Rozdział 2:'Thanks'

Następnego dnia, kiedy tylko wróciłem do domu (czyli koło godziny dwudziestej pierwszej) udałem się na dach. Miałem nadzieję, że znajdę tam Angel. Nie to, że chciałem aby tam była, tylko... zresztą nieważne.

Ściągnąłem buty i rzuciłem je pod szafkę na przedpokoju. Nawet nie mówiąc 'dobry wieczór' moim rodzicom udałem się do swojego pokoju. Zabrałem jeszcze koc, bo jest cholernie zimno na zewnątrz, a Angel nie myśli o takich rzeczach. Wyszedłem przez okno i pierwsze co ujrzałem to dym papierosowy. Spojrzałem na całą jej sylwetkę. Miała na sobie cieniutki sweterek i czarne leginsy. Nie miała nawet skarpetek.

Westchnąłem i podszedłem do niej, po czym usiadłem, okrywając nas kocem.

- Nie było ci zimno? - spytałem, nawet nie licząc na odpowiedź.

- Po prostu zatraciłam się swoimi myślami i nie zauważyłam, że zrobiło się tak zimno - wzruszyła ramionami, wypuszczając dym z pomiędzy warg.

Sięgnąłem ręką do kieszeni spodni, aby wyciągnąć z niej paczkę papierosów. Z paczuszki wyciągnąłem jednego i umieściłem między wargami. Z drugiej kieszeni chciałem wyciągnąć zapalniczkę, albo chociaż zapałki, ale nic nie poczułem.

Cholera.

Ale w tym samym czasie, Angel wyciągnęła przede mnie zapalniczkę. Uśmiechnąłem się do niej i zapaliłem szluga. Oddałem jej zapaliczkę i zaciągnąłem się.

- Dziękuję.

- Nie ma za co - i znów zapadła cisza. Dopóki znów czegoś nie powiedziałem:

- Jak się czujesz? - przetarła ręką zmęczone oczy i westchnęła.

- Fizycznie okej, ale psychicznie rozdarta od środka.

***
Tak na dobry początek tygodnia 💕

Komentujcie i gwiazdkujcie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top