Rozdział 6:'but?'
Następnego dnia, koło godziny dwudziestej drugiej, wyszedłem na dach zapalić. Angel nie było, co trochę mnie zasmuciło. Chciałem ją właśnie zobaczyć na dachu, tak jak zawsze, ale... Właśnie. Czy jest jakieś 'ale'?
Usiadłem na swoim starym miejscu i wyciągnąłem papierosa z paczki, którego umieściłem między ustami. Chwyciłem za zapalniczkę i podpaliłem go. Zaciągnąłem się nikotyną, która ponownie i przyjemnie drażniła moje gardło. Było zimno, a ja nie wziąłem ze sobą żadnego koca, czy nawet bluzy. A że nie chciało mi się wracać do pokoju, siedziałem na tym dachu w krótkim rękawku, myśląc, że nikotyna w moim organizmie choć trochę mnie ogrzeje. Cóż, gówno prawda. Nic to nie dało.
- Nie zimno ci? - usłyszałem po chwili głoś Angel.
Spojrzałem w jej kierunku. W jednej ręce trzymała koc, a w drugiej dwa piwa.
- Nie przewróć się - zmieniłem temat.
- Możesz być o mnie spokojny, Liam - podeszła do mnie i podała mi piwa. - Potrzymaj - poleciła.Okryła nas kocem, przytulając się do mnie. Zabrała mi jedno piwo i otworzyła je. Upiła małego łyka i odetchnęła.
Również otworzyłem swoje piwo i upiłem łyka. No może dużo większego niż ona.
- Zimne - powiedziałem wyciągając język. Dziewczyna zaśmiała się, przez co moje serce zaczęło wariować.
Huston mamy problem. Halo, pomocy serce szaleje!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top