|Szalejące pragnienie|
Stojąca pod swym parasolem Hyulee patrzyła nienawistnie na czyny Jungkooka, który swoim postępowaniem zadawał jej ciosy, tym bardziej że oddawał ich wieloletnią miłość na straty. Wszystko robił to dla zemsty na Kim Taehyungu, który był dla niej czymś więcej, niż tylko przeszkodą na drodze. Zacisnęła swoje drżące wargi w wąską linię, czując prawdziwą gorycz, widząc ich w tak głębokim pocałunku.
Namjoon pod własnym parasolem podszedł do stojącej w jednym miejscu Hyulee, która wbite spojrzenie miała w jakimś kierunku. Zaciekawiony spojrzał w te samą stronę, a jego oczy otworzyły się szerzej, widząc, co wyprawia w tej chwili Jungkook.
— Nie powinnaś na to patrzeć — rzekł z troską w jej stronę. — Jungkook jest głupcem i opętała go chęć zemsty. Naprawimy go — powiedział, chcąc wesprzeć dziewczynę, która spojrzała na Joona z rozczarowaniem w oczach.
— Gdyby chociaż była to kobieta, a on robi to z mężczyzną — pokręciła głową. Nie mogła uwierzyć, że Jungkook w tak okrutny sposób wbija jej nóż w plecy.
— Dla niego to raczej nie ma żadnego znaczenia — stwierdził ciemnowłosy.
— Dla mnie ma! — podniosła rozgniewana głos. — Odzyskam Jungkooka i wybije mu z głowy tą zemstę i tego chłopaka, a ty mi w tym pomożesz, Namjoon — rzekła z pewnością w oczach, pragnąc usunąć z drogi Jungkooka tego nic wartego chłopaka, który jedynie mógł pochwalić się pieniędzmi, ponieważ niczego bardziej wartościowego w sobie nie miał.
— Możesz na mnie liczyć, Hyulee — przytaknął pewnie głową, chcąc, aby Jungkook wrócił i było jak dawniej.
— Ale pierw będziemy musieli pozbyć się tego chłopaka — rzekła, poprawiając swoją ciemną grzywkę, po czym odeszła nie chcąc dłużej patrzeć na całującą się dwójkę. Namjoon patrzył za odchodzącą dziewczyną, która po widoku, jaki zastała, nie miała prawa do radości. Chłopak współczuł jej, tym bardziej że Hyulee poświęciła trzy lata dla samego Jungkooka i pielęgnowania ich związku. Rozgniewany Joon, spojrzał w stronę Jeona i Taehyunga, którzy pochłonięci sobą nie zdawali się widzieć czegoś innego, prócz siebie.
— Nienawidzę tego chłopaka i samego faktu, że zachwiał nasz spokój...
Jungkook sunął swoim językiem po drżących i mokrych wargach Taehyunga, który cały drżał w jego ramionach. Jasnowłosy niepewnie rozchylił swoje wargi dla języka Jeona, który po jego zezwoleniu wsunął mięsień do jego jamy, by stoczyć pojedynek z językiem Taehyunga. Brunet dominował go w tej walce, której dwudziestolatek czuł się przegrany i poddawał się jego sile. Nie mógł zapanować nad drżeniem własnego ciała, które tak niewinnie poddawało się dominującemu mężczyźnie.
Blondyn sapnął w głębokim jęku w usta Jungkooka, który obejmował go w tali, starając się utrzymać w tych trudnych warunkach. Jego myśli szalały, a serce biło niespokojnie w jego piersi. Sam nie potrafił zrozumieć, co się dzieje i dlaczego usta Jungkooka były tak cudowne i uzależniające, a przede wszystkim nie rozumiał, dlaczego nie czuł przy nim żadnego strachu.
Jeon postawił dwudziestolatka na ziemi, gdzie objął dłonią jego policzek, by powoli odsunąć się od jego słodkich warg. Patrzył z uwagą na pogrążoną w przyjemności twarz blondyna, który czuł prawdziwy niedosyt. Zmarszczył swoje brwi, powoli uchylając powieki. Deszcz nieco ustąpił, a widok węglowych tęczówek Jeona, wprawił go w jakieś zakłopotanie. Bo właściwie co się właśnie stało?
— Jesteś już spokojniejszy? — zapytał z troską ciemnowłosy, przyglądając się ze szczególną uwagą blondynowi, który w ogóle nie reagował na jego pytanie. Odsunął z ciężkością swoje nogi w tył i odwrócił się niego plecami, odchodząc bez żadnego słowa. — Co mu jest? — szepnął, patrząc za chłopakiem, który pogrążony był w jakimś amoku. Nie poszedł za nim, woląc dać mu czas na zrozumienie tego, co się między nimi wydarzyło.
Dotknął palcami swoje naruszone wargi, cały czas czując na nich słodkie usta Taehyunga, który w tym pocałunku był taki niewinny i czysty. Całkowite przeciwieństwo tego, co miał okazję widzieć na co dzień. Przy chłopaku poczuł, jakby był w jakimś stanie umysłu.
~
Taehyung zatrzymał samochód na parkingu przed apartamentem Seokjina. Pogoda nieco się uspokoiła, jednak wciąż padało. Chłopak trzymał dłonie na kierownicy, patrząc pustym wzrokiem w przednią szybę, wciąż nie potrafiąc dojść do siebie. Chaos w jego głowie był nie do opisania. Oddychał wyraźnie, przenosząc koniuszki swoich palców do pulchnych warg, które wciąż wyczuwały na sobie cudowne usta ochroniarza.
Pokręcił lekko głową, po czym opuścił pojazd, by udać się prosto do mieszkania Seokjina. Przemoczony do suchej nitki, podszedł do drzwi apartamentu, gdzie nadusił na dzwonek. Stał bezruchu, posiadając obecnie zbyt wiele mieszanych uczuć.
Seokjin otworzył drzwi, a widząc Taehyunga i to jak wygląda, naprawdę się zdziwił. — Co ci się stało? — zapytał, jednak jasnowłosy w ogóle nie odpowiadał. Jin był zaskoczony, widząc, że Taehyung nie reaguje na jego ciągłe nawoływanie. — Widzę, że coś się stało i masz teraz laga. Wejdź — powiedział, po czym chwycił przyjaciela za rękę, gdzie wciągnął go do środka swojego mieszkania. Siedzący w salonie Jimin zdziwił się widokiem przemoczonego Taehyunga, przez co od razu powstał na równe nogi.
— A mu co się stało? — zapytał zdziwiony.
— Mnie nie pytaj i go lepiej też — odparł ze spokojem Jin. — Chyba jest w szoku, bo w ogóle nie odpowiada — powiedział, a Taehyung usiadł na kanapie.
— Wygląda, jakby zobaczył ducha — stwierdził Jimin, który przyglądał się z uwagą Taehyungowi. — Jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.. Może powinniśmy zadzwonić po lekarza, Jin? — zapytał ze zmartwieniem, a Seokjin parsknął głośno, słysząc jego pytanie.
— Myślę, że lekarz tu nie pomoże. Znam dobrą metodę na takie zachowanie — uśmiechnął się dumnie, a Jimin zmarszczył czoło w niezrozumieniu, jednak widząc jak dłoń Seokjina uderza w policzek Taehyunga, podskoczył wystraszony.
— Ała! — krzyknął w bólu Kim.
— Mówiłem, że zadziała — powiedział z dumą chłopak.
— Nie musiałeś go bić! — skarcił go Jimin, który podszedł do trzymającego się za policzek Taehyunga. — Tae, coś ci się stało? — zapytał z troską.
— Prócz tego, że idiota Jin przyjebał mi, to chyba nie — burknął, patrząc z urazą na przyjaciela.
— To ty nic się nie odzywałeś i wyglądałeś jak zombie — stwierdził, wzruszając jedynie ramionami. Taehyung słysząc jego słowa, ponownie zamarł bezruchu, a widząca to dwójka chwyciła się automatycznie za głowy. — Mów co ci jest, bo znowu cię uderzę! — podniósł zdenerwowany głos.
— Może lepiej dać mu spokój — szepnął Jimin, który odsunął się od milczącego Taehyunga, by spojrzeć na zdenerwowanego Seokjina.
— On mnie pocałował — szepnął Taehyung, który przyłożył palce do swoich ust, gdzie w zdenerwowaniu zaczął skubać skórki przy paznokciach.
— Kto? Co? — zapytali, patrząc na niego z niezrozumieniem.
— Pocałował — szepnął ponownie, patrząc pustym wzrokiem przed siebie.
— Kto cię pocałował? — zapytał Jimin.
— Jesteś naćpany, co nie? — uniósł brew Seokjin. — Przecież na trzeźwo nie dałby się pocałować — zaśmiał się, klepiąc po ramieniu Jimina, który skrzywił się czując przy uderzeniach Jina zbyt mocny ból.
— Ten dupek mnie pocałował, a ja..ugh! Jak mogłem?! — wstał zdenerwowany, gdzie zaczął nerwowo krążyć po salonie, a dwójka z uwagą mu się przyglądała. — Jak mogłem to odwzajemnić? — zapytał, zatrzymując się. — No jak? — spojrzał z bezsilnością na przyjaciół.
— Ale powiedz nam, o kim ty do cholery mówisz i o czym dokładnie — poprosił Jin.
— Mówię o tym ochroniarzu! O Jungkooku! — podniósł zdenerwowany głos, a dwójka zaskoczyła się jego wyznaniem.
— Całował cię ten przystojniak? — pisnął z podekscytowaniem Jin.
— To on jest tą osobą, której chciałeś się odwdzięczyć za zrobienie ci dobrze? — zapytał z zaciekawieniem Jimin, a Taehyung już sam nie wiedział, czy zrobił dobrze przychodząc do Jina.
— Tak, ale to już mało ważne.. — westchnął, chwytając się za głowę. — Dałem się mu pocałować i najgorsze jest to, że to odwzajemniłem — jęknął żałośnie.
— A chociaż ci się podobało? Dobrze całuje? — pytał z chytrym uśmieszkiem Jin.
— Podobało.. on całuje naprawdę dobrze — odwrócił nerwowo wzrok, z ciężkością przyznając się do tego, a dwójka podekscytowana cieszyła się tym bardziej od niego. — Ale to nie ma żadnego znaczenia, on jest moim ochroniarzem i jest biedny, a ja nigdy nie oddałem pocałunku na trzeźwo.. boję się samego siebie — wyznał, obejmując rękoma swoje ramiona.
— Widzę, że Jungkook przekracza wszystkie twoje granice — uśmiechnął się chytrze Seokjin. — Ale myślę, że patrzenie w jego portfel nie powinno mieć znaczenia, skoro ci podobało i on jest tobą zainteresowany oraz przedziera się przez twoje mury — rzekł z namysłem, a Taehyung słuchał go z uwagą. — Mógłbyś zrobić dla niego wyjątek i po raz pierwszy w twoim nienormalnym życiu wpuścić kogoś do swojego zimnego serca — dodał.
— Chyba cię pogięło — pokręcił głową. — Nasze światy zbyt bardzo się różnią i nie mógłbym spojrzeć na biedaka — rzekł z chłodem w głosie.
— Sam sobie zaprzeczasz, bo już spojrzałeś na biedaka — powiedział ciemnowłosy, pokręcając swoją głową. — Ale jak chcesz, to dalej się wypieraj — wzruszył ramionami.
— Wcale się nie wypieram — tupnął zdenerwowany nogą. — On ma dziewczynę.. widziałem, jak się przytulali — burknął, krzyżując pod piersią ręce.
— Co? — zapytał z zaskoczeniem Jimin. — Po co cię całował, skoro kogoś ma?
— Bo on zaprzecza temu. Nie chce mi się tego tłumaczyć, sam się tym zajmę — odpowiedział z ciężkością w głosie. — Jednak wiem, że Jeon Jungkook i ja nie pasujemy do siebie, zbyt wiele nas różni — odwrócił zdenerwowany wzrok. — Nawet jeśli jest jedynym mężczyzną, przy którym nie czuje tego strachu i odrzucenia — zagryzł wargę, czując, jak serce przyspiesza w jego piersi na myśl o chłopaku. Jimin z Jinem wymienili się spojrzeniami, wciąż uważając, że Taehyung ewidentnie zagubił się w tym, czego chce, a tym, co czuje.
— A ja myślę, że musisz ewidentnie zrozumieć, czego ty tak naprawdę chcesz, Taehyung. — rzekł z powagą w oczach Seokjin, który zaczynał się nieco obawiać o przyjaciela. Wiedział, że ten bez narkotyków jest nierozumny i długo zajmie mu zrozumienie siebie oraz bolesnego świata, przed którym cały czas uciekał. Mimo że nie znał powodów, dla których Taehyung przestał być sobą, chciał dla niego jak najlepiej.
— J-ja już sam nie wiem, czego chcę i co mi jeszcze wolno..
~
Puste uliczki biednej okolicy w mroku późnego wieczoru, prowadziły ciemnowłosego chłopaka w kierunku jego mieszkania. Wiedział, że już jutro musi wrócić do posiadłości prezesa Kima, by ponownie zająć się jego synem, który dzisiejszego dnia pojawił się jak huragan i odszedł jak najcichszy powiew wiatru. Właściwie mógł porównać dwudziestolatka do żywiołu powietrza, który potrafi siać prawdziwy zamęt i bezgłośnie zniknąć w ułamku sekundy. W jakimś stopniu zaczynał rozumieć osoby, które wpadały w sidła tego chłopaka, ponieważ jego natura w jakiś sposób naprawdę pociągała.
Zatrzymał się napięcie, gdy dostrzegł stojącego przed jego mieszkaniem chłopaka. Widząc pretensjonalne spojrzenie Kim Namjoona, zmrużył w skupieniu swoje oczy. — Widziałem cię na treningu, ale jak wróciłem, już cię tam nie było — rzekł ze spokojem. — Co cię sprowadza, Nam? — zapytał.
— Jesteś kutasem, Jungkook! — podniósł na niego głos rozżalony.
— To akurat wiem — odparł bezemocjonalnie.
— Dlaczego całowałeś Taehyunga i to na oczach Hyulee?! Dlaczego ją tak ranisz?! — zapytał ze zdenerwowaniem w głosie, gdzie zaraz chwycił za koszulkę Jungkooka, który nawet mu się nie opierał.
— Nie wiedziałem, że tam byliście — odpowiedział. — Poza tym, to moja sprawa. Hyulee mnie już nie obchodzi. Mówiłem ci, że żyje tylko dla mojej zemsty — rzekł z pewnością w głosie, patrząc z gniewem w oczy Namjoona.
— Przestań pieprzyć o tej zemście i weź się w garść! Całowanie tego chłopaka i rozkochiwanie go w sobie jest sposobem na zemstę, Jungkook?! — zapytał rozgniewany, szarpiąc brunetem.
— To ja wiem, co jest dobre, aby pomścić śmierć Jirae i ty nie będziesz stał mi na drodze, ani Hyulee! — krzyknął w złości, by zaraz odepchnąć od siebie Namjoona. — Nie zmuszaj mnie do bójki, bo nie dam ci żadnej fory, jeśli będziesz przeciwko mnie — ostrzegł go.
— Ja chcę tylko dla ciebie wszystkiego, co dobre — pokręcił bezsilnie głową.
— Ja wiem, co jest dla mnie dobre, więc się nie martw — odparł beznamiętnie, a idący Yoongi z zakupami, zatrzymał się, widząc kłócącą dwójkę.
— Co wy oszołomy odpierdalacie? — zapytał ostro, a dwójka spojrzała w jego stronę.
— Próbuję ogarnąć Jungkooka, żeby...
— Nie mieszaj się do niego — przerwał mu od razu. — Chłopak jest dorosły i rozumny. Zostaw go i pozwól mu działać — dodał, a Namjoon spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Ty w ogóle wiesz, co on zamierza zrobić? — zapytał.
— Nie i nie chcę wiedzieć. Jeśli Jungkook będzie potrzebował pomocy, wie, że może do mnie przyjść. Ty też weź ze mnie przykład i nie wtrącaj się w to, na co i tak nie masz wpływu — powiedział z ciężkością w głosie.
— O! Wszyscy tu są — odezwał się Hoseok, który wyszedł z mieszkania Jungkooka, otwierając drzwi na oścież. — Co macie takie poważne wyrazy twarzy? — zapytał, przyglądając się całej trójce z niepewnością.
— Rozmawiamy tylko — odpowiedział z ciężkością Namjoon, który nie chciał niczego tłumaczyć swojemu współlokatorowi. Wiedział, że Hoseok przeżywa ich kłótnie dwa razy mocniej, niżeli było to konieczne, dlatego wolał zachować pewne sprawy w tajemnicy.
— No okej.. — przeciągnął, przyglądając się wszystkim podejrzliwie. — Poza tym, czy Taehyung znalazł salę treningową? — zapytał Jungkooka, który zdziwił się jego pytaniem. — Trochę się o niego martwiłem, tym bardziej, kiedy przyszedł ten tajfun. Biedak był tak słabo ubrany, oby się nie przeziębił — wydął dolną wargę, a Namjoon spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— Jeszcze współczuje temu chłopakowi — pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Czy to takie złe, Namjoon-ah? — spojrzał na niego pretensjonalnie. — Że martwię się o pierwszego celebrytę, którego dane było mi poznać?! — podniósł zdenerwowany głos.
— To ty mu powiedziałeś, gdzie jestem — westchnął ciężko Jungkook. — Nie powinieneś tego robić, Hoseok. Mogłeś mi zaszkodzić — rzekł z powagą w oczach.
— No wybacz, Gguk — zaśmiał się nerwowo. — Ale on był taki uroczy i miły, że nie mogłem mu nie powiedzieć, gdzie polazłeś — wyjaśnił, a Jeon słysząc jego słowa, jakoś nie był w stanie uwierzyć, że padło słowo o Taehyungu "miły i uroczy".
— Jakoś trudno mi w to uwierzyć. Ten chłopak nie ma serca — mruknął z chłodem, odwracając głowę w bok.
— Każdy ma serce. Szkoda, że tylko ja widzę dobro w ludziach, którego żaden z was nie dostrzega. Pamiętacie jak było Yungim? — zapytał.
— Akurat on jest skurwielem i rywalem Jungkooka na ringu, więc nie chrzań już o twoim dobrym sercu — parsknął Yoongi.
— Chłopak jeszcze się nawróci — machnął ręką.
— Wątpię. Chyba nie zliczę ile razy próbował pozbyć się Jungkooka przed jego walką. Skurwiel teraz jest kimś, a Jungkook zajmuje się pilnowaniem syna bogacza — rzekł z żalem Namjoon. — Idę już, bo samo mówienie o tym doprowadza mnie do szału — odszedł obrażony, a wszyscy patrzyli za nim, prócz Jungkooka.
— Chłopak ma problem — szepnął Hoseok. — Spokojnie Jungkook — położył swoją dłoń na ramieniu bruneta. — Pogadam z nim i trochę go umoralnię. Jak coś wszystko już jest w piwnicy, a pokój lśni — uśmiechnął się wesoło, po czym odszedł w podskokach za Namjoonem.
— Czuje, że dzisiaj będzie u nich głośno — westchnął Yoongi.
— Wolałbym, żeby nie kłócili się przeze mnie — rzekł z chłodem Jeon, który wszedł do swojego mieszkania, gdzie zaraz zamknął za sobą drzwi. Yoongi stał w miejscu, patrząc w stronę drzwi, myśląc nad tym, dlaczego między Jungkookiem, a Namjoonem doszło do szarpaniny. Dobrze wiedział, że ta dwójka zawsze była ze sobą zgodna, jednak wolał nie mieszać się w to i pozostać w cieniu tego wszystkiego.
~
Następnego dnia Taehyung siedział w wannie pełnej gorącej wody i piany, próbując zrelaksować się po ciężkiej nocy. Przez ostatnie dni ciężko sypiał, jednak przez wczorajsze zdarzenie w ogóle nie potrafił zasnąć. Myśli o pocałunku z Jungkookiem i trudnej rozmowie z przyjaciółmi w ogóle nie pozwalały mu się uspokoić. Był przerażony i nie wiedział już, czy to, co rodzi się w jego sercu, jest dobre, czy też złe. Pogubił się w tym wszystkim i nigdy nie chciał zaprzątać sobie głowy takimi pierdołami do czasu, aż same do niego nie przyszły.
Co takiego chciał od Jungkooka? Czego od niego oczekiwał sam Jungkook? I ile dla nich tak właściwie znaczył ten pocałunek? Właściwie to nie było pytanie przeznaczone dla niego. On wiedział, że ten pocałunek znaczył dla niego wiele. Nigdy nie całował się z kimś w taki sposób bez żadnego odurzenia i świadomie nigdy nie oddawał nikomu z takim pragnieniem pocałunków. Samo wspomnienie pieszczących ust Jungkooka sprawiało, że przechodziły przez jego ciało przyjemne i paraliżujące dreszcze.
Oparł swoją głowę o brzeg wanny, przechodząc dłonią po mokrym udzie, gdy jego ciało prosiło się o pieszczoty podczas samych wspominek bruneta w swojej głowie. Pragnął wyobrazić sobie jego dotyk na własnym ciele, które drży przy jego pieszczotach, a on pozwala mu dojść do wszystkich zakamarków swojego niedopieszczonego ciała. Zacisnął powieki, sunąc swoją dłonią po własnym przyrodzeniu, które zaczął pieścić wolnymi ruchami, wydając z siebie przyjemne pojękiwanie.
Zagryzł się na dolnej wardze, wyobrażając sobie dotyk ochroniarza, który daje mu tego, czego tak bardzo pragnie. Jego policzki przybierając różowego odcieniu, a pogrążony w tym cudownym amoku, cicho wymawia imię mężczyzny.
Cały twardnieje, czując z każdym ruchem przyjemniejsze doznanie. Przy zamkniętych powiekach wyobraża sobie węglowe tęczówki bruneta, jego silne ramiona i piękne ciało, którego przyjemność miał zasmakować. Pochłonięty, czuje na swoim przyrodzeniu jego sprawną i silą dłoń, która swoimi ruchami przenosi go na zupełnie inny świat. Jęczy coraz wyraźniej i wypina swoją klatkę piersią, czując coraz bliżej szczytu. — Jung...kook — wysapuje wraz z osiągnięciem orgazmu. Oddycha płytko, starając się zrozumieć, co właśnie zrobił.
Otworzył szerzej swoje oczy, prostując się. — Co ja wyprawiam? — jęknął żałośnie, chwytając się za głowę. Nie potrafił zrozumieć, jak mógł zaspokajać siebie samym wyobrażeniem Jungkooka, który nawet nie powinien dla niego nic znaczyć. Opuścił wannę, gdzie sięgnął po ręcznik, chcąc osuszyć swoje ciało.
Słysząc jakieś odgłosy ze swojego pokoju, zaprzestał wykonywać czynność, po czym zmarszczył niepewnie brwi, mogąc dosłyszeć, że ktoś naprawdę znajduje się w jego pokoju i nie ma żadnych urojeń. — Czy to Jungkook? — szepnął, po czym chwycił za szlafrok, którym nałożył na swoje nagie ciało. Opuścił łazienkę, wchodząc prosto do pokoju, gdzie mógł dostrzec męską sylwetkę mężczyzny przy oknie. Zatrzymał się na środku pomieszczenia, zauważając, że intruzem okazał się Donseok. — Co ty do cholery tutaj robisz? — zapytał niemiło, a chłopak, słysząc jego głos, odwrócił się do niego przodem, gdzie zmierzył wzrokiem chłopaka od stóp do głów.
— Chciałem zobaczyć, jak się masz. Nie widząc cię w pokoju, pomyślałem, że już gdzieś zwiałeś — odpowiedział z uśmiechem, a Kim w ogóle mu nie ufał.
— Bez pana Jeona, raczej nie mam prawa wiać — wysilił się na uśmiech. — Nie musisz się o mnie martwić, Dongseok. Jak na razie dobrze sobie radzę bez wspomagaczy — rzekł dumnie, a chłopak podszedł do niego.
— Na jak długo? — uniósł brew, a blondyn patrzył w jego oczy z niepewnością. — Jak przyjdzie potrzeba i prawdziwy głód oraz wszystkie paranoje nie będziesz w stanie się przed tym bronić — stwierdził ze spokojem w głosie. — Nie czujesz już tego? — zapytał.
— Zamknij się! — warknął, odwracając się do niego plecami. Nie chciał słuchać tego, co do niego mówił, tym bardziej że wcale nie było mu łatwo obejść się w tych trudnych chwilach bez pomocy. Właściwie sam nie wiedział, jak sobie pomóc. Starał się nie myśleć o używkach i ich pomocy na cały ból duszy, jednak nie było to łatwe, gdy czuł tak wiele zmartwień i nowych uczuć względem własnego ochroniarza. W to wszystko jeszcze wchodził ciążący nad nim ojciec i myśl, że jeśli się podda, będzie musiał zaakceptować taką osobę, jak Dongseok. — Jakoś sobie radzę i z łaski swojej nie przypominaj mi o tym — zacisnął swoje powieki w zdenerwowaniu, a czując na swoich ramionach dłonie Dongseoka cały się spiął.
— Wiem, że jest ci ciężko.. Czujesz się pewnie osaczony i samotny w tej walce, ale masz mnie, Taehyung — wychrypiał, zsuwając powoli z ramion Taehyunga szlafrok, gdzie odsłonił jego oliwką skórę. — Potrzebujesz bliskości, prawda? — zapytał szeptem, przyciskając swoje wargi do skóry dwudziestolatka, który nieświadomie wyobrażał sobie w chłopaku tego, którego naprawdę pragnął, czyli Jungkooka. — Próbujesz walczyć przeciwko sobie i traumie, która cię tak blokuje w zbliżeniu się do drugiej osoby, ale mi możesz zaufać — słysząc przy swoim uchu głos bruneta, poczuł nieopisujące pragnienie zaufania mu. Odwrócił się przodem do chłopaka, gdzie objął jego twarz, jednak zatrzymał się, dostrzegając w nim Dongseoka, który patrzył na niego z zaskoczeniem.
— Boże.. — szepnął wystraszony, wycofując się w tył, gdzie poprawił swój szlafrok.
— Taehyung — chłopak uśmiechnął się pewnie, chcąc do niego podejść, widząc, że udało mu się dojść tak daleko.
— Wyjdź stąd i zapomnij o tym! — podniósł zdenerwowany głos, tym samym zatrzymując chłopaka.
— Ale tobie się to podobało — zauważył, po czym ruszył w jego stronę, gdzie chwycił go w tali, przyciągając do siebie.
— Puszczaj mnie! — krzyknął, próbując się uwolnić z jego żelaznego uścisku, gdy ten chciał wymusić na nim pocałunek. Taehyung walczył z nim, nie spodziewając się tego, że chłopak okaże się tak nachalny. Zacisnął szczękę, gdy Dongseok napastował swoimi ustami jego szyję. — Zostaw mnie, Dongseok! — wykrzyczał, a w kącikach jego oczu zebrały się bezsilne łzy.
Taehyung wstrzymał oddech, gdy chłopak z siłą został rzucony na komodę, z której pospadały wszystkie stojące rzeczy. Jasnowłosy upadł na kolana, gdzie niepewnie podniósł wzrok na ciemnowłosego ochroniarza, który patrzył z gniewem na Dongseoka.
— Co ty robisz?! — zapytał ze zdenerwowaniem Dongseok, który nie spodziewał się, że Jeon zachowa się tak w stosunku do niego.
— Robię to, co uważam za słuszne. Napastowałeś osobę, którą chronię i nie pozwolę, abyś próbował zrobić coś więcej — rzekł z powagą w oczach.
— Ale on sam był na tak — powiedział, chcąc się jakoś wytłumaczyć.
— Jakoś na to nie wyglądało, panie Kang — pokręcił głową. Dongseok spojrzał z rozgniewaniem na Taehyunga, który zdenerwowany ciężko oddychał, trzymając dłoń przy sercu. Nie chcąc sprawiać sobie kłopotów, opuścił bez słowa pokój Kima. Jungkook spojrzał w stronę zdenerwowanego dwudziestolatka, by następnie przykucnąć przed nim. — Już sobie poszedł, nie musisz się bać — powiedział, chcąc uspokoić chłopaka. Oczy Taehyunga niepewnie skanowały każdy fragment przystojnej twarzy Jeona, a przez jego ciało przeszedł przerażający dreszczy, gdy zdobył się na wtulenie w chłopaka.
Jungkook otworzył szerzej swoje oczy, czując tak blisko siebie Taehyunga, który oplótł swoje ręce wokół jego klatki piersiowej, a policzek przycisnął do piersi. Serce zabiło mu niebezpiecznie szybko, po czym niepewnie zamknął drżące ciało chłopaka w swoich ramionach. — Znowu mnie uratowałeś, Jungkook.. Dziękuje — wyszeptał, a Jeon zacisnął szczękę, posiadając zupełnie intencje wobec chłopaka. Oczy były przepełnione prawdziwym mrokiem i pragnieniem osiągnięcia własnych celów.
— Nie masz za co dziękować — rzekł ze spokojem. — Od tego tutaj jestem — dodał, a Taehyung odsunął od niego swoją głowę, by spojrzeć w jego węglowe tęczówki. Widok chłopaka sprawiał, że czuł tak wiele mieszanych uczuć. Niepewnie umieścił swoją dłoń na policzku Jeona, którego oczy próbowały go rozszyfrować.
— C-czy to, co wczoraj powiedziałeś, było szczere, Jungkook? — zapytał niepewnie.
— To, że tylko ty się dla mnie liczysz? — uniósł brew, a młodszy przytaknął potwierdzająco głową. — Oczywiście, że to było szczere. Byłeś taki zdenerwowany, wybacz za ten poca... — przerwał, gdy palec dwudziestolatka przywarł do jego warg.
— Będziesz nieszczery, jeśli przeprosisz za ten pocałunek — powiedział, nie potrafiąc oderwać od ciemnowłosego swoich oczu. — Czy ta dziewczyna na pewno jest już tylko twoją przeszłością? — zapytał.
— Tak, nic mnie już z nią nie łączy — odpowiedział od razu.
— Zapomniałeś o niej? — uniósł brew, a chłopak przytaknął głową. — Wybacz mi moją reakcję, ale mam własne zasady — westchnął głęboko. — Jeśli jesteś ze mną szczery, to ja też powinienem być — powiedział z delikatnym uśmiechem.
— Jest coś, co powinienem o tobie wiedzieć? — zapytał z zaciekawieniem, a Taehyung zbliżył swoje usta do warg Jeona.
— Jesteś pierwszym mężczyzną, którego tak bardzo pragnę, Jungkook — wyznał z szybszym biciem serca, by zaraz wpasować się usta ochroniarza, który zaskoczony jego wyznaniem oddał ten pocałunek. Objął młodszego w talii, gdzie przy jego sile położył go na podłodze, by samemu znaleźć się nad ciałem młodszego. Posuwał agresywnie ustami po wargach Taehyunga, który przy nim tracił oddech, a tego właśnie pragnął Jungkook. Dwudziestolatek tracił głowę przy nim i nieważne jak absurdalne to było, to pragnął posiadać osobę, którą po raz pierwszy w swoim życiu pragnął. Gdy Jeon oderwał się od jego ust, zamknął swoje powieki, czując czułe pocałunki starszego na swojej żuchwie. — Jungkook, proszę, powiedz mi, że ty też mnie pragniesz — wysapał, a jego klatka piersiowa unosiła niespokojnie pod ciałem bruneta, który uśmiechnął się diabelsko, czego ujrzeć nie były w stanie oczy blondyna. Wilgotny język Jeona sunął się po oliwkowej skórze Kima, pragnąc delektować się swoją zemstą tak jak piciem czerwonego wina z szatańskiego kielicha.
— Uwierz, skarbie... pragnąłem cię od dnia, w którym po raz pierwszy moje oczy cię ujrzały..
~
Witajcie ^^
Rozdział dość późno, ale sporo zajęło mi pisanie go. Za jakieś błędy z góry przepraszam, ale nie sprawdzałam ;_; Postaram się dodać rozdział jeszcze w tygodniu. Może do soboty się uda ^^ Poza tym jak wam się podobało? W przyszłym tygodniu postaram się dodać taki stały harmonogram publikacji rozdziałów, ale o poniedziałki się nie martwcie, zostają z nami! 💜
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top