|Za tobą|

x Z góry przepraszam za jakieś błędy, ale dodaje to po skończeniu pisania, a nie chce dać wam dłużej czekać ^^Rozdział jest napisany na prawie 6k, więc życzę miłego czytania! 💜

Jungkook nie potrafił przyjąć do wiadomości, to co się stało. Czuł się, jak jakiś imbecyl, który nie potrafił upilnować młodego arystokraty w szpitalu. Nie rozumiał w jaki sposób udało się komukolwiek wyprowadzić stąd niezauważenie Taehyunga bez wzbudzenia niczyich podejrzeń. W ten widok mijających lekarzy przebłysnął w jego głowie i wszystko dzięki temu zaczęło się układać w jedną całość. Spojrzał na dwójkę zmartwionych dwudziestolatków, którzy po przeczytaniu przez niego wiadomości po prostu zamarli.

— Trzeba powiadomić o tym pana Kima — zwrócił się do dwójki, która spojrzała na niego z rozkojarzeniem w oczach.

— Boże — wydusił z siebie w końcu Jimin, który w zdenerwowaniu musiał usiąść na pustym łóżku, gdzie zaczął otwartą dłonią wachlować swoją gorącą twarz ze zdenerwowania. — Mój sen, jednak miał znaczenie, a ty mnie nie chciałeś słuchać! —  mówił pretensjonalnie wskazując palcem na zaskoczonego Seokjina.

— Ale ty nic mi nie mówiłeś —  odparł na swoją obronę, a jasnowłosy pokręcał przerażająco głową. 

— Mówiłem ci o tym, że ta dziewczyna mi się śniła, ale nie dałeś mi możliwości na rozmowę. Ona ostrzegała mnie przed tym, że może mu coś się stać jeśli nic nie zrobimy — mówił będąc kłębkiem nerwów.

— O czym on mówi? — pytał z niezrozumieniem ciemnowłosy ochroniarz, który dziwił się słowami Park Jimina.

— To był zły omen, a ja to tak zostawiłem. Taehyung umrze, a my będziemy.. 

—  Jimin, zamknij się! — podniósł w rozgniewaniu głos Seokjin, który nie mógł słuchać tych wszystkich bredni. — Taehyung został uprowadzony ze szpitala, więc zamiast płakać nad rozlanym mlekiem i wierzyć w głupie omeny zróbmy coś, żeby go odnaleźć — rzekł starając się być niekonfliktowy w obecnej sytuacji. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że jego mały przyjaciel naprawdę nie pomagał swoimi słowami. 

— A co my możemy zrobić? Wiesz, gdzie go szukać? — zapytał wstając na równe nogi, gdzie założył pod piersią swoje ręce czując się bezradnym. 

— Nie wiem, ale jakiś plan trzeba obmyśleć, co nie? — mówił sarkastycznie.

— Obydwoje się uspokójcie. Niczego nie wskóracie taką gadaniom — rzekł patrząc srogo na dwójkę przyjaciół, która przez jego ton opuściła żałośnie głowy. — Najlepiej będzie jeśli obydwoje nie będzie się do tego wtrącać. Nie chce, żeby i wam się coś stało. Ja powiadomię prezesa Kima i znajdę Taehyunga — oznajmił dwójce, która przeniosła na niego swoje rozanielone oczy. 

— Jesteś kozacki, panie Jeon — skomplementował go Seokjin.

— Tak. Masz odwagę — dodał Jimin, a Seokjin spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Odwagę? Mówi się, że ma jaja — poprawił go.

— Na jedno wychodzi — wywrócił oczami. — Panie Jeon.. znaczy się, Jungkook. — uśmiechnął się nieśmiało. — Niech pan uratuje naszego przyjaciela. Sprowadzi go całego i zdrowego do nas — dodał, a Jungkook przyglądał się w milczeniu chłopakowi.

— Zrobię wszystko, co w mojej mocy. Teraz wybaczcie, ale czas nas goni — mówił spokojnie, choć w środku cały buzował z emocji i obawy przed tym, co mogło grozić Taehyungowi. Musiał wszystko dobrze sobie zaplanować, jeśli miał uratować życie dwudziestolatkowi, zanim dojdzie do najgorszego.

Po wyjściu ochroniarza dwójka wymieniła się krótkimi spojrzeniami, gdy Seokjin mógł ujrzeć w oczach Jimina jakiś obłęd. Wiedział, że chłopak bardzo przeżywał swój sen, jednak nie wierzył w jego prawdziwość. 
— Jirae w moim śnie ukazała mi martwego Taehyunga.. Przeraża mnie, to co się teraz dzieje — mówił z lękiem.

— To był tylko sen, Jimin — pokręcił głową.

— Ale nie dziwi cię ta zbieżność? — zapytał przyglądając się przyjacielowi, który za wszelką cenę próbował unikać rozmów na temat zmarłej dziewczyny. — Ona mówiła, że jeszcze można pomóc Taehyungowi i jeśli niczego nie zrobimy, to skończy w taki sposób — opowiedział Seokjinowi, który za nic nie chciał przyjąć do wiadomości słów Jimina.

— Ta dziewczyna nie żyje, a to był tylko sen. Rozumiem, że czujesz się źle przez to milczenie, ale nie wspominaj więcej tego — westchnął ciężko, po czym udał się w stronę drzwi, gdy Jimin przyglądał się podejrzliwie przyjacielowi.

— Dlaczego ty tak bardzo się tego boisz? Dlaczego tak reagujesz na samo wspomnienie tej dziewczyny? — zapytał, tym samym zatrzymując Jina, który zacisnął swoje dłonie w irytacji. 

— Bo nie chce mieć z tym nic wspólnego — odrzekł z chłodem, a Jimin lękał się jego tonu.

— Wydaje mi się, że ty coś ukrywasz — szepnął z niepewnością w głosie, a Seokjin zacisnął swoje pulchne wargi oraz powieki chcąc wyprzeć się wszystkich obaw.

— Ja tylko chcę chronić Taehyunga, to wszystko. A powiedzenie mu o tej dziewczynie jedynie doprowadzi go szału albo do czegoś wręcz przeciwnego. Nie chce, aby powracał do nałogu, bo jak się załamie, to jak mu pomożemy? — zapytał z bezradnością, a Jimin spuścił swoje zasmucone oczy na podłogę.

— Podobno najlepsza jest najgorsza prawda od najpiękniejszego kłamstwa. Rozumiem, że chcesz go chronić. Ja również tego chcę, ale on powinien wiedzieć do czego się poczynił i... przyznać się policji — powiedział to, co uważał za słuszne. 

— I co jeszcze? — Seokjin spojrzał na niego z kpiną w oczach. — Niech nie wie nikt, a będziemy wszyscy mogli żyć w spokoju, a ty przestań już wspominać tą przeklętą sprawę i zajmij się uporządkowaniem swojego życia — poczuł go z srogością w głosie. —  Powinieneś pognać tego śmiecia Misooka, zanim zrobi ci prawdziwą krzywdę. A jeśli nie potrafisz tego zrobić, to sam go zajebie — mruknął z grozą w głosie.

— Mówiłem ci, żebyś się do tego nie wtrącał! Nie jesteś moją matką, żeby mnie umoralniać! — podniósł głos wstając ze swojego miejsca, gdzie podszedł do chłopaka. Stając z nim twarzą w twarz wiedział, że nie może mu ufać. — Wiem, że chcesz dobrze, ale sam sobie dam radę. Jednak nie chce mieć do czynienia z osobą, która ma coś za uszami i przez pieprzone dwa lata siedzi cicho z dupą! — wycedził między zębami patrząc z odrazą na przyjaciela. 

— Jimin!

— No co? Myślisz, że uwierzę w twoje słowa? Znamy się tak długo i wiem, kiedy kłamiesz, Jin. Ty coś ukrywasz i może chcesz chronić Taehyunga, ale nawet w imię przyjaźni przestępstwa nie powinno się ukrywać. Jeśli Taehyung popełnił przestępstwo będąc nietrzeźwym, to nic go nie usprawiedliwia. Ty to wiesz, ale nie rozumiem, dlaczego tak bardzo chcesz to przed nim ukryć. Ja osobiście nie potrafię patrzeć w lustro przez to milczenie i to jak pozwalam Misookowi siebie traktować —  szepnął ze łzami w oczach, które cisnęły się w jego oczach. —  Ale ja już nie mam siły żyć w taki sposób. Widzisz, co milczenie ze mną zrobiło? Jak dałem się zniszczyć w moim związku? — zapłakany wskazał na sobie palcem, a Jin patrzył na niego z bezradnością w oczach. — Więc zobacz, co możesz zrobić swoim milczeniem Taehyungowi! — wykrzyczał w niemocy, by zaraz opuścić salę szpitalną. 

— Jimin, czekaj! — zawołał za nim, gdzie bezsilnie oparł swoją drżącą dłoń o ściankę, po czym przyłożył drugą dłoń do swoich ust chcąc zapobiec płaczu, nad którym nie był w stanie zapanować. 
Czuł, że zawiódł swoich przyjaciół własną tchórzliwością chcąc zapomnieć o wszystkim, co jego oczy ujrzały tamtej nocy.

~

Jungkook udał się do firmy prezesa Kima, który prowadził w sali konferencyjnej ważne rozmowy. Wszedł bez pukania, gdzie oczy ważnych biznesmenów oraz samego prezesa przeniosły się na niego. 
— Panie Jeon, to bardzo ważne spotkanie. Nie można tak bez zapowiedzi wchodzić — rzekł surowo mężczyzna.

— Proszę wybaczyć, ale stało się coś bardzo poważnego i to nie może czekać — wyjaśnił ze spokojem mężczyźnie, który zaintrygowany jego słowami spojrzał na współpracowników.

— Proszę wybaczyć. Zaraz wrócę — zwrócił się do szanowanych mężczyzn, po czym podszedł do byłego pracownika, z którym udał się do wyjścia z sali konferencyjnej. — Niech pan mówi, co jest tak ważne — polecił ciemnowłosemu.

— Porwano Taehyunga i porywacze pozostawili ten list — wyjaśnił w skrócie podając oszołomionemu prezesowi list do dłoni. 

— Jak mogło do czegoś takiego dojść?! — zapytał ze zdenerwowaniem, po czym zaczął czytać list.

— Niestety, ale myślę, że porywaczami byli przebrani lekarze, którzy nie wzbudzili żadnych podejrzeń —  odpowiedział mu, a rozłoszczony prezes swoją pięścią uderzył Jungkooka, który w bólu zacisnął swoją szczękę nie chcąc okazywać przed mężczyzną jakichkolwiek emocji.

— Zostawiłem go pod pańską opieką i to pan jest temu winny! — podniósł w zdenerwowaniu głos. — Jeśli coś stanie się Taehyungowi, to zabije pana! — wycedził z gniewem, a Jeon po raz pierwszy mógł ujrzeć drugie oblicze prezesa, który mógł wzbudzać prawdziwy postrach wśród ludzi, jednak on nie zamierzał się go bać.

— Pragnę przypomnieć, że nie jestem już pańskim pracownikiem i nie muszę wykonywać takich pleceń. Zostałem przy Taehyungu z własnej woli, a że musiałem na chwilę odejść, to nie jest już moja wina. Zamiast się denerwować i wytkać mi błędy postarajmy się coś wymyśleć, żeby odbić pańskiego syna — rzekł niewzruszony, gdy prezes w zdenerwowaniu oddychał ciężko.

— Ja wiem, że to ten śmieć go porwał. Pewnie chciał mi po złości zrobić — mruknął, a Jeon spojrzał na niego ze zmieszaniem w oczach.

— O kim pan mówi? — uniósł brew. 

— O moim byłym przyjacielu. Dzisiaj się ze mną spotkał po kilku latach — odpowiedział mu. — Chodźmy lepiej do mojego gabinetu, to wszystko panu wyjaśnię. Panów również proszę — zwrócił się do ochroniarzy, którzy cały czas mu towarzyszyli. 
Wszyscy udali się do gabinetu prezesa, który zajął swoje miejsce patrząc na trójkę ochroniarzy. —  Mój przyjaciel ma pewne żale do mnie przez naszą przeszłość i mógł porwać Taehyunga chcąc mi dopiec — westchnął ciężko. 

— Trzeba wymyślić coś, żeby go odbić. Chcą pieniędzy, ale to może nie skończyć się tylko na tej sumie — rzekł z namysłem Jeon, gdy pozostała dwójka ochroniarzy przytaknęła twierdząco głowami na jego słowa.

— Mogą po otrzymaniu sumy żądać więcej, a pana Taehyunga i tak nie puszczą — dodał Byunsoo. — Możemy przepracować dokładnie całą sprawę, zanim dojdzie do wymiany. Lepiej być przygotowanym na taką ewentualność — rzekł w stronę prezesa, który słuchał z uwagą dwójki.

— Nie mamy zbyt wiele czasu na takie wymyślanie. Taehyung jest po zapaści i powinien teraz dochodzić do siebie. Chce, żeby jak najszybciej został sprowadzony — powiedział niespokojnie.

— To zrozumiałe. Ale ja mam już pewien plan — oznajmił brunet, na którego wszyscy spojrzeli zaintrygowani. — Jednak wasza dwójka będzie mi do tego potrzebna.. 

~

Następny dzień był bardzo kluczowym dniem dla Jungkooka, który prawie całą noc spędził w firmie prezesa Kima. Mężczyzna wraz z pozostałymi pracownikami pojechała do banku, aby przygotować tak dużą sumę pieniędzy, gdy on pojechał na swoje osiedle. 
Przeszedł nerwowo językiem po swoich zębach, gdy zatrzymał się niedaleko swojego mieszkania oczekując na przyjście jego przyjaciela. 
Był pewien obaw, jednak jeśli wszystko miało się udać, to równie jego wszystkie plany mogły w końcu się ziścić. Istniało w tym wszystkim również ryzyko, że może ktoś ucierpieć i nawet on poświęcał się dla dwudziestolatka. 

Być może, każdy z jego bliskich mógłby go mieć za szaleńca, jednak poświęcił wszystko dla swojej zemsty, nawet własne życie i nie mógł teraz pozwolić Kimowi odejść bez zaznania tego czego od samego początku dla niego pragnął. 
Spojrzał w bok, gdzie do środka wszedł Yoongi, który trzymał przy sobie czarną torbę. 
— Cieszę się, że szybko to załatwiłeś — powiedział z wdzięcznością wyciągając dłoń po torbę, której Min nie chciał mu wręczyć.

— Skoro prosiłeś mnie o załatwienie broni, to chociaż powiedz, po co ci ona? — uniósł brew oczekując na jakieś wyjaśnienia ze strony Jungkooka. Był pełen obaw, gdy jego przyjaciel poprosił go o coś takiego, tym bardziej znając jego złe intencje w stosunku do Kim Taehyunga.

— Chyba nie muszę ci się tłumaczyć — wywrócił mimowolnie oczami.

— U mnie nigdy nie musisz, ale w tej sytuacji jest to konieczne — oznajmił z powagą w oczach, a ciemnowłosy westchnął ciężko.

— Uprowadzono Taehyunga ze szpitala i muszę go uratować — wyznał szczerze, a Min przyglądał się mu nieufanie. 

— Czy to przypadkiem nie powinno być ci na korzyść? Przecież go nienawidzisz i teraz niby chcesz go ratować? — zapytał z niedowierzaniem, a Jeon odwrócił nerwowo wzrok nie chcąc tłumaczyć się przed przyjacielem, który chciał wiedzieć zbyt wiele. 

— Obiecałem mu, że go uratuję... Przed jego narzeczonym, ale również przed wszystkim, więc chce dotrzymać słowa. I nie pytaj dlaczego to robię, bo sam siebie nie rozumiem. Wiem, że powinienem cieszyć się jego nieszczęściem, ale nie potrafię — spojrzał z bezsilnością na Yoongiego. — Nie w taki sposób ma on otrzymać zadośćuczynienie. Tylko ja mogę go ukarać, nikt inny — uderzył pięścią w kierownicę, która wydała z siebie symboliczny dźwięk klaksony, gdy klatka piersiowa bruneta unosiła się niespokojnie.

— W takim razie... — zaczął Min, który położył na jego udach ciemną torbę, a węglowe tęczówki przyjaciela spojrzały na niego. — Czyń swoją powinność — dodał nie chcąc stawać jako zawada na drodze Jungkooka. — Tylko uważaj na siebie i nie daj się zabić — burknął krzyżując pod piersią ręce. — Wszyscy wiemy, jaki jesteś pochopny i nieobliczalny, ale pamiętaj, że to nie jest ring. Tutaj nie ma sędzi i rękawic do bicia. To jest broń i musisz się teraz nią wykazać — pouczył go.

— Zanim zostałem ochroniarzem przeszedłem specjalny kurs, więc nie wątp w moje umiejętności, Yoon —  odparł z delikatnym uśmiechem. — Poradzę sobie i uratuje tego rozpieszczonego dzieciaka — dodał z pewnością w głosie, a Min pokręcił głową wiedząc, że chłopak bywa czasem zbyt pewny siebie i nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to wszystko może być niebezpieczne. 

— Wiem, że nie zawiedziesz, ale mimo wszystko uważaj na siebie..

~

Oszałamiająca całe ciało lodowata woda wybudziła wpółprzytomnego blondyna, który zadrżał z zimna i lęku nie rozpoznając niczego wokół. Miał związane nadgarstki szorstkim sznurem, który drażnił jego wrażliwą skórę, a jego usta związane były jakąś szmatą. 
Panicznym wzrokiem rozejrzał się po ciemnym otoczeniu, które przypominało jakiś opuszczony magazyn. Dostrzegł palący się ogień w starych metalowych beczkach. Zmrużył swoje zamoczone oczy, by podnieść je na stojącą nad nim postacią w czarnej kominiarce. 
Wystraszony zająkał się nie mogąc wydusić z siebie, choć jednego słowa, gdy materiał szmatki wżynał się w kąciki jego ust sprawiając mu jedynie ból. 

Był wstrząśnięty pamiętając jedynie szpital i dwóch lekarzy, którzy pytali go o to, jak się czuje, a potem w jego nieuwadze czymś go uśpili. Zostając taki widok po otworzeniu oczu nie mógł być w ogóle spokojny. Wiercił się w proteście, gdy mężczyzna przykucnął przed nim, a jedyne co mógł u niego zobaczyć to jego ciemne oczy. 

— Nie denerwuj się dzieciaku. Zostało jeszcze kilka godzin do twojego sądu ostatecznego. Twoje życie zależy teraz od działań twojego ojca i przede wszystkim jego pieniędzy, których bardzo chcemy — rzekł w jego stronę z obłędem w oczach. Taehyung zmierzył go wściekłym wzrokiem mając ochotę napluć mu w twarz. 

— Ten pyskacz chyba chciałby ci coś powiedzieć — powiedział z rozbawieniem jego kolega, który podszedł do nich. Również jak ten pierwszy miał zakrytą twarz, przez co jasnowłosy nie był w stanie ich rozpoznać i zrozumieć z kim ma do czynienia. Spojrzał na to, co działo się za plecami mężczyzn, gdzie zebrana była jakaś hołota gangsterów, przez co odczuł wewnątrz prawdziwy lęk wiedząc, że ma do czynienia z prawdziwymi przestępcami i bezlitosnymi gangsterami, którzy nie bawią się jedynie pięściami, a bronią. 
Jeden z dwójki zsunął z jego ust szmatkę. — Lepiej bądź grzeczny jeśli chcesz pożyć. Szef nienawidzi krzykaczy — ostrzegł go, a Kim bez zastanowienia napluł mu w oczy, które jako jedyne mógł ujrzeć, przez co otrzymał silny cios w policzek od drugiego.  — Co za mały skurwiel! — syknął ścierając z oczu jego ślinę.

— Mała szmata! — warknął drugi ściskając w swojej dłoni jego policzki, przez co zacisnął w bólu swoje oczy. 

— Ciekawe, kto tu jest naprawdę szmatą — wysyczał w bólu jasnowłosy. — Pazerne kurwy! — krzyknął nie chcąc okazać przed nimi swojego strachu. Zostając ponownie uderzonym przez wściekłego mężczyznę stoczył się na bok, gdzie twardo uderzył drugim policzkiem w betonową nawierzchnię. 

— Zamknij mu jadaczkę — rzekł zamaskowany powstając na równe nogi, gdzie odszedł w stronę szefa. Kim mógł wpółprzytomnymi oczami dostrzec napakowanego mężczyznę, przy którym stał mężczyznę w ciemne masce, jednak z tej odległości nie był nawet w stanie dobrze mu się przyjrzeć. Lecz jego sylwetka i postawa wyglądała mu znajomo. 

— Nie! — podniósł głos, gdy mężczyzna przykładał do jego ust taśmę, którą bezlitośnie nakleił mu na usta. 

— Nie lubię bogatych i bezczelnych chłoptasiów z dobrych domów, którzy w takiej sytuacji próbują coś ci udowodnić — mówił trzymając z siłą jego podbródek. — Nikt się nie będzie przed tobą płaszczył, to ty powinieneś jakoś urozmaicić nam czas — rzekł z chłodem, a przez plecy chłopaka przeszedł dreszcz, tym bardziej po jego ostatnich słowach. — Jeśli twój tatuś spóźni się albo będzie czegoś próbował, to ty będziesz otrzymywał karę, a z chęcią będę pierwszą osobą, która będzie spuszczać  do twojego pyskatego ryja mocz, gdy wszyscy będą z ciebie zdzierać tą szpitalną piżamkę.. — po tych słowach zostawił leżącego bezbronnie Kima, który zamknął szczelnie swoje mokre od łez powieki chcąc wybudzić się z tego koszmaru. 

Błagał o to, aby jego ojciec nie działał nierozważnie i jakoś wyciągnął go z tego miejsca, lecz czy powrót do domu i koszmarnego życia z Dongseokiem był lepszy od tego w czym teraz się znalazł? Nie miało to zbyt dużego porównania. W tych dwóch miejscach był niewolnikiem, który nie ma prawa do słowa. 
Dlatego nie chciał wierzyć w ojca ani resztę zakłamanej rodziny Mirae, która chciała posłać go do grobu.
Chciał wierzyć w Jungkooka, który był jego jedyną nadzieją. 

~

Byunsoo wraz ze swoim kompanem opuścili pojazd prezesa, który pozostał w samochodzie niedaleko mostu, w którym miało dojść do wymiany. Razem udali się w stronę mostu trzymając w ręku dwie pełne walizki przygotowanej gotówki, którą pozostawić mieli na środku mostu, gdzie zobaczyli na drugim końcu ciemny pojazd bez rejestracji.
Mężczyzna postawił walizki, gdzie razem z drugim ochroniarzem wycofali się widząc zbliżających się trzech mężczyzn w kominiarkach.
Jeden z nich podszedł do walizek, które ostrożnie sprawdził.

— Tam są wszystkie pieniądze. Prosimy o oddanie pana Taehyunga — rzekł w ich stronę Byunsoo, a cała trójka spojrzała na niego kpiąco.

— To jest jedynie zaliczka. Druga połowa ma znaleźć się do jutra — oznajmił mężczyzna, który zamknął walizki, a pozostała dwójka wymierzyła w ich stronę broń, przez co ochroniarze unieśli bezbronnie swoje ręce.

— Nie taka była umowa! — krzyknął Byunsoo.

— Umowy się zmieniają, kiedy jest tego za mało! Jutro ma pojawić się druga połowa pieniędzy, a wtedy wasz prezes ujrzy syna — rzekł zaskakując dwójkę ochroniarzy, którzy musieli pozwolić trójce odejść w stronę ich samochodu. Stali przez dłuższą chwilę obserwując mężczyzn wchodzących do ich ciemnej furgonetki. Podnieśli wzrok na dach, gdzie ujrzeć mogli ciemną postać Jeon Jungkooka, który pozostał niezauważony przez trójkę mężczyzn. Dał znak dwójce ochroniarzy, którzy odeszli w stronę samochodu prezesa. 

— Panu Jeonowi się udało? — zapytał siedzący na tyłach prezes.

— Wśliznął się na dach i z pewnością uda mu się wyciągnąć pańskiego syna — odpowiedział mu Byunsoo.

— Myślę, że to jest za bardzo ryzykowane — pokręcił głową prezes, który bał się o los jego jedynego syna.

— Jungkook da nam znać, więc będziemy tutaj czekać na jego znak — rzekł chcąc uspokoić zmartwionego prezesa.

W tym samym czasie siedzący na dachu furgonetki Jungkook położył się na brzuchu, gdy pojazd skręcił w bunkier niedaleko mostu Incheon i zatrzymał się przed starym magazynem. Ześliznął się na tyły furgonetki, gdzie niezauważony przez mężczyzn przyglądał się im dyskretnie z rogu pojazdu. Widząc, jak obydwoje wchodząc do środka z walizkami wyciągnął ze swojej kieszeni broń, którą trzymał kurczowo udając się za nimi, niczym ich cień. 

Związany dwudziestolatek znalazł się na środku otaczających go zamaskowanych mężczyzn i głównego ich szefa, który jako jedyny nie zasłaniał swojej twarzy. Blondyn mógł ujrzeć bardzo dobrze jego twarz, którą zdobiło spore oparzenie na połowie twarzy, przez co wyglądał na naprawdę odrażającego w oczach Kima, który wolałby poddać się tysiącom operacji plastycznych, niż pozwolić sobie pokazywać się z taką twarzą.

— Na co on się tak patrzy? — pytał, a jego głos brzmiał nisko i przerażająco. 

— Chyba na twoją twarz, szefie — odpowiedział mu stojący obok niego chłopak, a jasnowłosy zmrużył swoje oczy słysząc dziwnie znajomy głos. Jednak nie miał czasu myśleć nad tym, gdy okazało się, iż szef gangu jest przewrażliwiony na wzmiankę o jego twarzy. Chwycił jego chuderlawe ciało, które unosiło się tylko przez siłę mężczyzny. 

— Nikt nie patrzy na moją twarz, mała dziwko! — warknął w jego twarz, a Kim pisnął wewnętrznie przez zaklejoną na jego twarzy taśmę, gdy poczuł na swojej skórze obrzydliwą ślinę mężczyzny mając ochotę zwrócić resztki swojego pustego żołądka. 

— Uważaj szefie, bo masz do czynienia z męskim odpowiednikiem sekutnicy i damulki — prychnął mężczyzna, a umięśniony gangster zbliżył do siebie Kima, którego polizał swoim językiem po prawym policzku, a Kim bez własnej woli czuł, jak z obrzydzenia robi mu się ciemno przed oczami. 

— Dobre mięsko — oznajmia, gdy chłopak bardziej blednieje. 

— Jesteśmy, szefie! — zawołał jeden z wchodzącej trójki, który trzymał walizkę z pieniędzmi. Taehyung został puszczony przez mężczyznę lądując twardo na ziemi, gdy szef gangu ruszył do walizki. 
Leżał bezsilnie na zimnej ziemi, gdy pozostali ucieszeni gotówką jego ojca. Oddychał niespokojnie, a czując jak ktoś podnosi go na równe nogi niepewnie spojrzał na osobnika w ciemnej masce i węglowych oczach, które wręcz od razu rozpoznał. Chciał zapłakać na jego widok, jednak został uciszony przez jego dłoń, którą przyłożył do jego zaklejonych ust. 

— Nie wydawaj z siebie żadnego dźwięku — rozkazał mu odklejając delikatnie z jego ust taśmę. — Wyciągnę cię stąd, ale musisz chociaż raz trzymać zamknięte usteczka — wyszeptał w jego stronę Jungkook, którego głos sprawił, że w kącikach oczu Kima pojawiły się łzy. Tak bardzo potrzebował usłyszenia mężczyzny i poczucia jego bezpieczeństwa, które stało się jego uzależnieniem. — Póki są zajęci liczeniem pieniędzy mamy czas na ucieczkę — powiedział odwiązując sznur na nadgarstkach chłopaka, który zaraz chwycił dłoń Kima splątując ze sobą ich palce. 

Jeon prowadził ich ku wyjściu, gdzie Taehyung przyglądał się z lękiem skupionemu mężczyźnie, który robił dla niego tak wiele. Nie dość, że wzbudził jego zaufanie, to jeszcze skradł całkiem jego serce, więc nie wiedział, jak po wyjściu z tej sytuacji i powrocie do domu poradzi sobie z dala od niego.
Obydwoje opuścili magazyn, gdzie musieli ruszyć w zapuszczoną drogę między krzewami i drzewami.
— J-Jungkook.. — szepnął z drżeniem w głosie, gdy w ciemności nocy węglowe tęczówki zwróciły się na jego osobę. 

— Tam są! — słysząc krzyki obydwoje spojrzeli w stronę biegnących w ich stronę mężczyzn. 

— Nie mamy czasu! — krzyknął szarpiąc za dłoń Kima, którego ciągnął w głąb ciemnej drogi. Jasnowłosy podążał biegiem za szybszym od niego brunetem, który przez całą drogę wlókł go za sobą, gdy on w szpitalnej piżamie bez żadnego obuwia czuł coraz większy ból ze zderzeniem z brudną ziemią i małymi kamyczkami. Jednak nie mógł narzekać i zatrzymywać się, gdy gonili za nimi prawdziwi przestępcy. — Szybciej, Tae! — podniósł głos brunet, który zauważył zwolnienie u młodszego.

— Nie m-mam s-siły — wysapał z trudem, gdy próbował dotrzymać krokom bruneta. 

— Musisz dać radę — powiedział, a słysząc wystrzał broni pochylił tułów Taehyunga, by własną bronią wycelować w ciemność. Nie mogąc dłużej zwlekać dalej ciągnął za sobą osłabionego chłopaka, z którym wybiegł z puszczy kierując się oświetloną drogę w stronę mostu. Taehyung obejrzał się za siebie, gdzie widział biegnących za nimi mężczyzn, a zapłakał głośno, gdy samochód zablokował im dojście do mostu. Zatrzymali się przed samochodem, z którego wysiadł szef gangu oraz jego towarzysz. Jeon obejrzał się zaraz za siebie, gdzie za nimi zatrzymała się reszta ludzi. 

— Zabić go! — rozkazał szef, a wszyscy na jego słowa wycelowali w dwójkę broń. Jeon zacisnął w zdenerwowaniu swoje usta rozglądając się dookoła osób, które ich otaczały.

— Lepiej dostosuj się do tego, co zrobię. Uciekaj i nie oglądaj się za mną — rzekł w stronę wystraszonego blondyna, który spojrzał na niego z lękiem obawiając się tego, co mogło teraz chodzić po głowie bruneta.

— Nie opuszczę cię — powiedział w jego stronę, gdy słone łzy moczyły jego policzki. 

— Będziesz musiał — westchnął. — Na ziemię! —  rozkazał mu, po czym ruszył w stronę szefa gangu, którego uderzył pięścią w twarzy i brutalnie chwycił za szyję, by z siłą uderzyć jego głową w boczną szybę pojazdu. Leżący na ziemi Taehyung zacisnął w stresie swoje oczy obawiając się tego, co się dzieje. Słyszał strzał i wybicie szyby, po czym niepewnie podniósł wzrok na Jungkooka, który okładał pięściami towarzysza szefa gangu, który swoją drogą ledwo podnosił się po zderzeniu z szybą. Jeon kopnął mężczyznę w klatkę piersiową, a przez jego kopnięcie wylądował na ulicy. 

Ciemnowłosy widząc biegnących w jego stronę kolejnych mężczyzn wycelował bronią w nogę jednego z nich, by przedostać się między nimi i chwycić leżącego Kima, którego z ciężkością i brakiem tchu podniósł na równe nogi. — Przejdź przez maskę samochodu i biegnij w stronę mostu. Tam będzie czekać twój ojciec — powiedział w stronę chłopaka, który pokręcił głową nie chcąc opuścić bruneta.

— Nie mogę cię tutaj zostawić, Gguk — powiedział patrząc na jego zakrwawione usta. Widział, że chłopak był zmęczony i oddychał ciężko, więc jak mógł pozostawić go samego przeciwko reszcie?

— Bardziej wadzisz, niż pomagasz! — podniósł na niego głos w zdenerwowaniu. — Idź! —  ponaglił go, po czym odszedł od niego, by zatrzymać mężczyzn i dać szansę Kimowi na ucieczkę. Jasnowłosy nie chcąc się mu sprzeciwiać biegł w stronę samochodu, gdzie wśliznął się na maskę samochodu, by przedostać się na drugą stronę. Zatrzymał się, gdy ktoś chwycił go za stopę i resztką sił wyrwał się przewracając na drugą stronę samochodu. Podniósł się z ziemi, gdzie wszedł na długi most, jednak oglądając się za siebie zauważył biegnącego za nim mężczyznę , przez co musiał wysilić się na bieg. 

Jungkook obrywając w plecy z każdej strony upadł na ziemię, gdzie został kopany przez czwórkę mężczyzn. Gdy opadł całkiem, a jego twarz znalazła się na zimnym chodniku nie mógł dostrzec  niczego przez cieknącą po jego oku krew. Otarł rękawem ciemnej kurtki krew, gdzie spod spodu samochodu mógł dostrzec, co działo się po drugiej stronie pojazdu. Widząc bose stopy Taehyunga i stojącego przy nim mężczyznę zacisnął swoje zęby, które pobrudzone były krwią. 
Krzyknął w furii, by podnieść się z ziemi i zamachnąć się na mężczyzn, których atakował serią uderzeń. Jednego po drugim atakował, jak w pojedynku na swoim ukochanym ringu. Jednak tym razem nie mógł przegrać, a w głowie wciąż i wciąż walczył tylko dla jednej osoby. — Taehyung.. — sapnął uderzając po raz ostatni opadającego na ziemię mężczyznę. 

Przeszedł przez drzwi samochodu, by wyjść po drugiej stronie, gdzie dostrzec mógł szarpiącego się Kima z dwójką mężczyzn. Ruszył w drogę widząc, że czeka go prawie połowa drogi.
Taehyung szarpał się z szefem gangu, który z siłą uderzył go w twarz, przez co wpadł na barierkę mostu.
— Idziesz z nami! — krzyknął chwytając go z siłą za szyję. 

— Pu-szczaj, paszte-cie! — wydusił nie mogąc złapać tchu, po czym resztkami sił uderzył swoją stopą jego krocze, przez co mężczyzna krzyknął w bólu popychając go w tył. Taehyung krzyknął w przerażeniu, gdy wypadł przez barierkę, a silna dłoń uchwyciła w ułamku sekundy jego dłoń. Zlękniony spojrzał w ciemną taflę wody, po czym przeniósł zapłakane oczy na trzymającego go Jungkooka, którego krew ociekła na jego policzek. — Jungkook, nie puszczaj mnie! — wykrzyczał w panice, a ciemnowłosy zacisnął swoje zęby próbując wciągnąć chłopaka. 

— Nie ruszać się! — krzyknął Byunsoo, który wymierzył w stronę dwójki mężczyzn broń, a słysząc dźwięk zbliżających się radiowozów obydwoje wymienili się krótkimi spojrzeniami. 

— To za mnie śmieciu! — wykrzyczał szef gangu, który bezlitośnie wypchnął Jeona za barierkę, tym samym wysyłając dwójkę na śmierć.

— Nie! — krzyknął w panice Byunsoo, który podbiegł ze swojej strony do barierki widząc, jak dwójka chłopaków wpadła do rzeki spojrzał z gniewem w stronę mężczyzny, który razem ze swoim towarzyszem wdali się w ucieczkę przed przyjazdem policji. 

Taehyung doświadczając przerażającego zimna pod głęboką wodą chwycił się za szyję nie mogąc złapać oddechu. Zimno przeszywało jego serce, gdy w panice próbował przedostać się na powierzchnię, a silny prąd wody ciągnął go w jakimś kierunku. 
Obraz przed jego oczami rozmazywał się przez brak tlenu. Powoli zamykał swoje powieki, gdzie dostrzec mógł zbliżającą się w jego stronę postać Jeona, który dopływając do niego chwycił go w pasie przyciągając do siebie. 
Odbierające myślenie ciśnienie doprowadzało dwudziestolatka do całkowitego zamknięcia oczu, lecz umieszczone wargi na jego ustach, które przywracały oddech nie pozwalały mu ich zamknąć. Uchylił powieki pod zimną wodą przyglądając się brunetowi, który czule objął jego policzek pomagając mu przetrwać te najtrudniejsze chwile, gdy on przyjmował na siebie oddech mężczyzny. 

Jeon odsunął się od jego warg i pociągnął w stronę powierzchni, do której ciężko było się dostać w tym paraliżującym zimnie. Jednak wśród ciężkiej walce wydostał się na powierzchnię trzymając przy sobie ledwo przytomnego Taehyunga. — Nie zasypiaj — powiedział w stronę chłopaka, który trzymał się go, jak koala gałęzi. Rozejrzał się po ciemności, która ich otaczała nie mogąc rozpoznać miejsca, do którego porwał ich nurt rzeki. 
Przepłynął drogę do lądu starając się nie dać porwać po raz kolejny wirowi, gdyż o tej porze nurt rzeki stawał się bardzo zdradliwy.
Dopływając do brzegu, jako pierwszego na ląd wydostał Taehyunga, który zaczął ciężko kasłać, po czym sam próbował przedostać się na bezpieczną część, jednak przez brak sił męczył się z tym. Otworzył szerzej swoje oczy, gdy zimne dłonie Taehyunga chwyciła za jego dłonie pomagając mu przedostać się bezpiecznie na ląd. Oddychał ciężko leżąc na zimnej trawie patrząc na taflę wody. — Dziękuje — powiedział zerkając w stronę trzęsącego się Taehyunga.

— T-to j-ja powinien ci d-dziękować — powiedział, gdy nawet jego głos drżał z zimna. — Uratowałeś mnie — spojrzał na niego z wdzięcznością. 

— Dodam do swoich osiągnięć tytuł "Jumping, bunny" — pokręcił w rozbawieniu głową opadając z braku sił.  

— Chyba szalony królik, bo t-to co zrobiłeś było szalone — przyznał pocierając dłońmi swoje ramiona chcąc, choć trochę rozgrzać swoje ciało, jednak nie było to łatwe mając na sobie przemoczone ubrania. — Ż-żyjemy, ale umrzemy z z-zimna — wydusił, a Jeon podniósł się do siadu.

— Nie umrzemy. Musimy tylko wiedzieć, gdzie jesteśmy i zadzwonić po pomoc — powiedział w stronę jasnowłosego, który nie miał nawet sił, żeby wstać. — Wstawaj, Tae — podniósł się na równe nogi, gdzie podał chłopakowi dłoń. 

— Idź sam. J-ja nie mam sił iść — wyszeptał.

— To nie jest prośba. To rozkaz — rzekł srogo, a Kim niechętnie chwycił za jego dłoń wykrzywiając się w bólu, gdy jego poranione bose stopy dały o sobie znać. — Ruszajmy. Może znajdziemy jakiś dom, gdzie ktoś użyczy nam ciepłych ubrań — powiedział z nadzieją w głosie czując, że sam zaraz zamarznie.

— Mówią, że seks rozgrzewa — powiedział krocząc śladami bruneta, który zatrzymał się i odwrócił w jego stronę piorunując go spojrzeniem.

— Ty lepiej się na ten temat nie wypowiadaj — mruknął, a Kim zmrużył w niezrozumieniu swoje brwi. — Ostatnio dałeś popis — dodał odwracając się do niego plecami, gdzie ruszył dalej. 

— Że ja? N-niby kiedy? — zapytał nie mogąc zapanować nad drżeniem sinych warg.

— Skoro o to pytasz, to znaczy, że nie pamiętasz. Nie jest mi wygodnie o tym mówić, więc sam sobie przypomnij — burknął, gdy Kim myślał nad jego słowami. — I teraz o tym nie myśl. Wtedy byłeś nieźle wypity i... otwarty — dodał zauważając, że chłopak głowi się nad tym. 

— B-Byłoby łatwiej, gdybyś powiedział.. —  westchnął. — Poza tym, rzuciłem tym t-tematem tylko dlatego, że n-nie jest mi dobrze drżeć przy tobie, jak jakaś pizda — mruknął cały czas trzymając oplątane ręce wokół swoich ramion. 

— Byłeś w szpitalu i jesteś bardziej ode mnie osłabiony, więc nie bądź dla siebie taki krytyczny — rzekł ze spokojem w głosie, gdzie zatrzymał się i odwrócił w stronę Kima, który przez swoją nieuwagę wpadł w niego. Podniósł swoje oczy na twarz bruneta, gdzie dostrzec mógł spory siniak i przeciętą wargę. Niepewne opuszki palców umiejscowił na policzku ciemnowłosego, którego mokra i przydługawa grzywa przylegała do jego twarzy. 

— B-byłoby łatwiej, gdybyś nie był tajemniczy i powiedział, co takiego zrobiłem — wyszeptał spoglądając w jego ciemne oczy.

— To nie jest teraz ważne — oznajmił spokojnie.

— Chociaż powiedz, czy to było złe.. To wtedy cię przeproszę — powiedział, a widząc rozkwitający uśmiech na ustach chłopaka, który objął delikatnie jego podbródek poczuł się naprawdę zmieszany.

— Skłamałbym, gdybym powiedział, że było to złe — wyszeptał tuż przy jego sinych wargach. — Bo cokolwiek ty zrobisz zawsze czynisz taką chwilę wyjątkową — dodał pieszcząc chłopca, choć trochę swym gorącym oddechem. 

— Jestem chujowym człowiekiem i w-wiele osób skrzywdziłem, a-ale ciebie nie m-mógłbym — wyznał pieszcząc policzek mężczyzny.

— Jesteś tego pewien? — uniósł zadziornie brew, a młodszy przytaknął głową, po czym Jeon przysunął swoje usta do ucha chłopaka. — A ja myślę, że ty jesteś w stanie najbardziej mnie skrzywdzić i nawet mogłeś już to zrobić — wychrypiał przechwytując opadające ciało chłopaka. Otworzył szerzej swoje oczy przykucając i przytrzymując Kima, który oddychał ciężko. — Wszystko w porządku? — zapytał badając wzrokiem jego twarz, gdzie dotknął dłonią jego gorącego czoła. 

— N-nie czuje nóg — wyszeptał słabo, a Jeon spojrzał na jego skaleczone stopy. 

— Masz gorączkę. Zabiorę cię stąd i ocalę, jak obiecałem.. — rzekł podnosząc blondyna samemu będąc na skraju wykończenia. 

— A-ale miałeś przed nimi.. — wymajaczył, a Jeon zatrzymał się napięcie, gdy na jego drodze stanęła dwójka mężczyzn, przez których chłopak cały się spiął starając się zachować przed Kimem pozory i nie denerwować go kolejnymi problemami.

— Bądź spokojny. Za tobą skoczę w sam ogień i ocalę cię.. 

~

Witajcie ^^

Bardzo ciężko pisało mi się ten rozdział, ale udało się i mam nadzieję, że się podobał ^^
Z pewnością jeszcze sporo przed nami, jednak w przyszłym tygodniu doczekacie się zakończenia pierwszej części^^ 
Nie wiem, jak się wyrobię z tym.. Może wydam jeden długi rozdział albo uda mi się dodać normalnie dwa, ponieważ mam sporo do zrobienia przy Pokusie. Zakładki ruszyły już w drogę i dodatkowy bonusik ode mnie również ^^ Nie mogę się doczekać papierowej wersji i z pewnością do Cień Zemsty pierwsza część wyjdzie na papier w czerwcu! ^^ 

Co do rozdziału. Spodziewaliście się, że nasz Jin przez cały czas coś ukrywał? 
Jungkook jak na chłopaka nienawidzącego Taehyunga naprawdę wiele dla niego robi i poświęca się dla niego ^^
Jeśli chodzi o to, co wydarzyło się podczas pijackiej nocy Taehyunga, to otrzymacie opis tego ^^ A może macie jakieś prośby, co do ostatnich rozdziałów i chcecie jakieś części opis? Piszcie w razie czego ^^
Do zobaczenia w poniedziałek! 

Zostawcie po sobie:

Głosy i Komentarze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top