Rozdział 5

Sophie krążyła między sklepowymi alejkami od dobrych czterdziestu minut. Rozglądała się za składnikami do pierniczków. Już niedługo miały być święta, mimo że grudzień jeszcze nie nastał, w powietrzu było czuć ten specyficzny klimat. I choć nie planowała ich obchodzić, bardzo jej brakowało zapachu świątecznych wypieków i ciepłej, rodzinnej atmosfery. Zastanawiała się nad tym, czy nie wrócić do Sydney na ten tydzień, jednak od razu zrezygnowała z tego pomysłu. Była pewna, że jeśli Olivia ją zobaczy, nie puści z powrotem.

O ile nie miała problemu ze znalezieniem mąki, sody do pieczenia czy korzennych przypraw, tak miód i ciemne kakao wydawało się czystą abstrakcją. Czy w Korei nie używało się tych składników, czy może market, w którym robiła zakupy, nie był aż tak dobrze zaopatrzony w zagraniczne produkty?

Westchnęła z rezygnacją, gdy po raz kolejny dotarła do kas. Spojrzała na dobrze już znaną jej ekspedientkę. Kobieta uśmiechała się do niej tak jak zwykle. Sophie odwzajemniła grymas, choć była pewna, że nie był jednym z najlepszych, jakim potrafiła uraczyć ludzi.

W końcu się poddała. Odstawiła swój koszyk na podłogę, po czym wyciągnęła z torebki telefon i wybrała numer Min-jae.

– Minnie – jęknęła do słuchawki, kiedy tylko usłyszała jego głos. – Potrzebuję pomocy.

– Znowu panika? – Od razu się ożywił, jego ton stał się nieco nerwowy.

– N-nie. Nie. Jestem w sklepie i nie mogę znaleźć kilku rzeczy.

Min-jae milczał przez chwilę, po czym usłyszała szuranie i dźwięk otwieranej szafy przesuwnej.

– Pomogę – powiedział i się rozłączył.

Sophie schowała telefon z powrotem do torebki, po czym chwyciła koszyk i rozejrzała się niepewnie po otoczeniu. Jej spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem kobiety, stojącej za kasą. Ekspedientka uniosła ręce zaciśnięte w pięści do góry i wyszeptała słowa otuchy. Sophie już dokładnie je znała. I rzeczywiście dodawały jej sił. Nawet nie znała imienia tej starszej pani, nie rozmawiała z nią, bo wciąż nie potrafiła – a ona zawsze życzliwa wobec niej, z cierpliwością godną tybetańskich mnichów, wspierała ją w tej trudnej misji, jaką było zrobienie zakupów.

Min-jae pojawił się obok niej niedługo później. Nie podszedł zbyt blisko, by się go nie wystraszyła. Przywitał się z pogodnym uśmiechem na ustach i niemal poprawnym akcentem.

Bennett była z siebie dumna. Ostatecznie zgodziła się pomóc chłopakowi, przez co widywali się dwa razy w tygodniu na godzinę, by prowadzić lekkie rozmowy. Min-jae był niesamowicie bystrym nastolatkiem; łapał wszystko w zawrotnym tempie, skrzętnie notował jej sugestie. Czasem przynosił ze sobą pracę domową i pytał o niezrozumiałe dla niego zwroty. Wymienili się numerami telefonu, by łatwiej było im ustalać godziny spotkań. Czasem Sophie musiała dłużej posiedzieć nad redagowaniem tekstów; wtedy wystukiwała mu krótką wiadomość i przesuwali lekcje na późniejszą godzinę.

Nie chciała brać od Parka pieniędzy. Nie czuła się wystarczająco dobra, by pobierać za naukę opłaty. Sama obecność chłopaka wiele jej dawała. Przestała czuć się tak samotna, jak wcześniej. Min-jae opowiadał jej o tym, co działo się w szkole, jaki nowy film wyszedł w kinie, rozmawiali o wydarzeniach, które odbywały się w parku niedaleko ich apartamentowca. Jedyny temat, jaki omijał szerokim łukiem, to rodzina. Jednak Sophie nie naciskała. Ich relacja trwała zbyt krótko, by mogła wymagać od niego takiej wylewności. Zastanawiała się, dlaczego tak wesoły nastolatek spędza tak mało czasu we własnym domu.

– Miód jest tutaj. – Min-jae poprowadził ją do alejki ze słodyczami. Sophie uniosła jedną brew. – Miód to słodycze.

– Nie... To słodzidło. Jak cukier. – Sięgnęła do półki, chwyciła za opakowanie i zważyła je w ręce. Zmarszczyła brwi, próbując odczytać znaki na etykiecie.

Chłopak uśmiechnął się szeroko, kiedy to usłyszał. Sophie wciąż miała problem z uczęszczaniem na lekcje języka, próbowała uczyć się na własną rękę, lecz nie szło jej to tak dobrze, jak gdyby regularnie chodziła na zajęcia. Sam nie do końca potrafił jej wyjaśnić zawiłości języka, którym się posługiwał, jednak starał się, jak tylko mógł, by jej pomóc.

Była jak dziecko we mgle. Czasem trzeba było wziąć ją za rękę i poprowadzić we właściwe miejsce. Wtedy jej dezorientacja ulatniała się niczym poranna mgła pod wpływem gorącego słońca, a twarz rozjaśniał najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział.

Tak, Sophie miała zdecydowanie najładniejszy uśmiech pośród wszystkich dziewczyn, jakie znał. Nawet koleżanka z klasy, która mu się podobała, nie rozpromieniała się tak bardzo, jak Sophie, kiedy zaczynała się śmiać. Rząd równych, białych zębów okalały kształtne, niewielkie usta w kolorze wczesnych malin. Miała kilka piegów skoncentrowanych na nosie, jednak nie odwracały uwagi od wielkich, piwnych oczu.

Zwracały uwagę. Być może sama Sophie tego nie widziała, bo zwykle miała na głowę naciągnięty kaptur, jednak jej duże, okrągłe oczy przykuwały spojrzenia niemal wszystkich, którzy ją mijali w markecie lub w drodze do bloku, w którym mieszkali. Były czymś nowym w tym miejscu, rzadko spotykanym. Oczywiście, w Nam-gu mieszkali inni obcokrajowcy, lecz wyróżniali się kolorem skóry, wzrostem, kształtem twarzy. Sophie Bennett od innych Koreańczyków różniła się jedynie kształtem oczu. Przynajmniej Park Min-jae tak uważał.

Wskazał jej resztę składników, których potrzebowała, po czym udali się do kasy. Sophie zapłaciła, jak zwykle w milczeniu i podziękowała skinieniem głowy. Min-jae wymienił z kasjerką kilka uprzejmie brzmiących zdań, pożegnał się i ruszył z nią ramię w ramię ku wyjściu.

– Wezmę. – Min-jae sięgnął do torby, którą trzymała w ręku. Oddała mu ją bez słowa sprzeciwu, była strasznie ciężka.

– Chciałabym znać, choć procent tych słów, których używasz – powiedziała, w jej głosie pojawiła się delikatna nuta zazdrości.

– Musisz chodzić na lekcje, Sophie. – Kobieta uśmiechnęła się w duchu. Cieszyło ją to, że w końcu przestał mówić do niej per pani. Czuła się przez to dużo starsza, niż była. – Bez lekcji nie nauczysz się tak szybko, jakbyś chciała.

– Byłoby łatwiej, gdybym nie musiała chodzić przez ten park. – Spuściła głowę. Jej mięśnie spięły się, kiedy ramię obcego przechodnia otarło się o jej własne.

Min-jae od razu to wyczuł. Przystanął i spojrzał na nią ze zmartwieniem. Kilkukrotnie towarzyszył kobiecie podczas robienia zakupów. Miał wrażenie, że czasem zapominała o strachu. Bujała z głową w chmurach, uśmiechając się przy tym tajemniczo, jakby wracała do wspomnień zarezerwowanych tylko i wyłącznie dla niej.

Sophie pokręciła głową i ruszyła znów przed siebie. Nie chciała dać po sobie poznać, że ten niespodziewany dotyk wstrząsnął nią bardziej, niż mogłoby się Min-jae wydawać. Serce po raz kolejny zabolało, ściśnięte między demonicznymi szponami, a powietrze uszło z płuc w ułamku sekundy.

Nie zamierzała jednak się poddawać. Obudziła się rano z mocnym postanowieniem, że tego dnia nic nie zepsuje. Miała w planach upiec pierniczki i nic jej nie powstrzyma.

Poczuła delikatne wibracje w torebce. Wyciągnęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Odchrząknęła, by pozbyć się uczucia suchości z przełyku.

– Czy to będzie niegrzeczne, jeżeli odbiorę? – zapytała, mając nadzieję, że Park potwierdzi jej słowa, jednak on pokręcił głową i, ruchem ręki, zachęcił ją do odebrania połączenia. Sophie zacisnęła usta, zamrugała kilka razy, by odpędzić chęć posłania chłopakowi niezadowolonego spojrzenia i nacisnęła szybko zieloną słuchawkę, zanim przyszłoby jej do głowy zrezygnować z tego pomysłu. – Olivia.

– Cześć skarbie! – zaszczebiotała przyjaciółka, przez co Sophie skrzywiła się nieznacznie. – Długo się nie odzywasz. Wszystko w porządku?

– Tak. Właśnie wracam z zakupów.

– Poszłaś sama? – Sophie niemal widziała, jak Olivia unosi brew. Postanowiła zignorować pytanie. Tłumaczenie się przyjaciółce w obecności nastolatka nie było tym, co chciałaby teraz robić.

– Miałam ostatnio dużo pracy, przecież ci o tym pisałam. Dzisiaj też jestem trochę zabiegana, chciałam zadzwonić wieczorem.

– Nie będzie mnie wieczorem. Dzwonię z szybkim pytaniem.

– Śmiało. – Min-jae delikatnie dotknął jej ramienia. Wzdrygnęła się, ale dostrzegła, że paraliż nie ogarnął jej ciała. Spojrzała na chłopca, dawał jej do zrozumienia, że przed nimi są schody.

– Przyjeżdżasz na święta do Sydney?

Sophie przystanęła. Przygryzła dolną wargę w konsternacji. Już zadecydowała, że nie wraca w czasie przerwy świątecznej. Chciała o tym powiedzieć przyjaciółce, ale później, bliżej tego terminu, by ta nie bombardowała jej argumentami, które miałyby zmienić jej zdanie.

– Jeszcze się nad tym zastanawiam – odparła spokojnie. Słyszała w słuchawce szum czajnika elektrycznego i szczęk obijających się o siebie kubków. Niemal widziała, jak Olivia przytrzymuje telefon ramieniem i wyciąga jedno z naczyń z szafki, by zrobić sobie kawę.

– Daj mi znać jak najszybciej. Chcę wiedzieć na ile osób organizować świąteczną kolację.

– Kolację? – Zmarszczyła brwi.

– Tak. Tę, którą robię co roku.

Tę, na której poznałam Davida... – przemknęło jej przez myśl.

Rozłączyła się bez słowa. Czuła, jak żołądek podjeżdża jej do gardła. Wpadła przez frontowe drzwi do hallu i czym prędzej ruszyła w stronę wind. Min-jae puścił się za nią biegiem. Cudem zdążył wskoczyć do dźwigu, zanim zamknęły się drzwi. Spojrzał na Sophie, wciśniętą w kąt. Zaciskała ręce kurczowo na urządzeniu, jej oddech rwał się, jakby walczyła sama ze sobą, by się nie rozpłakać.

Min-jae podszedł do niej ostrożnie. Wyczuła jego obecność, bo nie była w stanie otworzyć oczu. Fala wspomnień zalała nagle jej umysł i wszystkie sprowadzały się do tego jednego wieczoru, w którym David zrobił jej krzywdę.

– Sophie. – Wyciągnął ku niej rękę. Dopiero po chwili zorientował się, że go nie widzi. – Klucz.

Uniosła powieki i spojrzała na niego. Obraz natychmiast zaczął tracić na ostrości. Zamrugała, by pozbyć się niechcianych łez, a one spłynęły leniwie po jej policzkach. Sięgnęła do kieszeni i podała chłopakowi to, o co prosił. Klucze zabrzęczały w jego dłoni. W tym samym czasie drzwi windy otworzyły się. Chwycił ją pewnie za rękę i poprowadził w stronę mieszkania.

W ciszy weszli do środka. Park odstawił zakupy na blat, po czym odwrócił się w jej stronę.

– Herbaty? – zapytał.

Sophie pokiwała głową. Otarła wierzchem dłoni policzki. Zdjęła kurtkę i odwiesiła ją na miejsce. Usiadła na hokerze przy wyspie, oparła się łokciami o blat. Przyglądała się uważnie Min-jae. Miała wrażenie, że czuje się bardzo swobodnie w jej mieszkaniu, a jej ataki paniki i chwilowe załamania nie robią na nim wrażenia. Być może było zupełnie inaczej. Czuła, że chłopak całkowicie rozumiał jej stan i nie próbował z tym walczyć. Nie pomagał na siłę, robił to wtedy, kiedy go poprosiła. Zachowywał całkowity spokój, kiedy ona rozpadała się na milion drobnych kawałków.

– Jesteś niesamowitym chłopakiem, Minnie – powiedziała, kiedy postawił przed nią parujący kubek. Zmarszczył brwi. – Jesteś bardzo dojrzały, wiesz?

– Chyba wiesz.

– Chyba wiem – poprawiła go, jak miała w zwyczaju od jakiegoś czasu. – Dlaczego mi pomagasz?

Min-jae oparł się rękami o blat po drugiej stronie. Zastanawiał się przez chwilę nad tym, jakich słów powinien użyć.

– Nie miałem pomocy. Sam. Też byłaś sama, Sophie.

Odchyliła się na siedzeniu, wciągając powietrze w płuca ze świstem. Jej usta zadrżały niebezpiecznie, a powieki zaczęły piec. Patrzyła na niego i zastanawiała się, co takiego przeżył, że wydawał się dużo dojrzalszy od niej samej. Czuła się przy nim jak nastolatka, która dopiero wchodzi w świat dorosłych problemów i ma przy sobie kogoś, kto pokazuje jej, jak powinna sobie z nimi radzić.

Min-jae podrapał się po głowie. Zerknął na torbę z zakupami, stojącą na krawędzi blatu. Podszedł do niej i zaczął wypakowywać.

– W domu dużo alkoholu – odezwał się przytłumionym głosem. Skupił wzrok na produktach. – Kiedyś tato wypił tak dużo, że zaczął się trząść. Byłem z nim sam i nie uratowałem go. Potem mama dużo alkoholu. Miałem panikę, ale pomógł mi nauczyciel i już mam jej mniej.

– Och, Min-jae... – Sophie zakryła dłonią usta. Automatycznie wyciągnęła drugą w jego stronę, ale zaraz ją cofnęła. – Tak mi przykro.

– To już było. – Spojrzał na nią. Oczy mu się szkliły, ale na ustach majaczył uśmiech. Była pewna, że jest wyćwiczony tak samo, jak jej.

Nagle wszystko stało się dla niej klarowniejsze. Chłopak spędzał czas poza domem i miał na tyle odwagi, by poprosić ją o pomoc z nauką języka, by nie przesiadywać w domu zbyt długo. Jak bardzo źle musiało być, że uciekał stamtąd?

– Możesz przychodzić i rozmawiać ze mną, kiedy tylko zechcesz – stwierdziła twardo. Zamrugała zaskoczona pewnością swojego tonu. Min-jae był pierwszą osobą w Pusan, z którą nawiązała jakąkolwiek więź. Bardzo go lubiła, dlatego postanowiła dołożyć wszelkich starań, żeby być dla niego wsparciem.

– Pamiętać. – Chłopak usiadł z powrotem na swoje miejsce. – Chyba wiem, jak pomóc z lekcjami.

Serce Sophie zabiło mocniej.

– Jak? – Pochyliła się nad blatem. Czuła na klatce piersiowej rant kubka.

– Wszystko opowiem. – Spojrzał w stronę mąki i jajek. Uśmiechnął się szerzej, a w oku błysnęło coś, czego Bennett nie mogła określić. – To co za ciasteczka będziemy dzisiaj jeść?


Statystyki dla freaków

1959 słów

13026 ZZS

6 stron A4

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top