Happy end
Długie, wciśnięte w podarte jeansy, nogi wyciągnęły się wzdłuż drewnianej, restauracyjnej ławki, łydkami lądując na, tym razem odzianych w dresy, kolanach. Naokoło szumiały ludzkie, rozgadane głosy oraz tłumiki samochodowe, gdzieś nad kolorową plandeką w żółto-białe pasy łopotał delikatny wiatr, chłodząc twarze swoją miejską bryzą.
Armin założył włosy za ucho, fantazyjnie odchylając przy tym głowę. Wolną ręką opierał się o ławkę, doskonale wiedząc, jak bardzo teatralne są ten gest i ta poza, ale miał to gdzieś, bo Jean i tak wlepiał w niego maślane oczy, niczym nakręcona wróżka chrzestna w swojego przemienionego Kopciuszka.
-Skończyliście się już migdalić?
Zirytowany Levi skrzeknął w ich kierunku, naburmuszonym ruchem mieszając herbatę. W zasadzie to nawet nie koniecznie musiał być naburmuszony - i tak zawsze wyglądał jakby jego twarz zatrzymała się na trybie domyślnym, który ktoś zmyślnie ochrzcił mianem "Wkurzonego noworodka", więc w zasadzie to mógł być równie dobrze szczęśliwy, wściekły, rozanielony, co nawet chętny na szybki numerek gdzieś w kiblu, ale wnioskując po ostrym tonie oraz szybszych niż zwykle ruchach nadgarstka - chyba jednak był naburmuszony.
-Hej, hej, Kapitanie, a co to za hipokryzja? - gdzieś z prawej strony rozległ się chłopięcy, świergotliwy ton, a czyjaś ręka poczochrała Levia po równo przyciętych włosach. Mężczyzna cicho fuknął, spoglądając ku przybyszowi wilkiem, ale jego nerwowy nadgarstek jakby się uspokoił, zaś skwaszona mina nieco złagodniała.
-Hipokryzja? Nigdy nie odstawiamy takich szopek, jak te dwa smarki tutaj. Testosteron prawie im idzie tyłkami - mruknął mężczyzna, spoglądając na Erena, który siadał właśnie obok niego, stawiając na stole tacę z jedzeniem.
-Oh, z pewnością nie tylko testosteron. - Armin uśmiechnął się kocio, poprawiając założone na nos okulary. Levi aż wykrzywił się z oburzenia, Eren zaczął chichotać, a Jean nadal usiłował bezsłownie zapytać swojego chłopaka, o co do cholery chodziło z tym "Kapitanem". Blondyn, wyłapawszy jego zdezorientowane spojrzenie, jedynie wzruszył ramionami.
A bo ja wiem? Pewnie jakiś ich dziwny kink.
-To jak tam u was? Wszystko się już ułożyło? - zapytał pogodnie Eren, wyciągając ze swojej torby chusteczki antybakteryjne. Zaczął przecierać nimi restauracyjne naczynia, a Levi obserwował jego działania w skupieniu, nie przerywając mieszania herbaty.
-Jeanuś potrzebował chwilki, żeby oswoić się z sytuacją, ale tak, ostatecznie wszystko ładnie leży. Zdążył przenieść do mnie większość swoich rzeczy, a w piątek jadę odwiedzić przyszłą teściową. - Blondyn nachylił się nad swoim chłopakiem, żeby agresywnie potarmosić jego policzki. - Mamcia zobaczy synka po raz pierwszy od!...ilu lat? - zapytał przesłodzonym tonem, podczas kiedy jego partner usilnie próbował wyrwać twarz z sideł żelaznych palców.
-Ośmiu, prawda? - kontynuował swój wywód Armin, nadal nie puszczając policzków Jeana. - Nasza mała rozrabiaka zwiała z domu na początku liceum i od tego czasu tam nie wróciła. Jestem pewien, że jego mamcia się ucieszy. Niemal płakała w słuchawkę, gdy do niej zadzwoniłem i zapytałem, czy możemy wpaść na obiad - wyjaśnił, nareszcie zwracając wolność wymaltretowanym kościom policzkowym mężczyzny. Kirschtein odsunął się lekko i zaczął pocierać obolałą, zaczerwienioną szczękę.
-To dlatego robiłeś za dziwkę? - zapytał Levi, niechętnie patrząc jak Eren nakłada na umyty talerz część przyniesionej porcji.
Jean z zawstydzeniem pokiwał głową, podczas kiedy Armin położył mu swoją czuprynę na ramieniu i zaczął nieznacznie gładzić tył jego pleców. Szatyn lekko uśmiechnął się na ten gest.
-Spał na kanapie, bo brzydziło go własne łóżko - powiedział smutno Arlert, obserwując ciekawie jak jego były anglista niepewnie unosi kawałek jedzenia na widelcu i przygląda mu się oceniająco. Nieznacznie otworzył usta, jakby już szykował się do jedzenia, ale po chwili je zamknął i nerwowo oblizał wargi, strzelając rozbieganym wzrokiem na boki.
Eren również mu się przyglądał, on jednak z troską oraz rozczuleniem. Delikatnie wziął od małżonka widelec, po czym lekko wysunął sztuciec do przodu, w oczekiwaniu. Levi przez chwilę patrzył na widelec skrzywiony, aż wreszcie się przemógł i objął go ustami, niechętnie połykając kawałek mięsa z nadzianym urywkiem liścia sałaty.
Eren, wyraźnie zadowolony, dał mu szybkiego całusa w nos, po czym nabił kolejny kawałek, ponownie podstawiając przed usta męża. Karmienie trwało dalej, Armin zaczął podkradać przyjacielowi stygnące frytki, a Jean zajął się zawartością swojego telefonu.
-Za ile będzie Mikasa? - zaciekawił się wreszcie Armin, już trochę znudzony leniwą atmosferą.
-Mówiła, że ona i Alex przyjadą pół godziny po nas, więc pewnie zaraz - wyjaśnił Eren, podając Levi'owi chusteczkę, żeby otarł kąciki ust. Armin podwędził kolejną frytkę Jeagera, zamoczył ją w keczupie i włożył sobie do ust.
-Nawet nie próbuj teraz zapalić - rozległ się karcący (rozbawiony) głos gdzieś za jego plecami. Blondyn odwrócił głowę, delikatnie się uśmiechając.
-Nawet mi to nie przeszło przez głowę, Królowo - zapewnił, spoglądając na uśmiechniętą od ucha do ucha, odrobinę zziajaną Mikasę.
-Ta, jasne - powiedziała z uniesionymi kącikami ust. - A ręka wkładasz do kieszeni po bańki mydlane - zauważyła, siadając obok niego i odkładając obok siebie torebkę, żeby zacząć gorączkowo w niej czegoś szukać.
-A żebyś wiedziała - potwierdził Armin, mimo wszystko odsuwając dłoń od krawędzi jeansów. - Gdzie Alex? - zapytał, pochylając się lekko, żeby zobaczyć, czego też tak szuka jego siostrzyczka.
-Zaraz będzie, układa jeszcze papiery w aucie - wyjaśniła, nareszcie gramoląc spomiędzy kartek, papierków, szminek, długopisów oraz zeszytów ciemny podkoszulek i złożone szorty. Ściągnęła z siebie marynarkę, po czym zaczęła naciągać koszulkę przez nogi, tuż pod białą koszulę. Jej rozgrzane policzki lekko poczerwieniały podczas tej ubraniowej szarpaniny, ale w końcu zdołała naciągnąć materiał na swoją klatkę piersiową, rozpiąć guziki koszuli, rzucić biały materiał w diabły i naciągnąć na ramiona cieniutkie ramiączka. Kilku zainteresowanych zjawiskiem facetów zarobiło ostrzegawcze spojrzenia od Armina, więc szybko wrócili do swoich posiłków.
Neonowe, błękitne szorty zastały naciągnięte na długie nogi kobiety, tuż pod szarą, sięgającą kolan spódnicą, która wkrótce poszła w ślady koszuli, rzucona gdzieś na krawędź ławki.
-Uhhhhh... - mruknęła z ulgą Mikasa, rozpierając się na drewnianym oparciu. - Kark mi pęka od tego ciągłego siedzenia w biurze. A mogłam wybrać akcję w terenie - mruknęła, odchylając głowę.
-Pomasować cię? - zaproponował Armin, zdejmując nogi z kolan Jeana.
-Mógłbyś? - Kobieta usiadła do niego tyłem i zgarnęła włosy na ramię, odsłaniając kark. Blondyn roztarł swoje dłonie, po czym przystąpił do powolnego, mocnego masowania spiętych kręgów. - Mmmm... - mruknęła brunetka, przymykając oczy.
Jean patrzyła na nich przez chwilę ze skołowaniem.
-Czy ja powinienem być teraz zazdrosny...? - zapytał niepewnie. Eren tylko zachichotał wdzięcznie, podając Leviemu jego kubek z herbatą.
-Nie, oni już tak mają. Spędzili razem dużo czasu na szkoleniu - wyjaśnił, jednocześnie lekko unosząc brodę męża, żeby ten nie oblał się podczas picia. Brunet spojrzał na niego wilkiem i mruknął coś w stylu "Weź mnie nie niańcz", ale posłusznie uniósł głowę.
-Ah? To pojechaliście razem? - zapytał Kirschtein, spoglądając ku swojemu chłopakowi. Ten rzucił mu szybkie spojrzenie przez ramię, leniwie uśmiechnięty. Pokiwał twierdząco głową.
-Zakwalifikowano nas do programu "Eugenika". Mikę zgłosił Levi, mnie wyłapał Neil. Podczas akcji ze Smithem mieliśmy tylko robić za wywiad między uczniami, dopiero po szkoleniu oraz studiach zostaliśmy zarejestrowani jako agenci.
-Ale nie pracujecie już z BND - zauważył Jean. Armin wzruszył na to ramionami.
-Ja wolałam pracować z Levim - wyjaśniła Mikasa, pokazując ruchem głowy swojego wujka. Ten tylko skinął jej głową.
-A mnie nie pociąga robota rządowa. Strasznie dużo z tym zachodu. Rodzinny biznes brzmi lepiej - przyznał Arlert, kończąc masaż i puszczając ramiona przyjaciółki. Podziękowała mu, na powrót siadając przodem do stołu. Tym razem to ona podkradła Erenowi frytkę, na co Levi zareagował burknięciem i przysunięciem tacy bliżej swojej strony stołu.
-Wybaczcie, proszę, moje spóźnienie! - od strony ulicy rozległ się czyjś lekko spanikowany krzyk.
Do stolika podbiegł wysoki, patykowaty brunet z rozczochranymi włosami i okularami w dużych oprawkach. Jedną ręką ściskał torbę na laptopa, a drugą jakieś wygniecione, lekko poplamione kawą papiery. Skinął wszystkim przepraszająco głową, po czym usiadł naprzeciwko Mikasy, tuż obok Erena. Levi rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, ale młodzikowi w swoim roztargnieniu zupełnie to umknęło.
-Em, miło poznać, nazywam się Jean Kirschtein... - zaczął szatyn, wstając i wyciągając rękę do nieznajomego. Brunet uniósł na niego zaskoczony wzrok, po czym nagle poderwał się siedzenia, rozsypując papiery, z których jeden wylądował na rozlanej obok ketchupu plamie frytek.
-Aleksander O'Sullivan, to zaszczyt wreszcie ciebie poznać - przedstawił się mężczyzna, nerwowo ściskając rękę szatyna i potrząsając nią nazbyt energicznie. - Mam zaszczyt z przyszłym przyszywanym szwagrem przez małżeństwo, czyż nie? - zapytał brunet, nieco łagodząc ruchy swojej dłoni.
Jean rzucił szybkie spojrzenie swojemu chłopakowi.
-Chyba...tak mi się zdaje - odpowiedział wreszcie ostrożnie. -Jesteś z Anglii...? - zapytał, próbując rozszyfrować dziwny akcent i lekko kulejące słownictwo Aleksandra.
-Z Irlandii - wyjaśnił usłużnie O'Suvillan. - Jednakże studiowałem w Anglii, tam też zapoznałem moją Misię - spojrzał rozczulony na narzeczoną, która odpowiedziała mu promiennym uśmiechem.
-Te młody, nie pozwalaj sobie - warknął Levi, rzucając przyszłemu "synowi w prawie" mordercze spojrzenie.
-Oj, Leviś~ - mruknęła przymilnie Mikasa, trącając go bosą stopą pod stołem (porzucone obcasy gruchnęły o bruk jakiś czas temu). - Już byś odpuścił.
-Moje błogosławieństwo niczego nie zmienia - nadal go nie lubię. - burknął mężczyzna, rażąc wzrokiem skulonego Aleksa.
-Auć, cioci Hanji byłoby przykro. - Mikasa wydęła dolną wargę.
-Przypominając o jego pokrewieństwie z Okularnicą, raczej sobie nie pomagasz - syknął Levi.
-Niewdzięcznik. Po tym, jak wyrwała cię z łap Kenny'ego powinieneś mieć do niej nieco więcej cierpliwości.
-Mam. Ale ona i bachor to co innego - burknął, sięgając po swój kubek z herbatą. Jednak nim zdążył go dopaść, kobieta dopadła naczynia pierwsza i pociągnęła solidny łyk. Skrzywiła się.
- Ygh, zacząłbyś wreszcie słodzić, staruszku. Smakuje jak smar samochodowy - mruknęła, dolewając sobie do herbaty mleka podstawionego przy kawie Erena.
-Jak nie pasuje, to po co chlejesz? - zauważył Levi, z niesmakiem patrząc jak krewna dosypuje do mieszaniny czubatą łyżeczkę cukru. Armin wrzucił jeszcze jedną, by było wiadome, iż resztę herbaty wypiją na spółę. Eren tylko rozbawiony wywrócił na nich oczami, próbując nakarmić męża kolejnym kęsem kotleta. Jednak ten odepchnął podstawiony mu przed nos widelec.
-Idę do łazienki - mruknął. Wstał od stołu i skierował się ku restauracji.
-To ja chyba skoczę coś zamówić. Umieram z głodu. Aleks, tobie zupę i deser, prawda? - zapytała narzeczonego, stając na bosaka obok stołu. Brunet skinął głową.
-Możesz od razu zamówić mnie i Jeanowi - zaproponował usłużnie Arlert, ponownie kładąc łydki na kolanach swojego chłopaka oraz próbują wmusić w niego trochę herbacianej mieszanki. Szatyn spojrzał na blondyna jak na wariata z miną mówiącą "Chcesz mnie otruć?!".
-Siedzicie tu już pół godziny i jeszcze nic nie wzięliście? - zapytała Mikasa, unosząc kpiąco brew. Blondyn tylko wzruszył ramionami.
-Mi się nie chciało, a na nim siedzę - wskazał Kirschteina.
Mikasa parsknęła.
-Dobra, niech będzie. Wyślę SMS-em, co jest w menu, to sobie wybierzecie. Ale nawet nie myśl, że za was zapłacę! - zastrzegła, kierując się ku wnętrzu restauracji.
-Nawet bym nie śmiał, Królowo! - krzyknął za nią Armin, opierając się podbródkiem o ramię swojego chłopaka. Ostatecznie odpuścił mu tę nieszczęsną herbatę, na co mężczyzna odetchnął w duchu z ulgą. Lekko wykręcił głowę, żeby napotkać leniwy, lekko rozmarzony uśmiech i wlepione w niego błękitne spojrzenie partnera.
-Kocham cię - szepnął cicho Armin, unosząc z zadowoleniem prawy kącik ust.
Jean przez chwilę tylko na niego patrzył, aż wreszcie odetchnął cicho i poklepał ugodowo jasną głowę.
-Ja ciebie też, Przegniła Cholero.
Awwww, poszło we fluff, co nie? <3 ;)
W gruncie rzecz, to miał być rozdział nieco bardziej instruktażowy - chciałam dokładniej wytłumaczyć sytuację z poprzednich trzech rozdziałów i całe te zagwozdki rządowe, ale chyba bardziej mi się podoba budowanie sytuacyjnych kwiatków. Całkiem fajnie wyszedł obrazek tej pokręconej rodzinki, prawda? Równie fajnie się go pisało, uwierzcie *rumieniec zadowolenia*
Jeszcze szybciutko naprostuję kilka rzeczy: tutaj Mikasa i Levi nie są kuzynami, a wujkiem oraz siostrzenicą. Kennego nadal łączy ten sam typ więzi rodzinne z Leviem, co w anime, ale Mika to już przedstawicielka kolejnego pokolenia, pochodząca od drugiej siostry mężczyzny. Kenny i Levi dostaną jeszcze swoje pięć minut w następnym rozdziale (ta, będzie jeszcze jeden, ale o tym za chwilę), a co do relacji Miki z wujkiem - po śmierci rodziców dziewczyna wprawdzie została adoptowana przez Jeagerów, ale ona i Lev utrzymywali bardzo bliską relację. Przez pewien czas, po ukończeniu szkolenia, ona oraz Armin nawet u niego pomieszkiwali. Dlatego cała trójka jest wyjątkowo zżyta.
Idąc dalej, program "Eugenika" jest wymyślony wyłącznie na potrzeby opowiadania, zaś sama nazwa stanowi nawiązanie do Exitus Letalis - komiksu polskiej autorki Kattlet, gdzie można napotkać projekt o takim tytule, werbujący dzieci o nadprzyrodzonych zdolnościach (jeżeli dobrze pamiętam).
Teraz może wyjaśnię, skąd w ogóle wytrzasnęłam tego całego Aleksa. Nie sądzę, ale może jest tu ktoś, kto czytał "Prinzessin", czyli moją drugą pracę na tym profilu, której publikacja została cofnięta jakiś rok temu i nie mam pojęcia, ile ruskich lat minie, zanim znowu do niej wrócę. Całość była jedną wielką parodią i jakoś w wirze fabuły powstał powstał pomysł na Irlandczyka, który mówi jakby urwał się ze średniowiecza, plus znajduje Mikasę omdlałą na ulicy, porzuconą bez koszulki na środku miasta (nie pytajcie, wtedy jeszcze pijałam wieczorami kawę). Jakoś polubiłam gościa, dlatego uznałam, że w sumie mogę go zostawić jaki prywatny element świata SnK. Może to uznać za pewien przedsmak, jeśli "Pronzessin" kiedykolwiek powróci do łask. W następnym rozdziale wyjaśnię, skąd w ogóle miałam na gościa pomysł.
A propo kolejnego rozdziału - tak, będzie. Uznałam, iż wątek Erena i Levi zasługuje na swoje pięć minut (bo jak widać w tekście wyżej - są między nimi pewne smaki, które należałoby wyjaśnić), jednak co dokładnie zobaczycie - na to już musicie poczekać. A póki co, na profil wleciał kolejny Jearmin; "Lis i jego chłopiec", gdzie zamiast męskiej prostytucji dostaniemy seksoholizm oraz samotne rodzicielstwo, a dla osób z fandomu BnHA wleciał również pierwszy rozdział Bakudeku "It's psychical", który rozwija relację naszych bohaterów przy pomocy...Zasad Dynamiki Newtona.
Cóż...chyba nie zostało mi powiedzieć nic więcej jak tylko "Opiniujcie" i "Zapraszam!".
Zawsze Wasza
~Nico
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top