Rozdział 6


Dochodziła dziewiętnasta. Sophie krążyła po salonie, próbując opanować nerwy. Co chwilę wycierała spocone dłonie w jeansowe spodnie. Spojrzała na telefon, leżący na ławie. Ekran rozświetlił się, więc doskoczyła do niego w mgnieniu oka, jednak jej entuzjazm opadł razem z rękami.

Po raz kolejny dzwoniła Olivia. Od kilku dni dobijała się do Sophie przy każdej możliwej okazji, choć kobieta wysłała jej wiadomość wyjaśniającą swoje zachowanie. Poinformowała ją również o tym, że nie zamierza wracać do Sydney w czasie trwania przerwy świątecznej. Wiedziała, że powinna porozmawiać w końcu z Harper, ale nie była w stanie. Musiała zdusić w sobie negatywne emocje i wspomnienia, ochłonąć z nich, by móc dalej funkcjonować. Inaczej będzie musiała wrócić na terapię.

Poważnie się nad tym zastanawiała. Natłok obowiązków i zbliżający się wielkimi krokami koniec roku skutecznie uniemożliwiał jej na wygospodarowanie czasu na zadbanie o swoją psychikę, więc doszła do wniosku, że wróci do swojej terapeutki zaraz po nowym roku. Już wysłała maila z pytaniem, czy jej terapeutka udziela sesji online.

Poza tym zrobiła kolejny krok naprzód.

Pierwszym był wpuszczenie Park Min-jae do swojego życia. Wniósł trochę świeżości, życzliwości, pozwolił Sophie przestać myśleć jedynie o swojej przeszłości i użalać się nad sobą. Dzięki nastolatkowi poczuła, że jest jeszcze komuś potrzebna. Samotność przestała zaciskać na niej swoje szpony, a strach uciekał w popłochu, kiedy tylko na horyzoncie dostrzegała wesołe spojrzenie chłopaka. Czuła się przy nim jak starsza siostra, choć odkąd się poznali, to on zdecydowanie wykazywał się większą dojrzałością.

Zachęcał ją do tego, by pokonywała swoje słabości, towarzyszył jej w zakupach, pomagał w odczytywaniu znaków. Dwa dni temu odważyła się nawet wyjść z nim na spacer do tego przeklętego parku, który śnił się jej po nocach. Zadzwoniła do Emmy, czy będzie mogła również jej towarzyszyć, a ta od razu się zgodziła. Tylko raz się zestresowała; jakieś dziecko wpadło na nią w ferworze zabawy.

Sophie czuła, że powoli zaczyna tworzyć więzi, pomimo dość krótkiego przebywania w Pusan. Zdystansowała się do relacji, jakie miała w Sydney. Dostrzegała, że nie były do końca takie, jak chciała. I mimo tego, że kochała Olivię nad życie, nie była w stanie otworzyć się na nią tak jak dawniej. Coś zmieniało się w samej Sophie, lecz ona nie była jeszcze w stanie zrozumieć, co to takiego.

Drugim krokiem milowym w życiu Bennet było zgodzenie się na to, by Min-jae poprosił swojego nauczyciela o pomoc w związku z jej nauką koreańskiego. Jakiekolwiek próby wyjścia wieczorem na zewnątrz i pójście na zajęcia, które odbywały się po drugiej stronie parku miejskiego, kończyły się totalną porażką. W końcu Sophie zrezygnowała z tych lekcji i przystała na propozycję chłopaka. Opcje były dwie: mężczyzna zgodzi się na taką formę, jaką zaproponuje lub nie.

Telefon w jej dłoni zawibrował ponownie. Spojrzała na wyświetlacz i zamarła. Nieznany koreański numer migał wraz z kolejnymi sygnałami. Bennett oblizała usta, przygryzła dolną wargę. Jej klatka piersiowa zadrżała, spięła wszystkie mięśnie i skupiła się na stresie, który zaczął ją zalewać niczym tsunami.

To tylko rozmowa, być może nic z niej nie wyniknie – powtarzała w myślach, chcąc tym samym dodać sobie otuchy.

Przesunęła kciukiem po ekranie, po czym przyłożyła telefon do ucha.

– Tak? – zapytała standardowo i odchrząknęła. Jej głos trząsł się równie mocno, co nogi, dlatego postanowiła usiąść.

– Sophie Bennett? – Usłyszała miękki baryton, tak niepasujący do człowieka, którego opisu słuchała podczas spaceru po parku.

– Przy telefonie.

– Świetnie – odparł mężczyzna. Słyszała jego kroki w tle. Widocznie denerwował się równie mocno, co ona. – Nazywam się Han Ji-hoon. Jestem nauczycielem chłopca o imieniu Park Min-jae. Podobno chce pani uczyć się języka koreańskiego, ale nie może pani uczęszczać na zajęcia.

– Yyy... t-tak. – Czuła się całkowicie zbita z tropu. Pan Ji-hoon mówił perfekcyjnym językiem angielskim. Spodziewała się zupełnie czegoś innego. – Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby mógł mi pan pomóc.

– Nie lubię marnować swojego czasu, ponieważ go nie mam. Chciałbym się z panią spotkać, by omówić szczegóły i zdecydowalibyśmy o naszej dalszej współpracy.

Żółć podeszła Sophie do gardła.

– Problem polega na tym, że... – zawahała się. – Wolałabym nie wychodzić nigdzie. Nie chodzi o pana, panie Han, po prostu mam z tym problem.

– To jak chce pani ze mną pracować? Jeśli nie spodoba się pani moja forma nauczania, to tylko zmarnujemy swój czas.

– Jestem gotowa uczyć się bez poznawania tych form.

– Nie jestem przekonany. – Westchnął. Czuła, że Ji-hoon zaraz zrezygnuje. – Myślę, że...

– Zapłacę sto dolarów za lekcję – przerwała mu. Nie mogła dłużej z tym zwlekać, była gotowa zrobić wszystko, by się zgodził. Drugiej takiej szansy mogła nie znaleźć tak szybko. Stać ją było na to, by zapłacić nawet więcej, byleby tylko zdecydował się ją uczyć online.

Po drugiej stronie telefonu zapadło milczenie. Sophie niemal słyszała, jak w głowie mężczyzny przesuwają się zębatki, kiedy intensywnie zastanawiał się nad jej propozycją. Min-jae nie powiedział jej o nim zbyt wiele. Wiedziała, że był stosunkowo młody jak na nauczyciela w liceum i ciężko pracował, nawet poza placówką, ze względu na chorego członka rodziny.

– To zdecydowanie więcej, niż ceny rynkowe – powiedział w końcu. Wyczuwała w jego głosie delikatne drżenie.

– Wiem. Ja naprawdę potrzebuję pańskiej pomocy, panie Han. – Przełożyła telefon na drugą stronę. Prawą dłoń miała już tak spoconą, że urządzenie zaczynało się ślizgać. – Trzy razy w tygodniu, po sto dolarów. Online.

– Online? – zdziwił się. – Myślałem, że zależy pani na tym, by ktoś uczył się z panią w domu.

– Z całym szacunkiem, ale nie wpuściłabym pana do domu. – Uśmiechnęła się gorzko.

Mężczyzna prychnął. Sophie niemal natychmiast krew zawrzała w żyłach. Wydał jej się arogancki.

– W porządku, pani Bennett. Proszę wysłać mi swojego maila i dni, które by pani najbardziej odpowiadały. Przekażę materiały, z którymi będzie musiała się pani zapoznać przed pierwszą lekcją. Rozumiem, że skoro jest pani redaktorką i zlecenia ma głównie z Australii, to korzysta pani z Zooma?

– Oczywiście.

– W takim razie czekam na wiadomość i do usłyszenia na pierwszej lekcji.

Mężczyzna rozłączył się. Sophie stała jeszcze kilka minut z telefonem przyklejonym do ucha, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.

Miała wrażenie, że ta rozmowa poszła dziwnie... gładko. Gdzieś z tyłu głowy majaczyło nieprzyjemne przekonanie, że się nie polubią. Z drugiej strony zalała ją fala ulgi. Sądziła, że mężczyzna jednak jej odmówi, nauczanie online wciąż nie było tak popularne, jak w innych krajach, szczególnie że była tu, na miejscu.

Odkleiła w końcu telefon od ucha. Weszła w wiadomości i napisała jedną pod numer, z którym przed chwilą się łączyła, po czym przekazała informacje, o które prosił. Zapisała Hana w kontaktach i odłożyła urządzenie na ławę. Oparła się plecami o zagłówek i odetchnęła głęboko. Strach, który odczuwała przed rozpoczęciem tej rozmowy, uleciał w jednej sekundzie, niczym piórko na wietrze.

Przeanalizowała w głowie tę wymianę zdań raz jeszcze. Zastanawiała się, jakim człowiekiem jest Han Ji-hoon. Min-jae opowiadał o nim, jako o kimś, kto jest niesamowicie wymagającym i mało ugodowym człowiekiem. Przez niecałe trzy lata nauki nie ugiął się ani razu pod prośbami uczniów odnośnie do przełożenia terminów testów czy egzaminów poprawkowych. Był surowy w osądach, nie pojawiał się na szkolnych dyskotekach jako opiekun i przede wszystkim nie dzielił się wieloma informacjami o sobie. Miała nadzieję, że dowie się chociaż odrobinę. Lubiła znać ludzi, z którymi miała współpracować.

Wibracja telefonu wyrwała ją z zamyślenia. Chwyciła za urządzenie i odblokowała ekran.

Han Ji-hoon: Dziękuję. Czy potrafisz już Hangul?

Sophie B: Tak, kilka podstawowych zwrotów również znam

Han Ji-hoon: Do zobaczenia w piątek o 18:00

Sophie już nic nie odpisała. Coś niespodziewanie ścisnęło się w jej wnętrzu. Wygasiła urządzenie i odłożyła je obok. Przymknęła powieki. Nagle opuściły ją wszystkie siły. Dopóki miała za sobą jedynie rozmowę, nie zastanawiała się, co będzie dalej. Jednak teraz, kiedy data i godzina zostały ustalone, poczuła nieprzyjemną suchość w ustach. Oddychała głęboko, skupiała się na tej czynności. Nie zamierzała się poddać kolejnemu atakowi paniki. W końcu nic się nie wydarzyło.

***

Krajobraz za oknem był paskudny. Niemal przez cały dzień niebo zasnute były szarymi chmurami. Groziły obfitymi opadami, smagały przechodniów przeszywającym wiatrem. Drzewa gięły się niebezpiecznie pod jego wpływem. Nawet skrzeczenie mew ginęło w jego złowrogich pojękiwaniach.

Sophie wpatrywała się w okno balkonowe od kilku chwil. Drapanie długopisu o kartkę docierało do jej uszu, ale nie skupiała się na tym dźwięku jakoś specjalnie. Piątek zbliżał się wielkimi krokami i to najbardziej zaprzątało jej głowę.

– Skończyłem – oznajmił Min-jae, kładąc obie ręce na blacie. Kobieta zwróciła się ku niemu i uśmiechnęła nieznacznie. – Wszystko dobrze?

– Tak, Minnie. Kiedy masz egzaminy połówkowe?

– Zaraz po nowym roku. Jeszcze wiele czasu. – Chłopak chwycił za szklankę z wodą i upił z niej solidny łyk.

Sophie kiwnęła głową. Odkąd pomagała mu w nauce, miała wrażenie, że stał się bardziej rozluźniony i pogodniejszy, niż na początku ich znajomości. Powoli otwierał się przed nią, coraz więcej opowiadał o sobie. Świadomie nie zaczepiała tematu matki, za to chętnie rozmawiali o szkole i jego przyjaciołach.

– Dużo. Jeśli będę mogła ci jakoś pomóc, to daj znać. – Przeczesała palcami włosy, po czym rozciągnęła się, dopiero teraz zauważyła, że zdrętwiały jej ramiona.

– Jesteś... nieobecna. – Min-jae zmarszczył brwi. – Nauczyciel Han dzwonił?

Bennett zacisnęła usta w wąską linię. Wiedziała przecież, że prędzej czy później Min-jae o to zapyta, choć w głębi duszy liczyła na to, że nie zrobi tego dzień po tej rozmowie.

– Tak. Pierwszą lekcję mam odbyć w ten piątek.

– To wspaniale! Pan Han Ji-hoon świetny nauczyciel.

– Wydał mi się trochę niegrzeczny.

– Jest gburem.

– Park Min-jae! – Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Cudem powstrzymywała się przed tym, by się nie uśmiechnąć. – Nie ładnie tak o kimś mówić!

– Taka prawda! – Chłopak rozłożył ręce na boki. – Nie moja sprawa, że taki jest!

– Mówi się: nie moja wina – poprawiła go. Jej brew uniosła się nieznacznie.

– Nie moja wina. Nigdy się nie uśmiecha, a już na pewno nie tak jak ty. Nie wiem, czy potrafi.

– Na pewno potrafi. Poza tym to nie ma znaczenia, chcę po prostu, żeby mnie uczył.

Sophie oparła się łokciami o blat wyspy i wbiła wzrok w zeszyt, leżący naprzeciwko. Właściwie to stwierdzenie nie było kłamstwem. Na tym właśnie jej najbardziej zależało. Jednak gdzieś w głębi serca chciała również, by Han Ji-hoon nie okazał się człowiekiem, który się nigdy nie uśmiecha. 


Statystyki dla freaków

1644 słowa

10 848 ZZS

5 stron A4

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top