|Głodny dotyku|
Jungkook bardzo dobrze zrozumiał polecenie Taehyunga, którego pierwszym dzisiejszym kaprysem była galeria handlowa. Przechadzał się po dużym centrum, gdzie czuł się naprawdę obco i nieswojo. Nie przywyknął do chodzenia w takie miejsca, lecz jego podopieczny, wręcz przeciwnie. Jasnowłosy czuł się tutaj bardzo odnaleziony, jakby to miejsce było jego drugim domem. Nie mógł się temu dziwić. Prezes Kim, ostrzegał go przed zamiłowaniem dwudziestolatka do zakupów.
Kroczył, jak cień za swoją ofiarą, która szła przed nim. Taehyung stawiał swoje kroki bardzo pewnie, prezentując przed każdym jego smukłe biodra. Chłopak błyszczał i nikt nie był w stanie go nie zauważyć. Jungkook mógł zobaczyć spojrzenia kobiet, w młodszym i w średnim wieku oraz mężczyzn. Naprawdę dziwiło go, to całe zainteresowanie taką nic niewartą osobą.
Być może Taehyung, posiadał perfekcyjną i nieskazitelną urodę, jednak o jego wnętrzu już nie można było się tak wypowiedzieć. Ciemnowłosy, przeszedł swoim wzrokiem po całej osobie chłopaka, skanując go, od głowy do stóp. Sylwetka młodego arystokraty była urzekająca, jak na mężczyznę i znacznie różniła się od tej jego. Zgrabne ciało ze wcięciem w talii oraz szersze biodra i te uwydatniające pośladki dwudziestolatka, potrafiły sprawić, że orientacja dla wielu osób nie miała już żadnego znaczenia. Jungkook mógł bez bicia przyznać, że Kim mógłby równać się z kobiecymi sylwetkami. Był, po prostu przepiękny.
Dwudziestolatek zatrzymał się przed sklepem z ubraniami, gdzie zaraz spojrzał w stronę podążającego za nim chłopaka. — Panie Jeon, zrobimy sobie tutaj mały obchód — zwrócił się do niego z nikłym uśmieszkiem, którego w ogóle zrozumieć nie potrafił Jeon.
— Jeśli pan już się zdecydował, to możemy wejść — odparł ze spokojem w głosie. Opanowanie, które biło od niego, naprawdę zaczynało intrygować Kima, który nie mógł uwierzyć w to, że po godzinnym chodzeniu w kółko, ten nie ma ochoty rzucić wszystkiego i zostawić go samego.
— Wytrwały jest — pomyślał, wchodząc do środka firmowego sklepu, gdzie za nim wszedł ciemnowłosy chłopak. Taehyunga denerwował się obecnością mężczyzny, jednak musiał jakoś go znieść. Zaczął przechadzać się między wieszakami, ściągając to, co wpadło mu w oko. Nawet nie zamierzał tego przymierzać. Ufał swojemu gustowi i wiedział, w czym wygląda najlepiej. Zebrane na wieszakach ubrania podawał Jeonowi, któremu ledwo mieściły na rękach, wciąż pozostając opanowanym. Choć w głębi duszy, miał ochotę rzucić tym wszystkim w rozkapryszonego dwudziestolatka.
Był zdania, że każdy, kto czegoś chciał, sam powinien męczyć się z kupnem, jednak w tym świecie, ludzie bogaci nie męczyli swoich rąk, przy wydawaniu pieniędzy, a za to wykorzystywali cudze ręce. Taka była praca i trzeba było się do niej dostosować, nieważne jak bardzo to było absurdalne w oczach Jungkooka.
— Zanieś to do kasy i niech to ładnie zapakują — rozkazał chłopakowi, który zacisnął swoją szczękę, naprawdę starając się nie wyrzucić tego wszystkiego przed jego nogami.
— Nie będzie pan tego przymierzał? — zapytał, widząc, jak chłopak idzie w stronę innego działu.
— Zapamiętaj sobie, że jeśli idziesz ze mną na zakupy, to nigdy nie przymierzam — zwrócił się w jego stronę, patrząc na niego z góry. — Rusz się — rzucił obojętnie, odchodząc od niego.
— Nie będzie taki śmieć mówił do mnie, jak do psa — mruknął z chłodem w głosie, rzucając sztyletami w dwudziestolatka, który przyglądał się ubraniom, po czym ruszył z zakupami chłopaka do kasy.
Taehyung zerknął w stronę chłopaka z chytrym uśmiechem, przyglądając się z uwagą jego ciału. Od wyjścia z domu, nie mógł dobrze napatrzeć się na mężczyznę, który naprawdę zrobił na nim niemałe wrażenie. Mimo że nie przepadał za nim, to nie wnętrze się liczyło, a wygląd. To było tak, jak z choinką... nikt bez ozdób nie chce jej w domu. Tego samego zdania był Taehyung, gdy chodziło o przystojnych mężczyzn.
— Pańskie ubrania już są już pakowane. Czy to będzie już wszystko na dziś? — zapytał ciemnowłosy, który podszedł do jasnowłosego chłopaka.
— Hmm... nie wiem — wzruszył ramionami, nie potrafiąc do końca się zdecydować. Jeon mimowolnie wywrócił oczami, widząc, że wcale nie jest łatwo wytrzymać długo w obecności Kim Taehyunga. Chłopak sięgnął po jedną koszulkę, by zaraz zbliżyć się z nią do zdezorientowanego Jeona.
— Co pan robi? — zapytał, napinając nerwowo swoje mięśnie, gdy chłopak przymierzał materiał koszulki do jego spiętego ciała. Nie chciał go tak blisko, ponieważ widział więcej perspektyw na zabicie go.
— Chyba będzie dobrze na tobie wyglądać — uśmiechnął się zadowolony, nawet nie zwracając uwagi na to, że Jeonowi może się nie podobać jego zachowanie. — Wybierzemy ci trochę ubrań.. — przeciągnął melodycznie, chcąc sięgnąć po kolejną koszulkę, która wyróżniła się w jego oczach, jednak żelazna ręka ochroniarza, zatrzymała go. Zaskoczył się, czując jego silny nacisk na jego wrażliwą skórę, która po lekkim nacisku, czerwieniała.
— Pytam się, co pan robi? — zapytał ponownie, patrząc z gniewem w beznamiętne oczy chłopaka, który próbował wyrwać swoją rękę z jego uścisku.
— Puszczaj! — warknął, próbując odepchnąć go od siebie.
— Puszczę, jeśli mi odpowiesz — odparł, nie posiadając w sobie żadnej litości do chłopaka.
— Chce zmienić ci garderobę, panie Jeon. Nie chce, żebyś przy mnie źle się prezentował — odpowiedział mu, nie widząc innego wyjścia, jak poddać się mu. — Jeśli już odpowiedziałem, puścisz mnie? — zapytał, unosząc kpiąco brew, a Jeon bił się wewnętrznie ze sobą, pragnąc oszpecić tę niewyparzoną buźkę. Jego klatka piersiowa unosiła się niespokojnie, a oczy z dzikich oczu dwudziestolatka, przeszyły na jego różowe wargi.
Puścił go.
— Proszę się nie kłopotać moim wyglądem, czuję się odpowiednio w tym, co mam na sobie. Jestem typowym facetem, który nie przywiązuje do wyglądu zbyt dużej uwagi — powiedział, starając się wrócić do swojego opanowania.
— Widzę.. Twój upór kręci, panie Jeon — zaśmiał się pod nosem, odkładając na wieszak koszulkę. — Ale musisz mieć coś do ubrania, bo przez kilka dni nie wrócimy do domu — wyjaśnił mu.
— Jak to? — uniósł brew.
— Zatrzymamy się w moim mieszkaniu na Gangnam. Nie mam ochoty siedzieć w domu ojca. A jeśli pan musi za mną podążać, to przyzwyczaj się do ciągłego ruchu — powiedział ze spokojem w głosie, idąc w stronę kasy, a ciemnowłosy szedł za nim.
— W tym mieszkaniu, mieszka pan sam? — zapytał dla pewności.
— Tak. Lubię samotność, ale pana będę musiał jakoś tolerować, od teraz — odpowiedział mu, a Jungkook zmrużył swoje oczy, nie wiedząc, że będzie mógł mieć tak wiele okazji do ziszczenia swojej zemsty. Kim Taehyung bez niczyjego wsparcia, był jedynie skazany tylko na jego łaskę.
~
Młody arystokrata przekroczył próg swojego mieszkania, w którym nie był już od dwóch lat. Tęsknił za swoim mieszkaniem, gdzie zawsze mógł robić, co mu się żywnie podoba. Te wszystkie wspomnienia z nocnych imprez, były ukojeniem i zachętą do powrotu w wielkim stylu. Słysząc za sobą mężczyznę, który odstawił torby z zakupami, odwrócił się w jego stronę. Wiedział, że będzie musiał jakoś wychować tego chłopaka, zanim zacznie działać, jak zwykł.
Jego oczy, patrzyły ze szczególną uwagę na chłopaka, którego węglowe oczy, powróciły do tego nieznanego mu wyrazu. Z jakiegoś powodu, nie potrafił wewnętrznie strawić tego spojrzenia, które niosło za sobą tak wiele pytań.
— Za mną, panie Jeon — rzekł z obojętnością, idąc przodem w stronę drzwi w jego apartamencie, gdzie zatrzymał się przed nimi. — Niech pan słucha teraz uważnie, bo potem nie zamierzam się powtarzać. Ja, nigdy nie powtarzam, więc koduj sobie wszystko za pierwszym razem, okej? — spojrzał na niego z wyniosłością, chcąc pokazać mu, kto ma tu władzę. Nie spodobało mu się to, co mężczyzna zrobił w galerii. Nikt nie miał prawa go dotykać, a tym bardziej jakiś nędzny pracownik.
— Spróbuję zapamiętać, panie Kim — odparł ze spokojem.
— Gdy tutaj przyjeżdżamy, to jest twój pokój. Tam jest mój — wskazał palcem na drzwi naprzeciw, a Jeon spojrzał w ich stronę. — Bez pukania nie wchodzisz, bez mojej zgody, również. Czy to zrozumiałe dla pana? — uniósł brew, po czym postawił dwa kroki w stronę mężczyzny, który uniósł głowę, przez co jego podbródek miał ostrzejszy wyraz.
— Jestem tutaj od zapewnienia panu bezpieczeństwa. Nie będę czekał na zgodę, jeśli będzie sytuacja tego wymagała — rzekł z chłodem w głosie, a Kim patrzył na niego kpiąco.
— Ty chyba czegoś nie rozumiesz... to ja tutaj rządzę, to ja wydaje ci polecenia. Na razie jestem dla ciebie pobłażliwy, bo to jakby nasz pierwszy dzień, ale gdy ktoś nadepnie mi na piętę, nie jestem litościwy — rzekł, zbliżając swoją twarz do twarzy ochroniarza, który patrzył na niego bez żadnych emocji. — Ostrzegam cię, bo wierzę, że tak głupi nie jesteś, na jakiego wyglądasz i nie zrobisz niczego, co mi się nie spodoba, hm? — wysilił się na uśmiech, a szczęka Jeona zadrżała, wraz z jego dłońmi, które silnie zacisnął.
— Co ci jest, biedaku? — zapytał, wydając dolną wargę, patrząc ze współczuciem na zdenerwowanego chłopaka. — Chyba nie myślałeś, że będzie wszystko po twojej myśli? Jeśli ci się nie podoba, możesz już zrezygnować, dla mnie to nie będzie żaden problem, a mój ojciec jakoś to zaakceptuje, panie Jeon — rzekł, nie potrafiąc ukryć swojej satysfakcji, na widok wyrazu twarzy u mężczyzny.
— Widzę, że kończy się już pańska litościwość... mnie również — uśmiechnął się lekko. — Jak wcześniej mówiłem, nie jestem tutaj na pańskie zlecenie, a pana prezesa. Jeśli chcemy uniknąć nieprzyjemnych relacji, proszę mnie uszanować, panie Kim — rzekł bezemocjonalnie, patrząc w oczy dwudziestolatka, który po jego słowach parsknął śmiechem i odsunął się od niego.
— Uszanować cię? — zapytał z rozbawieniem w głosie. — Chyba bajki ci się pomyliły. Tutaj jesteś nikim, panie Jeon. A ludzie, którzy nic nie znaczą, są robakami — warknął, patrząc z gniewem w jego węglowe oczy.
— Szybko cię rozczaruje rozkapryszony bachorze, ale w życiu, każdy człowiek się liczy, bez względu na to, kim jest — uśmiechnął się, patrząc na młodszego kpiąco. Taehyung zacisnął swoje zęby, mierząc wzrokiem mężczyznę, który będąc nikim, śmiał mówić do niego w taki sposób. — Każdy człowiek, bezrobotny, czy pracujący, zasługuje na szacunek. Radzę nauczyć się trochę pokory, bo słabo widzę twoją przyszłość, o ile na nią w ogóle zasługujesz — dodał, po czym chwycił za klamkę, od drzwi do jego tymczasowego pokoju.
— Ty sukin.. — uniósł swoją dłoń zdenerwowany, jednak powstrzymał się w ostateczności, gdy napotkał groźne spojrzenie Jeona. — Idź już i nie wychodź ! — podniósł głos i tupnął nogą, by odejść w stronę swojego pokoju. Jungkook, patrzył za nim, a słysząc trzask drzwi, prychnął pod nosem.
— Ten sukinsyn, pokaże ci, gdzie jest twoje miejsce — mruknął z chłodem, po czym wszedł do środka nowego pokoju.
Rozejrzał się po wnętrzu luksusowego pokoju, z pięknym widokiem na Seul. Rzucił torby z nowymi ubraniami, które zakupił mu Taehyung. Nie chciał niczego od niego przyjmować, jednak gdyby wiedział, że młodszy ma zupełnie inne plany i zamierza spać poza rodzinnym domem, lepiej by się przygotował.
Nie wiedział, czego może spodziewać się po Kim Taehyungu. Wiedział jedynie, że mógł liczyć na wszystko, co najgorsze. Ten chłopak skrzywdził jego siostrę i popchnął ją w stronę śmierci. Nie zasłużył na życie.
~
Późnym wieczorem, Taehyung przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. Dotknął opuszkami palców swój policzek. Uśmiechnął się delikatnie, będąc naprawdę dumnym ze swojego wyglądu. Specjalnie na dzisiejsze wyjście, nałożył delikatny makijaż, który miał jedynie podkreślić jego urodę. Nie mógł doczekać się spotkania z Jiminem, po tak długim czasie. Mimo częstej rywalizacji z przyjacielem potrafił przyznać, że się stęsknił. Choć na głos nigdy, by tego nie powiedział, tym bardziej, przed samym Park Jiminem.
Wstał ze stołka, gdzie uważnie przyjrzał się swojemu odbiciu. Nałożył na siebie czerwoną, satynową koszulę, która idealnie podkreślała jego obojczyki i opaloną skórę. Do tego nałożył czarne rurki oraz kilka ozdób w postaci kolczyków. Uwielbiał, gdy kolczyki komponowały się z jego długą szyją. Zadowolony chwycił za portfel, który schował do kieszeni spodni i opuścił pokój.
Zatrzymał się, wpadając prosto w twardą klatkę piersiową osoby, która stała murem za jego drzwiami. Jęknął obolały, czując ból nosa, po tak nagłym zderzeniu. Przyłożył palce do swojego nosa, by zaraz podnieść oczy na ciemnowłosego chłopaka, który patrzył na niego wyczekująco. — Dokąd to, panie Kim? — uniósł brew.
— Wychodzę. Zostań tutaj i nie wchodź mi w drogę — powiedział, chcąc minąć mężczyznę, jednak jego żelazna dłoń, chwyciła za jego zgrabne ramię, tym samym zatrzymując go przed odejściem.
— Jest już bardzo późna godzina. Dzieci i książęta powinny już spać — zauważył, a Kim zacisnął zdenerwowany swoje usta, wyrywając się z uścisku mężczyzny, który stał mu cały czas na drodze.
— Zejdź mi z drogi! — podniósł zdenerwowany głos, nie mogąc uwierzyć, że ten nie chce go przepuścić.
— Idziesz ze mną albo zostajesz ze mną w domu. Wybieraj, panie Kim — uśmiechnął się pewnie, a blondyn uniósł swoje dłonie, które w napięciu zacisnął, nie widząc innego wyjścia, jak zabrać go ze sobą.
— Dobra, idziesz ze mną — westchnął zrezygnowany, tym samym zadowalając Jeona swoją uległością. Nie miał innego wyjścia, jak zgodzić się na jego obecność. Wiedział, że ojciec właśnie za to mu płacił, a sam Jeon Jungkook był jak wrzód na tyłku. No może...
Jak ładny...wrzód na tyłku..
— Grzeczny, chłopiec — uśmiechnął się zadowolony Jeon.
— To twój pierwszy dzień, a już cię nienawidzę — skrzyżował zirytowany ręce pod piersią, idąc w stronę drzwi.
— I ze wzajemnością...
~
Dwudziestolatek w obecności swojego cienia, o imieniu Jeon Jungkook, przekroczył próg zatłoczonego klubu, gdzie z każdej strony uderzała woń alkoholu i spoconych ciał. Jeonowi to miejsce w ogóle nie odpowiadało, osobiście nie rozumiał zamiłowania Kima do takich miejsc, ale bogatym można było wszystko. Z uwagą patrzył na plecy chłopaka, a uderzająca czerwień jego koszulki, bardzo wyróżniała się w tłumie ludzi, przez co nie było mowy, o zgubieniu go.
— Taehyung! — zawołał głośno jasnowłosy chłopak, siedzący przy stoliku dla VIP-ów. Oczywiście nie był sam, ponieważ towarzyszyły mu trzy osoby.
— Hej, Jiminie — uśmiechnął się, a niższy przytulił go na powitanie.
— Nasza gwiazda suk wróciła! — zawołał radośnie Seokjin.
— No proszę...widzę, że wszystkich sprowadziłeś, Jimin — zauważył Taehyung, patrząc w stronę Seokjina, siedzącego w towarzystwie Lenki i chłopaka Jimina, którego raczej nie chciał widzieć.
— Przecież trzeba opić twój powrót, Tae — powiedział z szerokim uśmiechem jasnowłosy, by zaraz zwrócić swoje oczy na osobę, która towarzyszyła Taehyungowi. Zmierzył wzrokiem przystojnego chłopaka, nie mogąc niczego mu zarzucić. — No proszę, nasz Taehyungie nie próżnował w Stanach i chyba kogoś ze sobą przywiózł — zatrzepotał rzęsami, po czym puścił oczko skołowanemu Taehyungowi, który spojrzał na Jeona.
— On? — uniósł kpiąco brew, patrząc chytrze w oczy chłopaka, który nie spuszczał z niego oczu. — Jest właściwie nikim — stwierdził z pewnym uśmiechem.
— Jak to nikim? — zapytał z rozbawieniem Seokjin, chwytając za kieliszek. — Taki przystojniak nie może być nikim — dodał, musząc zaraz napić się mocnego trunku, po zobaczeniu takiego faceta z krwi i kości.
— Ta postawa, to zbudowanie i twarz, mhm.. Lenka lubi — uśmiechnęła się, posyłając ciemnowłosemu dwuznaczne spojrzenie, a Jungkook wysilił się jedynie na lekki uśmiech, czując się nieswojo w towarzystwie przyjaciół Taehyunga.
— Jak masz na niego ochotę, to śmiało, Lenka — zaśmiał się, zasiadając do stolika, przy którym siedzieli jego znajomi.
— Nie jestem twoją własnością, panie Kim. Możemy zaraz wracać, jeśli nadal będziesz pluł zbyt wysoko — rzekł z chłodem Jeon, który nie mógł pozwolić chłopakowi na takie traktowanie. Jego cierpliwość powoli zaczynała się kończyć, a był to zaledwie początek jego drogi do zemsty na Kim Taehyungu.
Przyjaciele chłopaka zaczęli głośno buczeć, po jakie słowach rzucił w jego stronę Jeon, przez co Taehyung zacisnął swoje dłonie.
— Morda! Nie będzie taki śmieć mówił do mnie ! — warknął z gniewem, a Jeon skrzyżował ręce pod piersią, mając ochotę zabrać chłopaka z tej imprezy powitalnej.
— Czy ten facet, pojawił się tutaj, żeby cię utemperować? — zapytał z rozbawieniem w głosie Jimin, który usadowił się na kolanach swojego chłopaka.
— Nie — pokręcił zrezygnowany głową. — Mój ojciec go wynajął, aby był "moim cieniem" — zacytował ostatnie słowa, a wszyscy parsknęli w niedowierzaniu.
— Z takim przystojniakiem, to mógłbym zgodzić się nawet na kneblowanie — powiedział przez śmiech, Seokjin. Chłopak był naprawdę rozbawiony sytuacją, w jakiej znalazł się jego przyjaciel, tym bardziej, przy jego trudnym charakterze.
— Jinie, ty cholerny zboczeńcu — uderzyła go w ramię rozbawiona Lenka, która była już nieźle wstawiona, a tak przynajmniej zauważył Taehyung. Dwudziestolatek pragnął wziąć trochę koksu, by móc choć trochę się zrelaksować, po powrocie do Seulu. Jednak obecność Jeona trochę uniemożliwiała mu swobodę. Cały czas wyczuwał na sobie jego przeszywający wzrok, co było naprawdę dla niego irytujące. Jego przyjaciele nie popierali jego słabości do używek, więc nawet nie było opcji, by prosić ich o pomoc.
Westchnął ciężko, po czym spojrzał na stojącą butelkę ginu, którą chwycił i część jej zawartości przelał do swojego spragnionego gardła, a Jungkook patrzył na niego ze wzburzeniem i jednocześnie niedowierzaniem.
— Taehyung, co ty robisz?! — podniósł głos Jimin, widząc śmiałość swojego przyjaciela do alkoholu. Taehyung przeważnie w gniewie i bezradności sięgał po używki. — To gin jest, tego się tak nie pije! — dodał, a Kim jedynie machnął obojętnie ręką.
— Nie psuj mi powrotu, Jimin — mruknął niemiło, chcąc ponownie wziąć kolejne łyki, jednak silna dłoń Jeona odebrała mu bezlitośnie butelkę. — Co ty kurwa robisz?! — spojrzał wzburzony na ciemnowłosego.
— To, co jest słuszne. Zabieram ci to, co odbiera ci rozum, panie Kim. Moim zadaniem jest również pilnowanie, aby pan ograniczał się, a najlepiej zaprzestał przyjmować wspomagaczy — wysilił się na nieszczery uśmiech, a Kim zacisnął swoją szczękę, by uderzyć pięściami w stolik i podnieść się na równe nogi.
— Nie no... on już mi się podoba — powiedział z uznaniem Seokjin, który jeszcze nie spotkał, prócz ojca Taehyunga kogoś, kto podpalił ląd pod chłopakiem i odebrał mu tak brutalnie butelkę.
Wyraźny dźwięk uderzenia w skórę przystojnego bruneta, przez samego Kim Taehyunga sprawił, że wszyscy patrzyli z zaskoczeniem na dwójkę. Jungkook zaskoczył się nagłym uderzeniem w jego twarz, jednak wzburzenie, jakie czuł, patrząc w dzikie i niczego nieżałujące oczy blondyna, sprawiały, że miał ochotę wyrządzić mu krzywdę na oczach wielu ludzi.
— Znaj swoje miejsce, śmieciu ! — wycedził z gniewem, chcąc odebrać Jeonowi butelkę, jednak ten rzucił nią w podłogę. Dźwięk tuczącego się szkła odbiło się w uszach Taehyunga, niczym jedno z najgorszych odłamków jego wspomnień, przez co całe jego ciało zesztywniało.
— Ten śmieć dobrze zna swoje miejsce i zabiera cię do domu — warknął, chwytając mocno za jego nadgarstek, jednak nie spotkało się to z żadną reakcją chłopaka.
— Ale niedawno przyszliście — zauważył Jimin.
— Jeśli chcecie go powitać, proszę osobiście złożyć mu wizytę w domu — odparł beznamiętnie.
— Nigdzie nie idę — szepnął Kim, który starał się wyrwać swoją rękę z żelaznego uścisku chłopaka. — Puść mnie! — podniósł głos, tracąc cierpliwość do chłopaka, który przekraczał według niego pewną granicę.
— Wracamy — rzekł beznamiętnie, a zdenerwowany blondyn, poczerwieniał na swoich policzkach. Chwycił wolną dłonią za materiał koszulki chłopaka, przybliżając się do niego.
— Głuchy jesteś? — uniósł brew. — Nie chce iść. Chcę się bawić i pić, głupi psie ! — wycedził przez zęby, a Jeon patrzył na niego z niedowierzaniem. Widział, że spożyty przez niego alkohol jeszcze bardziej szkodził jego zachowaniu, przez co stawał się agresywniejszy.
— Taehyung nie rób problemów, idź z nim. Jutro cię odwiedzimy z Jiminem — wtrącił się Seokjin, który widział, że jego przyjaciel znowu traci kontrolę nad sobą.
— Przymknij się, Seokjin! — podniósł na niego głos. — Nie pozwolę, żeby taki śmieć, jak on mną rządził — rzekł, nie odrywając swoich wściekłych oczu z Jeona.
— Koniec tego dobrego, Kim Taehyung — mruknął Jeon, powodując u wszystkich zaskoczenie swoim tonem. — Ten śmieć, zabiera cię w tej chwili do domu — powiedział, by szybko pochylić się i zwinnie objąć chłopaka wokół jego zgrabnych ud. Przeniósł ciało dwudziestolatka przez swoje ramię, zaskakując tą zwinnością Taehyunga, który nie spodziewał się tak szybkiej interwencji ze strony Jeona.
— Co ty robisz?! Postaw mnie w tej chwili! — krzyknął, próbując zaprotestować, jednak ręka ciemnowłosego silnie go przytrzymywała, co uniemożliwiało mu ucieczkę. — Głuchy jesteś?!
— Jeśli przestaniesz się drzeć, może dosłyszę — rzekł ozięble, by zaraz ruszyć z chłopakiem w stronę wyjścia. Pozostająca czwórka przy stole patrzyła za oddalającym się Taehyungiem.
— On jest boski! — zapiszczała Lenka.
— Ale Taehyung nie był zadowolony — wydął wargę Jimin.
— Przyda mu się taki facet. Wygląda na to, że obydwoje mają trudne charaktery. Swój na swego trafił — uśmiechnął się Seokjin, który dobrze wiedział, po tym spotkaniu, że Taehyunga czeka niezła walka z tym przystojniakiem.
~
— Postaw mnie na ziemię! — krzyknął żałośnie, dobrze wiedząc, że impreza powitalna została zniszczona przez chłopaka, który wszedł mu w drogę. — Nie dobrze mi... — westchnął, patrząc z gniewem na mijające kafle chodnikowe, których widok naprawdę zaczynał go nużyć. — Jest pan najgorszym, co mnie spotkało, a to dopiero początek, nienawidzę cię — mruknął z chłodem, zatrzymując swój wzrok na umięśnionych pośladkach chłopaka, które w tych ciemnych skórzanych spodniach, prezentowały się naprawdę kusząco.
— Teraz nagle stałem się "panem", już nie jestem śmieciem? — zapytał, zaciskając swoją szczękę. — Czy może to był pokaz umiejętności przed znajomymi? — dopytał.
— To żaden pokaz, dla mnie tacy ludzie są śmieciami, a ty wchodząc mi w drogę, takim śmieciem się stałeś — odpowiedział mu beznamiętnie, gdzie wgryzł się delikatnie w dolną wargę. — Śmieciem z zajebistym tyłkiem — poprawił się, a Jeon zmarszczył brwi, by zatrzymać się i wstrząsnąć ciałem chłopaka. — Co ty...
— Te pańskie podteksty są tak kiepskie, jak twoje dzisiejsze zachowanie — rzekł ozięble, by postawić chłopaka przed wejściem do wielkiego apartamentowca. Taehyung czując grunt pod nogami, poprawił palcami swoją grzywkę, by zaraz spojrzeć w oczy mężczyzny.
— Potrafię być gorszy, gdy jestem naprawdę głodny — wyznał szczerze.
— A jesteś teraz głodny? — uniósł brew, a jasnowłosy pokiwał twierdząco głową.
— Um, głodny twojego dotyku, panie Jeon..
~
Witajcie ^^
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał. Jutro wstawię kolejny, abyście nie musieli czekać do środy ^^
Zostawcie po sobie:
Głosy i Komentarze
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top