Rozdział 8


Min-jae przyglądał się wyciętym z foremki kształtom z zainteresowaniem. Sophie zamówiła je przez internet i poprosiła go, by odebrał przesyłkę ze sklepu. Wciąż bała się komukolwiek podawać swój adres, jednak on sam widział w jej zachowaniu ogromny progres.

Przede wszystkim zachowywała się przy nim swobodnie. Nie drgała przy niespodziewanym dźwięku, jej ramiona nie spinały się, kiedy stawał obok, ani nie zamierała, gdy podnosił się szybko ze swojego miejsca. To był sukces. Pamiętał, jak sam drżał przy każdym, nawet najcichszym tąpnięciu. Przeszła naprawdę długą i ciężką drogę, choć wciąż nie wiedział, dlaczego w ogóle się na niej znalazła.

Sophie zagniotła kolejny kawałek ciasta, po czym chwyciła za butelkę po winie i zaczęła je rozwałkowywać na cienki placek.

– Dlaczego wciąż nie kupiłaś wałkownicy? – zapytał. Naprawdę go to ciekawiło.

– Wałka – poprawiła go automatycznie. Uniosła kącik ust nieznacznie. – Sklep z artykułami do domu jest trochę za daleko.

– Kupię ci ten wałek pod choinkę.

Kobieta spojrzała na niego z wesołą iskrą w oku. Min-jae sięgnął po foremkę w kształcie choinki i zaczął wycinać kolejne pierniczki.

– W Australii nie obchodzi się tradycyjnych świąt – oznajmiła, przekładając ciasto na blaszkę wyłożoną papierem. – Grudzień to środek lata, zwykle wtedy grillujemy i spędzamy czas na plaży.

– Pierniki nie są chyba typowymi letnimi ciastkami. – Chłopak spojrzał na inne foremki, po czym wybrał głowę renifera.

– Nie. Moja babcia pochodziła z Europy. Piekła pierniczki na długo przed świętami, bo zaraz po zrobieniu były bardzo twarde. Miękły z czasem. Wszyscy moi znajomi je uwielbiali.

Sophie włożyła blaszkę do niewielkiego piekarnika. Znalazła go na dnie szafy w przedpokoju, starannie zapakowanego w tekturowe pudełko. Gdyby nie to, że musiała zająć czymś myśli, nigdy by go nie znalazła.

– Nie tęsknisz za rodziną?

Zamknęła drzwiczki, zacisnęła mocniej palce na uchwycie, a spojrzenie wbiła w swoje knykcie. Właściwie to nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony brakowało jej bliskich, a z drugiej... odkąd wyjechała, czuła nieopisaną ulgę. Miała wrażenie, że od ataku nożownika przestała być samodzielna. Rzadko spędzała w Sydney czas samotnie, zawsze ktoś kręcił się obok. Nawet kiedy wychodziła na zakupy czy załatwić sprawy w pracy, wisiała na telefonie lub musiała co chwilę odpisywać na SMS-y.

Będąc w Korei, nie musiała znosić nadmiernej kontroli. Mogła wymówić się nadmiarem pracy, dodatkowymi zajęciami i nauką języka. Z czasem jej kontakty z rodziną i przyjaciółmi sprowadziły się do jednego telefonu w tygodniu. Tylko Olivia miała na tyle dużo samozaparcia, by pisać i dzwonić do niej codziennie. Sophie wciąż ignorowała jej telefony, nie mogła poradzić sobie ze złymi wspomnieniami.

Jednak nie czuła się już tak samotna, jak wcześniej. Zdarzało się jej spotykać z Emmą, mimo jej napiętego grafiku i przebywania w innej części miasta. Nie była to przyjaźń taka, jaka wytworzyła się między Sophie i Min-jae, jednak kobieta lubiła towarzystwo Hudson. Dzięki niej wiedziała, co dzieje się w Pusan w szerszej perspektywie, nie tylko w obrębie Nam-gu. Mogła też dzielić się z Emmą swoimi rozterkami i wątpliwościami dotyczącymi nauki.

Koreański był ciężki. Nigdy wcześniej nie uczyła się żadnego azjatyckiego języka, składnia i gramatyka spędzały jej sen z powiek. Trudno było jej zapamiętać te wszystkie końcówki, różne formy zwracania się do różnych osób. Samo czytanie nie sprawiało jej problemu, niemal w kilka godzin opanowała tę umiejętność. Ku wielkiemu zaskoczeniu jej nauczyciela.

– Czasem tęsknię – przyznała. – Ale nie tak bardzo, jak na początku.

Odwróciła się w końcu i spojrzała na Min-jae. Mimowolny uśmiech wypłynął na jej twarz. Opierał się łokciami o blat, na nosie i policzku miał białe smugi z mąki. Już nie był aż tak wychudzony, jak w momencie, w którym się poznali. Przybrał na wadze, zrzuciła to na karb ich wspólnych, regularnych posiłków.

Czuła się przy nim niesamowicie komfortowo, jakby rzeczywiście byli rodzeństwem. Byli już na tyle zżyci ze sobą, że potrafili się przekomarzać i żartować, choć to drugie jeszcze nie zawsze wychodziło przez barierę językową. Mimo to coraz lepiej się rozumieli, a umiejętności komunikacyjne Min-jae z dnia na dzień się poprawiały.

– Może jednak pojedziesz tam na święta? Dobrze by ci to zrobiło.

Brew Sophie uniosła się pytająco. Chłopak uciekł wzrokiem w bok, jego palce zabębniły o blat. Przechyliła głowę w bok. Zrobiła krok w jego stronę i oparła się rękami o wyspę. Pochyliła się tak, by ich twarze były na tej samej wysokości.

– Czemu nagle o tym mówisz? – Zmrużyła oczy. Min-jae wydął policzki, wciąż unikał patrzenia na nią.

– Tak pomyślałem, że może... No wiesz, oni też pewnie chcieliby się z tobą zobaczyć.

– Minnie. – Podniosła się i założyła ręce na piersi.

Chłopak zamrugał i zerknął na nią z ukosa. Bardzo, ale to naprawdę bardzo mocno nie chciał wydać Olivii, że znalazła go na social mediach i bombardowała wiadomościami na potęgę, dopóki nie zgodził się poruszyć z Benett tematu świąt.

Jednak Sophie się domyślała, co zaszło. Olivia była piekielnie zdeterminowaną osobą, potrafiła być też bardzo przekonująca, kiedy na czymś jej zależało. Bennett wspominała jej o swoim nowym znajomym i była niemal pewna, że skoro sama nie odbiera od niej telefonów i kategorycznie odmawia przyjazdu, to przyjaciółka znajdzie inny sposób, by spróbować zmienić jej zdanie.

Westchnęła zrezygnowana i przeczesała włosy palcami. Piekarnik piknięciem zakomunikował, że czas na pieczenie się skończył, więc kobieta wzięła ścierkę i wyciągnęła pachnącą porcję ciastek. Przełożyła je na kratkę, by móc wyłożyć na blaszkę kolejne pierniczki.

– Po prostu się boję tam wracać, Min-jae – powiedziała w końcu. Usiadła naprzeciwko chłopaka. – Chciałabym tam pojechać dopiero, jak poczuję się lepiej.

– Dalej bardzo źle? Masz napady paniki?

– Nie, nie, właściwie jest coraz lepiej. Dzięki tobie i Emmie. – Uśmiechnęła się. – Ale to wciąż nie to.

– Mogę zapytać, co tak właściwie się stało?

W jednej chwili mina jej zrzedła. Spojrzała na chłopaka szeroko otwartymi oczami. Jej serce biło coraz szybciej, a krew zaszumiała w uszach. Wzięła głęboki wdech, chcąc opanować nadchodzące emocje.

Przecież ufała Min-jae. On podzielił się z nią swoją historią. Krótko, ale sama też nie ciągnęła go w tej sprawie za język. Wiedziała, jak bolesne jest mówienie o traumie, sama się z tym borykała od miesięcy. Uznała jednak, że zasługuje na to, by wiedzieć. Poświęcił jej swój czas, uwagę, pomógł, kiedy tego potrzebowała, choć wcale nie musiał. W końcu na poczatku jej pobytu w tym mieście nie znali się tak dobrze, jak teraz.

Wzięła kolejny głęboki wdech i przymknęła powieki. Zastanawiała się, jak ubrać to w słowa w taki sposób, by nie rozwlekać tej informacji i nie wracać zbyt mocno do bolesnych wspomnień. Wyprostowała się na hokerze.

– Na jednej ze świątecznych imprez Olivii poznałam chłopaka, z którym zaczęłam się spotykać – zaczęła drżącym głosem. Przełknęła ślinę. – Nie układało nam się, więc się rozstaliśmy, a on nie mógł się z tym pogodzić. Prześladował mnie i kilka miesięcy przed tym, jak tu przyjechałam, zaatakował mnie nożem. Ledwo to przeżyłam.

Min-jae otworzył szeroko usta. Wyciągnął rękę w jej stronę i złapał za dłoń. Sophie spięła się nieznacznie, ale nie cofnęła ręki. Skóra mrowiła ją, a serce biło jak oszalałe. Walczyła z własnym umysłem, by wodospad niepożądanych wspomnień nie uderzył w tamę, którą wokół nich zbudowała i nie zniszczył jej w ciągu kilku sekund.

– Kutas – zawyrokował Min-jae. Sophie podniosła głowę zaskoczona. Poważny wyraz twarzy chłopaka sprawił, że coś ścisnęło ją w mostku. Ewidentnie ogarnęła go złość, lecz dostrzegła w jego oczach też nutę współczucia. – Masz rację, Sophie. Zostań tutaj.

Oczy zaszły jej łzami. Zamrugała i spojrzała w okno. Nie miała pojęcia, co miałaby powiedzieć. Doskonale jednak wiedziała, że nie musi nic mówić. Min-jae rozumiał jej milczenie jak nikt inny do tej pory. Zamiast słów, postanowiła ścisnąć dłoń chłopaka, leżącą na jej własnej, by w jakikolwiek sposób dać mu do zrozumienia, że dziękuje za jego obecność.

Ponieważ naprawdę była mu wdzięczna.

***

Równo o godzinie osiemnastej ekran laptopa zaświecił się na niebiesko. Sophie wpatrywała się w monitor z ręką opartą na brodzie. Czuła, że ma spocone dłonie, działo się tak za każdym razem, kiedy przychodziła pora na lekcje języka.

Han Ji-hoon był terrorystą. Wymagającym, złośliwym i cynicznym potworem w ładnym, eleganckim opakowaniu. Zadawał jej horrendalne ilości prac domowych, dzwonił i odpytywał w randomowych momentach dnia. Prychał z niesmakiem, kiedy po raz kolejny pomyliła szyk zdania i przyglądał się oceniająco, kiedy zawieszała się na jakimś zadaniu.

Mimo to był skuteczny. Sophie pojmowała trudne zasady w mgnieniu oka. Coraz lepiej radziła sobie z czytaniem wiadomości w Internecie, nie potrzebowała pomocy Min-jae, by odczytać nazwy produktów podczas robienia zakupów. Pokusiła się nawet o kupno gazety. Próbowała przeczytać kilka artykułów, choć wciąż niewiele rozumiała.

Sama też nie dawała po sobie poznać, że mężczyzna wywołuje w niej skrajne emocje. Już po kilku spotkaniach zrozumiała, że to jedynie mechanizm obronny i okrutne zmęczenie. Na pierwszy rzut oka nie było po Ji-hoonie widać, jak skrajnie wyczerpany jest, ale wystarczyło, że milkł na chwilę w oczekiwaniu, kiedy ona zapisywała kolejne zadanie.

Jego wzrok stawał się mętny, wyraźnie było widać ciemne worki pod oczami, to jak głowa leciała mu do boku, kiedy przysypiał, pogrążony we własnych myślach. Sophie natomiast uśmiechała się najładniej, jak tylko potrafiła, starała się żartować i wplatać w rozmowę informacje o sobie. Początkowo Han Ji-hoon przyglądał się temu z lekkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Z czasem jednak zaakceptował jej pogodne usposobienie i przeszedł nad tym do porządku dziennego, jednak to nie sprawiło, że przestał być dla niej złośliwy.

Sophie odebrała połączenie. Han jak zawsze siedział pochylony nad notatkami. Zerknął na nią znad okularów i – może jej się tylko wydawało, a może rzeczywiście tak było – kącik jego ust uniósł się w nieśmiałym uśmiechu.

Annyeonghasimnikka, sonsengnim – przywitała się, kiwając głową. Han wyprostował się, po czym zlustrował ją od góry do dołu. Chwilę dłużej zawiesił wzrok na jej notatniku. Kartki były równo pokryte staranne zapisanymi znakami.

– Zrobiłaś wszystkie zadania? – zapytał przekornie.

Sophie uśmiechnęła się i zmrużyła oczy.

– Nawet te, których jeszcze mi nie zadałeś.


Statystyki dla freaków:

1575 słów 

10 416 ZZS

5 stron A4 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top