Rozdział 21
~Clary~
Cieszyłam się, że mogłam stamtąd iść. Nie zniosłabym dłużej tych spojrzeń. Znalazłam się na środku placu Anioła. Wszyscy patrzyli na mnie ze strachem, niepewnością ale przede wszystkim z nie do wierzeniem. Skierowałam się w stronę domu pani konsul. Byłam zdenerwowana, czułam na sobie wzrok wielu ludzi. Strażnicy, nefilim nawet dzieci stały w bezruchu i patrzyły. Nie czułam się zbytnio komfortowo. Po chwili stanęłam przed bramą domu pani konsul. Oczywiście pilnowali jej strażnicy. Nie chcieli mnie wpuścić.
-Jestem Clarissa Adele Morgenstern mam wiadomość od mojego ojca dla pani konsul-oznajmiłam.
Na ich twarzach od razu pojawił się szok. Nawet ogromny, byli skołowani. Ominęłam ich i weszłam do domu. Dzięki moim runom doskonale wiedziałam gdzie iść. Podążyłam w kierunku gabinetu. Bez pukania weszłam. Zobaczyłam kobietę prawdopodobnie w wieku mojego ojca. Siedziała za biurkiem. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Podeszłam do jej biurka i usiadłam na krześle na przeciwko niej.
-Kim jesteś?-spytała sięgając po broń.
-To list od mojego ojca. Jak go pani przeczyta to się dowie-mruknęłam.
Podałam jej list i patrzyłam jak zaczyna go czytać. Byłam kłębkiem nerwów chodź nie dałam po sobie tego poznać. Pragnęłam tylko wyjść stąd, wrócić do domu i przestać hamować wybuch płaczu. Potrzebowałam spokoju i czasu. Spojrzałam na twarz pani konsul. Kolejna twarz i kolejne nie do wierzenie.
-Clarissa?-spytała.
-Tak. Mój ojciec jest teraz w instytucie w Nowym Jorku. Chyba powinna się tam pani wybrać-oznajmiłam wstając.
Podeszłam do ściany i zaczęłam tworzyć portal. Gestem ręki wskazałam aby weszła. Ta jednak najpierw poszła po kilku strażników. Razem weszli w portal. Narysowałam runę zamykającą portal i sama wskoczyłam. Wylądowałam w naszym salonie. Tak bardzo chciałam się z tego cieszyć ale nie potrafiłam. Rozejrzałam się, wszędzie panował niewielki bałagan. Normalnie bym się o to wściekła ale nie potrafiłam. Usiadłam na SWOIM krześle przy stole i pozwoliłam aby łzy znowu płynęły po moich policzkach. To tak bardzo bolało. Im dłużej o tym myślałam tym gorzej się czułam. Nie miałam na nic sił tak jakby całe życie ze mnie uciekło. Dobrze, że udało mi się powstrzymać emocje przez te kilkanaście chwil. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Ciągle miałam przed oczami jego przystojną twarz. Hipnotyzujące złote oczy, w których potrafiłam zatonąć. Usta, które tak bardzo kochałam całować. Jego dotyk dzięki, któremu czułam się tak bezpiecznie. Tak bardzo chciałabym aby to wszystko okazało się jednym wielkim koszmarem. Chciałabym się obudzić w jego ramionach. Zobaczyć jego cudowny poranny uśmiech. Jednak to już nie wróci, NIGDY. Byłam tylko zabawką. Dziewczyną do wygrania zakładu. Na samą myśl zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Chciałam być silna, ale nie potrafiłam. W tak krótkim czasie stał się najważniejszą osobą w moim życiu.
~Jonathan~
Patrzyłem na to całe zamieszanie. W końcu pojawiła się pani konsul. Była wyraźnie zadowolona z takiego obrotu spraw. Cały czas martwiłem się o Clary. Chciałem jak najszybciej to skończyć i wrócić do domu.
-Cieszę się, że wróciłeś-oznajmiła pani konsul.
-Przynajmniej ty się cieszysz Jia-rzekł mój ojciec.
-Nawet ty jesteś po jego stronie?-oburzyła się moja matka.
-Zawsze byłam i zawsze będę-oznajmiła.
-Tato, mogę już iść. Nudzi mi się-mruknąłem.
Spojrzał na mnie. W jego oczach widziałem rozbawienie. Wszyscy na mnie patrzyli.
-Obydwoje się w ciebie wdali. Charakter macie identyczny-zaśmiała się pani konsul.
-Możesz iść. Wrócę późno więc nie czekajcie z kolacją-powiedział.
Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu. Przeszedłem przez portal i po chwili znalazłem się w domu. Pierwsze co usłyszałem to szloch. Szybko poszedłem do jadalni. Poczułem ukłucie w sercu. Moja mała siostrzyczka siedziała i płakała. Podszedłem do niej i przytuliłem.
-Clary co się stało?
-Miałeś...rację on, on chciał mnie tylko zaciągnąć do łóżka-wyszeptał i się bardziej rozpłakała.
-Co?
Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Wszystkiego bym się spodziewał ale nie czegoś takiego. Przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej. Nigdy nie widziałem jej w takim stanie.
-Ufałam mu, wierzyłam w jego słowa a tak naprawdę chodziło mu tylko o wygranie zakładu-wyszlochała.
-Nie jest wart twoich łez-wyszeptałem próbując ją uspokoić.
Ona jednak nie przestawała płakać, nie potrafiłem jej uspokoić. Nie wiem co mu zrobię kiedy go dorwę. Jak on mógł ją tak potraktować?
Kolejny rozdział pojawi się dziś wieczorem lub jutro.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top