Rozdział XXI


Od dziecka wiedziałem, że akrobatyka to mój sens życia i najważniejsza rzecz na świecie. Dzięki niej pogodziłem się ze swoim istnieniem. Kiedy dorastałem, a co za tym idzie coraz lepiej dostrzegałem okrucieństwo świata, dzięki treningom mogłem na chwilę zasmakować bezproblemowego życia pozbawionego wszelkich trosk. Kiedy ćwiczyłem, opuszczał mnie cały żal i smutek, a serce wypełniało ciepło. To było uzależniające.

- Chodź, Sebastianie. - powiedział Ciel, dla otuchy łapiąc mnie za dłoń, kiedy po raz pierwszy w życiu miałem wejść do namiotu cyrkowego jako pełnoprawny artysta.

Dziś był ten dzień, dzień mojego powrotu do wszystkiego, co kochałem. Tęskny i wyczekiwany, opłacony wieloma troskami, a mimo to wciąż pełen podekscytowania. Dziś był dzień występu.

***

- Świetnie, dałeś radę. - Adrian poklepał mnie po ramieniu, chcąc podkreślić wagę swoich słów. Wydawało mi się, że jest autentycznie dumny, co było prawdopodobne, biorąc pod uwagę jak traktował członków trupy.

- Dziękuję. - odparłem, siląc się na uśmiech, który można było jednak porównać do złagodzonego grymasu.

Białowłosy, słusznie widząc, że nie jestem w nastroju, poczochrał mi włosy i poszedł zająć się resztą artystów. Jak było? Było cudownie. Znów stałem w świetle reflektorów i z uśmiechem prezentowałem swoje umiejętności, nagrodzony po tym brawami z każdej strony. Mimo pozytywnych emocji które odczułem tego wieczoru, przede wszystkim wróciły do mnie wspomnienia i obawy. Nie chciałem, aby jedno niefortunne zdarzenie na zawsze przekreśliło wszystko to, na co ciężko pracowałem.

- Co jest? - zapytał Ciel, swoim bystrym okiem zauważając, że odłączyłem się od trupy i ogólnego gwaru. Chłopak nie lubił w nim być, więc dla niego usuwanie się w cień po występach było standardem. Nic dziwnego, że od razu dostrzegł mnie w ''swojej'' strefie cienie.

Jutro mieliśmy kontynuować trasę, co za tym idzie technicy uwijali się jak w ukropie, aby wszystko złożyć i przygotować do długiej podróży. Trupa wciąż była żwawa, a jej część wpadła na błyskotliwy pomysł, aby opić udany występ i, jak to ujęli, nowego członka zespołu. Niestety Alois został ostrzeżony, że będzie mógł dostać co najwyżej soczek, co niezbyt go ucieszyło i skłoniło do zaszycia się w swojej przyczepie.

- Nic mi nie jest. - odparłem, co niezbyt przekonało Ciela. Spojrzał na mnie tym swoim osądzającym i podejrzliwym wzrokiem, który nie robił już na mnie takiego wrażenia, ale też nie potrafiłem być wobec niego do końca obojętny.

- Mnie możesz powiedzieć. Nie gadam z nikim innym, więc i tak nie puszczę tego dalej. -zachęcał, siadając na schodku naszej przyczepy.

Była trochę oddalona od całego gwaru, dzięki czemu poczułem, że schodzi ze mnie napięcie. Jeszcze bardziej się rozluźniłem, kiedy uniosłem wzrok i rzuciłem krótkie spojrzenie rozgwieżdżonemu niebu. Już po wszystkim, przynajmniej dzisiaj. Jedyne co mi teraz zostało to przyczepa i mój współlokator, który był jak najbardziej godny zaufania. Wiedziałem, że mnie wysłucha i zrozumie, nawet jeśli skrytykuje przy tym kilka razy. Taki już był.

- Boję się. - przyznałem, widząc, że twarz chłopaka przybrała zamyślony wyraz.

- Raczej nie masz czego się bać. - stwierdził po chwili. - Było cudownie, nie uważasz?

- Tak, było. Było naprawdę wspaniale. Boję się jednak, że będzie tak samo jak kiedyś. - przyznałem, również tym razem widząc oczami wyobraźni trybiki pracujące w jego głowie.

- Nie mam pojęcia, co działo się kiedyś w twoim życiu, ale to tylko przeszłość. Była i będzie, nie masz mocy, aby ją zmienić. Dziś jednak piszesz swoją przyszłość i tylko od ciebie zależy, jaka ona będzie. - wplótł palce w moje włosy, w geście otuchy przeczesując kruczoczarne kosmyki. Nie zdziwiłem się, kiedy po chwili z głaskania przeszedł do psucia mi fryzury - Wszystko, co się stanie, jest w twoich rękach. Myślę, że przyszłość może być naprawdę cudowna, jeśli tylko będziesz trochę mniej myślał i robił to, czego naprawdę pożądasz. Dziś na scenie byłeś cudowny, publice bardzo się podobało. Myślę, że być może to właśnie akrobatyka da ci szczęście, którego potrzebujesz.

Nie spodziewałem się po nim czegoś tak głębokiego i dodającego otuchy. Po raz kolejny zaskoczył mnie tym, co miał w głowie, a co niekoniecznie było widać po jego sposobie bycia. Chciałem coś odpowiedzieć, lecz zanim zdążyłem na dobre otworzyć usta, podszedł do nas Alois. Na jego twarzy jak zawsze malował się uśmiech, a w oczach krył się radosny, łobuzerski błysk.

- Gdzie uciekliście? Noc jeszcze młoda! Warto się rozerwać, zanim ruszymy w dalszą drogę. - powiedział, a wraz ze słowami z jego ust uleciał obłoczek pary.

Robiło się coraz chłodniej, w końcu mieliśmy środek jesieni, która i tak była jednak wyjątkowo ciepła. Gdy blondyn się do nas zbliżył, zauważyłem, że Ciel wziął rękę z moich włosów. Najwyraźniej nawet przy kimś takim jak Alois nie chciał pokazywać, że ma w sobie trochę człowieczeństwa.

- Idziecie pić? - zapytał Phantomhive, jakby to była norma.

Miałem wrażenie, że on też nie cieszył się z przerwania tej osobliwej chwili sam na sam, jednak nie potrafiłem być zły na Aloisa, który zaraził mnie swoją pozytywną energią i wywołał na mojej twarzy mimowolny uśmiech.

- Zgadza się. - odpowiedział entuzjastycznie. Najwyraźniej towarzystwo uznało, że bez niego nie ma zabawy i zapewniło, że ktoś kupi mu procenty. - Wy też chodźcie. Przejdziemy się po mieście.

- No nie wiem. Jestem dość zmęczony. - mruknął Ciel, otulając się rękami.

Czułem się podobnie. Wykończony, nie tylko ze względu na wysiłek fizyczny, ale i zmęczenie psychiczne spowodowane przewlekłym stresem w ostatnich dniach. Mimo to, jak stwierdził dość słusznie Alois, noc była jeszcze młoda. Propozycja rozerwania się na mieście i choć chwilowego odpoczynku od cyrkowej rzeczywistości była kusząca.

- Chodźmy. W razie czego wrócimy wcześniej. - zwróciłem się do Ciela, wiedząc, że chciałbym go mieć u swego boku podczas.

Sam nie czułem się jeszcze na tyle pewnie wśród trupy, jego obecność dodałaby mi pewności siebie. Poza tym nie musiałbym wracać sam, bo nie wiedziałem, do której godziny towarzystwo chciało się bawić. Na pewno byłbym zbyt zmęczony, aby dotrwać do końca.

- Dobrze, mogę pójść. - zdecydował Ciel, na co Alois ucieszony klasnął w dłonie.

- No to ustalone. Weźcie jakieś bluzy, ma być zimno. - ostrzegł, machając nam potem na pożegnanie i mówiąc, że za piętnaście minut spotkamy się przy wejściu do cyrkowego namiotu.

Wraz z Cielem wciąż mieliśmy na sobie kostiumy i makijaż, przez co musieliśmy się śpieszyć, aby na pewno wyrobić się w kwadrans.

- Ciel, bluza. - upomniałem, kiedy mieliśmy wychodzić z przyczepy, w tym Phantomhive w samej koszulce na krótki rękaw.

- Jest ciepło. - odparł lekceważąco, na co ciężko westchnąłem.

Niech robi co chce, ale nie naraża zdrowia, które, jak udało mi się dowiedzieć, było kruche. Jego niska odporność sprzyjała przeziębieniom, przez co tym bardziej nie chciałem ryzykować. Podszedłem do szafy i wyjąłem jedną z jego bluz, po czym założyłem ją na chłopaka, co o dziwo nie skończyło się protestem.

- Idiota. - skwitowałem, czochrając mu włosy, przez co zarobiłem dość mocne dźgnięcie w żebra. - Skończony dupek.

- Sam jesteś dupkiem, dupku. - prychnął, dumnie poprawiając bluzę. Otworzyłem przed nim drzwi i kiedy wychodził, podłożyłem mu nogę. - Nie zadzieraj ze mną!

- Nie zadzieram. -odparłem niewinnie, zamykając przyczepę, kiedy mój naburmuszony współlokator ją opuścił, zbierając się po wcześniejszym potknięciu. Denerwowanie go to naprawdę czysta radość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top