|Moja wolność|
Jeon patrzył beznamiętnie w szalone oczy dwudziestolatka, który pragnął w tej chwili zaciągnąć go w jakąś otchłań ciemności i naiwności, by nie mógł być już żadną przeszkodą na jego drodze do wolności. On nie był głupi i takie odzywki nie miały żadnego poziomu.
A wolności nie zamierzał mu zwracać do swojego ostatniego oddechu.
- Dotyku, powiadasz? - parsknął, a brwi blondyna zmarszczyły się w zmieszaniu. - Jeśli ci tego brakuje, proszę śmiało poszukać kogoś, kto zapełni ten głód, bo mnie przydzielono tylko do pilnowania i zapewnienia panu bezpieczeństwa - rzekł zbliżając się do niego niebezpiecznie blisko, przez co Kim prawie zadławił się powietrzem. - Proszę się tak nie denerwować, nie zamierzam pana karać - uśmiechnął się pewnie, by zapiąć chłopakowi pierwszy guzik jego koszuli.
Taehyung denerwował się wewnętrznie, a przez ten cały gniew, nie potrafił wypowiedzieć żadnego słowa. Z jakiegoś powodu mężczyzna, naprawdę go intrygował i doprowadzał do szału. Wiedział, że ten cały gniew spowodowany był głodem i wyżywał się tylko na chłopaku, chcąc dać upust swojej bezsilności.
- Podziękuje za taką ochronę. Wszystko ma swoje granice, a nie pozwolę na to, żebyś zabraniał mi imprezować. O moją wolność będę walczył, panie Jeon - rzekł z wyniosłością i bijącą pewnością.
- Proszę walczyć, ale chcę panu tylko uświadomić, że żadnej walki nie przegrałem, gdy miałem ku temu cel - rzekł z nienawiścią w oczach, a Kim nie potrafił odczytać jego spojrzenia, które powodowało brak tchu w jego klatce piersiowej.
- Ja również zawsze wygrywam. Przekonamy się czyj cel jest silniejszy - rzekł, unosząc zadziornie nos. Atmosfera unosząca się między nimi była bardzo ciężka, gdyż oboje posiadali własne pragnienia, które pod żadnym względem nie były dobre.
Jasnowłosy nie chcąc dłużej czekać, minął chłopaka, uderzając swoim chudym ramieniem, w ramię Jungkooka. Skrzywił się, czując nieprzyjemny ból po uderzeniu, którego na całe szczęście zobaczyć nie mógł Jeon. Nie chciał, aby chłopak widział, że w jakiś sposób samemu sobie zadał cios, od tego wymierzonego.
Jungkook udał się za chłopakiem, gdzie wchodząc do jego apartamentu, młodszy bez żadnego słowa udał się prosto do swojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami. Ciemnowłosy, zatrzymał się, patrząc z rozdrażnieniem w stronę drzwi. Wyjście z chłopakiem było jedną wielką porażką, a samo jego postępowanie przyczyniało się do klęski. Próbując wyobrazić sobie, co mogło dziać się, gdy Jirae spotkała się z Taehyungiem, gdy ten mógł być zupełnie gorszy, niż dzisiaj, dostawał jakieś wewnętrznej gorączki.
Wszedł do swojego pokoju, gdzie chwycił za krańce koszulki, którą przełożył przez swoją głowę. Rzucił materiał na łóżko, by zaraz udać się do przydzielonej łazienki. Czuł się zbyt bardzo rozjuszony, a gorąc uderzający w niego, był wręcz nie do zniesienia. Zatrzymał się przed kabiną prysznicową, by zdjąć spodnie i bieliznę, po czym wszedł pod prysznic, włączając zimną wodę, która w jakiś sposób miała pomóc mu ochłodzić drzemiący w nim gniew.
Lodowate krople wody, mroziły jego bladą skórę. Uniósł swoją głowę, pozwalając zimnym kroplą uderzać w jego rozpaloną twarz. Zimno było ukojeniem, gdy pragnienie zemsty wzrastało. Jego łzy, mieszały się z kroplami wody, kiedy wszystkie wspomnienia sprzed dwóch lat uderzały w niego z podwójną siłą. Czuł się, jakby dopiero minął jeden dzień, a nie dwa lata. Posiadanie tak blisko osoby, która przyczyniła się do tego, kim się stał, powodowała jedynie jeszcze silniejsze pragnienie, a pragnął wymierzyć na swój własny sposób sprawiedliwość temu nic wartemu chłopakowi. Tym bardziej że w tak niegodny sposób uniknął zadośćuczynienia i sprawił, że na tym świecie pozostał zupełnie sam.
Przez to, że Jirae popełniła samobójstwo, policja nawet nie doszukiwała się sprawcy. Po dwóch miesiącach szukania sprawcy gwałtu zaprzestali poszukiwań, nawet wtedy, gdy mówił im, że sprawcą tego wszystkiego jest Kim Taehyung. Chłopak miał dość mocne alibi, a taką informację przekazała mu policja, która dała się przekupić tym wszystkim kłamstwom.
Uderzył pięścią w białe kafle, czując się w tym wszystkim zgorszony.
Taehyung siedział w kącie swojego pokoju, zaciskając swoje palce na kolanach. Czuł się rozgoryczony i pragnął w jakiś sposób zaspokoić swoje potrzeby. Bił się z własnymi myślami i czuł, że nie poradzi sobie ze swoimi słabościami. Ciemność w pokoju ukrywała przed nim samym jego łzy, które powoli zsunęły się po jego porcelanowych policzkach.
Potrzebował czegoś, co sprawi, że straci własną świadomość. Nienawidził czuć tej świadomości, co się dzieje i gdzie jest. Tym bardziej, gdy do jego spapranego życia dołączył idący za nim cień. Nie potrafił wybaczyć ojcu, takiej samowolki. Otarł rękawem swoje policzki, by następnie wstać i udać się w stronę drzwi. Opuszczając swój pokój, rozejrzał się po korytarzu. Nie widząc nigdzie wścibskiego ochroniarza, udał się na palcach w stronę jego pokoju. Wszedł po cichu do pomieszczenia, a nie widząc go w pokoju, spojrzał w stronę drzwi od łazienki. Zbliżył się do drewna, gdzie przyłożył do niego swoje ucho. Słysząc dźwięk wody, uśmiechnął się zadowolony pod nosem.
— Kąpie się — szepnął, nie mogąc ukryć swojego zadowolenia. Przeniósł swoje oczy na klamkę, gdzie zauważył klucz w drzwiach. — Pierwszą rundę wygrywam ja, panie Jeon — rzekł dumnie, by następnie zakluczyć drzwi.
Usatysfakcjonowany opuścił pokój chłopaka, udając się do kuchni, gdzie zaczął poszukiwać w szufladach apteczki. Znajdując zgubę, zadowolony wyciągnął paczkę tabletek psychotropowych, z której wyciągnął jedną i wsunął ją do swoich ust. Zapił tabletkę sokiem jabłkowym i zsunął się na podłogę, opierając głowę o szafkę, oczekując na szybkie działanie silnego leku, który mógł pomóc mu zaspokoić swój głód.
Odrętwiały, patrzył bez żadnych emocji w pustą przestrzeń, czując się naprawdę dobrze w tak błogim stanie. Jego mózg wyciszył się i złe myśli odeszły, a ciało nie reagowało na żadne bodźce, kochał być w tym stanie.
Jungkook opuszczając kabinę prysznicową, sięgnął po ręcznik, który owinął wokół swoich bioder. Nieco zrelaksowany, osuszył włosy ręcznikiem i nałożył na siebie świeżą bieliznę. Nie zabierając ze sobą piżamy, podszedł do drzwi, gdzie chwycił za klamkę, jednak po jego szarpnięciu drzwi w ogóle nie drgnęły. — Co jest? — szepnął, próbując ponownie szarpnąć klamką, jednak bez żadnego efektu. — Ten gówniarz.. — warknął pod nosem, dobrze wiedząc, że jedyną osobą stojącą za tym nieśmiesznym żartem, mógł być młody arystokrata.
— Zabije go — rzucił rozgniewany, by uderzyć bokiem w drzwi. Nie miał innego wyjścia, jak wywarzyć drzwi i dorwać tego chłopaka. Jego nagie ramię uderzało z siłą w drewno, powodując na skórze chłopaka soczysty odcień czerwieni. Gdy uderzył z siłą, po raz kolejny, udało mu się w końcu wywarzyć drzwi. Nie obchodziło go zniszczenie i to, że chłopak będzie musiał zadbać, o naprawę.
Jego mięśnie napięły się w rozgniewaniu, gdy szedł w stronę wyjścia z pokoju. Udał się w stronę drzwi naprzeciwko, które należały do właściciela mieszkania — Panie, Kim! — zapukał z siłą w drzwi, jednak nie spotkało się to z żadnym odzewem. Zmarszczył swoje brwi i chwycił za klamkę, pozwalając sobie wejść do dużego pokoju, w którym nie było Taehyunga. — Gdzie on do cholery jest?! — warknął zirytowany, obawiając się, że mógł mu uciec i wrócić na tę imprezę.
Udał się w stronę salonu, jednak i tam go nie było. Zrezygnowany ruszył w stronę kuchni, gdzie zatrzymał się napięcie. Widząc siedzącego na podłodze dwudziestolatka, który wyglądał bardzo blado, obawiał się tego, co mógł zrobić. — Co tutaj robisz? I dlaczego mnie zamknąłeś?! — zapytał, podchodząc do niego. Wpółprzytomne oczy chłopaka, spojrzały na niego z dołu, a Jeon pokręcił zrezygnowany głową, widząc, że chłopak nie do końca jest swój.
— Bez ubrań, wyglądasz o wiele lepiej, Jungkook — wymamrotał, podśmiewając się pod nosem, a Jeon spojrzał ukradkiem na siebie, przypominając sobie, że przez wybryk chłopaka nawet się nie ubrał i paradował jedynie w bieliźnie. — Lubię to — wystawił kciuk w górę, a ciemnowłosy wywrócił oczami.
— Co ci jest? — zapytał, nie mogąc pominąć faktu, że chłopak najwidoczniej się upił.
— Jest mi dobrze, panie Jeon. Idź sobie i... — zatrzymał się, musząc powoli przełknąć ślinę. —...albo zostań i zdejmij resztę — poruszył ledwo dłonią, a Jeon zmarszczył swoje brwi, nie mogąc pojąć tego niedorzecznego pieprzenia. Spojrzał w stronę blatu, gdzie w jego oczy rzuciła się paczka otwartych tabletek. Podszedł, chwytając za pudełko, musząc dowiedzieć się, co takiego zażył chłopak. Otworzył szerzej swoje oczy, widząc, jak silny lek zażył chłopak, dla którego z pewnością przepisane nie były takie leki.
— Wziąłeś to?! — zapytał zdenerwowany, a jasnowłosy jedynie zaśmiał się pod nosem, nie chcąc mu nawet odpowiadać. — Czy ty w ogóle masz świadomość, że to są silne leki i możesz przez to umrzeć?! — podniósł głos, jednak do dwudziestolatka w ogóle nie trafiały jego słowa. Chłopak był po prostu niczego nieświadomy i nie rozumiał tego, co mówił do niego Jungkook. Ciemnowłosy pokręcił zrezygnowany głową. — Jesteś z tych, którzy odurzają się psychotropami i sięgają nawet po morfinę? — uniósł kpiąco brew, odkładając pudełko, by zaraz zbliżyć się do chłopaka i pochylić się nad nim. Objął swoimi ramionami zgrabne ciało dwudziestolatka, podnosząc go z podłogi. Chłopak odruchowo zawiesił swoją rękę na szyi Jungkooka, który patrzył nienawistnie w jego obłąkane oczy. — Jeśli tak jest, to moje pragnienia względem ciebie stają się zbyt łatwe, ty stajesz się zbyt łatwym celem, Taehyung — rzekł, nie odrywając z niego oczu.
Dobrze wiedział, że chłopak nawet nie rozumie, co on do niego mówi. Trzymał swoją ofiarę we własnych ramionach, bezbronną i niczego nieświadomą. Pozbycie się go w takiej chwili, byłoby tak proste, ale już nie tak satysfakcjonujące. Ruszył z nim w stronę pokoju, a jego ciało było spięte. Czuł na swojej nagiej skórze, gorący oddech chłopaka, który odurzony, przyglądał się z uwagą przystojnej twarzy ochroniarza.
Zatrzymał się napięcie, przed wejściem do pokoju blondyna, gdy wilgotny język chłopca smakował z rozkoszą jego żuchwy. Przerażający dreszcz ogarnął całe jego ciało, nie spodziewając się takiej śmiałości ze strony Taehyunga, który nawet odurzony i bezbronny był cały rozpalony.
Jego słodkie wargi smakowały go z największą rozkoszą, oddając przy tym przyjemne dla ucha, głębokie westchnienie.
Zdenerwowany przekroczył próg pokoju chłopaka, gdzie rzucił go na materac łóżka, nie mogąc znieść tego, że czuł go na sobie, jednak Taehyung był tym wszystkim cholernie rozbawiony. — Co cię tak bawi? — zapytał, krzyżując ręce pod piersią.
— No ty — odpowiedział mu, przyciskając swój policzek do poduszki. — Opieranie się, nic ci nie da.. — szepnął, zamykając powoli swoje ciężkie powieki.
— Uwierz, że to ty będziesz się jeszcze opierał — mruknął z chłodem w głosie, chwytając za kraniec kołdry, którą nasunął na ciało Kima. Patrzył przez dłuższą chwilę, na pogrążonego we śnie chłopaka, który wyglądał w tej chwili bardzo niewinnie, niczym anioł. Mógł otwarcie przyznać, że ten widok był przyjemny dla oczu, jednak wiedział, że Kim jest wilkiem w owczej skórze i nabieranie się na tę niewinność, było głupotą.
Odszedł od łóżka chłopaka, podchodząc do szuflad, chcąc rozejrzeć się po pokoju chłopaka i doszukać się czegokolwiek na jego temat. Małe szczegóły, były bardzo ważne. Otworzył pierwszą z szuflad, a widząc jej zawartość, odchrząknął wyraźnie, czując się nieco zakłopotanym. Wyciągnął jedną z bardzo kusych bielizn, które należały do chłopaka. Koronkowa czerwień między jego palcami wyglądała cholernie kusząco, a wyobrażenie sobie jej na ciele dwudziestolatka było naprawdę niebezpieczne. Odłożył z powrotem bieliznę, mogąc zauważyć podobne kroje w innych odcieniach. Postanowił zamknąć szufladę i zajrzeć do następnej, mogąc znaleźć w niej wszystkie potrzebne gadżety do zabawy. Wibratory, dildo, pasy, pejcze i kajdanki. Potarł nerwowo swój podbródek, mogąc dojść do wniosku, że młody arystokrata ma zamiłowanie do fizycznej części życia.
Zamknął szufladę, by następnie wstać i zerknąć ukradkiem w stronę śpiącego chłopaka. Nie wiedział, co powinien o nim sądzić. Z jednej strony nie wyglądał na zboczeńca, a z drugiej cały jego dostatek w szufladach świadczył, o czymś zupełnie innym. Wykorzystał siłą jego siostrę, więc nie mógł posiadać o nim dobrego zdania. Pragnął, aby czuł taki sam ból, a nawet jeszcze gorszy.
~
Palący dotyk szorstkiej dłoni błądził po zgrabnym udzie Taehyunga, który czuł z każdym dotykiem mężczyzny, coraz mocniejszy żar. Gorąc uderzał w jego rozgrzane policzki. Było mu tak bardzo dobrze i nie chciał tracić tego unoszącego się w jego wnętrzu uczucia przynależności. To uczucia było tak nieodpowiednie, że jeszcze bardziej pragnął się w nim zagłębić, nawet za cenę wiecznego potępienia. Moralność nie miała dla niego żadnego znaczenia, jeśli ceną za to wszystko był ten cudowny dotyk.
Dłoń mężczyzny przeniosła się na jego szyję, na której poczuł silny nacisk, a im dłużej on trwał, tym bardziej nie był w stanie złapać oddechu. Spanikowany chwycił swoimi dłońmi za silną rękę mężczyzny, którego twarzy dostrzec nie był w stanie. Próbował z całych sił odepchnąć go od siebie, jednak on był znacznie silniejszy od niego.
— Zgiń!
Taehyung otworzył swoje oczy, łapiąc z trudem oddech, którego w jego śnie praktycznie mu zabrakło. Przyłożył dłoń do swojej szyi, czując na niej palący dotyk. Wiedział, że to był jedynie zły sen, jednak wydawał mu się tak bardzo realistyczny. Podniósł się do siadu, rozglądając się pustym wzrokiem, po swoim pokoju. Przez okno do pomieszczenia wpadało światło słoneczne, co raziło w oczy Taehyunga, który czuł się naprawdę fatalnie.
— Ach.. Nie pamiętam, jak się tutaj dostałem — jęknął, tarmosząc swoje włosy, które i tak były w nieładzie, po przebudzeniu. Nie potrafił przypomnieć sobie tego, co wczoraj się stało po tym, jak zamknął w łazience Jeona. Zsunął z siebie kołdrę, jednak czując uderzające zimno, ponownie się nią okrył. — Zimno — zadrżał, czując skutki uboczne po wczorajszym odpłynięciu.
Zszedł z łóżka, nakładając na bose stopy kapcie, po czym z nałożoną kołdrą, udał się w stronę wyjścia z pokoju. Po opuszczeniu pokoju mógł wyczuć w powietrzu unoszący się zapach jajek i bekonu, przez co poczuł okropne uderzenie głodu. Ruszył w stronę kuchni, gdzie zatrzymał się w przejściu, patrząc ze szczególną uwagą na pana Jeona, który nakładał na talerz smakowite śniadanie.
Jego oczy nie potrafiły oderwać się od patrzenia na umięśnione ramiona mężczyzny, który w białym podkoszulku na ramiączkach, idealnie prezentował swoje atuty. Ciemne spodnie dresowe równie dobrze opinały się na jego nogach, a lekko przydługawa, ciemna grzywka, co rusz opadała na jego czoło. Taehyung nie mógł zaprzeczyć, że taki widok z rana był nowością i przyjemnością dla jego oczu.
Oczy Jeona odnalazły te należące do niego, przez co nie wiedział, w którą stronę spojrzeć, czując się przyłapanym na podglądaniu.
— Chciałem iść pana budzić. Proszę usiąść — rzekł, wskazując gestem ręki na krzesło. Taehyung zacisnął nerwowo swoje wargi, po czym podszedł do blatu, zasiadając na podwyższonym krześle, starając się nie zrzucić kołdry, która chroniła go przed zimnem. — Proszę zjeść — podał mu talerz ze śniadaniem.
— Nie jesteś tutaj od przygotowywania śniadań — zauważył, chwytając za widelec, by posmakować ciepłego posiłku.
— Nie jestem, ale miałem ochotę zrobić dla ciebie śniadanie, po tym, jak mnie wczoraj urządziłeś i odurzyłeś się psychotropami, a potem musiałem zanosić cię do pokoju. To naprawdę pragnąłem zrobić dla ciebie to śniadanie i przy okazji dosypać do jajek trutki, by mieć od ciebie spokój — wysilił się na uśmiech, a Taehyung automatycznie wypluł spożywaną jajecznicę z ust. — To był tylko żart — zaśmiał się pod nosem.
— Nie śmieszny — spiorunował go wzrokiem. — Pewnie chciałbyś, żebym cię przeprosił za wczoraj i żałował mojego postępowania, ale nie przeproszę i nie żałuję — powiedział z obojętnością, wracając do spożywania posiłku. Jungkook zaciągnął się głęboko powietrzem, starając się trzymać nerwy na wodzy, jednak przy Kimie było to nie lada wyzwaniem.
— Korona z głowy ci spadnie, jeśli przeprosisz? — uniósł kpiąco brew.
— Być może — przytaknął twierdząco, a Jungkook pokręcił jedynie głową. — Ja, nigdy nie przepraszam, panie Jeon — uśmiechnął się pewnie.
— Być może inaczej nas chowano, ale w moim domu zawsze uczono pokory — westchnął z ciężkością w głosie. Taehyung odłożył widelec, by oprzeć łokieć na blacie i podeprzeć dłoń na swoim policzku, patrząc intrygująco w oczy mężczyzny.
— Wygląda na to, że pochodzimy z innych światów, panie Jeon — rzekł z uśmiechem. — Właściwie nic o tobie nie wiem, a skoro musimy siebie znosić, chyba wypadałoby się czegoś doszukać — zauważył. — Już wiem, że jesteś irytującym człowiekiem, który wchodzi mi w drogę, dobrze gotujesz i przystojniak z ciebie — zaśmiał się cicho, a ciemne oczy chłopaka uważnie mu się przyglądały. — Co powinienem jeszcze wiedzieć? — uniósł brew.
— Lepiej pozostać zagadką dla pana — odpowiedział, krzyżując ręce pod piersią.
— No nie bądź taki — wydął dolną wargę.
— A co chciałbyś wiedzieć? — zapytał.
— Masz kogoś? — zapytał z chytrością w oczach.
— Nie twoja sprawa — pokręcał głową.
— No dobrze, skoro nie chcesz na to pytanie odpowiedzieć, to może powiesz mi, ile masz lat? Skąd pochodzisz? Masz rodzeństwo? Cokolwiek, panie Jeon — rzekł, chcąc wiedzieć coś więcej o chłopaku, który wydał się prosty, a jednocześnie bardzo trudny do odgadnięcia.
— Mam dwadzieścia dwa lata i pochodzę z Seulu. Nie jestem z dobrej rodziny, uchodzę za biednego człowieka, mieszkającego w najbiedniejszej dzielnicy w Seulu i nie mam żadnej rodziny — odpowiedział na jego pytania, czując wewnętrzny gniew na samo wspomnienie rodziny, której nie posiadał, po utracie Jirae. Taehyung uchylił jedynie lekko swoje usta, już dobrze wiedząc, że chłopak nawet nie kwalifikuje się do bycia krótką przygodną, nawet jeśli jego ciało jest wielką pokusą.
— Przykro mi z powodu rodziny, pewnie musi być ci ciężko bez mamy i taty — powiedział ze współczuciem, a Jungkook nienawidził tego, że chłopak stara się mu współczuć i okazać w jakiś sposób litość. Nie potrzebował tego od osoby, która sprawiała, że spotkała go ta samotność.
— Życie jest brutalne dla takich ludzi jak ja. Przyzwyczaiłem się do tego — odparł beznamiętnie.
— Rozumiem — szepnął, odwracając wzrok. — Jesteś tylko dwa lata starszy ode mnie. Może, zamiast zwracać się do siebie tak oficjalnie, mówmy sobie na ty — zaproponował.
— Jak ci wygodniej, Taehyung — powiedział z delikatnym uśmiechem, a młodszy podniósł na niego swoje oczy. Z jakiegoś powodu, podobało mu się to, jak wymawia jego imię? To było najgłupszą rzeczą, jaką mógł poczuć, jednak tak właśnie było. — Skoro odpowiedziałem na twoje pytania i skończyliśmy z formalnością, to przejdźmy do poważniejszej rozmowy — rzekł z powagą ciemnowłosy.
— O co chodzi? — uniósł brew ku górze.
— Chodzi o twoje wczorajsze zachowanie. Jestem tutaj dla twojego bezpieczeństwa i pilnowania cię. Pominę już fakt, że mnie zamknąłeś. Jednak chodzi o to.. — przerwał, by wyciągnąć z kieszeni spodni opakowanie tabletek, które wczoraj zażył dwudziestolatek. — Nie będziesz tego brał. Od dzisiaj apteczka zostaje schowana i nie masz już żadnego dostępu do leków. Jeśli będziesz potrzebował czegoś przeciwbólowego, musisz mnie o to poprosić — rzekł z powagą w oczach, a brwi blondyna zmarszczyły się w niezadowoleniu.
— Kim ty do cholery jesteś, żeby mi czegokolwiek zabraniać?! — podniósł zdenerwowany głos, zrzucając z siebie kołdrę, która upadła na posadzkę.
— Jestem od tego, żeby cię powstrzymać przed takimi głupotami. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że możesz się czymś takim zabić — powiedział, nie chcąc zważać na protesty chłopaka. — Pożegnaj się z takimi wspomagaczami i nie próbuj niczego kombinować, bo będę bardzo czujny — ostrzegł go, po czym ruszył w stronę pokoi, do których prowadził długi korytarz. Taehyung zacisnął swoją szczękę, nie mogąc pozwolić na to, żeby jedyne źródło jego spokoju zostało mu odebrane przez biedaka.
— Nie będzie nic po twojej myśli — mruknął z chłodem, po czym wstał z krzesła, by ruszyć za Jeonem, do którego podbiegł, chwytając za jego umięśnione ramię. Chłopak, wyczuwając jego dotyk, zatrzymał się i zwrócił w jego stronę, jednak nie spodziewał się, że dłoń Taehyunga po raz drugi go spoliczkuje. Chwycił się za policzek, czując, jak gniew w nim wrze. — Nie będziesz mi niczego zabraniał, Jungkook. To ja jestem tutaj szczytem, a ty marginesem. Takie zero nie będzie mnie ustawiało, nawet jeśli mój ojciec cię do tego wyznaczył! — krzyknął rozgniewany, a Jeon zacisnął swoje pięści, nie mogąc znieść takiego chamstwa. Chwycił z siłą za szczupłe ramiona chłopaka, którego z siłą pchnął na ścianę.
Taehyung ledwo złapał oddech, po silnym zderzeniu ze ścianą, nie spodziewając się, że jego ochroniarz będzie w stanie być tak brutalnym dla niego. Mężczyzna zbliżył się niebezpiecznie blisko niego, chwytając z brutalnością za jego szyję, którą zaczął podduszać.
— C-Co ty robisz?! — wydusił ledwo, nie mogąc złapać oddechu, mogąc jedynie ujrzeć nienawistne oczy Jeon Jungkooka.
— Zgiń!
~
Witajcie^^
Obiecałam dodać dzisiaj rozdział ^^ Jeśli dobrze pójdzie postaram się dodać jutro kolejny. Jakie wrażenia? Dzisiejszy rozdział do Należysz do mnie przekładam na jutro, postaram się wstawić tam już dwie części. Dla motywacji zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top