R 2
JA PIERDOLE 2 M RT! Z tej okazji Kopciuszek 2!
Kolejny w przyszłą środę!
LARRIES <3
Nie wiem czy wszyscy się zorientowali kogo opisywałam mając na myśli "siostry" Hazzy, nazwisko lekko zmieniłam, ale imiona są takie same. Tak, chodzi tu o naszego Gold Diggera i jej kuzynkę! YEEEE! FU!
____________________________
Kilka miesięcy wcześniej - Halloween
- Marcel! Wychodzimy! Pamiętaj, żeby zrobić wszystko z listy! Będziemy w niedziele rano, więc masz dużo czasu - powiedziała Sophie, gdy wkładałem ich walizki do samochodu.
Jezusie brodaty.
Jechały na weekend do przyjaciół mojej macochy, a spakowały się jakby miało ich nie być dwa tygodnie. Och! Jakbym tego chciał! No, ale... No pomarzyć zawsze można.
- Słyszysz co mama do ciebie mówi? - sapnęła Briana, poprawiając swoją zbyt krótką spódniczkę.
- Słysze - powiedziałem, zamykając bagażnik.
- Zostawiłam Ci dziesięć funtów, ale pięć musi do mnie wrócić - poinformowała mnie Sophie, zajmując miejsce za kierownicą. - Muszę uzupełnić botoks - mruknęła do siebie, przyglądając się swojej twarzy w lusterku. - Zdecydowanie. Tak czy siak. Jedziemy.
Jej różowy cadillac deVille ruszył z podjazdu z głośnym piskiem, czekałem aż całkowicie zniknął z mojego pola widzenia, zanim wyciągnąłem telefon. Wybrałem numer do Liama, odebrał po dwóch sygnałach.
- Cześć Harry - przywitał się.
- Teraz kwiat lotosu - domyśliłem się, że właśnie był na swoich zajęciach jogi.
- Nowy instruktor jest taki gorący - zachichotał.
- Słyszę Pana, Panie Payne, dziękuje - usłyszałem przyjemny męski głos.
Również zachichotałem.
- Zastanawiałem się czy wpadniecie do mnie wieczorem, wiedźmy wyjechały na weekend.
- Czekaj, Niall się do mnie dobija - powiedział, klikając coś w swoim telefonie. Chwilę później usłyszałem głos mojego drugiego przyjaciela.
- Cześć lads! Nie uwierzycie! Zayn Malik dał mi dzisiaj dwa zaproszenia na imprezę do Tomlinsona! Impreza roku! Musimy iść! - zawołał zachwycony.
- Mam dużo roboty - westchnąłem, patrząc na obszerną listę moich zadań - no i masz tylko dwie wlotki, także to bez znaczenia.
- Powoli przechodzimy w Padmasane - usłyszałem głos instruktora i głośny jęk Liama.
- Nie martw się o wlotkę - znowu stęknął - Zayn dał mi dzisiaj jedną, jak szliśmy na chemię, jestem jego partnerem na laborkach. Ten instruktor mnie wykończy - szepnął konspiracyjnie.
- Co nie zmienia faktu, że mam na prawdę dużo roboty.
- Nialler, o której kończysz? - wydyszał Liam, układając się, z tego co usłyszałem, w pozycję Simhasana.
- Już skończyłem, jadę do McDonalda, ktoś coś?
- Nie, mam swoje wegańskie tofu - Niall wydał z siebie dźwięk, jakby rzygał - Namaste - powiedział Liam, oddychając ciężko. - Spotykamy się u Harrego za pół godziny, wezmę mamę i siostry, myślisz, że Maura też da radę?
- Czekajcie... MAMO! POMOŻESZ NAM SPRZĄTAĆ U HARREGO? - krzyknął, a ja myślałem, że ogłuchłem. Z cichym sykiem, odstawiłem telefon od ucha. - Mówi, że chętnie nam pomoże.
- Nie - odezwałem się - nie chcę robić problemu, już wystarczająco mi pomagacie.
- Kwiatuszku - zaczął Liam - jesteśmy przyjaciółmi, a poza tym nasze mamy kochają cię jak własne dziecko i wiedzą jaką złą kobietą jest Sophia. Widzimy się za półgodziny - rozłączył się, zanim ponownie zdążyłem zaprotestować.
Zwykle sam wyrabiałem się ze sprzątaniem, jeśli zwolniłem się z lekcji lub dwóch, co dla moich nauczycieli nie było niczym szczególnym. Miałem najlepsze oceny w szkole, a zakres mojej wiedzy wykraczał poza zakres nauczania. Dlatego mogłem bawić się w perfekcyjnego - niewolnika - sprzątacza i później pracować. Jednak za każdym razem kiedy Wiedźmy wyjeżdżały, Sophia pisała mi listę moich obowiązków, których ilość była ponad moje siły. Wymyślała największe brednie, byle tylko mieć pewność, że będę cały weekend zajęty.
Wróciłem do domu ponownie przeglądając listę, z dwoma siostrami Liama, Maurą i Karen mieliśmy szanse uwinąć się z tym w kilka godzin. Te kobiety potrafiły zdziałać cuda! Ubrałem dresy, które kiedyś należały do Liama i zabrałem się za ścieranie kurzy. Musiałem uważać, żeby każdą rzecz odkładać idealnie na miejsce, żeby nie dać mojej macosze szansy na dogryzienie mi. Akurat kończyłem, gdy cała zgraja weszła do salonu.
- Cześć cukiereczku - powiedziała Karen, podając mi talerz pełen kotletów i ziemniaków. - Twoje ulubione z serem - ucałowała mój policzek. Nachyliła się nad listą Sophie. - Boże, ta baba oszalała. Czyszczenie szpar między panelami? Sześciokrotne pastowanie podłóg i schodów? - spojrzała na mnie przez ramię - Skarbie, zrobię to raz i dobrze, nawet się nie pozna.
- Harry, kochanie. Musisz więcej jeść! Karmią Cię tu chociaż? - pocałowała mnie w czoło, wręczając mi talerz pełen warzyw z kurczakiem. - Karen, ile tego - ominęła mnie, ściągając z siebie płaszcz.
Uśmiechnąłem się lekko.
Czemu Sophia nie mogła być jak one? Kochająca, troszcząca się nie tylko o swoją rodzinę, ale też o innych.
- Zamyśliłeś się - zaśmiał się Niall, kierując się do kuchni. Położył na stole dwie reklamówki, pełne jedzenia z Mcdonalda. - Podekscytowany swoją pierwszą imprezą?
- Nie bardzo - odpowiedziałem szczerze - jestem przerażony.
- Spokojna twoja rozczochrana. Mamy dla ciebie przebranie. I uprzedzając twoje kolejne pytanie, wydaliśmy jakieś pięć funtów - poklepał mnie po ramieniu.
- LIROOOOY! - zawołał głośno - LIROOOOOY!
- Jezu, Niall. Ogłuchnę przez ciebie - jęknąłem, masując sobie skronie.
- Mówiłem Ci, żebyś tak na mnie nie mówił - powiedział Liam, wchodząc do kuchni.
Miał na sobie krótkie, jeansowe spodenki i różową bluzę.
- Mama mówiła, żebyś wstawił pranie i w międzyczasie załatwił sypialnie Arcy wiedźmy.
- Per- fekt - za gestykulował. - Zabieram się do robótki.
- Czy on zawsze był taki zniewieściały? - szepnął Niall, chichocząc.
- Myślę, że to przez jogę i może zbyt dużo trawki - pokiwałem twierdząco głową, zanim też się zaśmiałem.
- Słyszałem was, ale mnie to nie obchodzi. Możecie mnie cmoknąć w mój kwiat lotosu - klepnął się w pośladek.
Zaśmialiśmy się głośno.
Sprzątaliśmy szybko i sprawnie, mimo dziwnych wymagań Sophie udało nam się skończyć przed dwudziestą. Dzięki temu mieliśmy ponad dwie godziny, żeby wyszykować się na imprezę. Wykąpałem się szybko, wyszedłem z łazienki z ręcznikiem na głowie i luźnych dresach. Maura i Karen życzyły nam dobrej zabawy, machając na mnie ręką za każdym razem kiedy im dziękowałem. Niall jako pierwszy pobiegł pod prysznic, chcąc zmyć z siebie smród środków czyszczących, a ja rozkoszowałem się kurczakiem i pieczonymi ziemniaczkami.
- To twój kostium - powiedział Liam, podając mi reklamówkę. - Będziesz wyglądał per-fekt!
Uśmiechnąłem się lekko.
Ja? Perfect? Nigdy w życiu.
Wyciągnąłem czarną, aksamitną koszulę, której rękawy były odrobinę rozkloszowane, piękne brązowe sztyblety i karnawałową złotą maskę.
- Kim będę? - zapytałem, patrząc to na Li to na ubrania.
- Współczesnym Casanovą! Wyobraź to sobie. Rozpięta koszula, pokazująca wszystkie twoje tatuaże, ciasne jeansy opinające twoje umięśnione uda, maska uwydatniająca zieleń twoich oczu - powiedział podekscytowany. - Każdy będzie chciał cię dzisiaj zaliczyć! - zaklaskał w dłonie.
Wyciągnął z kieszeni niewielkiego jointa.
Takie słowa z ust Liama?! Nie do pomyślenia.
Czułem ciepło wkradające się na moje policzki. Obaj, zawsze, mówili mi, że pod warstwą luźnych ubrań, kryło się ładne ciało i że szpeciłem się moją codzienną fryzurą. Ale nie mogłem im uwierzyć. Sophia zawsze mnie poniżała, a Ashley i Briana upewniały się, że moja samoocena sięgała podłogi.
- Ja wcielam się w Hugh Hefnera, mam zamiar pypkać trawkę całąąą noc - zachichotał, pokazując mi drewnianą old schoolową fajkę.
- Gdzie dorwałeś ten szlafroczek?
- My dzieci kwiatów, kochamy lumpeksy - wytłumaczył.
- A Niall? Za co on się przebiera?
- Sam nie wiem, a teraz wybacz, muszę się szybko wykąpać - podniósł się z krzesła. - Mógłbyś zaparzyć kawy kwiatku? Nie chciałbym zasnąć w połowie imprezy - klepnął mnie w pośladek.
Zachichotałem.
Ściągnąłem ręcznik z głowy i delikatnie potarłem swoje loki. Wyciągnąłem suszarkę Briany i szybko je wysuszyłem i gdy miałem zamiar je, jak zawsze, na żelować, usłyszałem przeraźliwy krzyk. Mój grzebień runął na ziemię, gdy gwałtownie odwróciłem się do tyłu. Niall stał w wejściu do mojego pokoju, z wodą nadal cieknącą z jego ciała, a z jego ust wydobywał się rozdzierający serce krzyk.
- Niall, co jest? - zapytałem, trzymając dłoń na swoim sercu. - Prawie narobiłem w spodnie!
- Chyba nie zamierzasz znowu wystylizować się na Wujka Toma, gdy jedzie na mistrzostwa Bingo - jęknął, odbierając mi żel. - To grzech je tak zakrywać - jego dłoń poczochrała moje sprężynki. - Dzisiaj masz się bawić, masz być w pełni sobą - powiedział, grzebiąc w swojej torbie. - Mam! - podał mi niewielkie pudełeczko, w których znajdywały się szkła kontaktowe. - Musimy wyjść za pół godziny, włóż je i nie chce słyszeć, ani jednego jęku z twojej strony. Tych okularów pozazdrościłby ci każdy pedofil w okolicy - zaśmiał się i zrzucił swój ręcznik.
- Boże! Niall! Czemu to zrobiłeś? - jęknąłem, zasłaniając oczy.
- Nie mów, że nie kręcą cię te egzotyczne irlandzkie pośladki! Chciałbyś skosztować trochę Niallerka? - zakręcił biodrami.
Wychodząc trzasnąłem drzwiami.
Jakiś czas później znajdywaliśmy się na ogromny trawniku, przed domem Louisa Tomlinsona. Było trochę po dwudziestej drugiej, a większość gości już się zataczała. Masa przebierańców popijała drinki z czerwonych kubeczków, inni śpiewali najnowsze popowe piosenki, a jeszcze inni praktycznie pieprzyli się po kątach. Typowa licealna impreza.
Nerwowo gładziłem marynarkę, którą na sobie miałem i kilkukrotnie poprawiałem maskę, która zakrywała moją twarz. Czułem się obco, w ciasnych jeansach, rozpiętej koszuli, ukazującej tatuaże, które tak starałem się ukrywać. Moje loki były delikatnie zaczesane do tyłu i jedynym elementem jaki wiązał mnie z codziennym Harrym, był medalik, który skrywał zdjęcia moich rodziców.
- Ale czad - powiedział Niall z uznaniem.
Miał na sobie strój gracza footballu amerykańskiego. Jego policzki umazane były czarną farbą.
- Powinniśmy się napić - zaproponował Liam, podpalając swoją fajkę.
- Myślę, że to głupi pomysł - odezwałem się, z przerażeniem rozglądając się na boki. Chichocząca dziewczyna przebiegła koło nas toples, dzierżąc w ręku kubek wypełniony alkoholem. - Zdecydowanie nie powinniśmy pić.
- Harry, Hazz - powiedział Niall, ciągnąc mnie w stronę domu. - Musisz wyluzować, serio stary. Wyciągnij miotłę z tyłka i się zabaw. Wysprzątaliśmy dom, wiedźm nie będzie aż do niedzieli, po prostu - zaciągnął się powietrzem - poczuj to!
Może Niall miał rację?
Miałem skończone szesnaście lat, to była moja pierwsza większa impreza, Sophie nie było w mieście... Chyba mogłem pozwolić sobie na odrobinę zabawy... Nikt nie wiedział, że ten chłopak w rozpiętej koszuli, to szkolny Marcel, byłem całkowicie nierozpoznawalny. Ale byłem z Liamem i Niallem, to mogło by im dać do myślenia... Chociaż z drugiej strony... W szkole nikt nie zwracał na mnie uwagi. Tylko od czasu do czasu Matt i Joe mnie gnębili, ale ogólnie nikt mnie nie znał.
- Pieprzyć to, okej. Dobrze, napijmy się - uśmiechnąłem się lekko.
Niall rzucił mi się w ramiona, ciesząc się, że "wyciągnąłem motłe z tyłka".
Weszliśmy do salonu pełnego pijanych nastolatków, widziałem kilka pożądliwych spojrzeń rzucanych w moją stronę. Zdziwiłem się, że zainteresowały się mną obie płcie. Zayn Malik stał za małą konsolą, będąc najwyraźniej Dj tej nocy. Był ubrany na czarno, na jego ramionach zarzucona była peleryna, a z pełnych ust wystawały kły. Niall zakrztusił się swoim drinkiem, uważnie śledząc ruchy bioder Malika.
- Nie wiem czemu wzdychasz do niego z daleka, skoro on od dwóch lat próbuje się z tobą umówić - krzyknąłem, gdy muzyka stała się głośniejsza.
- Nie ta liga. Pewnie chce dorwać się do moich spodni, a potem porzucić - powiedział, biorąc kilka łyków.
Liam zniknął na moment, by porozmawiać z weganami, a mnie i Nialla zaciągnięto do gry w beerponga.
Po pierwszej rundzie dołączył do nas Zayn, jednym spojrzeniem przeganiając chłopaka, który grał z Niallem w drużynie.
- Kotku, świetnie ci idzie - mruknął, gdy Niall trafił w kubeczek. Jego duża dłoń znalazła się na biodrze mojego przyjaciela, a ten pokrył się rumieńcem.
- D-dzięki - za jąkał się.
Nie udało mi się trafić i musiałem wypić kubek, gdy czyjaś ręka zacisnęła się na moim ramieniu.
- Nigdy Cię tu nie widziałam - usłyszałem szept przy moim uchu. - Jestem Jen, masz ochotę poznać się bliżej w pokoju na górze?
Och Chryste! Ktoś właśnie zaproponował mi seks! Nie znając nawet mojego imienia! Dziewczyna! Jen, kapitan drużyny cheerleaderek. Największa puszczalska naszej szkoły!
Odwróciłem się do niej, jej oczy rozszerzyły się zaszokowane, a usta rozciągnęły się w uśmiechu.
- J-ja...
- Ale jesteś gorący! - zawołała. - Chcesz się pieprzyć? - zapytała nieskrępowana.
Zarzuciła mi ręce na szyję, przyciągając mnie do swoich wymalowanych ust. Jej dłoń zacisnęła się na moim kroczu.
Och Hell no!
- Dzięki, ale nie - powiedziałem pewnie, zadziwiając tym siebie i innych.
- Co znaczy nie?! - Nikt przecież nie odmawiał Jen.
- Jen, trujący bluszczyku - zaśmiał się Liam. - Włożenie w ciebie penisa, to jak pchanie ręki do gniazda os, w obu tych przypadkach zostaną bolesne bąble.
Tłum wokół nas wybuchnął śmiechem.
Podziękowałem za grę i usiadłem na kanapie koło Liama, którego oczy były diabelski czerwone, gdy powoli wypuszczał dym z ust.
- Hipisi mają najlepszą trawkę ever - zaśmiał się leniwie. - O, Nialler idzie z Zaynem na górę - wskazał na schody.
Policzki Nialla były czerwone, gdy Zayn gładził jego biodra i muskał ustami jego szyję. Obaj się zataczali, starając się wejść na piętro.
- Powinniśmy mu jakoś pomóc? - zapytałem.
- Chyba dobrze się bawi - stwierdził i ponownie spojrzałem na parę.
Całowali się.
Zaraz, co?!
Nogi Nialla owinięte były wokół talii Zayna, gdy ten przyciskał go do ściany, całując głęboko. Mógłbym przysiąc, że mimo półmroku, który panował w domu, widziałem jak ich języki się o siebie ocierały. Dłoń Nialla zaciśnięta była na włosach Zayna, gdy ten wytwarzał tarcie między nimi.
Zaśmiałem się nerwowo, dopijając mojego drinka.
A tak się nasz kochany Niallerek tak się przed nim wzbraniał.
Boże!
Czy on właśnie jęknął?!
Liam odpłynął na kanapie, wcześniej dogaszając fajkę.
A ja... A ja czułem się niesamowicie pijany. Wstałem i chwiejnym krokiem skierowałem się na tyły domu. Przysiadłem na małej ławce, rozkoszując się zimnym październikowym powietrzem. Było tu tak cicho, nikogo nie było. Tak przynajmniej myślałem. Już miałem ściągnąć maskę, która od pewnego czasu mnie drażniła, ale poczułem kogoś obecność.
- Cześć, jak się masz stary? Ciężka noc? - usłyszałem. Louis Idealny Tomlinson, usiadł obok mnie ciężko zaciągając się papierosem. A ja nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Spojrzałem na niego i uśmiechnąłem się widząc, że najwyraźniej już przebrał się ze swojego kostiumu. Był taki przystojny. - Nigdy wcześniej cię tu nie widziałem, jak się nazywasz? - uśmiechnął się.
- Harry - powiedziałem cicho. - Ale wołają na mnie Hazza - potrząsnąłem jego dłoń.
- Jestem Louis, możesz mi mówić Tommo. A więc Hazza. Skąd jesteś? Stąd? Na pewno nie, bo wierz mi bym cię zapamiętał - ton jego głosu stał się bardziej uwodzicielski. - Nawet przez tą maskę mogę stwierdzić, że jesteś zajebiście gorący.
- J-ja - znowu zacząłem się jąkać.
Louis Tomlinson ze mną flirtował.
Piekło zamarzło.
- Spoko, nie musisz mówić - poklepał mnie po udzie. Na brodę Merlina! Jego dłoń parzyła, czułem to nawet przez swoje jeansy. - Często imprezujesz?
Pokręciłem głową.
- Czemu? - zapytał, gasząc swojego papierosa.
- N-nie mam czasu.
- Coś o tym wiem. - Spojrzałem na niego. Wpatrywał się w małą huśtawkę zawieszoną na gałęzi dużego dębu.
- Piękny ogród - wypaliłem.
- Tak. Moja mama go uwielbiała. Zawsze kiedy chcę pobyć sam to tu przychodzę. - powiedział. - Ostatnio mam tyle na głowię, że spędzam tu więcej czasu niż w swoim pokoju - zaśmiał się gorzko. - Egzaminy, piłka, nabór na studia - wyliczał. - Mój ojciec...
Automatycznie wstałem.
On chciał pobyć sam! A ja głupi myślałem, że on...
- P-przepraszam j-j-ja już. J-ja już idę-ę.
Brawo Harry! Teraz pomyśli, że jesteś upośledzony.
- Zostań - usłyszałem jak mówi. Z powrotem opadłem na ławkę. - Mówi się, że najlepiej zwierza się nieznajomemu - powiedział, patrząc na mnie.
Zaczęliśmy rozmawiać.
*ZAYN POV*
Myślałem, że dojdę w bokserkach, kiedy Niall, w końcu, odwzajemnił mój pocałunek. Jego usta były gorące i wilgotne, kiedy mocno pocierały się o te moje, a jego język... Chryste! Smakował wiśniówką i owocową gumą do żucia.
Kurwa mać. Ile ja na to czekałem!
Ten pieprzony Irlandczyk, zawrócił w mojej głowie, i spodniach, dwa lata temu i za żadne skarby nie chciał opuścić moich myśli.
Najpierw zakochałem się w jego głosie, kiedy zapomniawszy książki do matematyki, musiałem wrócić się po nią po treningu. Usłyszałem anielski głos, śpiewający "Im Yours" i moje nogi automatycznie skierowały się do opustoszałej sali od muzyki. Siedział na środku niewielkiego podestu, przesuwając swoimi długimi palcami po strunach akustycznej gitary. Jego blond włosy opadały na czoło, ukryte pod czerwonym full capem. Miał na sobie zwykłą niebieską bluzkę i sprane jeansy. Ostatnie promienie słońca padały na jego twarz, sprawiając wrażenie jakby był jakimś Aniołem. Serce zabiło mi wtedy trzy razy szybciej, a moje bokserki stały się dziwnie ciasne. Wpatrywałem się w niego jak w obrazek, nie orientując się, że muzyka ustała, a on patrzy na mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczyma i jest przerażony.
Zanim zdążyłem się odezwać, uciekł jak pieprzony, jelonek Bambi, a ja musiałem ulżyć sobie w męskim kiblu.
Byłem pewny swojej atrakcyjności, no bo kurwa, przecież miałem lustro w domu.
Następnego dnia złapałem go w bibliotece i poinformowałem go o naszej randce. Zadowolony z siebie, jakbym wygrał w totka, już odchodziłem kiedy on w końcu się odezwał i najzwyczajniej w świecie mi odmówił.
Moje szczęka zderzyła się z podłogą. Nikt nie odmawiał Zaynowi Malikowi, nikt.
I właśnie tak zaczęła się moja obsesja.
Nie pieprzyłem już przypadkowych osób i ponownie za kumplowałem się z moją ręką.
Obrałem inną taktykę. Zacząłem zostawiać mu słodkie liściki w szafce i od czasu do czas podrzucałem mu róże, ale on był taki nieugięty i zdecydowany. A ja czułem się jak jakiś cholerny zboczeniec - prześladowca, przychodząc do niego do pracy, zamawiając stertę jedzenia, żeby tylko móc go obserwować. To było wartę spędzania godzin na siłowni, żeby to później zrzucić. Uwielbiałem patrzeć jak uśmiechał się delikatnie, kiedy pytałem go o polecenie mi jakiegoś dania. Zawsze zostawałem do końca jego zmiany proponując mu swoje towarzystwo w drodze do domu, ale zawsze mi odmawiał. Tak było i jednego sierpniowego wieczora.
- Skarbie, to co może cię dzisiaj odprowadzę? - zapytałem, płacąc za moją kolację.
- Dobrze - uśmiechnął się nieśmiało, oddając mi resztę.
- Ta, jasne. Rozumiem, to do następnego kochanie - pożegnałem się, ale zaraz dotarł do mnie sens jego słów. O kurwa! - Zgodziłeś się? - zapytałem i wiem, że moje usta uformowały się w idealne "o".
Nieśmiało pokiwał głową.
Byłem w raju.
Szliśmy niemożliwie blisko siebie, tak, że nasze ramiona się ocierały, a gdy po godzinie znaleźliśmy się pod jego domem, nic nie powiedział. Stanął na swoich palcach, muskając ustami mój policzek i zniknął za drzwiami.
Tego wieczora musiałem ulżyć sobie trzy razy.
Ale teraz leżał pode mną, na dwuosobowym łóżku, w pokoju Tommo - stary wybacz mi!
Jego oczy błyszczały od alkoholu, który wypił, ale ja też nie byłem trzeźwy. Znajdywałem się między jego udami, mocno się o niego ocierając. Całowałem jego potrzebujące usta, od czasu do czasu, zasysając jego dolną wargę. Owinął swoje nogi wokół mojej tali, jego tyłek był w powietrzu. Moje dłonie, niczym w gorączce ściskały ten cudowne pośladki, dociskając go do mojego krocza, boleśnie mocno. Chciałem pieprzyć go nieprzytomności, chciałem penetrować jego wnętrze dopóki nie krzyczałby mojego imienia.
- Zaynie - wyjęczał, gdy zassałem jego sutek. - J- ja, och Boże! - krzyknął, czując mój język na swoim torsie. - J-ja jeszcze n-nigdy - mój kutas stał na baczność słysząc jego jęki. - N-nie możemy - docisnął moje pośladki bliżej swojego, odkrytego ciała. - Nie... nie na całość.
- Skarbie, jesteś tak gorący. Taki piękny - jego dłoń znalazła się między naszymi ciałami, pocierając mnie przez jeansy. - Kurwa - syknąłem, gdy rozpiął mój rozporek. - Oszalałem na twoim punkcie. Zwariowałem, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem.
Ponownie przylgnąłem do jego opuchniętych wargi, samemu jęcząc, gdy poczułem jego język, wkradający się do środka moich ust.
- Pieprz mnie - zażądał, odrywając się ode mnie. - Pieprz mnie teraz - sapnął, zsuwając spodnie z moich bioder. - Mocno Zayn!
- Kurwa, kotku. Nie dzisiaj, nie kiedy jesteś pijany - powiedziałem, żałośnie skomląc.
Chciałem tego. Tak cholernie chciałem i potrzebowałem, ale nie mogłem mu tego zrobić jak był pijany.
- Potrzebuje cię - jego oddech był urwany, pokierował moją ręką na swoje krocze.
Czułem jak cholernie twardy był Niall.
Pociągnąłem go na kraniec łóżka, a sam opadłem na kolana. Z wprawioną sprawnością, ściągnąłem jego spodnie razem z bokserkami i prawie doszedłem nietknięty, widząc jego penisa. Był idealny. Łapczywie lizałem go po całej długości, składając pocałunki na jego jądrach.
- Boże, tak! Zayn, proszę!
- O co prosisz Niall? - zassałem główkę.
- Proszę! - Jego palce, szarpały moje włosy, gdy wił się w ekstazie. - Obciągnij mi, proszę!
Chwilę pompowałem go ręką, zanim znowu włożyłem go do swoich ust, zasysając policzki.
- Tak! Och Zayn!
Mój własny penis drgnął. Masowałem się przez bokserki, pracując na jego długości, upewniałem się, żeby wydawać przy tym jak najwięcej mokrych dźwięków, widząc jak Niall na to reaguje. Zacząłem się masturbować, widząc jak klatka piersiowa mojego przyszłego chłopaka, gwałtownie opada i unosi się, widziałem, że był blisko.
- Tak dobrze Zaynie, tak blisko!
Nie trwało to długo, zanim wystrzelił głęboko w moje gardło, a ja pobrudziłem swoją dłoń i brzuch.
Wyplułem jego spermę na moją zwinięta bluzkę, którą także wyczyściłem swój brzuch, zanim położyłem się obok niego na łóżku.
Zmierzwiłem jego lekko wilgotne włosy, patrząc na niego z leniwym uśmieszkiem. Jego oczy pozostawały zamknięte, gdy normował swój oddech, ale gdy się uspokoił i je otworzył - zamarł.
Jego twarz była czerwona i wydawało mi się, że wytrzeźwiał w ciągu sekundy. Nie zdążyłem zareagować, gdy chwycił swoje spodnie, wciągając je na swoje wąskie biodra, nie kłopocząc się nawet z założeniem bielizny. Wybiegł z pokoju Tommo bez koszulki.
Nie pobiegłem za nim, bo wiedziałem, że i tak nie chciałby ze mną rozmawiać. Ale to co wydarzyło się tej nocy, dało mi nadzieję, że jednak coś do mnie czuł. A ja miałem zamiar upewnić się, żeby do końca roku był tylko mój.
- Oh yea baby! - krzyknąłem głośno.
Harry POV
- Mój ojciec chce, żebym poszedł do SOAS, bo tam studiował mój pradziadek, dziadek i on sam, chce żebym poszedł na Kingston i zdobył stypendium sportowe - westchnął, odpalając kolejnego papierosa. - Chcesz?
- Mam astmę - wymamrotałem, machając ręką.
- O kurwa. Przepraszam - sapnął, gasząc ledwo co napoczętego papierosa.
Uśmiechnąłem się lekko.
- A chcesz iść na Kingston? - zapytałem, bawiąc się moim medalikiem.
- Jesteś drugą osobą, której powiem prawdę i moja odpowiedź to nie, kurwa, nigdy. Ale i tak tam pójdę. Mój ojciec ustawił mi grafik do trzydziestki. Pójdę na studia, zdobędę stypendium, będę miał same dobre oceny i świetne wyniki w sporcie, poznam tam kobietę swojego życia - upił łyk swojego piwa. - Mój ojciec nadal myśli, że mój biseksualizm to tylko etap młodzieńczego buntu. Między nami - spojrzał na moje usta i nieświadomie oblizał swoje - wole kutasy.
Zaśmiałem się głośno.
Zakryłem sobie usta dłonią.
- Masz piękny śmiech Hazza - Louis chwycił moją dłoń, odsłaniając moje wargi - nie musisz tego ukrywać.
- Gdzie chciałbyś studiować? - wyszeptałem, wpatrując się w jego usta.
- Royal College of Music - powiedział, marszcząc brwi. To był college moich marzeń! - Mówiłeś, że nie masz dużo czasu - zaczął - czemu?
- Ostatni rok liceum, pracuje, mam dużo roboty w domu. Chciałbym stąd uciec - westchnąłem. - Zacząć żyć jak normalny dzieciak, nie być nikogo niewolnikiem.
Moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
Ja nigdy się nie żaliłem.
Nigdy!
- Niewolnikiem?
- Znaczy nie do końca, po prostu... Zajmuję się wszystkim w domu, mało męskie nie?
- Jesteś męski Hazz. Spójrz na siebie. Ledwo trzymam przy sobie rączki - posłał mi jeden ze swoich łobuzerskich uśmiechów. - Mógłbyś pożyczyć mi swój telefon, chce napisać do Zayna, żeby trochę ściszył, zanim sąsiedzi znowu zadzwonią na policję ?
- Tak, jasne. - Bez zastanowienia oddałem mu swoją komórkę. Gdy nasze palce się zderzyły, jego oczy zabłysnęły. Wystukał coś krótkiego, a jego telefon zabrzęczał.
- Czy ty właśnie... - zacząłem zszokowany.
- Tak, wysłałem sobie smsa, żeby mieć twój numer - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Chciałbym cię bliżej poznać. Tajemniczy Hazzo - od jego łobuzerskiego uśmiechu zmiękły mi kolana.
- Czemu?
- Co czemu?
- Czemu chcesz mnie poznać, jestem nudny - wyszeptałem, zawstydzony.
- Wręcz przeciwnie. Po prostu w siebie nie wierzysz - jego dłoń ponownie chwyciła moją.
Zapanowała między nami frustrująca cisza, a powietrze zgęstniało.
Ręka Louisa znalazła się na moim poliku, gładząc jego strukturę. Jego druga dłoń, znalazła się na zapięciu mojej maski, ale powstrzymałem go zanim zdążył ją zdjąć.
- Nie - powiedziałem cicho - nie ściągaj jej, proszę.
Zaprzestał swoich ruchów, ale jego dłoń zacisnęła się na lokach, na moim karku. Byliśmy tak cholernie blisko, czułem jego miętowo-alkoholowy oddech na swoich ustach.
- Harry - westchnął w moje wargi, zanim delikatnie musnął je swoimi.
- Hazz! Hazz! - usłyszałem rozpaczliwe wołanie.
- Muszę iść! - zerwałem się, odbiegając.
Krzyknął moje imię, zanim zniknąłem z jego pola widzenia.
Och Boże!
Prawie pocałowałem Louisa Tomlinsona! WRÓĆ! To Louis Tomlinson prawie pocałował mnie!
To była dobra impreza, a ja pierwszy raz od dłuższego czasu zasypiałem z wielkim uśmiechem na twarzy.
+6185722049
Chciałbym cię już zobaczyć.
Louis.
Tak. Zdecydowanie dobra impreza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top