Rozdział 4.

Delikatny podmuch wiatru przewrócił parę zabazgrolonych kartek. Poprawiając się na miejscu, kolorowowłosy wrócił do strony na której zaczął swój rysunek, a raczej coś co miało go przypominać. Odkąd pojawił się w tym mieście, jak najszybciej musiał znaleźć miejsce gdzie mógłby pobyć sam na sam ze sobą i po prostu się zrelaksować. Trawiasta łąka nad mostkiem najlepiej się do tego celu nadawała. Nie była uczęszczana przez innych ludzi, co czyniło ją w pewnym sensie własnością Michaela. Jedyną osobą którą tutaj zabrał był Luke. Od razu po wybawieniu go od tych okropnych chuliganów, trafili właśnie tutaj. Teraz tkwił w samotności, z poszarpanym zeszytem na kolanach i ołówkiem w dłoni. Czasami żałował że przerwał swoją edukację w szkole i wyjechał z miasta, ale być może podjął dobrą decyzję? Może gdyby tego nie zrobił, było by jeszcze gorzej? Najbardziej zadręczające jest to że nigdy nie pozna na to pytanie odpowiedzi.

Pogładził dłonią wilgotną trawę, po czym poprowadził ołówkiem kolejną linie na kartce. Małym palcem rozmazał grafit przyglądając się rysunkowi. Zawsze na papier przelewał tylko, i wyłącznie widoki, budowle, ale nigdy nie zdarzyło mu się stworzyć czyjegoś portretu, aż do dziś. Na pożółkłej kartce znajdowała się podobizna Luke'a. Mocniejszymi kreskami zostały zaznaczone jego ostre rysy twarzy, za to włosy były wykonane leciutkimi pociągnięciami ołówka. Nie wiedział dlaczego go narysował, to przyszło spontanicznie. Wpatrywał się w rysunek przez dłuższą chwilę a na jego usta wślizgnął się drobny uśmieszek. Parę dni temu był samotny, smutny i pogrążony w okrutnej rzeczywistości, jednak tylko dzięki niej mógł trafić na Luke'a który przypomniał mu jak to jest się uśmiechać. Michael nie był rozrzutny ze swoimi uczuciami i na pewno nie mógł już powiedzieć że czuje coś do blondyna, nawet nie mógł nazwać go jeszcze przyjacielem. Wierzył że wszystko przychodzi z czasem więc po co się śpieszyć? Wystarczy że na razie był ktoś kto potrafił rozjaśnić jego dzień.

Zamknął zeszyt w twardej oprawie i wraz z ołówkiem ułożył go na trawie obok siebie. Wsłuchując się w śpiew ptaków i szelest liści powiewających na wietrze, wyłapał czyjeś kroki które stawały się coraz głośniejsze. Wbił wzrok przed siebie dostrzegając biegnącego w jego stronę chłopca. 

-Luke? -podnosząc się z ziemi podszedł do zdyszanego blondyna który oparł się o kolana wbijając wzrok w ziemię. -Wszystko w porządku? -zapytał kładąc dłoń na jego plecach.

-W jak najlepszym porządku! -w końcu odparł wesołym tonem nadal ciężko dysząc.

Michael zmarszczył brwi. Blondyn potrafił najpierw przyprawić go o zawał, a potem wprawić w zdezorientowanie.

-Nie powinieneś być w szkole? -zapytał prowadząc powoli zmęczonego chłopaka na trawę. Luke tylko lekko się uśmiechnął. -Chyba nie uciekłeś? -powiedział z lekkim zdenerwowaniem.

-Może -na jego twarz wpełzną kolejny rozbawiony uśmieszek.

-Luke! 

-No co? Jeszcze nigdy nie wagarowałem, jeśli raz to zrobię to nic mi się nie stanie -odparł wzruszając ramionami. Był obojętny i w ogóle tym nie wzruszony, nie to co Michael. 

Ucieczka ze szkoły była wielkim ryzykiem, jeszcze w sytuacji Luke'a to już po prostu jakieś szaleństwo! Blondyn jednak liczył na cud iż znowu mu się uda tak jak dzień wcześniej. Kiedy wrócił do domu przygotowany na najgorsze, zastał tylko swoją matkę. Derek czyli jego ojczym, znów szlajał się byle gdzie i zdradzał matkę Luke'a. Oczywiście ona o wszystkim wiedziała, jednak nie miała prawa się sprzeciwić. Luke nienawidził tego jak traktowana jest najważniejsza kobieta w jego życiu, ale nie mógł nic zrobić, nie pozwalała mu. Zawsze musiał wysłuchiwać że jeśli nie Derek to już dawno mieszkali by na ulicy. Prawda, ale czasami nawet wolałby włóczyć się głodny ze świadomością że nie ma się gdzie podziać, byle tylko nie żyć dalej z tym potworem.

-Dobra, siadaj -kolorowowłosy mruknął w jego stronę szybko chowając za swoimi plecami zeszyt. Za nim jeszcze odwrócił się do chłopaka, spojrzał na tarczę złotego zegarka. Luke widząc błyszczący przedmiot wychylił się bardziej aby go ujrzeć w pełnej okazałości. Złoty łańcuszek opadł delikatnie na trawę, a blondyn chwycił go w dwa palce, przyglądając się jego błyskowi. 

-Opowiedz mi coś o nim -szepnął, nadal wpatrując się w przedmiot. -O swoim tacie -dodał, przypominając sobie jak Michael opowiadał mu od kogo dostał zegarek.

Chłopak popatrzył na niego niepewnie. Wspomnienia związane z ojcem były dla niego bardzo bolesne, ale też przypomną mu te dobre czasy, czasy kiedy był szczęśliwy, uśmiechnięty... 

-Umm... Tak, pewnie -podrapał się niezręcznie po szyi, wyciągając z kieszeni zegarek i obracając go w dłoniach. -Był dla mnie autorytetem, zawsze chciałem być taki jak on, założyć rodzinę, pracować na nią, to było coś co siedziało mi w głowie przez dłuższy czas -odparł wbijając wzrok w rozhuśtane na wietrze drzewa, a później przeniósł go na błyszczący przedmiot trzymany w dłoniach. -Zawsze znalazł dla mnie czas, nawet jeśli był zarzucony pracą. Po tak pracowitym dniu, miał nawet siłę żeby poświęcić dla mnie parę godzin na gre ze mną w jakąś głupią piłkę. Żałuję że byłem taki głupi i nie potrafiłem zrozumieć, kiedy jasno dawał mi do zrozumienia iż nie ma czasu, ale w końcu się poddawał i ulegał moim prośbą -uśmiechnął się smutno pod nosem. 

-Kim był twój tata? -Luke nie mógł ukryć swojej ciekawości.

-Stolarzem, wykonywał różne rzeczy, między innymi do cyrku... i tutaj zaczyna się kolejna historia -westchnął wypuszczając z siebie cichy chichot. Atmosfera nie była tak napięta jak się obawiał, było normalnie, a o wszystkim opowiadało mu się dość łatwo. Było to bardziej przyjemne do wspominania niż trudne i smutne. -Nie raz tam bywał, dobrze o tym wiedziałem, ale nigdy nie mogłem iść z nim, aż do pewnego dnia. Dokładnie były to moje urodziny, zawsze były skromne, a czasami nawet nie dostawałem prezentu, jednak nie wtedy. Tata podarował mi bilety do cyrku, był to chyba najbardziej zapamiętany prze ze mnie dzień -powiedział z uśmiechem spoglądając kontem oka na Luke'a który uważnie przysłuchiwał się jego historii. -Pamiętam te wszystkie kolorowe światełka, wesołe i może trochę denerwujące melodie. Wszystko było jak z filmu, a nawet lepsze bo w kolorze -przygryzł wargę, spuszczając wzrok ponownie na ziemię. -To trochę smutne że wtedy tak pokochałem cyrk, a teraz czuję do niego aż tak wielki uraz, gdy tylko o nim myślę mam w głowie wszystkie najgorsze rzeczy które mi się przytrafiły, a tak nie powinno być... -przez chwilę zamilkł, jednak ogarnęła go ulga, nie rozkleił się, wszystko opowiedział wstrzymując emocje, nawet rzadko kiedy miał potrzebę je uwolnić. 

-Twój tata musiał być cudowny -Luke odparł ze smutnym uśmiechem na ustach.

-Jak domyśliłeś się że nie żyje? 

-Już wtedy zauważyłem jak duży smutek Ci to sprawia, i może teraz pomyślisz że jestem okropny bo zmusiłem cię do wspomnień ale... czasami musimy sobie przypomnieć to co było kiedyś, nawet jeśli niesie za sobą pewne rany, nie możemy tak po prostu o tym zapominać, a może prawie nie sprawi nam to tyle bólu, a wręcz przeciwnie -posłał mu łagodne spojrzenie. Chciał mu przekazać że sam ciągle się z tym zmaga. Wspomnienia, które niechcianie wkradają się do jego umysłu, za każdym razem kiedy chce zapaść w sen. Dręczą go, i jakby krzyczą aby do nich wrócił, przecież nie wszystko co kiedyś się wydarzyło było złe. Kiedyś był jego ojciec, człowiek który sprawił iż jego dzieciństwo miało jakiekolwiek kolory, człowiek który poświęcał wszystko. Możliwe że ojciec Michaela był bardzo podobny w stylu bycia do niego. Jednak, czy poświęcił swoje własne życie? Może tak, a może nie. Już i tak cofnięcie się do przeszłości odświeżyło wszystkie blizny więc po co je poruszać jeszcze bardziej ze zwykłej, samolubnej ciekawości?

Kąciki ust Michaela znowu się uniosły a w środku rozlało się niesamowite ciepło. Tego zawsze mu brakowało, prawdziwej, szczerej rozmowy która potrafi zregenerować człowieka jak nic innego.

Kolorowowłosy, chciał także poznać jakieś szczegóły dotyczący Luke'a, jego ojca, czegokolwiek. Lecz po co się śpieszyć? Kiedy spoglądał na zapatrzonego w różnobarwnym przez zachód słońca niebie, chłopaka, nie chciał znowu zaczynać trudnej rozmowy. Czuł jak by to już był koniec na dzisiaj, a na zakończenie mieli delektować się zachodem słońca. 

-Dziękuję że potrafisz mnie wysłuchać -robiąc lekki wdech, skierował słowa do blondyna na którego twarzy ciągle malował się delikatny uśmiech.

-Dziękuję że jesteś moim rozmówcą -uśmiechnął się szeroko, a policzki Michaela się zarumieniły, nie pierwszy raz przy chłopaku, ale za wszelką cenę chciał to ukryć.

Po raz kolejny myśl o konsekwencjach ulotniła się z głowy blondyna. Wolał napajać się wolnością i szczęściem niż zaprzątać swoje myśli rozwścieczonym ojczymem. To nie ominie go raczej na pewno, lecz to co jest teraz może już nigdy się nie powtórzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top