Rozdział 7
Sophie wpatrywała się w swoje odbicie w lustrze po raz trzeci tego dnia. Dochodziła osiemnasta i stresowała się coraz bardziej. Przyjrzała dokładnie swojej twarzy. Zrobiła makijaż pierwszy raz od bardzo dawna, choć sama nie do końca wiedziała, po co to zrobiła. Wmawiała sobie, że chciała ukryć ziemistą cerę i sińce pod oczami, by nie wyglądać na zbyt zmęczoną kolejnym punktem w jej grafiku. Odrobinę bała się przyznać sama przed sobą, że zależało jej na tym, aby zrobić na Hanie dobre pierwsze wrażenie.
Gdy tylko się obudziła, chciała odwołać spotkanie. Niemal noc w noc męczyły ją koszmary, mózg podsuwał kolejne wizje, w których David dźga ją kuchennym nożem. Zrywała się cała spocona, krzycząc wniebogłosy, pospiesznie sięgała do brzucha, by sprawdzić, czy znów krwawi. Wzdychała z ulgą, kiedy wyczuwała pod palcami nierówną bliznę tuż nad pępkiem.
Zrzucała to na karb stresu i zmęczenia. Wypełniała swój kalendarz po brzegi, byleby tylko nie zostawać sam na sam ze swoimi myślami. Kładła się coraz później, wstawała wcześniej, co odbijało się na jej wyglądzie. Znów schudła. Z niesmakiem patrzyła na wystające kości żebrowe, kiedy zdejmowała z siebie ubranie. Odwracała się do lustra plecami, ale wtedy też wcale nie było lepiej. Bez problemu mogła policzyć wszystkie kręgi na kręgosłupie.
Bennett wydęła usta i westchnęła z rezygnacją. Sięgnęła po szczotkę i chyba po raz setny uczesała włosy. Zastanawiała się, czy by ich nie związać, ostatnio straciły swój naturalny blask, bardziej przypominały kanciaste druty, niż piękne, czarne fale, z których do tej pory była taka dumna. Ostatecznie złapała je w garści i zrobiła na czubku głowy niestarannego koka. Ostatni raz spojrzała na swoje odbicie i wzruszyła ramionami. Cóż, korektor pod oczami i pomalowane rzęsy będą musiały wystarczyć.
Poszła do sypialni. Rozejrzała się pospiesznie, czy przypadkiem nie ma bałaganu, który Han mógłby dostrzec za jej plecami. Doskonale wiedziała, że nic takiego by się nie wydarzyło, ponieważ posprzątała dokładnie już kilka godzin temu, lecz mózg sam podsuwał jej na myśl kolejne rzeczy, przez które wszystko mogłoby pójść nie tak.
Usiadła przy biurku i oparła się łokciami o blat. Zeszyt już czekał otwarty przed laptopem. Poprawiła notatki, leżące tuż obok. Odpaliła sprzęt, ekran zaatakował ją ostrym, niebieskim światłem. Zerknęła na zegar w prawym dolnym rogu. Siedemnasta pięćdziesiąt dziewięć.
Niemal w tej samej chwili rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Sophie podskoczyła na krześle. Przerażona złapała się za klatkę piersiową, serce zaczęło bić w nienaturalnie szybkim tempie.
W okrągłym okienku awatara zamajaczyło zdjęcie młodego, eleganckiego mężczyzny. Bennett wzięła głęboki wdech, poprawiła pozycję i odebrała. Obracające się kółeczko na środku ekranu świadczyło o tym, że połączenie właśnie się nawiązuje. Sophie wydawało się, że trwa to wyjątkowo długo.
W końcu jej oczom ukazała się wyraźna sylwetka Han Ji-hoona. Siedział pochylony nad notatkami, na nosie miał eleganckie, złote okulary, ekran częściowo odbijał się w ich szkłach. Czarna koszula była idealnie wyprasowana, widziała to nawet przez kamerkę. Krótko przystrzyżone po bokach włosy z dłuższą grzywką miał zaczesane do tyłu. W tle, na ścianie, wisiała prosta czarno-biała grafika, w kącie dostrzegła kawałek rozłożystego kwiatka.
Podniósł na nią wzrok. Jej serce na chwilę zamarło. Mężczyzna poprawił mankiet koszuli i wyprostował się.
– Dobry wieczór, panno Bennett – przywitał się uprzejmym tonem. Sophie przełknęła ślinę zalegającą w przełyku, po czym skinęła głową. – Zapoznała się pani ze wszystkimi notatkami?
– Tak. Sophie.
– Słucham?
– Proszę mówić do mnie po imieniu. Tak będzie łatwiej. – Han uniósł brew. Przyglądał się jej przez chwilę uważnie.
– Dla kogo?
– Dla nas. Dla mnie szczególnie.
Mężczyzna zmierzył ją ponownie wzrokiem. Poprawił się na siedzeniu i wydął usta. Zabębnił palcami o blat biurka, po czym pochylił się do przodu.
– Dobrze, pani Bennett. Skoro się pani zapoznała z moimi notatkami, zapewne zorientowała się pani, że pierwsze, czego będziemy się uczyć to płynne czytanie znaków. Dopiero później przejdziemy do podstawowych zwrotów i poprawnego budowania krótkich zdań. Z czasem, panno Bennett – wymówił jej nazwisko z naciskiem – przejdziemy do trudniejszych części...
Sophie słuchała wywodu nauczyciela z szokiem wymalowanym na twarzy. Mechanicznie kiwała głową, za każdym razem, kiedy wymieniał kolejne rzeczy, które będą w najbliższym czasie przerabiać. Wyraźnie widziała, jak w kąciku jego ust majaczy złośliwy uśmieszek.
Wciągnęła powietrze przez nos. Tego się akurat nie spodziewała. Tak naturalne dla niej było, że wszyscy zwracają się do niej po imieniu, że nie sądziła nawet, że to będzie pierwszy problem, jaki ją napotka. Postanowiła przełknąć ten akt ignorancji z jego strony. W końcu potrzebowała nauczyciela.
Lekcja przebiegała w dość napiętej atmosferze, przynajmniej samej Sophie się tak wydawało. Ji-hoon patrzył na nią rzadko, zwykle wtedy, gdy wymawiała sylaby źle. Wzdychał wtedy ciężko i poprawiał ją, za każdym razem kończąc z zaciśniętymi ustami i wyraźną dezaprobatą.
Mimo tego wszystkiego nie wiedziała, kiedy minęła niemal pełna godzina. Han Ji-hoon spojrzał wymownie na zegarek, a później zwrócił się ku niej. Nie dostrzegła na jego twarzy żadnej emocji jakby wraz z upływającym czasem, zamieniał się w kogoś zupełnie innego.
– W porządku, panno Bennett, na dzisiaj to będzie już wszystko – powiedział rzeczowym tonem, zamykając swój notatnik. – Mailem prześlę pracę domową i widzimy się w poniedziałek o tej samej godzinie.
– Dobrze – odparła niemal szeptem. Wcześniej zerkała na niego co chwilę, lecz teraz już nie mogła znieść jego beznamiętnego, lodowatego spojrzenia.
– Czy ma pani do mnie jakieś pytania? Odnośnie do lekcji.
– Na chwilę obecną nie.
– Do zobaczenia w takim razie.
– Do zobaczenia.
***
Ji-hoon wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę z bliżej nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ona sama wbiła swoje spojrzenie w blat biurka, ręce trzymała pod nim i był pewien, że zaciska dłonie w pięści. Przez niemal cały czas trwania spotkania zakładała nerwowo niesforny kosmyk za ucho, który wydostał się niepostrzeżenie z niedbale upiętego koka. Starała się na niego nie patrzeć, szczególnie kiedy on zawieszał na niej wzrok.
Właściwie była całkiem ładna. Ukryte pod warstwą korektora worki pod oczami nie uszły jego uwadze, lecz mimo wszystko nie mógł nie przyznać, że miała w sobie coś interesującego. Przez nienaturalnie duże i okrągłe oczy sprawiała wrażenie spłoszonej sarenki, drgającej przy każdym głośniejszym dźwięku. Marszczyła brwi i nos, obsypany kilkoma piegami, kiedy intensywnie się na czymś skupiała, a gdy tłumaczył jej zawiłości niektórych sylab – przygryzała delikatnie dolną wargę.
Rozłączył się, po czym opadł na oparcie krzesła. Okręcił się tyłem do wygaszonego monitora, zdjął okulary i przetarł twarz dłońmi. Wciąż nie był pewny, dlaczego w ogóle się zgodził na taki układ, przecież nie miał na to ani ochoty, ani czasu.
Lubił Min-jae, nigdy bez potrzeby nie prosił go o pomoc. Tym razem, kiedy zapytał o rozmowę, doskonale wiedział, że to nie problemy rodzinne, z tymi niemal całkiem sobie poradzili. Domyślał się, że ktoś zaczął mu pomagać w nauce, ale nie sądził, że osoba, która to robi, również jej potrzebowała. Australijka wydawała mu się na początku mdła i bez zapału, ale kiedy zaproponowała tak wysoką kwotę za godzinę... nie mógł jej odmówić.
Przeklął pod nosem. Niepotrzebnie był uszczypliwy. Coś było z nią mocno nie tak, jednak nie mógł tego odgadnąć w żaden sposób. Pochłonęła go ta myśl od pierwszych minut zajęć i nie bardzo skupiał się na tym, co robią. Wodził wzrokiem po jej twarzy i spiętych ramionach, zastanawiając się, jakie demony nią zawładnęły.
Jakże się cieszył, że się nie zorientowała.
Dźwięk przychodzącej wiadomości wytrącił go z potoku myśli. Chwycił telefon, przeleciał wzrokiem po ekranie, po czym zerwał się ze swojego miejsca. Pospiesznie włożył buty, złapał w locie za płaszcz i wybiegł z mieszkania, nie czekając nawet, aż zamkną się za nim drzwi.
***
Usta Sophie drżały. Zaciskała kurczowo palce na udach i oddychała głęboko, chcąc opanować coraz większą potrzebę płaczu. Czuła jak łzy zbierają się pod powiekami, szczypią nieprzyjemnie, domagające się ujścia.
Nie czuła się dobrze. Bardzo ją zabolało to, że Han Ji-hoon zignorował jej prośbę. Przez to całkowicie nie mogła się skupić. Za każdym razem, kiedy zwracał się do niej po nazwisku, ten dźwięk pozostawiał gorzki posmak na jej języku i drażnił uszy. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że robił to świadomie. Może Minnie miał rację – przemknęło jej przez myśl. – Może rzeczywiście jego nauczyciel był niesamowicie nieprzyjemnym i nieszczęśliwym człowiekiem.
Zniesie to. Jakkolwiek źle by się wobec niej zachowywał, zniesie wszystko. Był daleko, dzieliło ich zapewne kilka kilometrów, dwa mieszkania i ekrany laptopów. Samymi słowami nie będzie w stanie zrobić jej krzywdy. Jest na to za silna.
Postanowiła, że będzie ignorowała złośliwe zachowanie nauczyciela. Będzie miła i uprzejma, będzie się uśmiechała i zachowywała tak, jakby nie słyszała kpiącego tonu Hana. Być może da mu tym do zrozumienia, że nie musi przerzucać na nią swoich frustracji. Tak właśnie uważała.
Han Ji-hoon musiał być bardzo zmęczonym i sfrustrowanym człowiekiem. Skoro miał chorego członka rodziny, to musiał poświęcać temu tematowi sporo uwagi. To było męczące. Widziała Olivię, kiedy sama była w piku depresji. Jej przyjaciółka szybko się denerwowała, mało spała, nie była skora do rozmów i przede wszystkim czuła niemoc. Powiedziała jej o tym dużo później, kiedy stan Sophie był w miarę stabilny.
Tak, Bennett zdecydowanie rozumiała, dlaczego Ji-hoon zachowywał się właśnie w ten sposób.
Oddech kobiety powoli się stabilizował. Skupiła wzrok na znakach, które wypisała sobie w notatniku. Nie należały do najładniejszych, ale była pewna, że jeśli będzie dużo ćwiczyć, niebawem będą tak staranne, jak te, które widziała w notatkach nauczyciela. Zerknęła na zegarek. Dochodziła dwudziesta. Nawet nie wiedziała, że opanowanie emocji zajęło jej aż tak dużo czasu.
Ruszyła w stronę łazienki. Nie zamierzała dłużej tego analizować. Przygotuje się na kolejną lekcję, by nauczyciel Han Ji-hoon nigdy więcej nie doprowadził jej do łez.
Statystyki dla freaków:
1540 słów
10 273 ZZS
5 stron A4
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top