Rozdział 3.
Październikowe powietrze było chłodniejsze niż innymi dniami. Luke opuszczając budynek szkoły, mocniej zakrył się swoim płaszczem i szybkim krokiem zbiegł po schodach.
-Ej, Hemmings! -przymknął oczy, biorąc głęboki wdech, kiedy usłyszał swoje nazwisko. Powoli odwrócił się do tyłu, dostrzegając w oddali grupkę szkolnym chuliganów. Doczepiali się do wielu uczniów z różnych przyczyn. Należeli do tych bogatszych mieszkańców, więc też nie ukrywali swojego wstrętu do biednego blondyna. Luke przyśpieszył kroku, chowając zziębnięte dłonie do kieszeni. Przeklął w myślach, kiedy jeden z chłopaków szarpnął go za ramię. Popatrzył na niego z kpiącym uśmieszkiem. Był znacznie od niego wyższy przez co chłopak odczuwał jeszcze większy strach.
-Gdzie to się tak śpieszysz? -uniósł brwi, przyglądając mu się z wrednym uśmiechem, a reszta chłopców rechotała w okropny sposób, przez co Luke pragnął zatkać swoje uszy.
-Mark, zostaw mnie proszę -powiedział cichutko spuszczając swoją głowę. Wystarczyło już że codziennie w domu przeżywa piekło, dlaczego w szkole musiało spotykać go coś podobnego.
-Chciał byś blondyneczko -z jego ust wydobył się kolejny irytujący śmiech. Następnie mocno pchnął niższego od siebie chłopaka przez co ten upadł na ziemię. Z wymalowanym na twarzy bólem, spuścił wzrok na chropowaty chodnik. Nienawidził być poniżanym. Wiele osób opuszczających budynek szkoły, przyglądało się całemu zdarzeniu, jednak nikt nie miał odwagi aby temu zaprzestać. Cierpienie chłopaka sprawiało im czystą frajdę. Raczej nie dochodziło do nich jak teraz może się czuć, a tym wszystkim zamieniają jego życie w koszmar, byle oni z tego korzystali. Wysoki brunet o imieniu Mark, nawet nie zawahał się aby sprawić blondynowi jeszcze więcej bólu. Zamachując się nogą kopnął w jego brzuch po czym ten ponownie upadł, czując potworne pieczenie na wnętrzach dłoni które obiły się o twardą powierzchnię ziemi.
***
Po za "pracą" w cyrku jeśli w ogóle można było to tak nazwać, nie miał niczego innego do roboty, tym bardziej będąc po za swoim miastem. Nadal czując ból na poszczególnych partiach ciała, dzielnie stawiał kroki po nierównym chodniku. Jego wdzięczność do poznanego wczoraj blondyna, nie znała granic. Nikt nigdy nie potraktował go w ten sposób. Po co ktokolwiek miał by się przejąć osobą która sama wyraziła zgodę na takie traktowanie?
Pragnął jeszcze raz podziękować Luke'owi, jednak czy jeszcze kiedykolwiek będzie miał szansę go spotkać? Oby tak.
Rozchylił lekko usta kiedy w oddali przy swojej starej szkole, do której kiedyś uczęszczał, dostrzegł wcześniej wspomnianego w jego myślach chłopca. Leżał powalony na ziemi, osłaniając się posiniaczonymi dłońmi. Paru chłopaków nawet nie powstrzymywało się od zadawania mu kolejnych ciosów. Zacisnął dłonie w piąstki i podążył w ich stronę. Nie mógł pozwolić cierpieć osobie która sama tego mu oszczędziła.
-Hej! -zawołał poważnym tonem przepełnionym złością. Grupka chłopaków zwróciła się w jego kierunku a na ich twarze wpełzły kolejne bezczelne uśmieszki.
-Czego chcesz pajacu? Z cyrku się urwałeś? -Mark zmierzył go wzrokiem po czym wbił wzrok w jego barwne włosy. Michel zrobił krzywą minę, lecz nie odpowiedział na jego zaczepkę.
-Po prostu go zostaw -poprosił grzecznie, nie chcąc wdawać się w większe konflikty. Chłopak parsknął i celowo kolejny raz kopnął skulonego na ziemi Luke'a, który przez ten cały czas nie odezwał się ani słowem. Zerkał tylko co chwilę na swojego wybawcę który spowodował lekki uśmiech na jego twarzy.
-Spierdalaj -warknął w stronę Michaela, nie mając zamiaru dostosować się do jego prośby.
***
-Nie mogę uwierzyć że ten pajac aż się popłakał -zaśmiał się Luke, wspominając zdarzenie z przed kilkunastu minut. Zadręczający go chłopcy uciekli w ciągu paru chwil, kiedy Michael wkroczył do akcji. Popatrzył w stronę bladego chłopaka który przykładał do czoła opakowanie z najtańszym lodem na patyku. Niestety nie obyło się bez siniaków, ale było warto. Michael także się uśmiechnął spoglądając na szarzejące niebo. Od zakończenia się zajęć Luke'a minęła już prawie godzina, a chłopaka nadal nie było w domu. Zamiast tego, siedział na wilgotnej trawie obok kolorowowłosego chłopaka. Wiedział że znowu będzie musiał ponieść tego konsekwencje, jednak tak bardzo nie chciał wracać do smutnej rzeczywistości. Chociaż znał Michaela nie całe dwa dni i prawie nic o nim nie wiedział, to mógł śmiało przyznać że już go lubi, w końcu mu pomógł.
-Michael? -mruknął w jego stronę na co chłopak obdarzył go wzrokiem. -Czy jesteś już gotowy aby opowiedzieć mi dlaczego to robisz... no wiesz... -speszył się, ale Michael pokiwał zrozumiale głową wiedząc o co może mu chodzić.
-Tak -westchnął. Mógł mu to opowiedzieć, jednak bał się jak go odbierze. -J-ja sam się na to zgodziłem -spuścił głowę robiąc smutną minę. Luke zmarszczył brwi. -Potrzebowałem pieniędzy. Moja rodzina jest bardzo biedna. Matka codziennie załamywała się na myśl co ma nam wsadzić do garnka, a najważniejsze, za co. Wychowując trójkę dzieci w tym mnie, na prawdę nie było jej łatwo, więc jako jej najstarsze dziecko postanowiłem wziąć sprawę w swoje ręce. Praca w cyrku spadła mi jak z nieba.
-Jak to się stało? -blondyn dopytywał będąc zaciekawionym jego historią.
-Był normalny dzień, chodziłem wtedy po mieście aż w końcu natknął się na mnie jakiś dziwny mężczyzna. Ciągle mówił że jest zafascynowany moimi włosami i nadaję się do cyrku, nie powiem że mnie to nie uraziło bo dawał mi do zrozumienia iż wyglądam jak klaun -wywrócił oczami, a Luke wypuścił z siebie cichy chichot. -Zgodziłem się kiedy powiedział mi o sumie pieniędzy jaką bym dostał. I wiesz co? Z początku było na prawdę pięknie. Byłem asystentem osób występujących na scenie, do póki ten facet nie ubzdurał sobie że za dużo mi płaci za tak marną robotę. I wtedy zaczął się szantaż -nie był smutny, Luke mógł stwierdzić iż była to bardziej złość niż smutek. -Dawał mi tyle pieniędzy, moja rodzina w końcu miała co jeść, w co się ubierać ale za to ja musiałem cierpieć, a o reszcie już wiesz jak musiałem na to zarabiać...
-J-jak to długo trwa? Ile miałeś już takich... występów? -zapytał lekko łamiącym głosem na wspomnienie tego okropnego widoku ze wczorajszego dnia.
-Pięć występów, i będą kolejne.
-Nie! -powiedział bez zastanowienia na co Michael popatrzył na niego zaskoczonym wzrokiem. -Nie możesz poszukać czegoś innego? Wykończą cię!
-Żeby to było takie łatwe -zrobił kwaśną minę kopiąc pod nogą przypadkowy kamyk. -I tak na razie mam mieć krótką przerwę od tego, tak jak cały cyrk... -wzruszył ramionami spuszczając wzrok na ziemię, jednak przeniósł go szybko na dłoń Luke'a kiedy dostrzegł coś niepokojącego. Długa zaczerwieniona linia ciągnąca się aż pod rękaw płaszcza.
-Co ci się stało? -Mruknął kiwając głową na ranę. Luke speszył się naciągając mocniej materiał rękawa.
-Uderzyłem się wczoraj, nawet nie wiem kiedy -odpowiedział szybko udając obojętnego. Michael pokiwał zrozumiale głową, jednak wiedział że chłopak kłamie. Postanowił nie wnikać w to, sam odkryje jaka prawda się pod tym kryje.
Michael wyjął z kieszeni spodni złoty, okrągły zegarek na łańcuszku. Luke z fascynacją spojrzał na błyszczący przedmiot.
-Ale piękny -rzekł wpatrując się w okrągłe cudeńko. Mógł tylko o takim pomarzyć, na pewno kosztował majątek.
-Dzięki, ojciec dał mi go jak byłem mały -uśmiechnął się leciutko na to wspomnienie. Kąciki ust blondyna także drgnęły, jednak rozszerzył oczy gdy zauważył jaką godzinę pokazują wskazówki zegara.
-J-ja muszę już iść -powiedział szybko, wstając z ziemi i otrzepując spodnie.
-Wszystko w porządku? -Michael popatrzył na niego ze zmartwieniem, jednak chłopak zapewniał go że wszystko jest dobrze. Kłamstwo.
-Jeszcze raz dzięki, za uratowanie mi tyłka -lekki uśmiech wpełzną na jego usta, a także delikatne rumieńce które starał się za wszelką cenę ukryć. Kiedy miał już odejść od chłopaka, przystanął jeszcze na chwilę w miejscu. -Jeszcze coś. Jak ty wyczarowałeś tą kolorową czuprynę?! -zapytał wesoło się przy tym śmiejąc. Michael wyszczerzył się, odruchowo dotykając swoich włosów.
-Wujek przywoził mi z Indii jakieś dziwne kolorowe mazidła, aż pewnego dnia postanowiłem wypróbować je na swoich włosach.
-Chcę twojego wujka -odparł z rozmarzeniem kiedy wyobraził siebie w podobnej fryzurze, jednak czas jeszcze bardziej go gonił -A teraz muszę już iść, dziękuję! -wykrzyknął radośnie oddalając się od chłopaka. Już dawno nie był tak radosny i szczęśliwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top