R 22
Jeśli czytasz ten rozdział, to upewnij się, że przeczytałaś/eś rozdziały 19,20,21, które również dzisiaj wstawiłam :)
Czytajcie też Howling i Bossa!
___________________________________
Poniedziałek nastał szybciej niż się tego spodziewałem. Zwlokłem się z łóżka, jęcząc cicho. Byłem cholernie niewyspany, bo Louis dzwonił do mnie północy. Nie miałem odwagi, żeby z nim porozmawiać i jak ostatni kretyn, tylko patrzyłem na jego zdjęcia.
Nie mogłem się zdecydować czy chciałem mu wyznać prawdę, czy też lepiej było, aby żył w niewiedzy. Starałem się postawić na jego miejscu i wiedziałem, że osobiście byłbym wściekły! Westchnąłem, przecierając oczy.
Ubrałem się w mój stały zestaw i pierwszy raz od kilku lat, moje spodnie były zbyt nijakie, a kamizelka gryzła, mimo białej koszulki. Moje włosy nie chciały się ulizać i ciągle odstawały, prawie spóźniłem się na lekcje.
Zostały ostatnie pięć dni szkoły. W środę miał odbyć się ostatni mecz piłki nożnej, a Louis wyraźnie był zdenerwowany. Praktycznie jakby zamieszkał na boisku!
Przechadzałem się korytarzem, gdy nagle z głośników zaczął lecieć komunikat.
- Mój tajemniczy chłopaku, z którym świetnie bawiłem się na balu. Nie mogę wytrzymać i wiem, że jesteś nieśmiały, ale muszę poznać swoją tożsamość. Mam twojego ipoda, więc jeśli podasz mi trzy pierwsze piosenki ze swojej playlisty i zgodzisz się ujawnić, obiecuję Ci, że nie będziesz żałował. Kocham cię i czekam na ciebie w przerwie na lunch, na trybunach.
Musiałem oprzeć się o szafki, bo moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Teraz cała szkoła wiedziała, że Louis mnie szukał. CAŁA SZKOŁA!
- Niall! Niall! - krzyknąłem, goniąc swojego przyjaciela.
- Słyszałem - zaśmiał się. - Masz szanse powiedzieć mu prawdę! Widzisz?! To idealny moment! Chłopak jest w desperacji - uśmiechnął się. - Masz godzinę, żeby się ogarnąć i oczarować swojego księcia z bajki!
- Niall, ja...
- Muszę lecieć, bo jeśli znowu spóźnię się na historię, to zostanę w kozie. Widzimy się na lunchu i mam nadzieję, że do tego czasu będziesz miał towarzystwo!
I tak było do końca przerwy. Moi przyjaciele byli zajęci i nie mogli ze mną porozmawiać i w sumie ich rozumiałem, bo do końca roku zostało mało czasu, a niektórzy nadal musieli coś robić. Dodatkowe punkty były teraz niczym Święty Graal. Tylko Carol zaproponowała mi swoje towarzystwo na co z ulgą przystałem.
Całą fizykę wachlowałem się zeszytem, bojąc się, że serio zemdleję. Nigdy nie byłem tak zestresowany. I, gdy zwykle lekcje dłużyły się w nieskończoność, to tym razem wskazówka przesuwała się w zastraszającym tempie.
Zadzwonił dzwonek, a ja podskoczyłem w miejscu.
- A co jeśli mnie znienawidzi? - zapytałem, otwierając drzwi.
- To znaczy, że nie jest ciebie wart - odpowiedziała, wgryzając się w marchewkę. - I skupię mu dupę, jeśli to złamie Ci serce - puściła mi oczko.
- Może go przytrzymaj jeśli będzie chciał uciekać?
- Jestem w piątym tygodniu ciąży Harry, a on jest piłkarzem. Najszybszym w szkole, jeśli mogę to podkreślić.
- Mogliśmy wziąć Liama - westchnąłem.
- Ma ostatnie zajęcia jogi - odpowiedziała. - Wiesz, że ma na tym punkcie fioła. A ta jego ksywa "artystyczna"? Nie wiem czy jest gotowy, żeby rozstać się z Liroyem - zaśmiała się.
- Ja... Ja jestem gotowy, żeby rozstać się z Marcelem - szepnąłem, poprawiając swoje okulary. - Serio jestem.
To była moja chwila! Poprawiłem plecak, który zsuwał się w mojego ramienia i żwawym krokiem poszedłem w stronę boiska. I zdębiałem.
Louis siedział na trybunach, a kolejka miała chyba pięć kilometrów. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że wśród chłopaków były też dziewczyny, a komunikat wyraźnie mówił o płci męskiej.
Nawet moje głupie siostry tam stały!
Minęło pół godziny, a kolejka szybko się zmniejszała, do czasu. Zerknąłem na przód widząc jak Ashley i Briana coś do niego mówiły, gestykulując przy tym dziko. Louis pokiwał głową, po czym wstał. Nikt nie wiedział o co chodziło, a ja przełknąłem ślinę.
One coś kombinowały, czułem to w kościach.
Cała kolejna zaczęła buczeć, gdy Louis odszedł w stronę szkoły. Carol robiła to najgłośniej, a ja wywróciłem oczyma. Miałem zamiar zadzwonić do niego wieczorem, żeby wszystko wyjaśnić. Nie miałem już nic do stracenia.
Po lekcjach wszyscy mieliśmy iść do sali gimnastycznej. Zawsze mieliśmy zebrania przed poważnymi meczami, a ten z pewnością taki był. Oglądaliśmy występ cheerleaderek, które najwidoczniej nauczyły się jakiegoś nowego układu i wow, byłem pod wrażeniem. Wykonywały takie kombinację, że ja już dawno miałby złamany kark i obie nogi.
- To nie wszystko! - powiedział dyrektor, ponownie zajmując miejsce na mównicy. - Te dwie urocze uczennice - wskazał na Briane i Ashley - zrobiły dla nas pokaz slajdów! Podziękujcie im brawami!
Niepewnie zaklaskałem dwa razy.
- Witajcie i miłej zabawy!
- Dawno, dawno temu w odległym miasteczku - powiedziała Ashley - mieszkał książkę Louis. Był kochany przez społeczeństwo - na ekranie pojawiło się zdjęcie Louisa wśród jego znajomych, wśród kolegów z drużyny. - Był świetny w sporcie - zdjęcie na boisku - dobry dla biednych - zdjęcie ze schroniska dla bezdomnych.
- Książę Louis, długo był sam - podjęła Briana - ale pewnego wieczoru poznał Kopciuszka - na ekranie zobaczyłem zdjęcie moje i Louisa, zrobione w wieczór, w którym się poznaliśmy.
- Och Boże - szepnąłem, zakrywając dłonią usta.
- Ale Książkę nie wiedział kim dokładnie jest jego Kopciuszek, bo ciągle znikał! Spotykali się kilka miesięcy, a on nadal nie chciał zdradzić swojej tożsamości.
- Zatrzymaj to - krzyknął Zayn, wstając z miejsca. - To ich sprawa nie wasza!
- My doskonale wiemy kim jest Kopciuszek. Trochę nam to zajęło, ale w końcu odkryliśmy prawdę - powiedziała Ashley, przełączając slajd.
Na ekranie pojawiło się moje zdjęcia jako Marcela. Pierwszy pokazywał jak szedłem do prysznica, nadal w pełni ubrany.
- Nie, nie, nie - mamrotałem.
Chciałem uciec, ale moje nogi były ociężałe. Mogłem tylko siedzieć i płakać, nie miałem jak tego zatrzymać.
Kolejne zdjęcie pokazywało mnie, okrytego tylko ręcznikiem. Wzrok całej szkoły skupił się na mnie, ale ja patrzyłem tylko na Louisa. Jego twarz wyrażała wszystko: ból, zdradę, niedowierzanie.
- Powitajmy naszego Kopciuszka Harrego Marcela Stylesa.
Na sali gimnastycznej zrobiło się cicho, a Louis gwałtownie wstał ze swojego miejsca. Niewiele myśląc zacząłem za nim biec, a Ashley i Briana głośno się śmiały. Biegłem tak szybko, na ile pozwalały mi moje nogi. Louis zatrzymał się przy swoim samochodzie, oddychając ciężko.
- Czemu? Czemu to zrobiłeś Harry, Marcel? Kurwa! Nawet nie wiem jak cię nazywać!
- Louis, pozwól mi wytłumaczyć.
- Podobała Ci się ta gierka?
- J-jaka gierka? Louis, to co do ciebie czuje jest prawdziwe!
- Jak mogłem nie połączyć faktów - wymamrotał. - Nagle wszystko stało się jasne. Czy ktoś o tym wiedział?
Niechętnie pokiwałem głową.
- Kto?
- Moi znajomi...
- Zayn też wiedział - stwierdził, kręcąc głową.
- Czemu to zrobiłeś? Czemu od razu mi nie powiedziałeś?!
- J-ja... Ja chciałem. Tyle razy próbowałem!
- Muszę pomyśleć. Muszę iść - szepnął, wchodząc do swojego samochodu i odjeżdżając z piskiem osób.
Zacząłem płakać, siadając na chodniku.
- O-on mnie nienawidzi - powiedziałem, czując kilka par ramion, które powoli zaciskały się wokół mojego ciała.
- Jakoś to będzie - szepnął Liam.
- Daj mu czas - dodał Zayn, głaszcząc mnie po głowie. - Tommo musi ochłonąć.
- Kocham go - powiedziałem, pociągając nosem. - Tak strasznie go kocham.
__________________________
Biedny Harold!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top