|Ostateczna decyzja|

Sala wypełniona gośćmi prezesa Kima pękała w szwach, a nikt nie spostrzegł braku obecności syna gospodarza, który za chwilę będzie musiał przyjąć oświadczyny Kang Dongseoka.
Młody mężczyzna rozglądał się wzrokiem w poszukiwaniu jego zguby. Jak na złość nigdzie nie mógł zauważyć jego przyszłego małżonka, który zniknął bez śladu w czeluściach wielkiego domu. Prezes Kim podszedł do młodzieńca, który nie zaprzestawał rozglądać się na wszystkiego strony wielkiej sali. 

— Gdzie jest Taehyung? — zapytał mężczyzna, a Dong spojrzał na niego. 

— Nie mam pojęcia. Musiał gdzieś iść i do tej pory nie wrócił — odpowiedział mu zgodnie z prawdą, a prezes starał się uśmiechać na pokaz przed większym zgromadzeniem.

— Masz go znaleźć. Wszyscy oczekują zaręczyn, a na pośmiewisko mnie nie wystawicie — rzekł srogim tonem, uśmiechając się cały czas nienaturalnie. 

— Dobrze, ojcze — przytaknął głową, po czym odszedł od mężczyzny, który patrzył za nim trudnym do odgadnięcia spojrzeniem. 

Dongseok opuszczając salę bankietową, ruszył w stronę korytarzu, gdzie rozglądał się na wszystkie strony. Otwierał po kolei drzwi, które stawały na jego drodze. Nie mogąc z żadnym z nich znaleźć dwudziestolatka, postawił udać się na drugą część domu, gdzie musiał skręcić, jednak gdy chciał minąć pierwszy zakręt jasnowłosy dwudziestolatek, wpadł prosto w niego. Kang spojrzał z zaskoczeniem na młodszego, którego policzki były zaróżowione, a jego klatka piersiowa unosiła się niespokojnie. 
— Gdzie ty byłeś? — zapytał, przyglądając się mu podejrzliwie. 

— No byłem się przewietrzyć — odpowiedział wprost, a jego oczy próbowały za wszelką cenę uniknąć wzroku Dongseoka. 

— Przewietrzyć? — uniósł kpiąco brew, gdzie agresywnie chwycił za podbródek jasnowłosego. — Jaja sobie ze mnie robisz? — pytał groźnie, a Kim zmrużył swoje oczy. 

— Nie proszę o twoją wiarę, frajerze. Nie muszę ci się tłumaczyć. — mruknął z chłodem. — Zachowujesz się, jakbym zrobił jakieś przestępstwo, Dongseok. To już człowiek nie może sobie pobiegać? — zapytał, wysilając się na uśmiech.

— Ty i sport? — prychnął w rozbawieniu. — Za czyste są twoje rączki, żeby na sport ci się teraz zabrało — pokręcił głową.

— Widzisz... a ja słyszałem, że sport uwalnia człowieka od stresu — odparł ze spokojem. —  Teraz jest we mnie wiele negatywnych uczuć, abym patrzył na czystość moich rączek — dodał. 

— Dlaczego ja tobie nie wierzę? — zapytał, śmiejąc się pod nosem.

— Bo ty sam gówno o sporcie wiesz? — uniósł brew ku górze, po czym wyrwał swój podbródek z jego uścisku, by położyć dłoń na ramieniu zdezorientowanego chłopaka. — Pamiętaj, że jechanie na ręcznym nie jest sportem. Aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć twój brak aktywności i pozostawić to bez jakiegokolwiek komentarza — poklepywał dłonią jego ramię, gdy wzrok chłopaka pociemniał.

— Przestań pieprzyć i lepiej powiedz, czy byłeś z Jeonem! — warknął w jego twarz, którą chłopak wycofał w zmieszaniu.

— Nie wiem, o czym ty mówisz. Ja nie widziałem, aby pan Jeon był tutaj — powiedział, patrząc na niego jak na ostatniego idiotę. — Nigdzie przecież nie uciekłem i właśnie wracałem na przyjęcie. Zamiast robić mi jakieś jazdy, lepiej wracajmy na tę tragedię — dodał, mijając chłopaka, który spojrzał za nim z niepewnością w oczach.
Niepewny słów chłopaka, zajrzał do pomieszczenia z otwartymi drzwiami. Rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu, gdzie zaraz zapalił światło. Nie widząc niczego podejrzanego, postanowił opuścić pomieszczeniu, by powrócić na przyjęcie. 

W tym samym czasie wychodzący na salę Taehyung stawiał niespokojnie swoje kroki, gdzie zatrzymał się przy oknie tarasowym. 
Jak w wewnętrznym transie stał nieruchomo, tocząc najważniejszą walkę w swoim życiu. "Wóz albo przewóz" — Tego rodzaju była ta walka.
Był przerażony i wiedział, że Cień nie pozostawiał mu czasu.

— Jesteś, synu — głos ojca wyrwał go z głębokich przemyśleń, gdzie jego pozornie bezemocjonalne spojrzenie skierowało się na wysokiego mężczyznę. — Mam nadzieję, że jesteś gotowy, bo zaraz zacznie się wasza chwila — rzekł z radością mężczyzna.

— Dobrze wiesz, że nie jestem gotowy — powiedział wprost, a prezes zmrużył oczy. 

— Chcę, żebyś wiedział, że wszystko, co robię, jest dla twojego dobra — wytłumaczył mu ojciec, którego argumenty były bez znaczenia dla dwudziestolatka, który nie widział w decyzjach ojca żadnego usprawiedliwienia. — O, jest już Dongseok — uśmiechnął się, ignorując zawiedzione spojrzenia syna.

Dongseok podszedł do Taehyunga, którego objął w pasie, przyciągając do siebie, a wszyscy goście skierowali swoje oczy tylko na nich. Jasnowłosy zerknął ukradkiem na uśmiechającego się chłopaka, po czym na ojca, macochę i przyrodnią siostrę zauważając w nich ten zakłamany uśmiech, którego całym sobą się brzydził. 
Bez jego kontroli czekoladowa głębia oczu znalazła się za grubą warstwą słonego szkła. Taehyung wewnętrznie krzyczał, lecz nikt go nie słyszał, gdy znajdował się w miejscu pozbawionym uczuć. 

Spojrzał w dół na klęczącego przed nim Dongseoka, który trzymał w swoich dłoniach granatowe pudełeczko, a ten widok wbijał sztylety w serce chłopaka. 
— Taehyung, to jest najważniejsza i długo oczekiwana przeze mnie.. Nie, przez nas chwila. To dzień, kiedy jestem przed tobą na kolanach i proszę o całego ciebie — zaczął Kang, a blondyn zacisnął swoje wargi, gdzie jego oczy w całym tłumie odnalazły cień mężczyzny, którego tak bardzo w tej chwili potrzebował. — Czy wyjdziesz za mnie?
Odchodził, lecz przystanął w chwili, gdy miała nadejść odpowiedź Taehyunga, który nie potrafił zapanować nad łzami spowodowanymi bólem utraty tego, któremu oddał już całego siebie.

— T-Tak — odpowiedział, patrząc w stronę ciemnej postaci znikającej po jego odpowiedzi. Wraz jego odejściem, głośne oklaski i radość rodziny wyrwała go z tego głębokiego transu, w którym nie był w stanie podjąć się czegokolwiek, a zmuszony czuł się do woli ojca. 
Zadowolony Dongseok założył na jego palec pierścionek, gdzie zaraz powstał, by pocałować jego zimne usta, które jak bryła lodu poruszyły się w odwzajemnieniu. 

— Drodzy goście. Już za trzy dni ślub, więc cieszmy się miłością moich dzieci. Oby szczęście ich nie opuściło i zawsze się tak kochali — rzekł z zadowoleniem prezes, który objął swoimi ramionami dwójkę, a Taehyung nie mógł uwierzyć w jego zakłamane słowa. 

Pozwolił odejść Jungkookowi..
Jednak szept jego słów, które porwały jego wszystkie myśli i rozum sprawiły, że czuł się zagubiony jak nigdy wcześniej. 
— Skoro już to ogłosiłeś, chce iść się położyć — rzekł w stronę ojca, który spojrzał na niego z niezadowoleniem.

— Przyjęcie wciąż trwa, więc nie rób żadnych scen. Miałeś również zagrać — zauważył prezes.

— Tato! — spojrzał z rozgniewaniem w jego oczy. — Dopiero dziś wróciłem do domu po tym, co się wydarzyło, a ty każesz mi zabawiać twoich gości? — zapytał z niedowierzaniem w głosie.

— No dobrze. W takim razie połóż się — westchnął głęboko.

— Dziękuje za twoje pozwolenie — rzekł, patrząc z żalem w oczy ojca, by odejść w stronę wyjścia z sali.

Ignorując w korytarzu gratulujących mu ludzi, pobiegł w stronę schodów, gdzie wspiął się na piętro domu. Stawiał wolne kroki w stronę swojego pokoju, w którym po chwili zamknął się, a słysząc dzwoniący telefon na szafce, podszedł do niego. Widząc na wyświetlaczu imię Jimina, postanowił od razu odebrać.
— Co jest, Jimin? — zapytał.

— Dobrze cię słyszeć. My z Jinem martwimy się o ciebie, a w telewizji i wszędzie na bilbordach piszą o twoich zaręczynach z Dongseokiem. Po co ten cały pośpiech? — zapytał chłopak, pragnąc zrozumieć całą szaloną sytuację wokół osoby Taehyunga. — Jungkook uratował cię i to jego kochasz, więc dlaczego Dongseok? — pytał, w ogóle tego nie rozumiejąc, a Taehyung przyłożył do swoich oczu dłoń, siadając na łóżku, czując, że udusi się, jeśli komuś się nie wyżali.

— Ojciec mi każe — odpowiedział mu, tłumiąc w sobie głęboki szloch, co usłyszeć był w stanie Jimin.

— Rozumiem, że twój ojciec jest dość dominującym człowiekiem, ale to jest twoje życie, Tae. Nie popełniaj błędu i nie wychodź za kogoś, na kogo nawet nie jesteś w stanie patrzeć — powiedział, w głębi współczując przyjacielowi. 

— Łatwo ci mówić. Dongseok wie o mnie i Jungkooku. Mój ojciec go zniszczy — powiedział, nie odrywając swoich dłoni z mokrych oczu. 

— Ugh.. Trudna sytuacja — westchnął głęboko blondyn, wspinając się po schodach na klatce schodowej. — Nie wiem, co ci zaradzić na to. Sam w gównie siedzę po uszy — mruknął, zatrzymując się przed drzwiami, gdzie wyciągnął z kieszeni pęk kluczy.
Taehyung złapał niespokojnie oddech, ocierając ze swoich powiek łzy i wstał z łóżka, podchodząc do komody z postawionymi fotografiami, na których widniał on czy jego ojciec. 

— Zgodziłem się, ale nie potrafię żyć bez mojego cienia — szepnął, przechodząc opuszkami palców po fotografii ojca, czując się między młotem a kowadłem.

— A co na to wszystko Jungkook? — zapytał z zaciekawieniem, a chłopak przez pytanie przyjaciela rozchylił delikatnie drżące wargi. Jego ciało reagowało źle w stresie, a tym bardziej na wzmiance o brunecie, którego dzisiejszego wieczoru spotkał. 

— O-On.. Dał mi szansę — wyszeptał z drżeniem w głosie, a Jimin po drugiej stronie zmrużył, swoje oczy wciąż stojąc przed drzwiami mieszkania.

— Co to znaczy? Jaką szansę? — zapytał z niezrozumieniem, a Taehyung oddychając niespokojnie, przyłożył dłoń do swoich ust. 

— O-Ostatnią szansę, której nie jestem w stanie mu dać... Jestem beznadziejny, Jimin. Pragnę go i kocham, a jedynie co mogę mu dać, to zawieść — zapłakał bezsilnie, upadając przed komodą na kolana. 

— Uspokój się, Tae. Powiedz, o co chodzi i nie załamuj się. Ze wszystkiego można wyjść, prawda? — szepnął smutno chłopak, obawiając się o przyjaciela. 

— Jimin-ah.. Cokolwiek się stanie i co postanowię zrobić, to proszę cię.. Nie odwracaj się ode mnie — poprosił przez płacz 

— Ja pierdolę, o czym ty mówisz? — zapytał, w ogóle nie mogąc pojąć zachowania i słów przyjaciela. — Mam do ciebie przyjechać? — pytał z troską, bojąc się, że Taehyung może próbować czegoś nierozsądnego w tym stanie. — Co ci Jungkook powiedział, że tak dziwnie się zachowujesz? — nie zaprzestawał pytać, gdy po drugiej stronie słyszał ciszę. — Taehyung, tylko nie rób niczego głupiego, okej? Jeśli mnie potrzebujesz, to zaraz przyjadę — powiedział zmartwiony.

— N-Nie — szepnął słabo. — Po prostu obiecaj mi, że nie odwrócisz się ode mnie — powiedział, zaciskając mocno swoje drżące powieki. 

— No obiecuję. Jin też się od ciebie nie odwróci ani Lenka. Zawsze jesteśmy po twojej stronie —  powiedział niespokojnie. — Tae, ale powiedz, o co chodzi? — zapytał.

— Może jutro o mnie usłyszysz... — po tych słowach rozłączył się, a wystraszony Jimin spojrzał na wyświetlacz telefonu. 

— Czy on chce się zabić? — zapytał szeptem, gdzie w obawie z drżącymi dłońmi próbował wybrać numer do Jina, jednak strącony z jego dłoni telefon upadł na ziemię, przez co spojrzał na osobnika, który ważył się to zrobić. Widząc Misooka, zmarszczył swoje brwi, gdy ujrzał jego poobijaną twarz. — Widzę, że ktoś nieźle dał ci po ryju — powiedział, zabierając z ziemi telefon, by zaraz spojrzeć na mężczyznę. 

— Otwieraj drzwi, a nie pierdolisz! — warknął, a Jimin westchnął głęboko, by zaraz otworzyć drzwi. Misook minął go, wchodząc do środka, gdzie jasnowłosy przyglądał się mu niepewnie. Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi, po czym zatrzymał się w korytarzu, przyglądając chłopakowi, który miał siną twarz. 

— Gdzie ty się szwendałeś przez dwa dni? — zapytał, przyglądając się mu podejrzliwie.

— Tu i tam — odpowiedział, wzruszając ramionami.

— A gdzie to jest? — uniósł brew, a mężczyzna spojrzał na niego ze zdenerwowaniem w oczach.

— A ty, co jesteś taki dociekliwy?! — warknął zirytowany, gdzie zawiesił na wieszaku swoją kurtkę. — Lepiej zrób coś do jedzenia — mruknął, po czym oddalił się w głąb mieszkania, a Jimin stał załamany. Nie mógł zrozumieć tego, że nic się nie zmienia, a dzieje się coraz gorzej. Misook wrócił do domu po kilku dniach, a widok jego poobijanej twarzy, jedynie utwierdzał Jimina w tym, że chłopak wpakował się w jakieś problemy.

Niepewnie spojrzał na kurtkę chłopaka, gdzie z kieszeni wystawała biała kartka. Ze strachem w oczach, spojrzał w stronę siedzącego na kanapie Misooka, by zaraz wyciągnąć kartkę, chcąc poznać jej zawartość. 
Otworzył szerzej swoje oczy, gdy ujrzał plan porwania Taehyunga ze szpitala. Przyłożył do swoich ust dłoń, nie potrafiąc w to uwierzyć.
Wiedział, że Misook jest agresywny, jednak nie sądził, że może mieć coś wspólnego z gangsterami, którzy porwali jego przyjaciela. Zamiłowanie chłopaka do pieniędzy i do samego Taehyunga, który żył w luksusach zawsze wydawało się podejrzane. 
Wystraszony schował kartkę do kurtki, gdzie w ciszy opuścił mieszkanie, nie chcąc przebywać blisko gangstera, który mógł w każdej chwili zrobić mu krzywdę. 

Zbiegł po schodach, gdzie w pośpiechu opuścił klatkę, biegnąc w stronę centrum miasta. Zatrzymał się zadyszany w parku, próbując unormować oddech. Łzy bezradności i zawiedzenia opuszczały jego oczy, gdy czuł się winny krzywdy jego najlepszego przyjaciela. To on mówił Misookowi o szpitalu i gdzie się znajduje, gdy on wypytywał go o wszystko. W gniewie do samego siebie uderzał się pięścią w klatkę piersiową, chcąc, choć w taki sposób wyrzucić żal do siebie. 
— Jaki ty jesteś głupi, Jimin! — wycedził z gniewem, gdzie zaraz usiadł na ławce. Patrzył beznamiętnym wzrokiem w nic nieznaczący punkt, gdy słone łzy ociekały po jego zimnych policzkach.

— Ciekawe, co ty byś mi poradził, hyung — szepnął, zasmucony wlepiając oczy w wyświetlacz telefonu, gdzie palcami sunął po ikonkach, po czym spojrzał, na nazwę telefonu. — Samsung —  powiedział, a w jego głowie nasunął się szyfr, który pozostawił mu Yoongi. — Koperta — wyszeptał, spoglądając na żółtą kopertę na wyświetlaczu, po czym przeszedł wzdłuż po wiadomościach, gdzie odnalazł nieznany numer z pięcioma wiadomościami.

Pierwszą wiadomością było nagranie, które postanowił przesłuchać. 
— Wiem, że nie znamy się długo, Jiminie.
 Spotykając cię, poznałem bardzo smutnego i bezradnego dwudziestolatka, który nie potrafi sobie poradzić, ale ja wiem, że masz w sobie siłę, aby uwolnić się z tej toksycznej miłości. 
Hyung chce dla ciebie jak najlepiej, bo jesteś dla niego ważny...
Jesteś jego inspiracją. — Jimin uśmiechnął się mimowolnie po usłyszeniu wiadomości od chłopaka, którego słowa zawsze potrafiły podnieść go na duchu. 

Spojrzał na kolejne wiadomości, które zostały napisane odręcznie, a ostatnia została wysłana nagraniem.

Przesłuchaj tego. 

I jeśli coś postanowisz. 

To u mnie zawsze będzie dla ciebie schron... 

Jimin włączył nagranie, które rozpoczęło się jakąś przyjemną melodią.

Księżyc świecił wystarczająco mocno, abym mógł ujrzeć cię we łzach nocy.
Skrywałeś się za ciemnością, a ja chciałbym pociągnąć cię w stronę słońca.
Ukazałbym twoim smutnym oczom, jak pięknie wygląda początek nowego dnia.

Jak wschód słońca odbija się w twoich kasztanowych oczach.
Jak uśmiech rozkwita na twoich ustach.
Chcę ujrzeć, jak rozkwitasz na mych oczach.

Wiem, że życie było dla ciebie nie fair.
Kotku każdy, popełnia błędy.
Obydwoje jesteśmy kowalami własnego losu i jak przyjdzie zapłacić, opijemy nasze błędy.
Gdy pójdziesz na dno, ja wskoczę za tobą i wydostanę cię z tego niekończącego się gówna.
Jesteś moim natchnieniem.
Nigdy nie pozwolę, aby twoje oczy ponownie zalały się łzami.
Nie patrz na tego skurwysyna, spójrz na mnie i przestań zadręczać się smutkami.
Mój mały aniele,
Ja wiem, że pewnego dnia dostaniesz skrzydeł i zaświecisz dla mnie jak słońce, którym jesteś.

Ten, który był gotowy skoczyć z tobą...

Po przesłuchaniu piosenki Jimin siedział zalany łzami, nie potrafił zrozumieć, jak ktoś zupełnie mu obcy uratował go przed próbą samobójczą, wciąż próbował mu pomagać pomimo tego, że nie miał takiego obowiązku. 
Yoongi nazwał go swoim aniołem, lecz dla niego to ten hyung był aniołem, który robił wszystko dla niego bezinteresowanie, a przez to jego małe serce biło szybciej na myśl o tym cudownym chłopaku.
Przeszedł opuszkami palców o ekranie telefonu, gdy jego rzewne łzy moczyły wyświetlacz. Ze strachem i potrzebą wybrał połączenie na numer Yoongiego, który po kilku sygnałach odebrał.

— Jiminie?

— Zabierz mnie już od tego bólu, hyung... 

~

Siedzący samotnie w swoim pokoju chłopak, patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń dużej przestrzeni, gdy jego białka poczerwieniały od długiego i niekończącego się płaczu.

Skończyć czy nie skoczyć? 

Pytał siebie w nieskończoność tych mijających minut, a nawet godzin.
Spojrzał w stronę stojącego zegaru, który wybijał równo trzecią w nocy. 
— Czas decyzji.. Jeszcze pięć godzin albo się utopisz —  wyszeptał, zamykając z ciężkością powieki. Nie wiedział, co powinien począć i jak żyć. Uchylił delikatnie powieki, by spojrzeć na pierścionek zdobiący jego palec. 

Pierścionek, który symbolizował jego uległość i beznadziejność. 

Dźwięk sekundnika dobijał wszystkie jego myśli, lecz co miał zrobić? Jaką miał podjąć decyzję? 
Przychodzący sms spowodował, że szybko sięgnął po telefon. Widząc wiadomość od "Cienia", szybko ją odczytał.

"Pięć godzin. 
Twoja decyzja będzie zależała od tego, jak rozłożysz wszystkie karty i jaką ostateczną wolę mi pozostawić."

Młodszy zagryzł się nerwowo na wardze, po czym zablokował urządzenie. Wstał z podłogi, gdzie w obawach otarł swoje policzki i podszedł do toaletki, by spojrzeć w swoje odbicie.
— Dość tego mazania, Taehyung. Zrób coś kurwa! — wykrzyczał. — Przestań się trzęść ze strachu i zrób, co należy.. Zrób! — dodał, próbując więcej nie zapłakać. — On nie jest tylko kaprysem, on jest tym, którego kochasz.. Nie bój się, nie bó.. — przerwał, oddychając niespokojnie, po czym sięgnął po kartkę i długopis.

~

Jimin zatrzymał się niepewnie przed drzwiami mieszkania Yoongiego. Niepewnie rozejrzał się po nieciekawej dzielnicy, czując potrzebę zobaczenia się ze starszym. Jego zaczerwienione policzki piekły niemiłosiernie, a chłodna nocna bryza jeszcze bardziej je podrażniała. 
Zbierając się w sobie, zapukał do drzwi, które po chwili zostały otworzone przez ciemnowłosego chłopaka. Jimin przyglądał się z uwagą jego spokojnej bladej twarzy, przez którą jeszcze bardziej chciał się rozpłakać, ponieważ nie sądził, że aż tak bardzo tęsknił za widokiem hyunga.

— Co się stało, Jiminie?  — zapytał z troską, a Jimin bez słowa rzucił się mu na szyję. — M-Martwiłem się o ciebie — szepnął zaskoczony, gdzie jego niepewne ręce objęły chłopaka. 

— Przeczytałem i przesłuchałem — powiedział Jimin przez zaciśnięte powieki. — Hyung, ty jesteś moim aniołem — dodał, a Yoongi odsunął się od niego, by ująć dłonią jego siny policzek.

— Dlaczego dopiero teraz? — zapytał, przyglądając się ze zmartwieniem jego raną.

— Bo jestem za głupi, żeby od razu zrozumieć — podciągnął nosem. — Ale twoja piosenka jest piękna... Hyung, potrzebuję cię. Proszę, wydostań mnie z tego całego gówna — poprosił go, pokręcając żałośnie głową na boki, gdy dłoń starszego próbowała się utrzymać na jego policzku.

— Po prostu, nie wracaj do niego, Jiminie. Twoją wolnością będzie uwolnienie się od tego śmiecia — powiedział wprost, a Jimin dobrze wiedział, że chłopak ma rację. 

— Wiem, ale jak mam mieć tę siłę, aby się go pozbyć? — zapytał szeptem, a Yoongi spuścił swoje oczy, jednak czując zimną dłoń blondyna na swoim policzku, podniósł na niego swoje zaskoczone oczy. — Myślałem o tym.. Gdzie ta siła jest, a ona jest tuż przed moimi oczami — powiedział, a serce Yoongiego zabiło niebezpiecznie w jego piersi. — Ty nią jesteś, hyung — dodał, a ciemnowłosy chłopak nie mogąc dłużej się powstrzymywać wciągnął Jimina do wnętrza swojego mieszkania, gdzie delikatnie przyszpilił chłopca do ściany, mogąc spotkać jego zaskoczone kasztanowe oczy. 

— Nie chcę cię skrzywdzić, Jiminie — powiedział, przechodząc opuszkami palców po długości jego szyi, a Jimin przywarł swoje mniejsze dłonie do jego torsu. 

— Wiem — odparł, patrząc z utęsknieniem w jego oczy. — Mój wybawiciel. Mój pianista — wypowiadał tuż przy ustach Mina. — Potrzebuję cię, hyung.  Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek moje serce tak bardzo zatęskni i zabije przez kogoś — dodał, a Yoongi muskał usta chłopca gorącym oddechem.

— Od dnia zobaczenia cię na tym moście.. Nie potrafiłem zapomnieć o tobie, Jiminie — wyznał szczerze, gdzie po chwili poczuł na swoich wargach pulchne usta Jimina. Objął swoją dłonią jego biodro, gdzie intensywniej przywarł do ust blondyna, który przez jego pogłębienie jęknął głęboko w jego usta, próbując złapać oddech.

Pieszczące wzajemnie usta posuwały się do coraz intensywniejszych doznań, gdy starszy przyjmując inicjatywę, wsunął do jego jamy mięsień języka. Młodszy oddawał się pieszczotą chłopaka, gdzie wplątał swoje palce w jego ciemnie włosy. Min przeszedł dłońmi na uda Jimina, którego zaraz podniósł, wchodząc miednicą między jego uda.
Pochłonięci pieszczotami, całowali się, wymieniając wzajemnymi oddechami. Yoongi trzymając mocno blondyna, udał się z nim do swojego pokoju, gdzie położył go na łóżku, zawieszając nad nim. 

— Hyung.. — sapnął ulegle dwudziestolatek, gdy górna odzież została rozpięta przez zwinne palce starszego, a jego skórę dopieszczały usta starszego. Min składał wilgotne pocałunki na klatce chłopaka, gdzie zszedł mokrą ścieżką do jego podbrzusza. Blondyn wił się pod nim podniecony, gdzie delikatnie pociągał za końce jego włosów. Całował każdy siniak na ciele młodszego, chcąc magicznym sposobem uleczyć jego rany na sercu. Odpiął guzik w spodniach chłopca, które zsunął z niego. 

Uniósł swoje oczy na Jimina, który oczekiwał na jego działania. Ujął dłonią jego udo, sunąc nią powoli do wewnętrznej części, gdzie na ten czyn skóra chłopca zareagowała przyjemnymi dreszczami. Przywarł swoje usta do skóry blondyna, sunąc wilgotnymi wargami do jego wrażliwej części, która twardo stała, czekając na jego działania.

Jimin podniósł swój tułów, przez co Yoongi oderwał się od jego skóry, by również się podnieść. Dłonie młodszego chwyciły za końce jego koszulki, która została przez niego przeciągnięta i zdjęta, lądując na podłodze. Jimin zaś podniósł się na swoje kolana, by opuszkami palców dotknąć bladej skóry starszego, do której zaraz przywarł swoje usta, chcąc posmakować jego ciała. Yoongi ujął podbródek mniejszego, gdzie ich oczy spotkały się ze sobą.

— Jesteś pewny? — zapytał, a Jimin pokiwał jedynie potwierdzająco głową. Yoongi odsunął się od niego, gdzie zszedł z łóżka, podchodząc do szuflady, z której musiał wziąć potrzebny lubrykant i prezerwatywy. Za to Jimin położył się, oddychając niespokojnego, gdy jego dłoń spoczywała na brzuchu. Widząc zbliżającego się Yoongiego, zatrzymującego przed łóżkiem, wstrzymał oddech, gdy chwycił za jego nogi, przyciągając go bliżej brzegu. 
Zagryzł się na wardze, gdy jego oczy skanowały starszego, który zębami zerwał paczkę prezerwatyw i zsunął swoje spodnie, ukazując przed nim jego penisa. Yoongi rozlał żel na swoim penisie, gdzie roztarł go palcami, które zaraz wsunął do dziurki Jimina. 

Chłopak zamknął swoje oczy, czując przyjemne doznania przy rozciąganiu hyunga, który starał się być dla niego delikatny. Jednak, gdy nagle poczuł coś zupełnie różniącego się od palców, otworzył szerzej swoje oczy, by niekontrolowanie jęknąć w bólu. Zawstydzony zakrył dłonią swoje usta, nie chcąc wydawać przed starszym takich żałosnych jęków, gdyż właściwie nie byli ze sobą, aż tak blisko. Spojrzał swoimi oczami na Yoongiego, który starał się delikatnie w nim poruszać, a starszy widząc w kącikach jego oczy łzy, nachylił się bardziej nad nim, by dłonią ująć jego policzek. 
— Jiminie, patrz na mnie — wysapał w jego usta, którego delikatnie muskał, a palce młodszego przyszpiliły się do łopatek mężczyzny, któremu starał się patrzeć w oczy pomimo swojej nieśmiałości. 

— Patrzę, hyung — wyszeptał, starając się panować nad oddechem i tłumionymi jękami, gdy Min uderzał w jego punkt. Nigdy nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek zostanie tak dobrze potraktowany przez drugą osobę, która kochała się z nim i dbała o jego dobro, a nie tylko o swoje własne. To było jak pojednanie równości, prawdziwej równowagi, a gdy czuje się po raz pierwszy taką przystań, nie chce się jej opuszczać...

Dlaczego nie czuł się źle, zdradzając? 

Dlaczego był szczęśliwy?

Dlaczego ten hyung musiał być tak idealny?

Dlaczego zakochiwał się w Min Yoongim?

~

Taehyung trzymając w swojej dłoni torbę, udał się ciemnym korytarzem do biura swojego ojca, gdzie wszedł do środka. Nie zapalił światła, gdy za oknem było widno, lecz podszedł do biurka, zatrzymując się przed nim. Spuścił wzrok na trzymaną w drugiej dłoni kopertę podpisaną jego imieniem. Zacisnął swoje drżące wargi, by niepewnie odłożyć na mebel kopertę. Zerknął na fotografię przedstawiającą go i ojca podczas jego piętnastych urodzin, przez co uśmiechnął się mimowolnie. 

— Wybacz, tato. Wiem, że chciałeś dla mnie dobrze, ale muszę cię zawieść — powiedział, patrząc ze smutkiem w oczach na fotografię. — Gdybyś był mniej egoistyczny, nigdy nie musiałbym podejmować się czemuś takiemu, ale... Nie zamierzam żałować — dodał, czując, że jego ojciec nigdy mu tego nie wybaczy. 

Opuszczając posiadłość, udał się prosto do swojego samochodu, gdzie odłożył torbę na bok, po czym spoglądając na dom, postanowił w końcu odpalić silnik samochodu. Ruszając w drogę, starał się panować nad burzliwymi emocjami i szaleństwem, które zrodziło się w jego życiu w tym dniu ostateczności. 
Krople deszczu uderzały w szybę, a dwudziestolatek starał się skupić na drodze. Przejeżdżając przez główną autostradę, coś umknęło mu z bocznej szyby, przez co spojrzał w tamtą stronę. Zmrużył swoje oczy, widząc zakapturzoną postać, która patrzy na niego z ubocza drogi prowadzącej do lasu, a w tym wszystkim światło wspomnień, uderzył w niego, niczym grom z nieba. 

Zahamował gwałtownie, trzymając dłonie na kierownicy, a jego klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, gdy obraz mieszanych fragmentów zatracał się w jego głowie jak szalona jazda karuzelą. Słysząc pukanie w szybę, spojrzał w bok, gdzie wystraszony krzyknął, widząc postać chłopaka w kapturze. Złapał się za szybko bijące serce, gdzie starał się unormować niespokojny oddech. — Ogarnij się — szepnął, po czym rozsunął boczną szybę. — O co chodzi? — zapytał młodego chłopaka, który uważnie mu się przyglądał.

— Nie chciałem cię przestraszyć, dzieciaku — powiedział z rozbawieniem w oczach, a sam fakt jak go nazwał, spowodowało, że zmierzył go wrogo oczami.

— Normalni ludzie jeżdżą samochodami, a nie chodzą piechotą po takich uboczach. Mów lepiej czego chcesz — powiedział ze zdenerwowaniem w głosie, a mężczyzna oparł się, przyglądając profilowi dwudziestolatka. 

— Właściwie, to czekałem na jakiś samochód, który mógłby zawieść mnie do centrum — oznajmił, a młodszy spojrzał na niego nieufnie. 

— Nie wiem, czy mogę pana ze sobą zabrać. Trochę strach brać jakiegoś podrzutka z drogi o siódmej rano — zauważył, waląc prosto z mostu, a chłopak się roześmiał.

— Nie jestem żadnym zbirem — zapewnił go.

— No to, co robiłeś w lesie? Grzybki zbierałeś? — uniósł podejrzliwie brew.

— A widzisz, żebym miał przy sobie jakiś koszyk? — zapytał z rozbawieniem.

— No nie — westchnął. — Wsiadaj już i potem zjeżdżaj mi z oczu — poddał się, a zadowolony chłopak wsiadł do pojazdu, siadając na tyłach. — Siadaj na środku, żebym w lusterku miał na ciebie oko. Jeszcze mnie czymś pierdolniesz, a nie dam się od tyłu zabić — burknął, a chłopak zrobił, jak kazał Kim.

Taehyung ruszył dalej, gdzie dzieliły go prawie dwa kilometry od centrum. Czuł, jak serce w jego piersi z minuty na minutę coraz bardziej przyspiesza, przez co obawiał się tego, że zamiast zostać dźgniętym przez pasażera na tyłach, sam doprowadzi siebie do jakiegoś zawału.
— To, co pan tutaj robił? — zagadał mężczyznę.

— Mała bijatyka z kolegami — odpowiedział mu.

— O długi, jak rozumiem? — uniósł brew.

— Powiedzmy — przytaknął głową. — I nie mów do mnie pan. Czuje się przez to stary — zaśmiał się w rozbawieniu. 

— A ile masz lat? — zapytał.

— Dwadzieścia dwa — odpowiedział mu. 

— No to jesteś, hyung... — przeciągnął, zatrzymując samochód na przystanku autobusowym. — Mam nadzieję, że dalej sobie poradzisz — odwrócił się w stronę chłopaka, który zsunął ze swojej głowy kaptur, przez co jasnowłosy mógł mu się lepiej przyjrzeć. Uchylił w zdziwieniu swoje usta, widząc takiego przystojniaka. Prawdopodobnie kolejnego biednego, ale przystojnego.

— Dziękuje za twoją pomoc. Może kiedyś będę miał szansę się odwdzięczyć — rzucił w stronę oniemiałego Kima, który nie był w stanie niczego powiedzieć. 

— Może, zamiast oceniać książkę po okładce, zacznij w końcu lepiej patrzeć — uderzył się w głowę, wiedząc, że szybko nie oduczy się pochopnego oceniania ludzi. — Jednak dziwne miejsce na spotkanie, bardzo dziwne — pokręcił głową, po czym odjechał, musząc zmierzać w umówione miejsce.

Gdy dotarł na wskazane miejsce, zatrzymał pojazd, gdzie spojrzał z obawą w stronę czekającego na niego bruneta, który nie był sam. Zagryzł się na dolnej wardze, by z pewnością chwycić za torbę i opuścić pojazd. Dźwięk zamykanych przez niego drzwi spowodował, że wzrok ochroniarza skierował się na jego osobę. Taehyung pełen strachu i obaw pobiegł do niego, gdzie rzucił się prosto w jego ramiona.

— Jednak przyszedłeś — powiedział z zadowoleniem brunet, który objął go ramionami.

— Nie mogę cię stracić — wyszeptał wtulony twarzą w jego pierś.

— Jesteś dzielny i odważny, skarbie.. — wyszeptał, zanurzając swój nos we włosach młodszego, który w strachu zaciskał swoje palce na jego skórzanej kurtce.

— Boję się, ale twoje wczorajsze słowa pomogły mi podjąć decyzję, Gguk.

I naiwny. 

~

 Tato,

Czytając ten list, pewnie mnie znienawidzisz, ale nie mogę żyć w taki sposób. Twoje decyzje doprowadziły mnie do ostateczności.
Nie kocham Dongseoka i zmuszanie mnie do ślubu z nim doprowadziło do tego, że uciekam i zamierzam żyć według własnych zasad.
Wyzbywam się z miłości do Jungkooka wszystkiego, co posiadałem.

Nie potrzebuję drogich prezentów i pieniędzy, jeśli mam żyć w tym świecie nieszczęśliwy, to wolę wyrzec się tego, aby być kochanym przez mężczyznę, który sprawia, że czuję się najszczęśliwszy.
Tak, Kocham Jeon Jungkooka i nawet jeśli nas nieakceptujesz, to nie zamierzam patrzeć na twoje zdanie. 
Zamiast mnie więzić i zmuszać do posłuszeństwa,
pozwól mi odejść.

Ps. W kopercie jest pierścionek zaręczynowy. Możesz go zwrócić temu śmieciowi. 

Taehyung. 

Mężczyzna, trzymając w dłoni list syna, zgniótł go. Czuł, że za chwilę oszaleje, z nerwów. —  Kurwa! — krzyknął, rzucając kartką, a wystraszony Dongseok wszedł wraz ze swoją matką do biura wściekłego prezesa.

— Kochanie, co się dzieje? — zapytała Mirae, a mężczyzna spojrzał na nią z gniewem w oczach.

—  Ten mały zdrajca uciekł! — krzyknął, a Dongseok otworzył szerzej swoje oczy. — I to do tego ochroniarza! Zabije go! — uderzył pięścią w biurko. — Zabije Jeon Jungkooka za odebranie mi syna... Jak tylko dorwę go w swoje ręce.. 

— Ja wiedziałem o ich romansie, ojcze — odezwał się Dongseok, a mężczyzna spojrzał na niego.

— Od kiedy? — zapytał.

— Od czasu tego wyjazdu. Próbowałem zatrzymać tego niewdzięcznika, ale najwidoczniej do końca zwariował przez tego mężczyznę. Taehyung po prostu oszalał, ojcze — odpowiedział mu, a prezes pokręcił załamany głową. 

— Byunsoo! — krzyknął, a do pomieszczenia wszedł młody ochroniarz. 

— Tak, panie Kim? — zapytał grzecznie. 

— Namierz mojego syna — powiedział, a mężczyzna od razu wyciągnął telefon, wchodząc na aplikację namierzającą telefon Taehyunga. — Pojedziemy po niego i siłą sprowadzę go na ziemię. Ja mu dam kochać kogoś takiego... — wycedził z gniewem, a sprawdzający lokalizaję ochroniarz, spojrzał z zaskoczeniem na szefa.

— Pan Taehyung jest w tej chwili w urzędzie stanu cywilnego.

— Co?!

~

— Mogę uwolnić się od tego i każdego dnia sprawiać, że będziesz taki najszczęśliwszy, jeśli wyjdziesz za mnie — szept chłopaka roznoszący się w uchu jasnowłosego, spowodował, że jego oczy otworzyły się w zaskoczeniu.

— Nie... ja nie mogę.. — wyszeptał ze strachem w głosie, a na ustach Jeona pojawił się chytry uśmiech, gdy wyprostował się wraz z pochylonym ciałem młodszego. Zagryzł się delikatnie na płatku ucha Kima, który zarumienił się, chowając swoją twarz w zagłębieniu jego szyi. — Nie chce wychodzić za Dongseoka, ale boję się biedy...

— Wystarczy, że podejmiesz decyzję. Dongseok i życie w bogactwie czy ja i mój świat... Co wybierzesz? — pytanie ochroniarza doprowadziło go do szaleństwa i wielu wątpliwości. Nigdy nie sądził, że będzie musiał kiedyś wybierać między takimi rzeczami. Czy było go stać na wyrzeczenie się wszystkich dóbr i rodziny dla jednej osoby? 

Odpowiedź brzmi: Tak.

Dwójka stała przed urzędnikiem, patrząc sobie w oczy. Taehyung ze strachem i wewnętrznym szczęściem trzymał dłoń bruneta, który patrzył na niego z uczuciem, przez który czuł się bezpieczny, a świadkowie Mokry i Kokos, starali się nie rozpłakać w tak ważnym momencie w życiu Jungkooka i Taehyunga.

— Świadomy p-praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małżeński z Jeon Jungkookiem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe, trwałe i przepełnione szczerością — powiedział z drżeniem w głosie Kim, który niepewnie po przysiędze nasunął na palec bruneta obrączkę.

— Świadomy praw i obowiązków wynikających z założenia rodziny, uroczyście oświadczam, że wstępuję w związek małożeński z Kim Taehyungiem i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe, trwałe i przepełnione szczerością — rzekł, patrząc z uczuciem na blondyna, który uśmiechnął się szczerze, gdy mężczyzna nasunął na jego palec obrączkę.
Po założeniu obrączek zostali uznani przez prawo i ich wolę małżeństwem. Jeon pocałował czule usta Taehyunga, który nigdy nie sądził, że kiedykolwiek tak pokocha i wyrzeknie się samego siebie dla drugiej osoby...

Za to Jungkook, otrzymał to, co zamierzał od początku pojawienia się w domu jego zemsty. 

Sprawić,
by kochał go z szaleństwem,
by wyrzekł się swojego życia i rodziny,
by był tylko zależny od niego,
by był w biedzie, której się tak brzydził,
by poznał świat jego siostry,
by spotkał go ten sam los. 

I to mu się udało. 
Kim Taehyung został sam.

Cdn.

~

Witajcie ^^

To był ostatni rozdział pierwszej części. Czy spodziewaliście się prawdziwego motywu Jungkooka? I tego, że Taehyung wyrzeknie się bogactwa dla biedy? No i nasze Yoonminy 🔥
Jeszcze sporo przed nami, ale wracam tutaj z drugą częścią 01.02.2021. ^.^
Mam nadzieję, że pierwsza część podobała wam się i ostatni rozdział trochę namieszał^^ Widzimy się 1 lutego w drugiej części, którą będę kontynuować tutaj :D 

Zostawcie po sobie:

Głosy i Komentarze



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top