce w Paryżu-oznajmiłam spokojnie.

-Coś ty wymyśliła i jak im to zabrałaś?-tata był wyraźnie zdenerwowany.

W sumie to mu się nie dziwię. Zawsze byłam kłopotliwym dzieckiem.

-Wystarczyła tylko jedna runa. Wyciągnęłam im to z kieszeni jak nie patrzyli. A po za tym ja dbam o jego przyszłość. Lepiej zająć się takimi sprawami wcześniej. Nie mam zamiaru potem pocieszać go z powodu złego wyboru. Po za tym, jemu też się coś od życia należy-mruknęłam.

-Powinnaś była najpierw ZAPYTAĆ go o zdanie. Tak samo jak Isabell. Co jeśli się mylisz i tylko pogorszysz sprawę?-spytał tata z uniesioną brwią.

-Od czego mam runy? Tato gdybym nie była CAŁKOWICIE pewna, że robię dobrze nie zrobiłabym tego. Po za tym jest coś takiego jak runa do czytania w myślach. Tato uwierz mi ja wiem lepiej co oni oboje o sobie sądzą-prychnęłam.

-Jest w ogóle taka runa?-spytał Alec.

-Teraz już tak.

-Córeczko, może już lepiej przyznaj się, że robisz to dla tego, że Jonathan śledził ciebie oraz Jace-zaśmiał się tata.

-Zaraz, zaraz jak to nas śledził?-oburzył się Jace.

-Coś w tym racji jest-powiedziałam spokojnie.

-A więc kiedy zamierzasz ich tu ściągnąć?-spytał Alec.

-Za jakieś 6-8 godzin. No chyba, że zejdzie mi dłużej. Musze się wybrać w końcu na te zakupy. A wy idziecie razem ze mną-wyszczerzyłam się i spojrzałam na Jace'a i Alec'a.

-W takim razie chłopaki życzę powodzenia-powiedział tata i wyszedł razem z Maryse.

-Skarbie nie obraź się ale ja nigdzie nie idę-mruknął Jace.

-A ty Alec?-spytałam robiąc maślane oczka.

-Jasne czemu nie.

-W takim razie ja idę z Alec'iem a ty tu siedź-powiedziałam i dałam mu szybkiego buziaka.

Wyszłam z Alec'iem na korytarz i zaczęłam tworzyć portal. Kolejny dzisiaj. Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w tali. To był Jace.

-Zmieniłem zdanie-wyszeptał mi do ucha.

No i to się nazywa mieć urok osobisty. Mój charakterek coś za bardzo o sobie daje znać.



Rozdział jest taki sobie. To chyba najgorszy jaki napisałam.

Jeśli chcecie aby następny rozdział by cały o randce Jonathana i Isabell to błagam podsuńcie mi jakieś pomysły. Co mogli by robić, o czym gadać i takie tam. Bo jakoś nie mam pomysłu.

Czytasz zostaw po sobie ślad ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top