|Twój cień|

~Witajcie i wybaczcie za spóźnienie 😅

Ciemnowłosy chłopak oderwał swoje oczy z budynku, by przenieść je w stronę wejścia, gdzie wiele osób się cały czas przez nie przemieszczało. Wyczuwając wyraźne wibracje w swojej kieszeni, wyciągnął telefon, gdzie ujrzeć mógł na wyświetlaczu imię swojego przyjaciela Yoongiego.
— Słucham? — odezwał się od razu po odebraniu połączenia.

— Gdzie jesteś? — zapytał od razu Min.

— Przed szpitalem. Chcę zobaczyć się z Taehyungiem — odpowiedział mu, gdzie odwrócił się plecami w stronę budynku, by wlepić swoje oczy w przechodnich i wciąż przejeżdżające samochody. — Wiem, że jego ojciec będzie próbował mi to uniemożliwić, ale mam tylko dwa dni, aby go spotkać i zabrać od prezesa — powiedział z ciężkością w głosie, gdzie przeczesał nerwowo palcami swoje ciemne włosy, na które padało słońce.

— Rozumiem, ale w tej chwili potrzebujemy cię z Jiminem — rzekł z powagą w głosie chłopak, a brwi Jeona zmarszczyły się w niezrozumieniu.

— Do czego? — zapytał.

— Chciałeś przeszukać las niedaleko tej autostrady, więc przyda nam się twoja pomoc. To jest spory teren — odpowiedział, a Jungkook zagryzł się na dolnej wardze.

— Poczekajcie z tym. Pierw zajmę się Taehyungiem i spróbuję go przekonać do tego, aby został u pewnej osoby do czasu, aż nie wyjdę. Chcę mieć pewność, że nic mu nie będzie — rzekł z opanowaniem w głosie.

— No dobrze. To daj znać jak z nim porozmawi... Co? — chłopak przerwał, zwracając się do Jimina, który coś mu szeptał. — Jungkook pośpiesz się lepiej. Jimin mówi, że dzwonił do niego Jin i powiedział, że widział jak Taehyung opuszczał szpital z ojcem i jego ochroną — poinformował go Min, a zdezorientowany brunet, odwrócił się w stronę drzwi szpitala, gdzie ujrzeć mógł przed pojazdem prezesa Kima.

— Kurwa — syknął, rozłączając się szybko i chowając telefon do kieszeni spodni. Pobiegł szybko w stronę pojazdu, gdzie widzący go prezes, otworzył w zaskoczeniu swoje oczy.

— Zatrzymajcie go — zwrócił się do swojej ochrony.

 — Niech pan poczeka! — zawołał, jednak prezes bez wahania wsiadł do pojazdu, gdzie znajdował się Taehyung, który patrzył zza ciemnych okularów w boczną szybę bez żadnych emocji. Uczucie smutku sprawiało, że chciało mu się płakać, a przez to zagryzł się na swojej drżącej wardze.

— Jedź — rzekł prezes do kierowcy, który odpalił samochód, by wyjechać z terenu szpitala. Próbujący zatrzymać samochód Jungkook, został zatrzymany przez ochroniarzy prezesa, którym starał się wyrwać.

— Odpierdolcie się! — warknął, wyrywając się, gdzie chwycił jednego z nich za szyję i uderzył pięścią w policzek, przez co mężczyzna wpadł prosto w przechodzących ludzi, którzy zaczęli krzyczeć, widząc bójkę. Jungkook zamachnął się na drugiego ochroniarza, którego pchnął na stojącą szklaną tablicę ogłoszeniową, a widząc, że pojazd prezesa zniknął z zasięgu jego wzroku, przeklął głośno. Rozjuszony podszedł do krwawiącego ochroniarza, którego chwycił za kołnierz koszuli. — Gdzie go zabrał?! — zapytał unoszącym głosem.

— Nic ci nie powiem — pokręcił głową, gdy zdenerwowany Jeon potrząsał nim.

— Mów! — brutalnie uderzył jego głową w szkło, na którym pojawiły się delikatnie pęknięcia. — Gdzie prezes zabrał Taehyung?! — powtórzył, nie chcąc słyszeć odmowy. — Kiedyś nawet się lubiliśmy Byunsoo. Wiem, że się mną rozczarowałeś, ale błagam... Powiedz mi, gdzie prezes zabrał Taehyunga, błagam! — podniósł bezradnie głos, czując, że za chwilę oszaleje, jeśli nie dowie się, gdzie jest Taehyung. Zakrwawiony mężczyzna spojrzał niepewnie na bruneta, widząc w jego oczach zdeterminowanie.

— Pojechali na lotnisko. Prezes chce wysłać go na wyspę Jeju, aby tam był bezpieczny — powiedział, a ciężko oddychający brunet puścił chłopaka.

— Na wyspę Jeju? — zapytał, a chłopak przytaknął głowę, gdzie otarł rękawem swoje usta.

— Ma z nim być pan Dongseok — dodał, a ciemnowłosy otworzył w zaskoczeniu szerzej swoje oczy.

— Przecież ten śmieć może go skrzywdzić, co sobie prezes Kim myśli?! — warknął zdenerwowany, gdy nie mógł pojąć podejścia prezesa, który najwidoczniej wciąż chciał wcisnąć Taehyungowi tego chłopaka.

— Nie wiem, ale chce mieć pana Taehyunga pod kontrolą i nic go od tego już nie odwiedzie. Lepiej sobie odpuść, Jungkook — rzekł, patrząc w rozgniewane oczy Jeona. — Pan Taehyung nie czuje się najlepiej...

— Nie odpuszczę.. Nie mogę go zostawić samego — pokręcił głową, gdzie zdesperowany pobiegł do samochodu, który użyczył mu Yonho. Nie mógł pozwolić wyjechać Taehyungowi i zostawiać go z Dongseokiem, który mógł go skrzywdzić, tym bardziej że dwudziestolatek nie czuł się najlepiej. 

~

Przechodzący przez budynek lotniska prezes wraz ze swoim synem oraz Dongseokiem udali się w stronę odprawy, gdzie czekała na nich młoda dziewczyna.
— Wszystko załatwiłaś? — zapytał Woojoon.

— Oczywiście. Rzeczy pana Taehyunga oraz Dongseoka zostały już zabrane na pokład — odpowiedziała mężczyźnie, a jasnowłosy chłopak spojrzał ukradkiem na dziewczynę, którą kiedyś spotkał w windzie, gdy był razem z Jungkookiem w firmie ojca. Im dłużej się przyglądał dziewczynie, tym bardziej wydawała się mu znajoma.

— Cieszę się, Seugil. Jesteś niezawodna — uśmiechnął się w zadowoleniu prezes, a dziewczyna podeszła do Dongseoka, wręczając mu do rąk dwa bilety.

— K-Kiedy będę mógł wrócić? — zapytał niepewnie Taehyung, spoglądając na swojego ojca, który obdarzył go spojrzeniem.

— Kiedy uznam, że jesteś gotowy — odpowiedział wprost, a jasnowłosy zagryzł się w zdenerwowaniu na dolnej wardze, spoglądając nieufnie na zadowolonego Dongseoka, którego obecność go stresowała. Rozglądał się nerwowo po wnętrzu, czując niepokój. Obawa przed kobietą, która wciąż nie pozostawała schwytana przez policje, sprawiała, że nie czuł się nigdzie bezpieczny. Nie chciał nigdzie lecieć, po prostu bał się tego, co może go czekać. — No idźcie już. Już wpuszczają na pokład. Dongseok informuj mnie o wszystkim — rzekł, patrząc na dwójkę.

— Będę, ojcze — rzekł z opanowaniem chłopak, który objął w pasie Taehyunga sprawiając tym samym, że ciało chłopaka spięło się przez jego dotyk. — Chodźmy — spojrzał na spiętego chłopaka,  którego oczy zaszkliły się przez zbierające łzy, gdy niepewnie patrzył na ojca. Jego oddech zwolnił, a skóra zaczęła niespodziewanie pocić, kiedy skurcze w jego brzuchu zaczęły się nasilać przez cały stres, który wręcz go pożerał. Wyrwał się z objęcia Dongseoka, gdzie rozpłakał się w strachu, podchodząc do zmieszanego ojca.

— Tato, proszę.. J-Ja nie chce jechać — powiedział depresyjnie przez płacz, którego nie był w stanie powstrzymać. Jego drżące dłonie spoczęły na klatce piersiowej ojca, gdzie swoim zachowaniem zwracał uwagę przechodnich ludzi śpieszących na swój lot. — P-Proszę... Nie chcę jechać — dodał, a zdenerwowany prezes spoglądał na ludzi i na zapłakanego syna, który według niego postanowił odstawić przed ludźmi przedstawienie.

— Zabierz go, Dongseok — zwrócił się do chłopaka, który przytaknął głową, chwytając za rękę Taehyunga.

— Puszczaj mnie! — podniósł głos, wyrywając swoją rękę.

 — Taehyung nie rób scen! — krzyknął prezes, który zaczął tracić cierpliwość do chłopaka.

— Odpierz się ode mnie! — krzyknął chłopak, tracąc w tym całym szaleństwie samego siebie, gdzie pobiegł w stronę wyjścia. Mężczyzna chwycił za jego rękę, jednak dwudziestolatek wyśliznął się mu, przez co razem z Dongseokiem musieli pobiec za nim.

Taehyung wybiegając na zewnątrz, zatrzymał się w miejscu, oddychając niespokojnie i rozglądając się w panice na wszystkie strony. Dostrzegając w tłumie swoją matkę, ruszył w jej stronę.
— Mama?! — zawołał za kobietą, która szybko oddalała się od niego. Zatrzymał się ponownie, chwytając w okolice serca, które pobolewało. Łzy sunęły się po jego policzkach, a serce zamarło, gdy ujrzał idącą brunetkę w długich włosach. — J-Jirae? — szepnął, ruszając za dziewczyną, gdzie ponownie się zatrzymał, gdy owa postać się oddaliła.
Prezes wraz z Dongseokiem, zatrzymali się w zaskoczeniu, widząc, jak Taehyung samotnie na placu nawołuje kogoś i zachowuje się jak oszalały.

Zrozpaczony dwudziestolatek upadł na swoje kolana, chowając twarz w dłoniach, gdy głośno i żałośnie płakał. — J-Ja nie chciałem i-ich zabić — zapłakał, a prezes wraz z Dongseokiem podeszli do niego.

— Podnieś go, Dongseok — rzekł prezes, który wyciągnął potrzebne strzykawki. — Lekarz dał mi je, jeśli znowu będzie miał atak. Trzeba mu je szybko podać — dodał, a Dongseok chwycił chłopaka, podnosząc go na równe nogi, w czym pomóc nie chciał opierający się dwudziestolatek.

— Zostawcie mnie! — wykrzyczał z ostatkami sił, gdy Dongseok przytrzymywał jego ramiona.

— To dla twojego dobra, Taehyung — rzekł prezes, który próbował wcisnąć chłopakowi lek, jednak nie było to lada wyzwaniem. Gdy udało się mu wbić igłę i wcisnąć lek w rękę chłopaka, ten szybko się wyrwał, nie zważając na ból po ukłuciu.

— N-Nie będziesz tego robił! Z-Zabiłem je.. Nie mam prawa żyć, nie rozumiesz?! — krzyknął, wyrywając się Dongseokowi, który oberwał pazurami chłopaka w swoją twarz, przez co automatycznie chwycił się za podrapany policzek.

— Ty mały suk..

— Dongseok! — krzyknął prezes, widząc, do czego zmierza chłopak. — Taehyung, chodź tutaj — rzekł, starając się być spokojnym do rozjuszonego chłopaka.

— Z-Zostaw mnie — szepnął słabo, czując, jak kręci się mu w głowie. Odwrócił się od ojca i rozzłoszczonego Dongseoka, gdzie ruszył chwiejnymi krokami tam, gdzie po raz ostatni widział swoją matkę i Jirae. Jednak tracąc czucie w nogach przez ogarniający go spokój, zachwiał się, przewracając się w przód, a wystraszony prezes otworzył szerzej oczy.

— Taehyung! 

— Mam cię — silne ręce mężczyzny przechwytujące Taehyunga i ratujące go przed upadkiem sprawiły, że jego znajomy głos przedostał się do uszu dwudziestolatka. Dłonie chłopaka trzymające za jego ramiona dawały mu odczuć to upragnione uczucie bezpieczeństwa, a jego zapłakane oczu uniosły się na tę twarz, którą tak upragnienie pragnął zobaczyć. Nie potrafił kontrolować łez, gdy ciemne oczy Jungkooka patrzyły ze smutkiem w te jego.

— J-Jungkook — zaszlochał słabo, gdzie bezwładnie przywarł swój policzek jego piersi, a mężczyzna otulił go swoimi ramionami.

— Już jesteś bezpieczny, kochanie — powiedział, zaciskając swoje powieki, gdy nie potrafił powstrzymać cisnących się do oczu łez, przez widok stanu, w jakim był Taehyung. — Nikt cię nigdzie nie zabierze — dodał, czując, jak ciało młodszego drży w jego objęciach.

Prezes Kim wraz z Dongseokiem patrzyli z gniewem na nieproszonego Jeon Jungkooka, który pojawił się tutaj niczym bohater. Woojoon w zdenerwowaniu zacisnął swoje dłonie oraz szczękę, gdy widok jego syna z byłym pracownikiem był dla niego nie do zniesienia.
— Odejdź od mojego syna i zostaw go w końcu w spokoju! — krzyknął zdenerwowany prezes, który ruszył w stronę dwójki, a ciemne oczy Jeona uniosły się zza ramienia Taehyunga, patrząc groźnie w stronę zmierzającego mężczyzny.

— N-Nie pozwól, ż-żeby mnie zabrał — wyszeptał z drżeniem w głosie Taehyung, który zaciskał słabo swoje palce na koszulce bruneta, gdy jego powieki stawały się coraz cięższe.

— Nie bój się. Nigdzie cię nie zabierze — zapewnił go, jednak chłopak nie był w stanie usłyszeć jego słów zapewnienia, gdyż w ułamku sekundy stracił przytomność. — Tae — Jungkook szybko go przechwycił, nie chcąc, aby coś się stało dwudziestolatkowi. Zdeterminowany i pewny odebrania chłopaka z rąk ograniczającego ojca, uniósł go, trzymając w swoich ramionach, gdzie bezwładna głowa Taehyunga, była delikatnie pochylona w dół. Jungkook spojrzał w oczy prezesa, który zatrzymał się naprzeciw nich. — Wiem, że miałem nie zbliżać się do twojego syna, jednak kocham go i nie pozwolę na to, żebyś robił cokolwiek wbrew jego woli. Nie będziesz wykorzystywał swojej władzy na nim, gdy nie jest w stanie powiedzieć nie. Daj nam odejść albo wolisz, aby przebiegło to wszystko bardziej drastycznie, prezesie Kim — rzekł z chłodem ciemnowłosy, a prezes spojrzał niepewnie na nieprzytomnego chłopaka, w ramionach Jeona.

— Miałeś zniknąć i zostawić mojego syna — syknął w gniewie.

— Chciałem go chronić przed samym sobą i tego będę się trzymał, jednak zrozumiałem, że również muszę go chronić przed panem — rzekł z pewnością w oczach.

— Bezczelny — warknął zirytowany.

— To Taehyung zdecyduje, gdzie i z kim pragnie pozostać. Jeśli będzie pragnął pozostać u mojego boku i wybaczy mi całe zło, które chciałem mu wyrządzić... To ja nigdy go nie zdradzę — wyznał, a prezes nie mógł ujrzeć w oczach chłopaka ani krzty zwątpienia, przez co w zdenerwowaniu poprawił swój krawat, który musiał przez to wszystko poluzować.

— Nie pozwolę ci go zabrać. Robisz to wbrew jego woli! — podniósł zdenerwowany głos.

— Hipokryzja wychodząca z pańskich ust sprawia, że mam ochotę obić panu mordę — warknął z gniewem. — Pan nie jest w stanie go chronić i nigdy nie będzie, kiedy zachowuje się tak egoistycznie. Ja dam mu bezpieczeństwo — rzekł z pewnością, gdzie pewnymi krokami odwrócił się w przeciwną stronę, by zmierzyć z nieprzytomnym Taehyungiem do pojazdu, nie chcąc oglądać się za prezesem, który kipi w tej chwili ze złości.

— Nic z tym nie zrobisz, ojcze? — zapytał z niedowierzaniem Dongseok, spoglądając na wściekłego prezesa, który uniósł swoją dłoń na wysokość twarzy Dongseoka. Jednak nic nie powiedział, a jedynie odwrócił się, by ruszyć w stronę lotniska.

~

Stojący przy oknie brunet zmierzył palcami swoje ciemne włosy, gdy patrzył beznamiętnie na ogród w domu Yonho. Westchnął cierpko, po czym zwrócił swoje oczy na pogrążonego w śnie chłopaka, który okryty był jasną kołdrą. Jeon zasłonił okno, przenosząc do pokoju półmrok, gdzie niepewnie podszedł do śpiącego chłopaka. Usiadł na brzegu łóżka, gdzie palce odgarnęły z czoła Taehyunga jego przydługawą grzywkę. Zaczerwienione od płaczu policzki nie potrafiły ujść uwadze mężczyzny, który swoją dłoń umieścił na rozpalonym policzku chłopaka.
— Kiedy śpisz, wyglądasz jak anioł — szepnął, przyglądając się węglowymi oczami chłopakowi. — Jednak kiedy jesteś taki zrozpaczony, ten widok boli — dodał zasmucony.

— Wybacz, że cię opuściłem. Możesz mnie za to pobić, byleby twój uśmiech powrócił — powiedział ze łzami w oczach, których przed Taehyungiem nie potrafił ukryć. Pochylił się nad śpiącym dwudziestolatkiem. — Zrobię wszystko, żeby zasłużyć na ciebie i twoje wybaczenie — ucałował czoło chłopaka, gdzie niechętnie odsunął się od niego, mając ochotę klęczeć przed nim i błagać o jego wybaczenie.

— Jeszcze śpi? — usłyszał pytanie Yonho, który stał w progu drzwi, spoglądając na śpiącego Kima.

— Nie wiem, kiedy się obudzi. Prezes Kim coś mu podał, zanim zdążyłem do niego przybiec — odpowiedział mężczyźnie, gdzie podniósł się z łóżka. — Chcę z panem porozmawiać — rzekł z powagą w oczach, ruszając w stronę wyjścia z pokoju. Obydwoje udali się do przestronnego salonu, zajmując miejsca na wygodnych sofach. — Chciałem zacząć od tego, że jestem ci wdzięczny za całą pomoc.. — zaczął brunet, patrząc w oczy mężczyzny, który w końcu mógł po pięciu latach opuścić więzienie. — Nigdy nie będę w stanie się za to odwdzięczyć, tym bardziej że wciąż będę twojej pomocy potrzebował — dodał.

— Jungkook dobrze wiesz, że sam chciałem pomóc, więc nie mów takich rzeczy. Rozumiem, że jest honorowym facetem, ale to jest nasza wspólna sprawa. Udało ci się zabrać Taehyunga od Woojoona, a to jest już coś — rzekł, patrząc w oczy chłopaka.

— Wiem.. Jutro do osiemnastej muszę wrócić do więzienia i czuję się źle, z tym że zostawiam wszystko tobie. Proszę cię, abyś dbał o Taehyunga i nie pozwolił mu zrobić jakiegoś głupstwa. Pragnę, aby był przy tobie bezpieczny — powiedział, jak czuł.

— O to nie musisz się martwić. Taehyung będzie tutaj bezpieczny i nic nie będzie mu groziło — uśmiechnął się delikatnie.

— Wiem, że jesteś w stanie tego dopilnować. Przekaż mu, żeby się nie martwił i czekał, aż wyjdę — rzekł, a mężczyzna zmarszczył w niezrozumieniu swoje brwi.

— A ty tego nie zrobisz? — zapytał. — Byłoby lepiej, gdybyś to ty mu to powiedział. Mnie nie zna i może się jedynie przestraszyć — zauważył, a ciemnowłosy zacisnął swoje usta, nie biorąc pod uwagę takiej opcji.

— Wolałbym, aby nie musiał mnie widzieć, bo wracając do więzienia, będę za bardzo to przeżywał — odwrócił nerwowo wzrok.

— Rozumiem, że to jest spowodowane tęsknotą, ale przemyśl to. Lepiej, żebyś to ty mu to powiedział — powiedział z delikatnym uśmiechem, wiedząc dobrze, że chłopak próbuje nie zmięknąć przed powrotem do pustej celi, gdzie musi w zamknięciu oczekiwać wyjścia i żyje z niewiedzą, co dzieje się na zewnątrz. 

— Jeśli uda mi się ze wszystkim wyrobić, to pogadam z nim. Teraz pojadę do Yoongiego i Jimina, aby przeszukać okolice, gdzie moja siostra została skrzywdzona — rzekł, wstając na równe nogi. — Jutro rano jest pogrzeb Hyulee, więc nie chciałbym go tym niepotrzebnie denerwować, choć nie zaprzeczę, że pragnę dowiedzieć się od niego, co tam się stało — westchnął głęboko, a Yonho przytaknął w zrozumieniu głową.

— To zrozumiałe, Jungkook. Rób to, co musisz.

~

Jungkook pojechał prosto na dobrze znaną mu autostradę, gdzie zaparkował samochód na uboczu leśnej drogi. Samochód Yoongiego już stanał zaparkowany i on wraz z Jiminem czekali na niego na zewnątrz. Opuścił pojazd, gdzie podszedł do czekającej dwójki.
— Jesteś już. Wiesz, co z Tae? — zapytał od razu Jimin, który wyglądał na naprawdę zmartwionego.

— Jest bezpieczny — odpowiedział mu ciemnowłosy zgodnie z prawdą, a Jimin mimowolnie odetchnął z uglą. — Zabrałem go od jego ojca przed lotniskiem, gdzie najwidoczniej Taehyung stawiał upór przed wylotem z Dongseokiem — wyjaśnił dwójce.

— Udało ci się to zrobić? — zapytał z zaskoczeniem Jimin.

— Kiedy Jungkookowi na czymś zależy, to robi wszystko, co w jego mocy — stwierdził Yoongi. — Cieszę, że mu pomogłeś. Jego ojciec nie chciał nam pozwolić go zobaczyć — pokręcał głową na boki.

— Właściwie, co tam się stało? Jak doszło do śmierci Hyulee? — zapytał, mając nadzieję, że chociaż dwójka wyjaśni mu tą całą sytuację. Jimin z Yoongiem popatrzyli na siebie przez chwilę.

— Wprawdzie to Namjoon tam był, bo chciał pomóc Taehyungowi, gdy ludzie wysłani przez Hyulee chcieli go wykorzystać, ale z tego, co mówił Joon, to ktoś zaatakował Taehyunga i  Lee w twoim domu. Ją znaleźli w piwnicy, powieszoną.. — wyjaśnił, a oczy Jungkooka otworzyły się szerzej w zaskoczeniu.

— P-Powieszoną? — zapytał, a dwójka przytaknęła potwierdzająco głowami. Ciemnowłosy zacisnął w zdenerwowaniu swoją szczękę, gdzie odwrócił nerwowo wzrok, nie mogąc uwierzyć w coś tak okropnego, tym bardziej że to stało się w jego mieszkaniu.

— Policja mówi, że to jakaś psychopatka, która dręczy Taehyunga — wyszeptał ze smutkiem Jimin, a zaskoczone oczy Jeona zatrzymały się na Parku.

— Zanim doszło do mojego zatrzymania, Taehyung otrzymywał pogróżki — rzekł z namysłem. — Być może to była ta sama osoba, która związana jest z jego przeszłością — przeczesał nerwowo swoje włosy, zaczesując je do tyłu. — Dobra. Lepiej przeszukajmy okolice, zanim zrobi się ciemno. Mam mało czasu — powiedział, ruszając w głąb lasu. 

Jimin z Yoongim patrzyli za Jungkookiem, dla którego cała sytuacja, która spotkała Taehyunga i Hyulee w jego mieszkaniu była z pewnością nie do zaakceptowania. Obydwoje ruszyli za chłopakiem, gdzie w drodze rozdzielili się, chcąc przeszukać jak największy obszar lasu.
Jungkook zagłębił się na zachodniej części lasu, gdzie starał się skupić na szukaniu jakichś śladów, czy czegokolwiek, co mogłoby świadczyć o obecności ludzi w tym miejscu. Ogólny obszar nie był raczej często odwiedzanym miejscem przez ludzi, co było na ich korzyść.

Po godzinnym szukaniu niebo zaczęło się powoli ściemniać, co nie stało się korzystnym warunkiem do poszukiwań. Jungkook chcąc już zrezygnować usłyszał w oddali wołanie Jimina, przez co razem z Yoongim pobiegli do chłopaka, który klęczał na ziemi, trzymając się za głowę.
— Co ci jest, Jimin? — zapytał ciemnowłosy, zatrzymując się przed chłopakiem, który znalazł się na dość zagęszczonej części lasu.

— Kochanie, wszystko w porządku? — zapytał Yoongi, który przykucnął przy chłopaku.

— Nie wiem dlaczego, ale kojarzę tę drogę ze snu — powiedział, wskazując na wydeptaną drogę i zagłębienia w ziemi od kół samochodu, gdzie dwójka uważnie spojrzała na wskazaną przez Jimina drogę.

— Jakiego snu? — zapytał Jeon.

— Za każdym razem, gdy śni mi się Jirae ona biegnie tą drogą — odpowiedział brunetowi, który zmarszczył w namyśle swoje brwi. — Myślę, że można sprawdzić, co jest tam dalej — dodał, a Jungkook przytaknął w zgodzie głowę. 

— Sprawdźmy to — szepnął, czując obawy przed pójściem w stronę, którą zasugerował Jimin. Bardzo długo wierzył w to, że Taehyung skrzywdził jego siostrę, a gdy w końcu przyszły obawy, bał się, że jego wątpliwości co do niewinności chłopaka mogą okazać się mylne. Chciał wierzyć w to, że Taehyung jest niewinny. Udał się razem z dwójką przyjaciół drogą, którą prowadził ich Jimin.

— W moim śnie, biegła tam... i właśnie tam leżał Taehyung, a ona poszła w głąb lasu — mówił Jimin, wskazując palcem okolicę, której właściwie znać nie powinien.

— Właściwie, to często śni ci się moja siostra? — zagadał Jungkook.

— Kilka razy mi się śniła, gdy coś miało się wydarzyć.. Wyglądało to tak, jakby ostrzegała mnie przed czymś. Kiedy porwano Taehyunga ze szpitala, to też mi się wcześniej śniła.. Właśnie w tym miejscu — odpowiedział Jungkookowi, który słuchał go z uwagą, nie uważając tego za normalne.

— C-Co to?! — zapytał Jeon, który mógł z niedalekiej odległości dostrzec czarny materiał między krzewami, dlatego zdesperowany pobiegł w stronę widoczniej rzeczy, gdzie przykucnął przed krzewami, które w niektórych miejscach były powyłamywane. Jungkook sięgnął po czarny materiał, który okazał się rękawiczką. — Skąd w takim miejscu taka rękawiczka? — zapytał, kierując swoje spojrzenie na dwójkę. Jimin przyjął od Jungkooka rzecz, będąc nieco zdumiony materiałem rękawiczki.

— To prawdziwa skóra — rzekł Park. 

— Zobaczcie na to — uwagę dwójki zwrócił Yoongi, który palcem wskazywał, na leżącą starą prezerwatywę. — To raczej nie miejsce na uprawianie seksu — zauważył, a wzrok Jungkooka pociemniał, gdy w jego oczach zebrały się łzy. Zacisnął z siłą swoje dłonie, które drżały z nadmiaru emocji i roznoszącego się w nim gniewu.

— T-To bez wątpliwości miejsce, gdzie do tego doszło — powiedział z ciężkością w głosie, gdzie odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na to miejsce, w którym spotkało nieszczęście jego młodszą siostrę. 

— Mamy tylko rękawiczkę i starą gumkę.. Nie ma nic innego — szepnął z ciężkością Jimin. — Jednak... — przerwał, gdy nagle coś go olśniło. — Taehyung nie nosi rękawiczek — zauważył, gdzie przeniósł swoje oczy na Yoongiego i Jungkooka.

— A to by znaczyło, że...

— Był tu ktoś jeszcze — dokończył Jungkook, który zdenerwowany odwrócił się napięcie. — Dlaczego nie przeszukałem wcześniej tej okolicy?! — podniósł głos, mając do siebie wiele pretensji, a Yoongi położył swoją dłoń na jego ramieniu.

— Nie ma, co teraz się obwiniać. Bądźmy szczerzy.. Bez Jimina nie znaleźlibyśmy tego miejsca — rzekł pocieszająco.

— Teraz zależy mi na znalezieniu osoby, która skrzywdziła moją siostrę — rzekł z nienawiścią w oczach, gdy po jego policzkach sunęły się łzy.

— Na pewno znajdziemy tę osobę i zapłaci za całą krzywdę Jirae..

— Jedno jest pewne.. — spojrzał ze łzami w oczach na dwójkę. — Taehyung nie mógł tego zrobić, wierzę w to.

~

Przebudzający się chłopak niepewnie spoglądał swoimi oczami po ciemnym otoczeniu, oświetlonym jedynie lampką nocną. Taehyung za nic nie potrafił rozpoznać otoczenia, w którym się znajdował, przez co wystraszony podniósł się do siadu, przyciągając do swojej klatki piersiowej kołdrę, gdzie łzy przerażenia zebrały się w jego oczach. Nie mógł powiedzieć, że to miejsce wyglądało jak jedno z pokoi w domu na wyspie Jeju, dlatego niepokój, jaki czuł, odbierał mu w tej chwili racjonalne myślenie. Nie za bardzo pamiętał, co stało się na lotnisku, gdy wybiegł w panice. Gdzie był jego ojciec? I gdzie w tej chwili się znajdował?
Przysunął do swojej klatki piersiowej kolana, do których przywarł swój policzek, zamykając swoje oczy, które opuściły pojedyncze łzy.
Słysząc wyraźne pukanie do drzwi, jego ciało wzdrygnęło się, jednak postanowił pozostać bez ruchu i przemilczeć wszystko, aby wchodząca do pokoju osoba odeszła i zostawiła go w spokoju. W niepokoju coraz mocniej zaciskał swoje powieki, obawiając się usłyszeć głos ojca czy Dongseoka bądź, co gorsza, tej kobiety.

— Widzę, że się obudziłeś. Jak się czujesz? — usłyszał pytanie osoby, której głos wydawał się bardzo znajomy. Jego serce zabiło niespokojnie, gdy na łóżku wyczuł ciężar osobnika. — Taehyung, nie odpowiesz mi? — zapytał, a Taehyung nie potrafił powstrzymać łez, gdy głos tej osoby należał do osoby, której tak bardzo potrzebował, lecz wspomnienie wpadania w jego ramiona przed lotniskiem rozbłysł się w jego głowie, mogąc ten fakt potwierdzić. Jungkook był tutaj. — Chcesz pobyć sam? — dopytywał, nie wiedząc, co zrobić, kiedy chłopak milczał.

— T-To nie może być prawdziwe, ż-że tutaj jesteś — wyszeptał, szlochając cicho. Jungkook patrzył ze smutkiem w oczach na dwudziestolatka, którego głos brzmiał tak smutno i słabo.

— Ale to prawda, Taehyung. Zabrałem cię od twojego ojca i będziesz tutaj bezpieczny — rzekł, chcąc go zapewnić o potrzebnym bezpieczeństwie.

— N-Nigdzie nie jest bezpiecznie... na pewno nie tam, gdzie cię nie ma — powiedział przez płacz, a ciemnowłosy chłopak niepewnie przysunął się do niego, gdzie położył swoją dłoń na plecach chłopaka. — T-Ty mnie nienawidzisz..więc jak m-możesz chcieć mi pomóc?! S-Skrzywdziłem twoją siostrę i doprowadziłem ją do samobójstwa, n-nie możesz mi po tym, co zrobiłem pomóc! — wykrzyczał żałośnie, gdzie w końcu odważył się spojrzeć w oczy byłego męża.

— Ja cię nie nienawidzę, Taehyung — zaprzeczył ruchem głowy, a patrząc w zrozpaczone oczy chłopaka, w jego oczach zebrały się łzy. — Pragnę cię chronić i prosić o wybaczenie, Tae. T-Ty wcale nie musiałeś być osobą, która skrzywdziła Jirae — powiedział, a Taehyung pokręcał żałośnie głową.

— N-Nie powinieneś mnie uniewinniać za to — powiedział, oddychając niespokojnie, a ciemnowłosy ujął niepewnie dłonią jego policzek. — S-Sam powiedziałeś, że przez to, co z-zrobiłem jej chciałeś się zemścić i-i nigdy mnie nie kochałeś — zapłakał, chcąc zdjąć jego dłoń ze swojego policzka.

— Kłamałem — wyznał, zaskakując blondyna. — Kłamałem, żebyś odsunął się ode mnie i był bezpieczny, kiedy nie będę w stanie ci pomóc. Przez moją zemstę chciałem cię skrzywdzić i nienawidziłem cię za zrujnowanie mojego życia, jednak... naprawdę cię pokochałem i nie potrafiłem cię skrzywdzić, nawet z wiedzą, że skrzywdziłeś Jirae — dodał, a Taehyung patrzył na niego, nie potrafiąc uwierzyć jego słowom.  — Miałem nadzieję, że twój ojciec zapewni ci bezpieczeństwo, ale...

— Wybrałeś najgorszą osobą do tego! Dobrze wiedziałeś, jaki jest mój ojciec! — wykrzyczał z żalem. — Zraniłeś mnie tymi kłamstwami.. Nie swoją nienawiścią, ale powiedzeniem, że mnie nie kochasz.. Tym rozwodem, tą samotnością.. i-i doszło do tego, że o-ona wróciła.. Jungkook, jak mogłeś?! — zapłakał, a Jungkook przyciągnął go do siebie, zamykając w swoich objęciach, gdzie młodszy próbował się mu wyszarpać, nie chcąc mieć go blisko siebie. — Puść mnie! — uderzał dłonią w jego twardy tors, jednak nie czując się na siłach, nieco się uspokoił, tym bardziej że ramiona bruneta były dla niego bezpieczną odskocznią.

— Uspokój się, skarbie. Zrobię wszystko, żeby ci to wszystko wynagrodzić — powiedział, trzymając go w silnym przytuleniu. — Będę cię chronił i nigdy nie zdradzę — rzekł z pewnością w głosie, a Taehyung wsłuchiwał się w jego głos, tęskniąc za tymi ramionami i bezpieczeństwem Jungkooka.

— Tęskniłem.. — zapłakał w jego tors, gdy ramiona wraz z nierównomiernym oddechem poruszały się niespokojnie.

— Ja również za tobą tęskniłem i wiem, że byłeś przerażony — powiedział, odsuwając się delikatnie od niego, gdzie dłońmi ujął mokre policzki Taehyunga. — Nikt cię więcej nie skrzywdzi. Twój cień nigdy więcej cię nie opuści i zawsze będzie kochał tylko ciebie — dodał z pewnością w oczach, gdy patrzył w zapłakane oczy Taehyunga, gdzie niepewnie otulił pieszczotą usta młodszego, przywierając do nich swoimi wargami.

~

No to Taekook w końcu razem.. Jungkookowi udało się zabrać Taehyunga od ojca, jednak czy to zapowiada zakończenie problemów, czy bardziej ich zaostrzenie? 
Widzimy się w środę i wybaczcie za tą późną godzinę!
Miłej nocy! 
Zostawcie po sobie:

Głosy i Komenatrze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top