Rozdział 25

~Jace~

Patrzyłem na nią z nadzieją. Jedyne o czym teraz marzyłem to żeby powiedziała TAK. Chciałbym, żeby mi wybaczyła ale czy po tym wszystkim mogę o to prosić? Czekałem na jaką kol wiek odpowiedz. Patrzyła na mnie z niepewnością. Czułem ogromną gulę w gardle. Chciałem już usłyszeć jej odpowiedź i przytulić. Nieważne jaka będzie odpowiedź to i tak się nie poddam. Będę udowadniał jej jak bardzo ją kocham.

-Obiecaj, że nigdy więcej tego nie zrobisz-wyszeptała.

-Obiecuję...Czy to znaczy, że mi wybaczasz?

-Tak. Wybaczam ci.

Szybko do niej podszedłem i przytuliłem. Odsunąłem się delikatnie i dotknąłem jej policzka po czym pochyliłem się i ją pocałowałem.

Ten pocałunek był delikatny i pełny uczuć. Cieszyłem się, że mogę ją całować bez obawy, że mnie uderzy.

-Widzę, że się pogodziliście-usłyszeliśmy głos Jonathana.

Clary szybko się ode mnie odsunęła i spojrzała wściekła na brata. Opierał się o ścianę z założonymi rękami. Jego twarz nie wyrażała niczego.

-Jesteś okropny!-oburzyła się.

-Chyba wyraźnie mówiłem, że będę cie pilnował. Nie będziecie się obściskiwać pod tym dachem-warknął w moją stronę.

-W takim razie możesz pomarzyć o tym, że w najbliższym czasie upiekę ci jaką kol wiek tartę-mruknęła.

Mina Jonathana od razu się zmieniła. Teraz wyglądał jak skrzywdzony szczeniak.

-Nie zrobisz mi tego. Nie możesz!-spojrzał na nią błagalną miną.

-Chcesz się założyć?

Chwyciła mnie za rękę i szybko wyszliśmy z jej domu. Chwyciła za stelę i narysowała jakąś dziwną runę na ścianie. Po chwili otworzył się portal w który szybko weszliśmy. Wylądowaliśmy przed instytutem.

-Jesteś niezwykła-wymruczałem jej do ucha.

Objąłem ją i weszliśmy do instytutu. Skierowaliśmy się w stronę mojego pokoju. Otworzyłem drzwi i przepuściłem ją pierwszą.

-Jesteś pierwszą osobą która tu weszła-oznajmiłem.

-Aż tak cenisz sobie prywatność?-spytała siadając na łóżku.

-Możliwe.

Podszedłem do niej i wpiłem się w jej słodkie usta. Tak bardzo mi tego brakowało. Usiadłem na łóżku i posadziłem ją na swoich kolanach. Cały czas ją całowałem. Musieliśmy się jednak od siebie oderwać aby zaczerpnąć powietrza.

-Narysuj runę na złamane serce-poprosiła schodząc z moich kolan.

Co oni mają z tą runą? Spojrzałem na nią pytającym wzrokiem. Nic mi jednak nie odpowiedziała. Narysowałem runę, która i tak po chwili zniknęła. Na twarzy Clary znajdował się ogromny uśmiech.

-Teraz to już się mnie nie pozbędziesz-wyszeptała przytulając mnie.

-Nadal nie rozumiem o co chodzi z tą runą?

-Może kiedyś ci powiem-zaśmiała się.

~Clary~

Byłam taka szczęśliwa. Dobrze, że nie wie co oznacza zniknięcie tej runy. Przytuliłam się do niego jednak po chwili coś sobie przypomniałam.

-Gdzie Isabell?-spytałam.

-Pewnie w kuchni.

Złapałam go za rękę i pobiegłam w stronę kuchni. Jace miał rację. Isabell siedziała i piła kawę. Kiedy mnie zobaczyła od razu wstała i dosłownie próbowała mnie udusić. Trochę to dziwne, że mnie przytula.

-Clary-pisnęła radośnie.

Tak to jest dziwne. Chyba ją podmienili. Ten entuzjazm ani trochę mi się nie podoba. Dobra przeprosiła mnie na swoje zachowanie no ale błagam nigdy nie pomyślałabym, że mnie zacznie traktować normalnie. Jestem ciekawa skąd ta nagła zmiana?

-Ej, przestrzeń osobista-mruknęłam.

Isabell jak poparzona odskoczyła ode mnie. Usłyszałam śmiech Jace'a.

-Sorki. Pogodziliście się?-spytała.

-Tak i to dzięki Jonathanowi-oznajmił Jace.

Jace usiadł na krześle. Po chwili przyciągnął mnie tak, że siedziałam na jego kolanach. Objął mnie w tali i położył podbródek na moim ramieniu.

Jednak dostrzegłam coś w stylu rumieńca na twarzy Isabell. Czyżby podobał się jej mój brat? No takiej okazji to ja nie mogę zmarnować. Pora na słodką zemstę.

-Isabell mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia-powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.

-Jaką?

-Zakupy-oznajmiłam.

-Gdzie w tym haczyk?-spytała unosząc brew.

-Nie ma haczyka-skłamałam.

Oczywiście, że jest jakiś haczyk. No ale jej tego nie powiem. Jeszcze popsuje mi całą zabawę a do tego nie mogę dopuścić.

-Gdzie zamierzacie robić te zakupy?-spytał Jace mocniej mnie do siebie przytulając.

-Londyn, Paryż i Mediolan-oznajmiłam.

Myślałam, że Isabell spadnie z krzesła. Jej mina była przezabawna na dodatek wypluła kawę którą piła. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

-Żartujesz?-pisnęła.

-Wyglądam jakbym żartowała? Umiem otwierać portal więc nie ma problemu-mruknęłam.

-Zawsze robiłam zakupy tutaj. Jesteś niesamowita-krzyknęła.

-Chyba nie prędko się przyzwyczaję-szepnęłam.

Jace najwyraźniej to usłyszał ponieważ pocałował mnie w policzek. Nareszcie zaczyna się układać. Odzyskałam ukochanego chłopaka i prawdopodobnie znalazłam przyjaciółkę, która może się okazać świetną kandydatką na dziewczynę mojego braciszka. Zdecydowanie, wróciłam.



Jak myślicie w czym jest "haczyk" Clary?

Niestety zbliżamy się do końca tej książki. Przewiduję tak 2-3 rozdziały+ epilog.

Czytasz komentuj ;)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top