2. Dreaming of you.
Od razu kiedy przebudziłem się około godziny dziewiątej, (co było dla mnie wyjątkowo niespotykane) w mojej głowie pojawiła się chęć wynagrodzenia mojego zachowania Harry'emu. Postanowiłem przekupić go śniadaniem. Do łóżka. To był jego słaby punkt i mało, kto o tym wiedział.
Wcześniej jeszcze chciałem na niego popatrzeć, ale tylko chwilkę! Leżąc na jego klatce piersiowej, uniosłem głowę i szybko wyłupiłem lekko oczy. Kosmyk włosów drażnił jego lewy policzek. Szybko odgarnąłem go, by nie przeszkadzał mojemu narzeczonemu, który opatulał mnie ramionami przez sen. Leżał na wznak,
powoli zsunąłem pościel, był oczywiście wciąż nagi. Promień słońca pieścił jego ciało, przedostawał się przez rolety. Dotknąłem go delikatnie wzrokiem, patrzyłem na czoło, przymknięte powieki, policzki, usta... Zsuwałem się wyżej brzucha, tu zatrzymałem się dłużej i znów przymknąłem powieki nasłuchując serca wypełnionego miłością. Uniosłem się, wydostając z objęć i na klęczkach pocałowałem obraz
jego nagiej piękności. Ułożyłem usta na jego ramieniu i pocałowałem delikatnie.
Zachichotałem bardzo cicho na jego pochrapywanie, szczelnie go okrywając z powrotem ciepłem pościeli. – Pójdę tylko po Twoje ulubione drożdżówki.
Choć Harry spał, mówiłem do niego. Nie wiem czemu, tak po prostu...
Po ubraniu pierwszej lepszej bluzy z kapturem oraz w miarę pasujących do tego spodni dresowych, wziąłem do ręki swój portfel i telefon, nim udałem się po cichu do wyjścia. Nie interesowały mnie nawet nieuczesane włosy i nieumyte zęby. Wyszedłem z mieszkania, zamykając je na kluczyk. Wcisnąłem pęczek do nerki, która przypięta była wokół mojego chuderlawego pasa. Postanowiłem udać się do ulubionej cukierni Harolda, przecież takie drobne gesty jak słodkości z rana zawsze są dobrym ruchem do gry.
– Mikey, cześć chłopie – uśmiechnąłem się, zauważając dwie znajome postaci, siedzące na przystanku autobusowym. Podszedłem do mojej miłej sąsiadki, była to starsza kobieta z masą wnuczków, które zawsze gdzieś tu krzątały się wkoło bloku. Kucnąłek przy jej burym kundelku, drapiąc go za uchem. Ten stary, choć wciąż energiczny pies od razu zaczął lizać moje dłonie. – Jak dzisiejszy dzień, pani Amando?
– Chujowo jak zawsze – machnęła ręką, a ja pokręciłem głową w rozbawieniu na jej, jak zwykle, niewyparzony język, nawet przy dzieciach. – Mów lepiej, co u ciebie, bo na pewno lepiej. Taki młody chłopak, jak ty, na pewno ma ciekawe życie.
– Mógłbym polemizować na ten temat. Przecież od dobrych dwóch tygodni widzę, jak pod blokiem miota się ten przystojny mężczyzna z drugiego końca ulicy – zaśmiałem się, poruszając figlarnie brwiami. Siwawa kobieta wybałuszyła oczy, odwracając głowę. Uśmiechnąłem się nikle. – To coś poważnego?
– Ja już jestem za stara na takie rzeczy – machnęła od niechcenia ręką.
– Nigdy na takie rzeczy nie jest za późno! – odparłem.
– Na jakie? – zainteresowała się pięcioletnia wnuczka sąsiadki. Dziewczynka o długich, rudawych warkoczach schowanych pod zieloną czapką patrzyła na mnie wielkimi, kasztanowymi ślepiami.
– Zrozumiesz jak dorośniesz – żachnąłem wymijająco, łaskocząc jej brzuch.
– Lou-eh, nie!
Roześmiała się, odsuwając ode mnie. Puściłem jej oczko, a gdy dziewczynka zachichotała, zaraz później uciekła, biegnąc w kierunku swojego rodzeństwa. Trójka jej braci próbowała wspiąć się na duże drzewo, rosnące obok apartamentu.
– Wróćmy do tematu! – ponaglałem, siadając na ławce obok Amandy.
– Ależ nie ma żadnego tematu, Louisie – pokręciła głową. – Pan Gustav jest naprawdę niezwykłym dżentelmenem i... jest seksowny w swojej elegancji!
– No to niech pani czasu nie traci!
– Oh, no wiesz co? Żebym to ja uganiała się za facetem? Mam swoje zasady! – ponownie zaśmiałem się.
– Czyli jest pani jedną z "tych" kobiet – uniosłem brwi w rozbawieniu. – Proszę mi wybaczyć, nie znam się na związkach składających się z mniej niż dwóch facetów! Sama pani wie...
– Oh, co u Harry'ego? – zapytała, momentalnie zmieniając temat. Czasem miałem wrażenie, że ta kobieta najchętniej adoptowałaby go, jeśli istniałaby taka możliwość.
– Dobrze. Jest cały, zdrowy... i śpi! – robiłem głupie miny mówiąc. – Czeka na pyszne, przeprosinowe śniadanie i może... może powinienem dołączyć do tego bukiet kwiatów? Harry zawsze uważał to za urocze.
– Co znowu przeskrobałeś? – zmrużyła lakonicznie brwi.
– Znowu? – spojrzałem w jej szare tęczówki, które przeszyły mnie na wylot, powodując niemalże dreszcze. – Co ten gówniarz po raz kolejny na mnie nagadał, że od razu takie rzeczy są mi narzucane?
– Nic mi tym razem nie mówił! – pokręciła głową, unosząc uspokajająco dłoń odzianą w bordową rękawiczkę. Nawet, gdy było bardziej niż ciepło nosiła te swoje eleganckie trzewiczki.
– Tym razem?
– Rozmawialiśmy wczoraj, gdy wracał z pracy. Ale nie wyglądał na przygnębionego, ani złego.
Prychnąłem. – Wiecznie mi dupę obrabia.
– Ty mu też.
– To co innego!
– Miłość jest skomplikowaną rzeczą – schowała swoje zawijające się, siwe włosy pod czarny beret. Pociągnęła nosem, wypuszczając z ust ciężki wdech. – Ale ta wasza jest nadzwyczaj czymś wprost pięknym. Więc zabieraj swój duży, gejowski zad i wio po jakieś ładne kwiatki.
– Zawsze trzeba podkreślić jak bardzo gejowski jestem? – uniosłem brew, odchodząc na parę kroków. – Ja przy Harrym to nic!
– Jego prześwitujące koszule i spodnie, w które nie zmieściłabym ręki... masz rację! – po tym zawołała swoje wnuki, gdy autobus przyjechał. – Miłego dnia, Louis!
– I nawzajem! – zawołałem, z uśmiechem i dobrym humorem wreszcie kierując się do cukierni, mając nadzieję, że wrócę nim chłopak się obudzi.
Wszedłem do mieszkania po cichu, nie wiedząc, sprawdzając czy Harry nie wybudził się czasem z krainy Morfeusza, choć nie było mnie... dłuższej chwili. Nie moja wina, że tak długo liberowałem nad czym, czy lepszy będzie bukiet białych lili, różowych gerberów, czy niebieskich mekonopsów. W końcu zdecydowałem się na tę ostatnią opcję. Po odebraniu jagodzianych bułek i dwóch papierowych kubków napełnionych pachnącą herbatą, brałem w płuca lżejsze oddechy. Ściągnąłem buty bez użycia rąk, zajętych podarunkami i zajrzałem do sypialni.
– Obudziłem cię? – spytałem ze skruchą, widząc wiercącego się kochanka. Harry przecierał oczy, kierując twarz w moją stronę.
Mimo tego, jak zaspany był, szybko rozchylił powieki, widząc obładowaną torbę w moich dłoniach i niemrawo podniósł się do siadu.
– To dla mnie? – przegryzł wargę z tym swoim infantylnym spojrzeniem.
– Bardzo dużo myślałem o tym, co mi powiedziałeś wczorajszej nocy – powoli zacząłem rozkładać rzeczy na łóżku. Po ułożeniu pustej torebki papierowej na materacu, przesunąłem jego łydki, siadając. – Naprawdę źle się poczułem z tymi... faktami, bo nie mogę powiedzieć, że to nieprawda, Harry. Przepraszam, że tak strasznie skiepściłem parę spraw, ale naprawię to! Mam tu śniadanie z naszego ulubionego miejsca i kwiaty – wyciągnąłem bukiet przed nos Harry'ego, robić maślane oczy i pół uśmiech.
– Są niebieskie?
– Są niebieskie, ponieważ moje oczy mają taki kolor i nie możesz zapomnieć o kochaniu mnie! No, weź je.
Brunet przez chwilę patrzył na mnie z nieukrywanym podziwem, w końcu pozwalając sobie na szeroki usmiech, ukazujacy głębokie dołeczki w policzkach.
– Kocham cię, Lou – wychrypiał swoim porannym głosem, dotykając kwiatów, kiedy je pochwycił.
– Ja ciebie też. Okropnie, bardzo, strasznie cię kocham – wtuliłem się w jego ciepłe ciało. – Ale teraz możesz już zjeść śniadanie. I wymyć się, bo troszkę śmierdzisz.
– Śmierdzę? – burknął, kładąc bukiet na etażerce. – Przypominam, że przez ciebie. Ledwo mogłem się ruszać.
– Wiem, przepraszam – powiedziałem szybko, zbyt szybko. Harry westchnął głośno, na początku chwytając jeden z kubków.
– Ja też cię muszę przeprosić – spojrzał na mnie skruszony. – Byłem wczoraj zmęczony i nie pamiętam wszystkiego, co powiedziałem, ale wiem, jak niewłaściwych słów użyłem. To brzmiało bardzo źle.
– Spokojnie, kochanie – uspokoiłem go. Spiłem z jego warg drobne westchnięcie. – Myślę, że nic nie dotarłoby do mnie, jeśli nie użyłbyś tak mocnych słów.
– Wciąż nie chodziło o to, by w jakikolwiek sposób cię zranić – zbliżył kubek do swoich ust, krzywiąc się. Przyłożył nos do swojego ramienia, wytykając język na wierzch, gdy na mnie spojrzał. – Rzeczywiście śmierdzę.
Zaśmiałem się, drapiąc go pod brodą.
– Jedz spokojnie, ja teraz zrobię pranie, być może wstawię kwiaty do wazonu, gdy znajdę gdzieś to piękne naczynie od Twojej mamy – zamyśliłem się. – Później będziesz mógł się wykąpać.
– Ale chwila, nie zjesz ze mną?
– Tak naprawdę nie mam apetytu – zmarszczyłem brwi, mrugając. – Wiesz, że nie potrafię nic w siebie wcisnąć o tak wczesnej porze. Zostawię na później.
– Jak chcesz – uśmiechnął się, głaszcząc mój policzek. – Nie musiałeś robic tego wszystkiego, wiesz? Wystarczyłoby zwykłe "przepraszam", bez niczego.
– To nie dałoby mi zbyt wielkiej satysfakcji – położyłem swoją mniejszą dłoń na jego, zmuszając do tego, by zatrzymał się palce na mojej twarzy dłuższą chwilę. – Mój narzeczony jest stworzony do adorowania.
– Kiedyś, jak już będę cię irytował lata po ślubie, nie bedzie ci się chciało robić tego wszystkiego – zmarszczył nos.
– Wtedy ty możesz dawać mi prezenty! – wyszczerzyłem się cynicznie, sięgając po poszewkę, która leżała pod łóżkiem. Musiałem klęknąć, by z trudem ją spod niego wyciągnąć. – A tymczasem sprężaj się. Ja dzisiaj zostaję w domu, gdy ty będziesz w pracy.
– Ale ty jesteś czasem wredny – zachichotał z ironią, co w moim mniemaniu było kompletnie urocze. – Dobre jest chociaż to, że mam tylko jakąś sesję, spotkanie i tyle.
– Te spotkania wcale nie są takie fajne – burknąłem, nagle poważniejąc. – Będę to wypominał po tej ostatniej akcji. Ten frajer nawet nie ukrywał tego, że usiłuje cię poderwać. Ale to by się nie stało, gdybyś mógł cały czas nosić pierścionek. Zmień może tego menagera, co?
– On jest dobry, Lou, nie zaczynaj znowu – wytknął język w moją stronę. – Jestem dorosły, potrafię dosadnie odmowić komuś, kto jest natrętny.
– Tak, wiem – zwijałem materiał w dłoniach. – Ale dlaczego nie możesz w końcu przyznać światu, że Harry Edward Styles nie jest już wcale taki Styles? To znaczy... jeszcze jest. Sam rozumiesz, cholera!
– Zawsze będzie ktoś, kto będzie pewny, że dam mu dupy, albo chociaż obciągne, Lou, bo taką mam pracę. Zmiana menagera nic nie da.
– Już dobrze. Tylko... Sam rozumiesz – przysiadłem jeszcze na chwilę obok niego. – Chciałbym najlepiej pochwalić się całemu światu, że tak wspaniały, piękny, mądry i popularny chłopiec powiedział mi sakramentalne "tak".
– Sakramentalne "tak" to ja wypowiem dopiero na ślubie – puścił mi oczko, biorąc dużego kęsa drożdżówki.
– Ale jedno już powiedziałeś – uniosłem palec wskazujący i machałem nim przed jego oczami. – A teraz zrobię pranie, zapisz ten dzień w kalendarzu. Mam nadzieję, że nasza pralka nie pójdzie z dymem.
– Ja także mam taką nadzieję, bo już raz spiepszyłeś nasz piekarnik, więc wszystko może się zdarzyć.
Czas mijał szybko. A już dwie godziny później Harry zbierał się do wyjścia. Skłaniałbym, mówisz, że cieszę się, iż mnie zostawia.
– Pamiętaj, że-
– Pamiętaj, że jeśli zbliży się do ciebie jakiś kolejny, nachalny idiota to masz mu dać cios między oczy od swojego narzeczonego – Harry przerwał mi, mówiąc na jednym tchu, gdy wiązał wiosenny szal wokół swoje szyi.
Przewróciłem na niego oczami.
– Chodziło mi o: pamiętaj żebyś uśmiechał się cały dzień, ale wiesz co? Nawet lubię tę wersję. Może być – pocałowałem mocno czoło chłopaka, gdy nachylił się nad moim fotelem, na którym siedziałem, przeglądając laptopa.
– Życzę miłego dnia, leniwa dupo – parsknął, na odchodne jeszcze przesyłając mi buziaka, nim wyszedł z mieszkania.
– Przecież nie jestem aż tak leniwy! – fuknąłem, zbierając papiery z moich kolan, by rzucić je na stół. Zamknąłem laptopa, odkładając rzeczy. – Co mógłbym zrobić, siedząc samemu w domu do godziny dziewiętnastej? – złapałem się za brodę. – Wcale nie muszę być sam!
Chwyciłem do ręki komórkę, aby po wejściu w kontakty odszukać numer do mojego przyjaciela, który odebrał po drugim sygnale.
– Halo?
– Siema fujaro! – ryknąłem od razu do słuchawki najgłośniej jak potrafiłem. – Czy teraz mój najlepszy kumpel ogłuchł? Jeśli tak, to niezbyt dobrze, bo potrzebuję osoby towarzyszącej, która ewentualnie kupiłaby dla mnie piwo. No, żyjesz tam, czy nie?
– Musiał mi wrócić słuch, bo na kilka sekund go straciłem przez ciebie, ty głupi kutasie – burknął Zayn. – Na co ci ja?
– Nudzi mi się. Powienieneś to wiedzieć, dzwonię do ciebie tylko w takich wypadkach, gdy nie mam nic do roboty i potrzebuję twojej czarnej, owłosionej dupy na mojej pięknej, pikowanej kanapie – cmoknąłem do telefonu. – To jak, przyjdziesz? Harry mnie zostawił i okropnie ubolewam nad tym faktem.
– Jesteście czasami obrzydliwi przez tę słodkość – zdegustował, okropnie przeciągając samogłoski. – Ale spoko, nie miałem na dzisiaj żadnych planów, więc będę za jakieś pół godziny.
– To super, naprawdę fajnie – uśmiechnąłem się lekko. – Wstąpisz do sklepu, czy ja teraz mam zrobić browarowe zakupy?
– Zajadę po drodze. Ty przygotuj jakieś przekąski – po tym, co powiedział, bezceremonialnie się rozłączył. Hmm, typowe.
– Przekąski? – spytałem sam siebie. – Z ciekawością przekonam się, czy w tym domu jest coś, co nie jest suszonymi owocami.
Na swoje szczeście, odnalałem daleko na tyłach jednej z wyższych szafek ukryte (z pewnością przede mną) chipsy, które z niemalże szyderczym uśmiechem nasypałem do miski, opróżniając całą paczkę jednym ruchem.
– Nudno, nudno, zbyt cicho – marudziłem, z miską w ręku sięgając po pilota, którym uruchomiłem wieżę. Mieszkanie zostało wypełnione przez dudniącą muzykę. Bardzo dudniącą. – Do kurwy! – wrzasnąłem, podskakując w miejscu, gdy wciskałem wszystkie przyciski, aż w końcu muzyka została ściszona. – Jebnę mu kiedyś za to, że nie ścisza tej pieprzonej muzyki przed wyłączeniem wieży – mruknąłem, pozostawiajac głośność na tak cichą, abym ja i Zayn słyszeli się, gdy już przyjdzie.
Rzuciłem swoim ciałem, niczym zwłokami na kanapę. Nienawidziłeś czasu oczekiwania, kiedy do roboty nie miałem zupełnie nic i po prostu... siedziałem, czekając na mojego kumpla, przy tym zdrapując opuszkami palców niewidzialny kurz ze stolika.
Ziewnąłem, przecierając oczy i dopiero teraz doszło do mnie, że faktycznie się nie wyspałem i dzisiaj będę zapewne odczuwał potrzebę pójścia spać wcześniej. W szczególności wypicia piwa to było bardzo prawdopodobne. Louis Tomlinson śpiący mniej niż siedem godzin, to nie Louis Tomlinson, zdecydowanie.
Myślami nie chciałem już wracać do poprzedniej nocy... łącznie z porankiem, ale to było cholernie trudne, gdy słowa Harry'ego odbijały się w moich uszach. Nieustannie. Dosłownie. Nawet po śniadaniu pełnym słodkości, przeprosinach, pocałunkach i błękitnych kwiatach stojących na blacie kuchennym.
Było coś ze mną nie tak. Żaden z moich znajomych nie odczuwał tak częstej i intensywnej chęci seksu jak ja, i do tej pory zbywałem ich, myśląc, że to oni są zazdrośni.
Często po prostu... dobra, to żenujące.
Często zwyczajnie Harry wracał do sypialni po swojej kąpieli i wieczornej rutynie. W samym ręczniku, wilgotnych włosach, których nigdy nie potrafił całkowicie wysuszyć i to... działo się.
Faktycznie, to nie jest jedna z normalnych rzeczy i i zaczynałem zmieniać się w jakiegoś nimfomana, o ile w ogóle w taki sposób można określić mężczyznę uzależnionego od seksu!
– Ale moje życie ssie – burknąłem sam do siebie, wisząc z głową poza kanapą. Zamrugałem, kiedy widok na prostokątny telewizor został zasłonięty czyimiś... kolanami?
– Zgadzam się – mulat skomentował moje poprzednie słowa, kładąc zgrzewkę piw na stoliku, nim usiadł obok mnie.
– Jestem żałosny – mimo krwi spływającej do resztek mojego mózgu, nie myślałem o zmienieniu pozycji nawet wtedy, gdy na moim brzuchu wylądowała zimna puszka piwa.
– Nie zaprzeczę z grzeczności.
– Zayn!
– Przecież się drocze, mały fiutku – klepnął mnie w łydkę. – Co się stało, że tak jęczysz? Pokłóciłeś się z Harrym, czy jak?
– Tak, chociaż z tym jest już dobrze – usiadłem w normalny sposób, otwierając piwo. – Jednak temat nie jest zamknięty, a... powód, przez który się posprzeczaliśmy jest, um, może śmieszny dla kogoś, ale dla mnie kompletnie obrzydliwy i nurtujący. Nie daje mi spokoju ta, ew, sprawa. Tak jakby.
– Ok... to brzmi poważnie. – Malik zmarszczył brwi w konsternacji, nim kontemplował. – O co chodzi w takim razie?
– No... to – stęknąłem. – Chodzi o rzecz, od której mogę być uzależniony? Chyba.
– Bierzesz?! – oczy Zayna wubałuszyły się, prawie wyskakując z orbit. Spojrzałem na jego śniadą twarz ze zdezorientowaniem.
– Nie! – zaprzeczałem automatycznie, obserwując jego spięte bruzdy na czole. – Nie, nie, nie. Oczywiście, że nie! To... coś innego? Tak.
– Znów palisz zbyt dużo? Oboje wiemy jak to denerwuje Harry'ego.
– To nie to, Zayn!
– Nie?
– Nie – zacisnąłem usta w cienką linie, upijając na raz pół puszki piwa. – To seks.
Sięgnąłem kciukiem do krawędzi mojej dolnej wargi i otarłem moje usta tam, gdzie zebrało się trochę piwnej piany. Chwyciłem za rąbek swojej czerwonej koszulki, uwydatniając w ten sposób swój brzuszek. Wytarłem usta w t-shirt, ściągając materiał w dół.
– Seks? – uniósł brew, emanując zaskoczonym jak nigdy tebrem głosu.
– Seks – świtowałem zachryple.
– Jesteś seksoholikiem? – dopytał niepewnie.
– Tak mi się kurwa wydaje – sarknąłem, przełykając alkohol.
– Ale... Śpisz tylko z Harrym, racja? – prawie obrzygałem się swoim piciem, gdy piwo zamiast do mojego żołądka chyba poleciało do moich płuc. Zacząłem się okropnie dusić przez słowa Malika.
– Nie wierzę, kurwa, że to powiedziałeś – spojrzałem na niego z nieukrywanym wyrzutem, kasłając pomiędzy sylabami słów. – Nie jestem jakimś zwierzęciem, do cholery!
– Na studiach przerabialiśmy ten temat – Zayn zmienił się w tego "poważnego Zayna", bowiem Malik ukończył studia psychologiczne i mógł się wymądrzyć. – Nie znasz zasady "zdobywania"? Seksoholik czuje nałogową potrzebę przelecenia nowej zdobyczy. W związku z tym, osoby uzależnione od seksu coraz częściej pragną się pieprzyć, najlepiej z kolejnymi partnerami, stale szukają okazji, by kogoś uwieść, mimo iż wiedzą, że skutkami takiego zachowania może być rozpad związku i rodziny, utrata pracy i szacunku otoczenia, a nawet zarażenie się chorobą przenoszoną drogą płciową. Seksoholik stara się możliwie szybko opuścić partnera. Często wstydzi się i ma poczucie winy, poza tym zachowania seksualne mogą wywoływać u niego poczucie dużej beznadziejności i osamotnienia. Czasem to nawet doprowadza do depresji.
– Przestań cytować mi podręcznik i gadaj jak człowiek! – wyprężyłem ciało, przecierając oczy. – Bo ten opis do mnie totalnie nie pasuje. Ja pragnę tylko Harry'ego.
– Nie jestem seksuologiem, palancie! Nie wywieraj na mnie presji! – trzepnął mnie w krocze, przez co zwinąłem się lekko. Na szczęście dla mojego członka nie zrobił tego mocno. – Więc może... hiperseksualizm?
– Że jak? – uniosłem brew. Poprawiłem swoją pozycję, siadając wygodnie z kolanami skierowanymi ku Zaynowi. Złączyłem dłonie, począwszy robić młynek z palców. – Nigdy nie słyszałem o tej, domyślam się, przypadłości. Na czym ona polega?
– Muszę zebrać myśli. Daj mi moment – uniósł palec wskazujący do góry, gdy już miałem się odezwać. Upił duży łyk piwa i oczyścił gardło chrząknięciem. – Ok, więc, um... Z tego, co mi wiadomo, hiperseksualność to wzmożony popęd seksualny i przymus zaspokajania go. O zaburzeniu można mówić, gdy związane z wysokim libido formy zachowań stają się destrukcyjne dla ich podmiotu lub jego otoczenia. U podłoża problemu leżą różnego rodzaju dolegliwości organiczne lub psychiczne, chyba. Ogólnie aktywność seksualna staje się dominującym sposobem na radzenie sobie z negatywnymi emocjami, a dopiero w dalszej kolejności stanowi źródło przyjemności. Czy to się zgadza?
– Um... – zamyśliłem się, na dłuższą chwilę odbiegając myślami gdzieś dalej.
Z przerażeniem zdałem sobie sprawę z tego, że kurwa, kilkukrotnie zdarzało mi się otępić mój zły humor z pracy chociażby ostrym seksem z Harrym. I nie była to jednorazowa sytuacja.
– Jestem najgorszym narzeczonym, jakiego Harry'ego mógł mieć – przyciągnąłem kolana do swojej klatki piersiowej. – Pieprzony hiperseksualista!
– Louis, nie wystawiaj sobie diagnozy, bo ani ty, ani ja nie jesteśmy seksuologami – próbował mnie uspokoić.
Westchnąłem, zgadzając się z nim skinięciem głowy. Patrzyłem na swoje odbicie lustrzane w plazmowym telewizorze, z nagle pustą głową. Czułem się wyprany z... wszystkiego.
– Dlatego musisz udać się do specjalisty. Dla dobra was obu, Lou.
– Przecież Harry nie może się dowiedzieć, że jestem jakiś popieprzony! – pokręciłem głową.
– Bo?
– Bo to odrażające? Zayn, to obrzydliwe, przyznaj to – schowałem policzek w dłoni.
– To nie jest obrzydliwe – powiedział obojętnie. – Masz po prostu problem, stary, a fakt, że masz na tyle jaj, by to przyznać to i tak już wielki krok!
– Muszę się napić – wyburkałem, zbliżając piwo do ust, chcąc zapomnieć jak najszybciej o tym wszystkim. – A może to wcale nie jest to? Może to nagły przypływ libido, ale to przejdzie?
– I przez nagły skok libido uważasz, że jesteś uzależniony? – parsknął. – Harry w takim razie powinien być zachwycony, stary.
– A nie jest.
– Właśnie – kiwnął głową, patrząc na mnie pokrzepiająco.
– Ale przecież umiem się kontrolować – wypchnąłem dolną wargę na przód. – Przemyślę to wszystko.
– Na twoim miejscu, tak dla pewności, pogadałbym jeszcze z Haroldem – stwierdził mulat, upijając łyk piwa bezalkoholowego.
– Boję się, Zayn. To dla mnie strasznie dziwna sytuacja – przełknąłem ślinę, a przy tym wielką gule żałości, stojącą w moim gardle.
– Nie masz się czego bać, Louis, od tego się nie umiera i jest na sto procent wyleczalne – poklepał mnie po barku.
– To brzmi jakbym był chory. Jestem chory? – oparłem głowę na jego ramieniu, pozwalając na objęcia z przyjacielem.
– Nie mogę tego stwierdzić, Lou. Musisz iść na badanie.
– Chcę to zrobić w szczególności dla Harry'ego – powiedziałem stanowczo, przylegając policzkiem do barku mulata. – Wiesz, że jest dla mnie ważniejszy niż cokolwiek innego w całym wszechświecie? Jest najważniejszy – podkreśliłem.
– Wiem, Louis. Kochasz go tak, jak chyba każdy chciałby być kochany i pomogę ci – powiedział szczerze, składając tym samym przysięgę. – Zawsze masz moje wsparcie.
– Dzięki – klepnąłem go po udzie. – Czuję się strasznie okrutny. Nie chcę tego...
***
Za oknami zaczęło robić się ciemno, kiedy wypiliśmy po dwóch piwach z moim przyjacielem, oglądając gówniane reality-show. Tak naprawdę oglądaliśmy ten program tylko po to, by obgadywać wszystkie postaci po kolei. Chyba tylko prawdziwi przyjaciele mnie teraz zrozumieją. Przed tym również poczytaliśmy w Internecie trochę o tym całym... hiperseksualiźmie. I z każdym kolejnym akapitem zaczynałem zasmucać się coraz bardziej, ponieważ... cholera, miałem wrażenie, że czytam swój opis!
– Nienawidzę ludzi, którzy mają tak zawyżone miemanie o własnej osobie – skomentował Zayn, podczas oglądania programu. – Pewnie między tymi udami zrośniętymi mięśniami i tłuszczem chowa się tak mały ptaszek, który gubi się w każdej dziupli.
– Boże, Malik – wybuchłem śmiechem, o mało nie wysypując z miski popcornu, który niedawno sobie zrobiliśmy. Zaczynałem powoli tęsknić za Harrym, w idealnym momencie, gdy jego powrót do domu zbliżał się hucznymi krokami.
– No co? Nie mam racji? – fuknął, szczypiąc mnie w stopę, którą usiłowałem zbliżyć do jego twarzy. – Przeważnie ci najwięksi "maczo" mają małe ptysie, zamiast kutasów.
– Ptysie?!
Ryknąłem śmiechem z głupoty mojego kumpla.
– W moich stronach często na kutasy się mówi "ptysie"! – odpowiedział. – I uważa się także, że im większe facet ma auto, tym mniejszego też fiuta. Nie licząc w tym mnie, bo moje auto jest ogromne tak samo jak mój kolega.
– Jesteś po prostu najgłupszym człowiekiem, jakiego mogłem poznać.
Kręciłem głową w rozbawieniu, słysząc, jak Harry wchodzi do mieszkania. Mój duch rozweselił się, gdzieś tam w środku mnie już lgnąc do przedsionka, którym wzdłuż kroczył mój ukochany. Patrzyłem w kierunku drzwi, w końcu widząc w nich ukochanego.
– No... Trochę się tu zasiedziałem. Cześć, Harry – Zayn machnął ręką do bruneta.
– Siemka, Zayn – uśmiechal się lecz mi, jako iż znałem Harry'ego bardziej niż samego siebie rzuciło się w oczy przygnębienie maskujące iskrzącą zieleń w jego spojrzeniu.
– Co się stało, kochanie? – od razu zmarwiłem się, łapiąc jego dłoń. – Ktoś ci dokuczył? Ktoś cię podrywał, wywiad poszedł źle? Coś z sesją?
– Potraktowali mnie jak totalnego pustaka, tylko dlatego, że jestem modelem – mruknął smutno. – Nie dawali mi praktycznie dojść do głosu i ciągle byli w denerwujący sposób uszczypliwi. Liam, mój menager, zauważył to i przerwał wywiad.
– Chuj im w dupę.
Uniosłem brwi na ton, jakiego użył Zayn, wymawiając te... ostre słowa, mimo że sam na końcu języka miałem przyszykowany już cały ciąg przekleństw.
– Skarbie... nie zamęczaj się tym. Nie smuć się przez tę bandę kretynów – odparłem łagodnie, patrząc na niego z dołu. – Nie są nawet warci rozmowy z tobą, nie potrafili wykorzystać kilku chwil z tak wartościową osobą to... ich strata! Nie przejmuj się tym, nie warto.
– Ja wiem, że to głupie, przejmować się takimi pierdołami. Jestem za stary na takie coś – zaśmiał się gorzko, a ja posłałem mu kojący uśmiech. – Ale to i tak boli.
– Zostawię was już samych. Napisała do mnie taka jedna... koleżanka. – Zayn schował telefon, zgarniając swoje dwie puszki ze stołu. – Wiesz, Louis. Pisz, dzwoń, a ty Harry, nie przejmuj się. Zmywam się, hej!
Brunet zmarszczył brwi w wyraźnej konsternacji, odprowadzając mulata wzrokiem do drzwi. Przełknąłem nerwowo ślinę
– Polubił się z kimś w pracy – wzruszyłem ramionami, gdy wysłał mi pytające spojrzenie. Jego brwi rozluźniły się, kiedy puścił moją dłoń i wsunął się na moje kolana z leniwym uśmiechem na twarzy, kładąc jedną z dłoni na moje ramię dla utrzymania stabilności.
– Nie bądź smutny – poprosiłem go, głaszcząc z czułością policzek chłopaka.
– Kiedy jesteś obok, nie czuję nic.
Wciągnąłem lekko powietrze, przegryzając dolną wargę i wykrzywiłem usta w uśmiechu.
– Za to ty jesteś spięty, kochanie.
– Ponieważ... – zacząłem, lecz w ostatniej chwili powstrzymałem się od wyznania Harry'emu, o czym rozmawiałem przez większość czasu z Zaynem. – Ponieważ za tobą tęskniłem.
– Więc rozluźnij się, bo już tu jestem – zachichotał, pocierając o siebie nasze nosy. Wskazującym palcem rysował po mojej dolnej wardze. – Co powiesz na jakąś kolację? Jestem dość głodny, wiesz?
– Ja się najadłem...
– Ta, widzę... – położył dłonie na moich barkach, masując mnie. Patrząc na puste miski, wykazał swoją odrazę do moich niezdrowych przekąsek poprzez wystawienie języka – ...świństwami. A potem płaczesz, że masz oponkę pod brzuszkiem!
– To wszystko przez Zayna. To nie moja wina, uwierz mi! – broniłem się. Harry zrobił minę zranionego pieska, drapiąc mnie za uchem. – Oh, no dobra, Harold. Dobrze, ty cholerny Lucyferze. Ty demonie! Ale ty gotujesz, a ja tylko ci troszkę pomogę, by nic nie zniszczyć, pasuje ci?
– A więc rusz ten boski tyłek i chodźmy! – zawołał wesoło, ciągnąc mnie gwałtownie za rękę. Chwilę stawiałem opór, ale zrezygnowałem, bo on i tak postawiłby na swoje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top