|Posłuszeństwo|

Ciało blondyna jakby sparaliżowało się wraz z nietypowym pytaniem Jungkooka. Nie potrafił zrozumieć, jak Jeon mógł zdobyć się na taki akt w jego stronę, będąc nikim. Starał się oddychać spokojnie, jednak było to nie lada wyzwaniem, mając nad sobą tego demona. No może i nie był nim dosłownie, jednak niewiele różnił się od takiego. 

—  Jak śmiesz porównywać  mnie do owcy?! — zapytał zdenerwowany, odwracając głowę w stronę chłopaka, mogąc wyczuć jego gorący oddech na swojej skórze. — Nie jestem słabeuszem, Jungkook! — warknął, patrząc nienawistnie w jego węglowe oczy, które nie okazywały niczego, prócz tej nieświadomej dzikości. 

— Silni ludzie nie sięgają po używki, za każdym razem, gdy potrzebują poczuć, choć trochę więcej odwagi —  stwierdził z pewnością, a jego słowa były jak prawdziwe ciosy prawdy, której nigdy dostrzec nawet nie chciał. Jednak jego zrozumienie nie mogło nadejść ze spokojem, nie potrafił zaakceptować tego, że to zwykły pracownik musi go w tym wszystkim uświadamiać. —  W moich oczach nie jesteś silny, Taehyung. Jesteś jedynie słabym, rozpieszczonym dzieciakiem milionera —  dodał, a blondyn zmarszczył automatycznie swoje brwi. 

—  Odsuń się ode mnie! —  podniósł głos, a jego dłonie umieściły się na klatce piersiowej chłopaka, próbując odsunąć go od siebie po tej niezręcznej walki między nimi. 

—  Obiecujesz być grzeczny? —  uniósł brew. 

—  Niczego nie będę ci obiecywał śmieciu! —  podniósł głos, czując się bezsilnym przez mężczyznę, który odsunął się od niego, dając mu w końcu upragnioną przestrzeń. —  Nienawidzę cię, Jungkook. Wolałbym, abyś odszedł i dał mi w końcu spokój. Twoja obecność jest jak trucizna, którą muszę spożywać, dzień po dniu —  rzekł z jadem w głosie. Nie chciał być łagodnym dla Jeona, który ułożył swoje dłonie na kierownicy, bijąc się z własnym wewnętrznym gniewem, którego starał się ukazać jeszcze bardziej przed Kimem. 

Blondyn zmierzył go wzrokiem. Miał nadzieję, że w końcu uciszył nieposłusznego pracownika, który jako pierwsza osoba w jego życiu ugryzła go w szyję. Już sam nie wiedział, czy powinien być zły, czy może ma zacząć płakać ze śmiechu. Mimo wszystko Jeon Jungkook był jedyną osobą, która bez pieniędzy i władzy była od niego silniejsza. Myśl, że dał się mu dotykać w nocy, doprowadzała go do szału. Jeon zrobił mu dobrze i... to właśnie go blokowało! 

Obydwoje milczeli, będąc pogrążonym we własnych myślach. Pukanie w boczną szybę, od strony Taehyunga spowodowało, że spojrzeli w stronę osoby za szybą. Taehyung widząc Dongseoka wywrócił mimowolnie oczami. — Jeszcze tego popaprańca brakowało — burknął pod nosem, po czym opuścił pojazd, gdzie przyrodni brat chłopaka objął go w talii, próbując go przytulić. Oczywiście kończyło się to odepchnięciem Taehyunga, który nienawidził takich czułości, a przynajmniej nie od niego. Po prostu nie spotkał nikogo, kto potrafiłby uspokoić go przytuleniem, jak potrafiła zrobić to jego mama. — Daj mi spokój, Dongseok — mruknął z chłodem, odpychając od siebie chłopaka, który nie był zadowolony jego odrzuceniem. Pozwolił odejść Taehyungowi w stronę domu, nie chcąc jeszcze bardziej go denerwować. 

— Za to wszystko przyjdzie ci zapłacić — mruknął pod nosem, patrząc za odchodzącym blondynem, który nie był w stanie usłyszeć go z tej odległości. Dongseok przeniósł swoje oczy na Jungkooka, który opuścił pojazd. — Jak ci z nim idzie? —  zagadał chłopaka, który poprawił stan swoich ciemnych kosmyków opadających na jego czoło. 

— A jak myślisz? —  uniósł brew, a chłopak mógł dostrzec na szyi pracownika ślady podrapania.

— Mówiłem ci, że jest nieprzewidywalny i działa na nerwy — zauważył chłopak, który z jednej strony współczuł Jungkookowi. Mimo wszystko miał nadzieję, że w jakiś sposób mężczyzna wpłynie na buntownicze zachowanie Taehyunga. 

— Zdążyłem to zauważyć. Nie jestem popychadłem i nie dam sobą pomiatać. Taehyung jeszcze przekona się, że jego zagrywki na nic się nie zdadzą —  powiedział z ciężkością w głosie, unosząc swoje oczy w stronę bezchmurnego, błękitnego nieba. 

— Chce się ciebie pozbyć, co nie? —  uniósł brew, a ciemnowłosy pokiwał twierdząco głową. — Chyba źle cię oceniałem. To jest już twój trzeci dzień i jeszcze się trzymasz, wytrzymały jesteś —  pochwalił go, by zaraz odejść w stronę domu. Jungkook spojrzał w stronę odchodzącego chłopaka, mając co do niego mieszane odczucia. Westchnął ciężko, masując nerwowo swoją skroń, czując po pojedynku z Taehyungiem, jedynie ból głowy. Chcąc nie chcąc, udał się w stronę domu, musząc być przy dwudziestolatku. 

~

Taehyung zamknął się za drzwiami swojego pokoju, gdzie podszedł do umywalki, musząc spojrzeć w swoje odbicie. Spojrzał z uwagą na ugryzienie i skrzywił się, widząc, jak Jeon starannie do tego podszedł. Oparł swoje dłonie na meblu, czując roznoszącą się w jego wnętrzu furię. 

"— Czy teraz owieczka będzie grzeczna dla prawdziwego drapieżnika?" 

— Przeklęty! —  krzyknął w gniewie, przypominając sobie o słowach chłopaka, który w tak bezczelny sposób go potraktował. Włączył zimną wodę, gdzie zaczął obywać swoją twarz, chcąc rozbudzić się po tym zajściu. Nie potrafił pojąć tego, jak mógł dać się pokonać komuś takiemu. Kim do cholery był Jeon Jungkook? Dlaczego zawsze patrzy na niego w taki dziwny sposób, że przechodzą go dreszcze? Nie należał do świętych osób, ale coś w sercu podpowiadało mu, że obecność Jungkooka nie jest przypadkiem. 

Czując na sobie czyjeś spojrzenie, spojrzał w stronę wejścia, gdzie stał Jungkook. Zirytowany jego widokiem, wyłączył wodę i sięgnął po ręcznik, którym otarł swoją twarz. — Nawet do łazienki będziesz za mną latał? — zapytał beznamiętnie. 

— Jeśli wymaga tego sytuacja —  odpowiedział od razu. 

—  Zabawny jesteś —  wysilił się na uśmiech, by zaraz minąć w przejściu chłopaka. 

— Twoi rodzice czekają na ciebie w salonie —  oznajmił mu, tym samym Kim zatrzymał się w miejscu, po jego słowach. Spodziewał się rozmowy z macochą, ale nie z ojcem, którego raczej nie chciał widzieć w obecnym stanie. Nie czuł się za dobrze ani nie wyglądał dobrze. Bał się tego, że ojciec może coś zauważyć.

— W takim razie chodźmy —  powiedział z ciężkością w głosie, by ruszyć przodem w stronę wyjścia z pokoju. Jungkook ruszył za Taehyungiem, wyczuwając po tonie jego głosu, iż jego pewność siebie opadła. Dobrze wiedział, czego obawiać może się młody arystokrata, który świadomie zażył wspomagacza. 

Zeszli na parter domu, przechodząc prosto do przestronnego salonu, w którym czekali rodzice chłopaka wraz z jego przyrodnim rodzeństwem. Z pewnością dla Taehyunga takie spotkania nie były na rękę, gdyż przeważnie unikał rodzinnych spotkań. Spojrzał na wszystkich zebranych, skanując ich powoli swoimi oczami. Widział powagę w oczach starszych i zadowolenie na ustach Dongseoka.

—  Jungkook-oppa! — zapiszczała dziewczyna, która minęła skołowanego Taehyunga, rzucając się na jego ochroniarza. — Tak rzadko cię widuję, ale za każdym razem jesteś przystojniejszy — zatrzepotała rzęsami Jihyuna, przyrodnia siostra Taehyunga, która przykleiła się do Jungkooka. Taehyung spojrzał na dwójkę z oburzeniem, mierząc ich swoim nienawistnym spojrzeniem. 

— Eh.. —  westchnął brunet, nie wiedząc co począć z dziewczyną, która, od kiedy pojawił się w tym domu, cały czas zawraca mu jego cztery litery. Nie miał nic do niej, ponieważ wydawała się bardzo pokojową osobą, jednak była rodziną jego ofiary. 

—  Kochanie, zostaw pana Jeona, to musi być dla niego niezręczne — wtrąciła się jej matka, która nie chciała robić problemów mężczyźnie.

— Właśnie! Znajdź swoje miejsce, mała ladacznico i odsuń się od niego —  mruknął groźnie Taehyung, który przyglądał się z uwagą jej dłonią zaczepionym na umięśnionym ramieniu Jungkooka. Z jakiegoś powodu ten widok źle na niego działał.

— Chyba to cię nie powinno obchodzić, Tae —  zmrużyła swoje oczy, nie potrafiąc strawić widoku chłopaka. Taehyung zacisnął nerwowo swoje wargi i podszedł do nich, gdzie z siłą odepchnął Jihyune od Jungkooka, który był nieco zdziwiony zachowaniem dwudziestolatka. — Oszalałeś?! —  podniosła głos, widząc jak Taehyung odgradza jej dojście do przystojnego bruneta. 

— Chyba ty oszalałaś, skoro interesujesz się pracownikiem — uśmiechnął się chytrze, a siedzący Woojoon, spojrzał ze zdenerwowaniem na dwójkę.

— Wasza dwójka niech już przestanie. Chcę porozmawiać z Taehyungiem, a nie słuchać waszych sprzeczek —  rzekł prezes, który nie tolerował takiego zachowania. Dwója wymieniła się jedynie groźnymi spojrzeniami i udała się zasiąść naprzeciw starszych. Taehyung usiadł między rodzeństwem, oczekując tego, co ma mu do powiedzenia ojciec. — Wiem, że wciąż faszerujesz się narkotykami i nawet pan Jeon jest bezradny. Nie mogę dłużej pozwalać ci na taką beztroskę, Taehyung —  zaczął, starając się brzmieć spokojnie, a Taehyung skierował swoje rozgniewane oczy w stronę Jungkooka, który najwidoczniej wydał go przed ojcem. 

— I co zamierzasz znowu mnie gdzieś wysłać na leczenie? —  zapytał, unosząc kpiąco brew. Mężczyzna westchnął ciężko, łącząc swoje dłonie. 

— Nie bądź bezczelny dla twojego ojca, on chce zawsze dla ciebie jak najlepiej —  rzekła z oburzeniem Mirae, która chciała dobrze wypaść w oczach męża. 

— Nikt nie prosił cię o zdanie, głupia suko! — warknął z gniewem, nie mając żadnego respektu do kobiety. 

—  Taehyung! — podniósł głos mężczyzna. — Masz szanować swoją matkę! — dodał, będąc naprawdę rozgniewanym, przez bezczelność swojego syna w stosunku do jego małżonki.

— Może na papierku jest ona twoją żoną, ale dla mnie nigdy nie będzie matką. Nie oczekuj ode mnie niemożliwego — powiedział, krzyżujące ręce pod piersią.

— Ja oczekuję od ciebie jedynie posłuszeństwa, ale to chyba raczej pozostaje niezmienne. Zawsze tylko tego od ciebie wymagałem, ale twój bunt trwa już zbyt długo i nie mogę dłużej pozwalać ci na taką lekkomyślność. Byłem pobłażliwy dla ciebie ze względu na to, co się stało, ale to, co ty robisz, przekracza już wszystkie granice — rzekł ze zdenerwowaniem w głosie, a Taehyung słuchał go z uwagą, nie rozumiejąc za bardzo, do czego właściwie zmierza jego ojciec. 

— Do czego ty dążysz? —  zapytał. 

— Chcę dać ci szansę na zrehabilitowanie się i postawić cię pod samą ścianą, Taehyung. Ty, jak nikt inny wiesz, do czego potrafię być zdolny i jeśli czegoś oczekuję, to tak ma być —  odparł beznamiętnie, a Jungkook słuchał z uwagą mężczyzny, nie wiedząc, do czego on dąży. — Chcę, abyś zaakceptował Dongseoka jako swojego partnera i przyszłego męża —  oznajmił, a Taehyung wręcz od razu powstał na równe nogi, nie spodziewając się usłyszeć czegoś głupszego. 

— Chyba zwariowałeś! Nigdy nie zaakceptuje tego śmiecia! — podniósł głos, nie mogąc zgodzić się na życie z kimś takim. Nie znosił Dongseoka i nie potrafiłby go zaakceptować.

— Przestań się unosić. Dongseok jest zaufaną osobą i mogę mu ciebie powierzyć. Pamiętaj, że to ja decyduję o twojej przyszłości i o tym z kim masz wieść swoje życie. Pragnę dla ciebie wszystkiego, co dobre i chcę, abyś przestał w końcu się zadręczać przeszłością — powiedział ze spokojem w głosie, a blondyn pokręcił bezsilnie głową, dobrze wiedząc, jak wyglądają zasady jego ojca. To on pełnił władzę w domu i to on ustalał wszystkie zasady. 

— Ja jestem oczywiście na tak, drogi ojcze — uśmiechnął się zadowolony Dongseok, który tylko oczekiwał tego momentu, aby ujrzeć twarz Taehyunga, po usłyszeniu tej wieści.

— A ja się nie zgadzam, nie chce z nim być i mieć go blisko siebie, nie chce! — wykrzyczał z goryczą Taehyung, który czuł się, jakby ojciec właśnie nałożył na jego szyję pętelkę. 

— Zanim, jednak będę zmuszony do takiej decyzji, dam ci szansę — spojrzał z uwagą na rozgniewanego dwudziestolatka. —  Jeśli przestaniesz brać i weźmiesz się w garść oraz zmienisz swoje podejście do życia, nie będę nalegał na twoje małżeństwo. Jeśli, jednak zawiedziesz, nie będę już oczekiwał od ciebie zmiany, zmuszę cię nawet siłą do tego ślubu i podam cię o ubezwłasnowolnienie, a opiekę nad tobą przyjmie Dongseok — oznajmił, a Taehyung czuł się, jakby tracił grunt pod nogami. Wiedział, że może spodziewać się wszystkiego po swoim ojcu, jednak nie sądził, że będzie taki brutalny. Jak miał radzić sobie bez używek? Jak miał zmienić swoje życie? 

— Myślę, że jest to najlepsza decyzja, jaką mogłeś podjąć, kochanie — uśmiechnęła się w zadowoleniu Mirae. 

— Zgadzam się — przytaknął głową Dongseok, a Taehyung pokręcił rozczarowany głową. 

— Zawsze byłeś śmieciem, ale teraz udowodniłeś, że jesteś jeszcze gorszy — mruknął w stronę ojca, który zmarszczył swoje brwi w zdenerwowaniu. Zawsze rozpieszczał Taehyunga najdroższymi prezentami i dał mu wolną rękę, chcąc w jakiś sposób kupić jego miłość oraz wybaczenie, jednak nie należał on do osób, które żałowały swoich decyzji. Taehyung odszedł, mijając w przejściu zaskoczonego Jungkooka, który nie spodziewał się usłyszeć od prezesa tak okrutnej decyzji. Mimo swojej nienawiści do Taehyunga nie potrafił zrozumieć wpływowych ludzi, którzy narzucali taką wolę na własne dzieci, prowadząc je tym samym do tego, kim się potem stają. 

Nie chcąc zwlekać, ruszył za Taehyungiem, który pobiegł prosto w stronę swojego pokoju. Zadyszany blondyn zatrzymał się przed drzwiami, gdzie spojrzał na ciemnowłosego chłopaka, który sam nie wiedział, co może mu w tej chwili powiedzieć. Nie chciał mu nawet współczuć i udawać, że coś go ruszyło. 

— Nie wchodź do środka, chcę być sam — rzekł w stronę chłopaka, nawet nie obdarzając go spojrzeniem, ukrywając swoją twarz za gęstymi włosami opadającymi na jego twarz. 

— Dobrze. Nie będę cię już dzisiaj niepokoił. Dzisiaj jest piątek i za godzinę kończy się moja praca. Zobaczymy się w poniedziałek —  rzekł ze spokojem w głosie, a jasnowłosy jedynie przytaknął ze zrozumieniem głową i zniknął za drzwiami pokoju. Jungkook potarł nerwowo swój podbródek, starając się nie myśleć o zaistniałej sytuacji, w jakiej znalazł się Taehyung.

Taehyung zamknął się w swoim pokoju, nie chcąc dzisiaj już z nikim rozmawiać. Czuł się, jakby stracił zbyt wiele w jednej chwili. Nie chciał, aby ktoś taki jak Dongseok miał nim rządzić, a tym bardziej nie chciał żyć z kimś takim i dzielić z nim jedno łóżko. Leżał w swoim łóżku, obejmując się swoimi ramionami, chcąc poczuć choć trochę ciepła, którego zawsze brakowało. 

Pojedyncza łza powoli sunęła się po jego policzku niczym najczystsza rosa o wschodzie słońca. Łzy Taehyunga były tak rzadkim widokiem, przez co nikt nie był w stanie ich ujrzeć. Dlatego też wszyscy mieli go za bezlitosną i zimną osobę. I tak właśnie było, bycie zimnym i okrutnym stanowiło najwyższą rangę w tej ludzkiej hierarchii. Okazywanie słabości stawiało człowieka na najniższej półce, a on nie chciał należeć do słabych. 

Wiedział, że musi wziąć się w garść i przestać sięgać po wspomagacze, inaczej będzie skazany na życie z Dongseokiem. 

/

Jungkook leżał w swoim łóżku, będąc myślami przy Taehyungu. Obraz jego osoby stojącej przed drzwiami pokoju, nie potrafił opuścić jego głowy. Myślał nad tym, czy był smutny, zły, a może nawet płakał? Nie rozumiał, dlaczego takie myśli zaprzątały mu w tej chwili głowę. Wiedział, że powinien skupić się na realizacji swojej zemsty, nieważne jak okrutna była. Jednak wspomnienia z minionej nocy, gdy trzymał w swych ramionach tego chłopaka, powodowały jakieś przerażające odczucia. 

Wiedział, że to piękno było, jak kara z niebios. Nie, to Taehyung stawał się jego grzechem, ale nie liczyło się to, czy za to trafi do samego piekła. Jeśli los pozwoli, obydwoje będą się w nim smażyć. 

~

Następny dzień mógł wydawać się początkiem zupełnie lepszego początku, a tak przynajmniej chciał wierzyć Taehyung, który chociaż przez weekend mógł odpocząć od obecności Jeon Jungkooka. Nawet nie myślał nad tym, aby spędzić cały dzień w domu, bo już przed południem był gotowy do wyjścia. Opuszczając posiadłość, udał się w stronę swojego samochodu, przy którym stał Dongseok. Chcąc go zignorować, odblokował pojazd, przechodząc od razu do drzwi, jednak chłopak stanął mu na drodze, blokując dojście do drzwi. 

— Czego chcesz?! — spojrzał na niego zirytowany, a chłopak uśmiechnął się pewnie. — Nie uśmiechaj się tak, jakbyś wygrał, bo jeszcze nie wygrałeś. Mam teraz motywację do walki z nałogiem — wysilił się na uśmiech.

— Kochanie, a ile zdołasz wytrzymać? — uniósł brew, obejmując dłonią jego policzek.

— Nie dotykaj mnie i nie mów do mnie "kochanie" — syknął, odtrącając z siłą jego dłoń. — O mnie się nie martw. Nie zamierzam marnować życia, przy kimś tak żałosnym — zmierzył go zimnym wzrokiem.

— Jeszcze będziesz wypluwał swoje słowa, kiedy staniemy się małżeństwem — puścił mu oczko, a zdenerwowany blondyn odepchnął go z siłą, by zaraz otworzyć drzwi pojazdu. 

— Ty za to będziesz taplał się w gównie, bo niczego nie otrzymasz — pokazał mu środkowego palca, po czym wsiadł do samochodu, gdzie zablokował od razu drzwi i zapiął pas. Walący w szybę Dongseok został przez niego zignorowany i bez żadnego wahania odjechał. — Śmieć, chce tylko kasy — mruknął, zaciskając palce na kierownicy. Nie chciał przebywać czasu w domu, dlatego postanowił pojeździć sobie bez celu po mieście. Był umówiony na obiad z przyjaciółmi, jednak do tego zostało mu jeszcze trochę czasu. 

Po godzinnej jeździe zatrzymał samochód na biednej dzielnicy Seulu, gdzie zamieszkiwał jego ochroniarz. Sam nie rozumiał, dlaczego tutaj przyjechał, jednak jego myśli same go tutaj przyprowadziły. Siedząc, rozglądał się po nieciekawej okolicy. Zastanawiało go to, gdzie swoje mieszkanie ma chłopak. Dzielnica sama w sobie wprawiała go w jakieś nieprzyjemne odczucia. Nie potrafił zrozumieć, jak można było mieszkać w takim miejscu.

 Spojrzał w stronę krętych schodów, które prowadziły do małych mieszkań, a dostrzegając stojącego przy barierce bruneta z papierosem między palcami, zniżył swoją głowę, nie chcąc zostać przez niego przyłapanym na gorącym uczynku. Skanował swoimi oczami jego umięśnione ramiona, które w podkoszulku dużo bardziej się wyróżniały. Mimowolnie wgryzł się w dolną wargę, patrząc, jak starszy zaciąga się nikotyną. Każdy jego ruch był tak uzależniający dla oczu Taehyunga, który siedział, niecierpliwiąc się samą goryczą niedosytu. Nie rozumiał co takiego w sobie miał Jungkook, jednak z jakiegoś powodu lgnął do niego. 

Poprawił się na siedzeniu, przykładając dłoń do swojej twarzy. — Taehyung, co ty do cholery robisz? — szepnął załamany, mając dość swojego niedorzecznego zachowania. Jak mógł przyjechać do takiej biednej dzielnicy, aby gapić się na własnego pracownika? To było niedorzeczne. 

Słysząc pukanie w boczną szybę, cały się spiął i niepewnie spojrzał w bok. Widząc znajomego mu bruneta, niepewnie odsunął szybę na kilka centymetrów. 
— A ciebie co tutaj sprowadza, Taehyung? — zapytał, przyglądając się z uwagą profilowi Taehyunga, który patrzył bezemocjonalnie przed siebie. — Myślałem, że biedne okolice to nie miejsce, gdzie twoja noga powstanie — zaśmiał się pod nosem. 

— Chciałem... — zatrzymał się, musząc zwilżyć językiem swoje spierzchnięte wargi, trzymając dłonie na kierownicy. — Coś ci powiedzieć —  spojrzał na niego.

— Co takiego? — uniósł zaciekawiony brew. 

— J-Ja.. um.. nie wiem jak zacząć — zająknął się, nerwowo zaciskając swoje palce na kierownicy. Jungkook patrzył na niego z uwagą, nie potrafiąc zrozumieć czego właściwie chce od niego Taehyung. Jego zdenerwowanie jeszcze bardziej go dziwiło, a może nawet i niepokoiło. — Czuję się tobie coś winny, a nienawidzę się tak czuć. W poniedziałek wstaw się w moim mieszkaniu na Gangnam — powiedział, a raczej bardziej rozkazał. Jungkook mimowolnie ukazał przed nim szereg swoich białych zębów, nie potrafiąc zaprzeczyć, że mimo dziwnego zachowania dwudziestolatka, wyglądał przy tym wszystkim uroczo? 

— No dobrze, wstawię się tam. Mam spodziewać się strzelaniny? —  zapytał z rozbawieniem w oczach. 

— Może.. — przeciągnął, nie chcąc niczego mu zdradzać. 

— Jungkook! — wołanie wysokiego chłopaka spowodowało, że dwójka spojrzała w jego stronę. Jungkook od razu rozpoznał swojego najlepszego przyjaciela Namjoona, który szedł w ich stronę. 

— Nie będę ci przeszkadzał. Widzimy się w poniedziałek, Jungkook — rzekł blondyn, który spojrzał tajemniczo w oczy bruneta, który czuł się pogubiony, patrząc w te dzikie i przepełnione tajemniczym szaleństwem oczy. Po swoich słowach odjechał, zostawiając skołowanego Jungkooka, który nie potrafił zrozumieć co przyniosło Taehyunga w te okolice. Czy naprawdę chciał tylko powiedzieć mu tylko o wstawieniu się w jego mieszkaniu? Mógł przecież napisać albo zadzwonić. Czuł, że za tym wszystkim coś się kryło. 

— Kto to był? — zapytał Namjoon, który podszedł do wciąż patrzącego za samochodem, Jungkooka. — Takie samochody nigdy nie goszczą w naszej okolicy, więc stawiam, że był to, Kim Taehyung — położył swoją dłoń na ramieniu bruneta. 

— Żebyś wiedział — szepnął, czując niedosyt po tym spotkaniu. 

— Czego chciał? Nie masz przypadkiem dzisiaj wolnego? — zapytał z zaciekawieniem. 

— Chciał mi coś przekazać — odpowiedział, przenosząc wzrok na przyjaciela. 

— Wiesz, że wspieram cię w twojej zemście, Jungkook. Jednak cały czas milczysz i nie mówisz mi, co właściwie zamierzasz zrobić —  powiedział, patrząc ze zmartwieniem na Jeona, który potarł nerwowo swój podbródek, by spojrzeć z prawdziwym chłodem w oczy przyjaciela. Po plecach Namjoona przeszedł nieprzyjemny dreszcz, obawiając się tego, co zamierzał zrobić Jungkook. 

— Czy to nie jest jasne, Namjoon? — zapytał kpiąco. — Chce zdobyć całe jego serce tak samo, jak Jirae oddała mu całą swoją miłość. Będzie tak samo krwawiło, jak jej dusza.. 

~

Witajcie ^^

Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo akcja zaczyna się już rozkręcać ^^ Za błędy przepraszam, ale nie miałam czasu poprawiać :/ Widzimy się poniedziałek z kolejnym rozdziałem 💜

Zostawcie po sobie:

Głosy i Komentarze


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top