|Mój cień|
Przedstawiający się chłopak, zaskoczył Taehyunga swoimi słowami, które wydawały mu się wręcz absurdalne. Jego cień? Niby jakim prawem mógł w taki sposób się mu przedstawić i patrzeć na niego z taką dominacją? Jeon Jungkook nie spodobał mu się i to już za pierwszym spotkaniem. Nie rozumiał, o co chodziło z byciem jego cieniem, jednak spojrzenie chłopaka sprawiało, że nie potrafił być wobec niego ufnym.
Z uwagą przyglądał się mężczyźnie, który był tego samego wzrostu, jednak masywnie przewyższał go. Mógł zauważyć, że budowa chłopaka jest wyrzeźbiona, jak po wielu latach ciężkich treningów. Rysy jego szczęki idealnie komponowały się z przystojną twarzą, gdzie węglowe oczy potrafiły odwrócić od całej reszty uwagę. Ciemne kosmyki włosów, były delikatnie podkręcone, a długa grzywka opadała na jego czoło. Mógł szczerze przed sobą przyznać, że chłopak jest naprawdę przystojny.
— Jeon Jungkook, masz być moim cieniem? Jak? — zapytał, patrząc na chłopaka podejrzliwie.
— Pozwól, że ja ci to wyjaśnię, Taehyung — wtrącił się Woojoon, który postanowił interweniować, zanim jego syn pośle do diabła jego pracownika albo – co gorsza – rzuci się na niego. Taehyung oderwał swoje oczy, z intensywnych ciemnych oczu Jungkook, przenosząc je na ojca, który podszedł do nich, zatrzymując się między dzielącą ich przestrzenią.
— Czekam na jakieś wyjaśnienie, bo chyba ten chłopak się pomylił — stwierdził, mierząc wzrokiem ciemnowłosego chłopaka, którego spojrzenie ani trochę się nie zmieniło. Te ciemne oczy bez żadnego wyrazu, mogły wzbudzać w jakimś stopniu lęk, jednak Taehyung nie był bojaźliwą osobą i nie pozwoliłby nigdy, by jakiś marny pracownik jego ojca go zdominował.
— Nie, on się nie pomylił, Taehyung — oznajmił Woojoon, a Taehyung spojrzał na niego z niedowierzaniem.
— O co tutaj chodzi, tato? — zapytał, już w ogóle niczego nie rozumiejąc.
— Pan Jeon, będzie od dziś kroczył za tobą, niczym twój cień. Będzie dbał o twoje bezpieczeństwo i o to, abyś nie pakował się w kolejne problemy, jak dwa lata temu — powiedział, patrząc z powagą w oczach na dwudziestolatka, któremu jego słowa, ani trochę się nie spodobały.
— Nie będzie za mną chodził, jakiś biedak przebrany za pingwina! — podniósł zdenerwowany głos, a Jungkook patrzył na niego z wyższością, bez żadnych emocji. Opanowanie było jego jedyną pozytywną stroną, która mogła powstrzymać go od prawdziwych chęci uciszenia tego rozpuszczonego dzieciaka.
— Nie zachowuj się tak! Pan Jeon działa na moje zlecenie i będzie robił to, co należy..
— Co powinno należeć do twoich obowiązków kilka lat temu, tato — rzekł pretensjonalnie, nie chcąc być litościwym w stosunku do ojca, który jak zwykle wyręcza się cudzymi rękoma. — Wybacz, ale jest już za późno na takie działania. Ja się nie zmienię, jestem takim, jakiego mnie stworzyłeś. Uczyłem się od najlepszego, czyż nie? — uniósł chytrze brew.
— Jesteś dokładnie taki jak twoja matka! Ona też robiła głupoty i w końcu się zabiła. Ty też chcesz tak skończyć, Taehyung? — zapytał z bezsilnością w głosie, chwytając za zgrabne ramiona blondyna, który spuścił swoje oczy.
— Jeśli powiem ci, że nie boję się śmierci, to mi nie uwierzysz... — szepnął, a mężczyzna pokręcił zmartwiony swoją głową.
— Ja już sam nie wiem, do czego możesz być zdolny, ale to, co robię, jest wyłącznie dla twojego dobra. Nie będę słuchał twojego sprzeciwu. Masz zaakceptować obecność pana Jeona i pogodzić się z tym, że będzie cały czas za tobą kroczył — rzekł z powagą w oczach, a Taehyung zerknął na ciemnowłosego chłopaka, którego wyraz wciąż pozostawał niezmienny.
— Dobrze, niech ci będzie. Spróbuję zaakceptować obecność pana Jeona — wysilił się na uśmiech, nie chcąc dłużej wysłuchiwać żalu swojego ojca i tego, jak bardzo boli go jego tryb życia. Kochał swojego ojca, ale on sam nauczył go, że nie powinno się niczego żałować, ani przyznawać do błędów, więc nie rozumiał, czego właściwie od niego oczekuje. Że będzie bardziej ludzki? Było za późno na naprawianie czegokolwiek w nim. Jego ojciec, nigdy nie potrafił go dobrze wychować, za to potrafił narzucać swoją wolę i to właśnie dlatego nie mógł sprzeciwić się obecności Jeon Jungkooka.
— Cieszy mnie to — rzekł dumnie, puszczając ramiona syna. — Zostawię was samych, abyście mogli sobie porozmawiać i jakoś się zapoznać — uśmiechnął się w stronę Jungkooka, który jedynie pochylił nisko głowę przed starszym mężczyzną. Woojoon posłał Jenowi sygnał, który chłopak bardzo dobrze rozumiał, nauczając się wiele w tym domu przez ostatnie dwa lata. Gdy mężczyzna opuścił swój gabinet, zostawił dwójkę tylko dla siebie.
Taehyung po zamknięciu drzwi, przez swojego ojca, zbliżył się niebezpiecznie blisko Jeona, który zbyt intensywnie zaciągnął się przyjemną dla jego nozdrzy wonią luksusowych perfum blondyna. Nie spodziewał się tak szybkiego działania ze strony chłopaka, jednak wlepił swoje oczy w ciemne, dzikie oczy dziedzica, który objął palcami materiał jego krawatu. — Panie Jeon, zdarzają się chwile, gdy bywam miły, ale przeważnie jestem bezlitosną suką. Jeśli dojdziemy do jakiegoś porozumienia, nie będzie pan musiał poznawać tej złej strony, co pan na to? — uniósł pewnie brew, a ciemne brwi chłopaka się zmarszczyły. Spodziewał się tego, że młodszy może zechcieć negocjować, ale stojąc twarzą w twarz, mógł stwierdzić, że był paskudnym wcieleniem człowieka.
— Nie jestem pewien, panie Kim — rzekł bezemocjonalnie. — Co chce pan wynegocjować ze mną? — zapytał, by zaraz objąć zimną dłoń chłopaka, który czując szorstką strukturę dłoni Jungkooka, zabrał szybko swoją dłoń z jego krawatu.
— Chcę, żebyś dał mi wolną rękę. Możesz udawać, że mnie pilnujesz, dopłacę ci za twoją lojalność. Nie potrzebuję mieć na głowie pana obecności. Myślę, że moglibyśmy dojść do jakiegoś porozumienia — wyjaśnił, starając się brzmieć spokojnie, jednak jego myśli wciąż wracały do dotyku mężczyzny stojącego naprzeciw niego. Nie rozumiał zachowania swoich bodźców.
— Bardzo ciekawa propozycja, panie Kim — przyznał z delikatnym uśmiechem, po czym postawił pierwszy krok w stronę blondyna, który spojrzał na niego niepewnie, nie rozumiejąc, co ma znaczyć jego pewna postawa, przez co zrobił krok w tył. Mężczyzna szedł powoli, stawiając kolejne kroki w stronę Taehyunga, który nie potrafił przestać się wycofywać. — Ale... — zatrzymał się, a młodszy upadł na krzesło, nie odrywając od niego swoich oczu. — Nie mogę się zgodzić, nie jestem na pańskim zleceniu, tylko pana prezesa. Wykonuję to, co on mi polecił i z jego polecenia nie mam przyjmować pańskich łapówek, bo równie dobrze mogę cię za takie zachowanie ukarać — rzekł, obejmując rękoma oparcia krzesła, gdzie nachylił się nad zaskoczonym dwudziestolatkiem.
— Jak śmiesz mówić do mnie w taki sposób?! — podniósł głos rozgniewany.
— Przyzwyczaj się, bo ja nie będę litościwy dla rozkapryszonego dzieciaka, który nie potrafi utrzymać na żadnym poziomie swojego życia — rzekł z chłodem w głosie, przyglądając się długiej opalonej szyi chłopaka, którą pragnął chwycić i nie puszczać, dopóki blondyn nie przestanie oddychać.
— Bezczelny! — krzyknął, odpychając go, gdzie podniósł się z krzesła, musząc poprawić swoją koszulkę. — Skoro jesteś, aż takim pupilem ojca, to sprawię, że sam zrezygnujesz z tej roboty — ostrzegł go, wyciągając w jego kierunku palec wskazujący. Gotował się od środka, nie mogąc po tej rozmowie niczym konkretnym dowalić ochroniarzowi. — Nie będzie za mną kroczyło takie bezguście! — warknął, by zaraz opuścić gabinet ojca. Stanął bezruchu, opierając swoje plecy na drewnie. Jego twarz płonęła w gniewie, przez tę rozmowę z nowym ochroniarzem. Wiedział, że nie dojdzie z nim do żadnego porozumienia i nie będzie łatwo go załatwić. — Przeklęty, sukinsyn — warknął, gdzie zaraz odepchnął się od drzwi.
Jungkook oddychał ciężko, po odejściu Taehyunga. Chwycił mocno za swój krawat, który zbyt mocno uciskał jego szyję, choć wcześniej wszystko było z nim w porządku. Tak teraz po spotkaniu swojej ofiary, czuł się, jakby postawił dopiero pierwszy krok na gorącej magmie i już zbyt mocno się oparzył. Wiedział, że będzie trudno, jednak jak miał powstrzymać się przed zabiciem go? Gdy go ujrzał, pragnął zobaczyć go martwego, jednak ta zemsta musiała zostać poprowadzona w inny sposób, tak aby Kim Taehyung cierpiał i pragnął śmierci, jak jego biedna siostra w dniu swojej śmierci.
Poluzował krawat, patrząc nienawistnym wzrokiem na fotografię chłopaka, stojącą na biurku prezesa. Zacisnął szczękę, pragnąc w końcu ujrzeć koniec tego kapryśnego dwudziestolatka.
~
Taehyung rozpakowywał swoje rzeczy, przenosząc je do szafy, w której znajdywały się jego rzeczy, pozostawione dwa lata temu. Wiedział, że będzie musiał wszystkie wyrzucić i pójść na porządne zakupy, by zakupić ubrania, które są w tym roku na trendzie. Nienawidził chodzić w ubraniach, które przeszły, choć jeden sezon.
Zamykając szafę, zdenerwowany przyłożył z siłą swoje czoło do połyskowego drewna w odcieniu bieli. Denerwowały go nowe ograniczenia, które postawił mu na drodze, ojciec. Zamknął swoje oczy, oddychając płytko. Obraz oczu ciemnowłosego chłopaka, nie potrafił opuścić jego myśli. Z jakiegoś powodu nie potrafił strawić spojrzenia tego mężczyzny. Uderzył pięścią w szafę, robiąc tym samym wyraźny huk, który rozbrzmiał się po całym pokoju.
Poznał już wielu różnych pracowników, którzy przekroczyli próg tego domu i tych, którzy z podwiniętym ogonem opuszczali go. Jednak żaden z nich, nigdy nie patrzył na niego takim trudnym do odgadnięcia spojrzeniem. Zawsze potrafił poznać się na ludziach i wyczytać ich intencje, ponieważ ludziom zawsze chodziło o pieniądze i jego uwagę, jednak nie mógł dostrzec u nowego ochroniarza pragnienia pieniędzy. Czym było w takim razie spojrzenie, Jeon Jungkooka?
— Jasna cholera, nienawidzę tajemniczych ludzi.. — warknął, odsuwając się od szafy, gdzie chwycił się za swoje zaczerwienione czoło, które zaczynało pobolewać, po jego zderzeniu z szafą. — Czym będę mógł go przekupić? Jak się go pozbyć? — nie potrafił przestać się nad tym zastanawiać. Wrócił do kraju, aby wrócić do swojego dawnego życia i teraz nie wiedział, czy powrót przy tym chłopaku był w ogóle możliwy. Słysząc pukanie do drzwi, spojrzał w ich stronę. — Proszę — zawołał od niechcenia, a widząc zaraz po otwarciu drzwi, swojego ojca, wywrócił oczami. Zdenerwowany tupnął nogą, chcąc dać ojcu do zrozumienia, jak bardzo w tej chwili jest na niego zły.
— Taehyung, nie gniewaj się. To wszystko jest dla twojego dobra — powiedział, podchodząc do niego, a jasnowłosy natychmiast odsunął się od niego. Nie chcąc rozmawiać z ojcem, podszedł do swojego biurka, przy którym usiadł. — No proszę cię.. — westchnął ciężko mężczyzna, który zbliżył się do syna. Stanął za nim, chwytając za jego zgrabne ramiona. — To wszystko jest na jakiś czas. Jeśli uznam, że dojrzałeś do odpowiedzialnego życia, nie będziesz musiał spędzać swojego czasu z panem Jeonem — wyjaśnił mu, a Taehyung zmrużył swoje oczy.
— Wiesz, że przez te dwa lata zmieniłem się, tatusiu — wydął dolną wargę, zmieniając nieco ton swojego głosu, na delikatny i słodki. — Myślę, że mógłbyś dać mi szansę na pokazanie ci, jak bardzo się zmieniłem — dodał, a mężczyzna, słysząc jego słowa, zwiększył nacisk na jego ramionach, przez co Taehyung wykrzywił się na twarzy.
— Nie musisz udawać, Taehyung — pochylił się nad uchem młodszego, który zdębiał, słysząc chłodny ton ojca. — Wiem, że przez te dwa lata pojawiłeś się tylko na kilku sesjach, a w wolnym czasie imprezowałeś i brałeś. W dodatku odurzałeś czymś twojego ochroniarza — powiedział, a Taehyung otworzył w zaskoczeniu swoje oczy.
— S-Skąd..
— Ja wszystko wiem, nic się przede mną nie ukryje, co jest związane z tobą. Jako twój ojciec, pragnę chronić cię przede wszystkim, co jest złe i dać ci bezpieczną przyszłość — rzekł, patrząc z powagą w oczach na spiętego dwudziestolatka. — Pamiętaj, kto tu ma władze i komu musisz się podporządkować — dodał, odsuwając się od syna, okazując mu swoją władzę.
— Widzę, że zaczynasz wyciągać pazurki — westchnął, zaciskając swoje palce na udach.
— Jestem twoim ojcem i to ja wiem, co jest dla ciebie najlepsze, Taehyung. Dla ciebie będzie lepiej, jeśli nie będziesz się sprzeciwiał. Wiem, że to, co cię spotkało, może popychać cię do tego wszystkiego, ale nie mogę dłużej tego tolerować. Twoje życie jest najważniejsze — powiedział z ciężkością w głosie, a blondyn spojrzał na mężczyznę z bezsilnością. — Przyzwyczaj się do obecności pana Jeona. Nie zabraniam ci się bawić i spotykać z przyjaciółmi, chcę, żebyś po prostu przestał odurzać się alkoholem i narkotykami, tylko o to proszę — dodał, obejmując dłonią policzek syna.
— Postaram się... jakoś znieść tego typa — westchnął ciężko. — Tylko jak ma ze mną wszędzie chodzić, to niech, chociaż zmieni ubranie na bardziej cywilny. Nie chce, żeby ludzie widzieli mnie z twoim ochroniarzem — wywrócił oczami, musząc postawić jakieś warunki co do obecności mężczyzny.
— Dobrze, powiem mu, żeby przy tobie chodził jak zwykły cywil. Na ten warunek mogę przystać — uśmiechnął delikatnie, po czym pochylił się nad synem, składając pocałunek na jego lekko zaczerwienionym czole. — Cieszę się, że jesteś już w domu — powiedział ze spokojem w głosie, a Taehyung wysilił się jedynie na nieszczery uśmiech. — Miłej nocy — pożegnał go, by zaraz opuścić pokój chłopaka, który zostając sam, zaczął z gniewem i żalem, trzeć rękawem swoje czoło.
Prezes Kim, po wyjściu z pokoju syna, udał się przez ogród do innego budynku domu, w którym zamieszkiwali jego pracownicy. Wszedł do środka, gdzie widzący go pracownicy chylili przed głowę. Mężczyzna przywitał się z nimi, życząc przy okazji miłej nocy. Zatrzymał się przed drzwiami do pokoju Jeon Jungkooka, gdzie zapukał, wyczekując na przyjście chłopaka. Gdy drzwi się otworzyły, ciemnowłosy chłopak zaskoczył się obecnością pana Kima w tym zabudowaniu, do którego praktycznie nigdy nie przychodził, a przynajmniej odkąd tutaj pracował.
— Wybacz, że przychodzę o tej porze, panie Jeon — rzekł mężczyzna, a Jungkook pokręcił delikatnie głową.
— To nic takiego, coś się stało? — zapytał z zaciekawieniem.
— Wiem, że mój syn nie zrobił dobrego pierwszego wrażenia i z pewnością nie zrobi — podrapał się nieporadnie po karku, a Jeon słuchał go ze szczególną uwagą. — Chciałbym, żebyś w jego obecności chodził w normalnym ubraniu. On nie chce, żeby ktokolwiek wiedział o moim nadzorze, mam nadzieję, że nie będzie to panu przeszkadzało — rzekł w stronę chłopaka, który uśmiechnął się pod nosem.
— Myślałem, że przychodzi pan w jakieś gorszej sprawie — pokręcił rozbawiony głową.
— Przeważnie nie przychodzę do pracowników z takimi poleceniami, ale robię to dla Taehyunga, chociaż w taki sposób trochę się uspokoi — wyjaśnił ze spokojem mężczyzna.
— Rozumiem. To nie będzie raczej żadnym problemem, osobiście wolę swobodne ubranie. Jeśli pan Kim tego sobie życzy, to dostosuje się do jego wymagań — odparł ze spokojem, zadowalając mężczyznę swoimi słowami.
— Cieszę się. Od jutra już zaczynasz, przygotuj się na niezły wycisk, panie Jeon — poklepał go po ramieniu. — Dni i godziny twojej pracy zostają bez zmian. Weekendy wciąż należą do twojej dyspozycji — dodał.
— Dziękuje. Postaram się dobrze chronić pańskiego syna — uśmiechnął się nieszczerze. Pożegnał się z mężczyzną, który opuścił budynek, a on wrócił do swojego tymczasowego pokoju, w którym zamieszkiwał od poniedziałku do piątku, od ostatnich dwóch lat. — Niech na razie będzie wszystko po jego myśli, na razie...
~
Następny dzień był bardzo ciepły i słoneczny. Za oknami wielkiej posiadłości można było usłyszeć śpiew ptaków, dochodzących z ogrodu. Taehyung nie był porannym ptaszkiem i lubił pospać do późnej godziny, przez co nikt nawet nie śmiał go budzić, aby nie musieć przechodzić przez niego porannych krzyków. Jednak dzwoniący telefon, nie miał wpływu na to, kogo i gdzie musi budzić. Jasne kosmyki włosów, rozrzucone na każdą stronę wydostały się spod kołdry, gdzie wpółprzytomny chłopak próbował ująć w swoją dłoń natarczywie dzwoniący telefon. Chłopak przyłożył telefon do ucha, opadając twarzą na miękką poduszkę. — Czego? — wychrypiał słabo.
— Taehyung, to ty? — usłyszał dobrze znany mu głos, przez co jedynie niewyraźnie mruknął "mhm". — Słyszałem, że wróciłeś wczoraj do Seulu. Spotkamy się wieczorem w klubie? — zapytał Park Jimin, który brzmiał Taehyungowi jakoś dziwnie i podejrzanie, jednak nie chciał zwracać na to najmniejszej uwagi, tym bardziej że nie potrafił się jeszcze dobudzić. Czuł, jak jego oczy są opuchnięte, przez co ledwo był w stanie je otworzyć.
— O której? — zapytał.
— Dwudziesta druga? — zapytał.
— Okej. Pogadamy sobie i opijemy mój powrót, a teraz daj mi pospać — mruknął wpół przytomny, a ze strony Jimina mógł usłyszeć jego cichy śmiech.
— Jest już pierwsza po południu, a ty jeszcze gnijesz w łóżku? — zapytał z rozbawieniem w głosie, a blondyn, słysząc jego słowa, podniósł zaskoczony głowę.
— Już ta godzina?! — podniósł się do siadu. — Dobra muszę kończyć, Chim. Do zobaczenia w nocy — powiedział pośpiesznie, po czym się rozłączył. Nie mógł uwierzyć, że spał tak długo. Jednak po długich lotach, zawsze miał problem ze wstaniem na drugi dzień. Nie chcąc dłużej zwlekać, wstał z łóżka, musząc zabrać się za kąpiel, która pomoże mu w pełni się obudzić. Zabrał ze sobą czyste ubranie, udając się do łazienki, gdzie przygotował sobie gorącą wodę w solach, które pomogą mu odprężyć się podczas kąpieli.
Zanurzając swoje ciało w przyjemnej wodzie, odprężony oparł swoją głowę o kraniec wpół okrągłej wanny, gdzie zamknął swoje oczy, czując się zrelaksowanym.
Słysząc pukanie do drzwi łazienki, wzdrygnął się, otwierając z ciężkością swoje ospałe oczy. Rozejrzał się po wnętrzu łazienki, wyczuwając chłód wody, która spowodowała, że jego ciało wręcz skostniało. Jęknął żałośnie, nie mogąc uwierzyć, że przysnęło mu się w wannie.
— Panie Kim, jest tam pan? — usłyszał głos, nowego ochroniarza, przez co otworzył szerzej swoje oczy.
— T-Tak! — odpowiedział mu, po dłuższej chwili. Przez to wszystko zapomniał w ogóle o istnieniu tego cienia, który ma wszędzie za nim kroczyć, jednak dzięki niemu, chociaż się obudził. — Po co w ogóle tutaj przyszedłeś?! — zapytał zdenerwowany, próbując jak najciszej opuścić wannę.
— Godzinę temu wchodził pan do łazienki. Myślałem, że może się tam utopiłeś — odpowiedział z chytrym uśmieszkiem, którego zobaczyć nie mógł Taehyung.
— Potrafię dobrze pływać, utopienie mi nie grozi — prychnął, owijając ręcznik wokół swoich bioder. — Skoro już tutaj jesteś, to przygotuj samochód. Nie zamierzam siedzieć w tym domu — powiedział z obojętnością w głosie, podchodząc do umywalki, gdzie spojrzał na swoje odbicie, mogąc ujrzeć sine usta.
— Wedle życzenia, panie Kim — odrzekł ze spokojem.
— Jeszcze jedno! — zawołał, mając nadzieję, że chłopak jeszcze nie odszedł. — Nie masz na sobie tego chujowego wdzianka pingwina, co nie? — zapytał, patrząc w stronę drzwi, za którymi stał Jeon.
— Specjalnie dla pana zakopałem go w ogrodzie — odpowiedział, patrząc z gniewem na drzwi, za którymi znajdywała się osoba, której nienawidził całym sercem.
— Widzę, że jednak potrafisz być grzeczny, panie Jeon — zauważył, dobrze pamiętając, jaki był wczoraj w stosunku do niego. Miał nadzieję, że ojciec, choć w jakimś stopniu go utemperował.
Jungkook nie miał niczego do dodania młodemu arystokracie, który był naprawdę rozpieszczony i dumny, dlatego bez żadnego słowa odszedł, by wykonać rozkaz chłopaka.
Taehyung po jakimś czasie opuścił łazienkę, będąc gotowym do wyjścia. Nie chciał spędzać swojego czasu w domu rodzinnym, wolał swoją własną przestrzeń w centrum stolicy, gdzie mógł robić, co mu się żywnie podoba. Wiedział, że na karku ma obecność Jeona, jednak nie zamierzał zwracać na niego zbyt dużej uwagi. Jedynie pozostało mu być bardziej uważnym. Wyszykowany, jak zwykle idealnie prezentował się w tym, co miał na sobie i nikt nie mógł zaprzeczyć, że równie idealny był bez żadnego odzienia. Zszedł po schodach, mijając gosposie, które jedynie przywitały go, a on bez żadnego słowa zignorował je.
Na szczęście nie wpadł na nikogo z rodziny, a tym bardziej na upierdliwego Dongseoka, który od wczoraj znalazł się na jego czarnej liście. Opuścił posiadłość, gdzie zatrzymał się napięcie przed schodami, widząc przystojnego bruneta. Lustrował swoimi oczami, piękne ciało mężczyzny, którego widok zapierał dech w piersi. Czarny T-shirt idealnie opinał się na jego umięśnionych ramionach i klatce piersiowej, a spodnie bardzo dobrze prezentowały silne uda chłopaka. Ta wyprostowana postawa i muskularna budowa oraz te uda... Taehyung miał słabość do mężczyzn, o takiej budowie i nie mógł zaprzeczyć, że jego ochroniarz bardziej podobałby mu się bez żadnych ubrań.
Jeon, patrzył wyczekująco na dwudziestolatka, który stał jak wyryty w ziemię, czego w ogóle nie rozumiał. — Panie Kim, będzie pan tam tak stał? — zapytał, nie chcąc dłużej zwlekać. Nie sądził, że praca przy tym chłopaku, będzie aż tak upierdliwa. Taehyung zamrugał oczami, mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. W końcu ruszył się i zszedł po schodach, oczywiście bardzo dobrze prezentując się przed ochroniarzem, który nawet nie obdarzył go spojrzeniem, a po prostu otworzył mu drzwi do pojazdu.
— Przyznam otwarcie, że teraz wyglądasz dobrze, panie Jeon. Nie mogłem oderwać oczu — wyznał z pewnym uśmiechem, a ciemne oczy chłopaka, spojrzały na niego z lekkim zmieszaniem. Uwielbiał zaskakiwać i zawstydzać zbyt pewnych mężczyzn.
— To ma być komplement? — uniósł brew.
— Uznaj to, za co chcesz — wzruszył ramionami, po czym wsiadł do pojazdu, gdzie zmieszany chłopak, zamknął za nim drzwi.
— Jirae..daj mi siłę i cierpliwość do tej paskudnej jędzy... — szepnął, by zaraz udać się na miejsce kierowcy. — Dokąd jedziemy? — zapytał, przenosząc wzrok na tylne lusterko, gdzie mógł dobrze zobaczyć chłopaka, który poprawiał w lusterku układ swojej grzywki.
— A jak myślisz? — uniósł kpiąco brew, przenosząc wzrok na lusterko, w którym mógł ujrzeć węglowe oczy chłopaka. — Do galerii, panie Jeon. Potem przyjdzie czas na zabawę we dwoje..
~
Witajcie^^
Mam nadzieję, że rozdział się podobał^^ Możecie spodziewać się tutaj bardzo toksycznej relacji między głównymi bohaterami. Za jakieś błędy przepraszam, ale ostatnio nie miałam czasu sprawdzać, ale poprawiam je w wolnej chwili ^^ Do zobaczenia w poniedziałek ! ^^
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top