|Będę twoją tajemnicą|

Jungkook wiedział, że to nie może skończyć się inaczej, niż przypuszczał. Wiedział, że po całej burzy, którą przywołała Hyulee przyjdzie czas, że Taehyung będzie pewniejszy go i zaufa mu bezgranicznie. Nie mógł zaprzeczyć, że musiał się trochę natrudzić, aby cokolwiek otrzymać od Taehyunga, jednak w tej chwili był u niego w domu i w jego ramionach. Spokojnie gładził plecy dwudziestolatka, który oddychał spokojnie. — Cieszę się, że potrafisz zdobyć się na zaufanie mi. Czekam na dzień, kiedy będziesz w stanie zrozumieć swoje uczucia, przed którymi tak uciekasz — rzekł ze spokojem w głosie. — Bo będąc blisko mnie, już nie uciekniesz...

— Brzmisz trochę strasznie — szepnął jasnowłosy, który niechętnie odsunął się od chłopaka, by spojrzeć w jego węglowe oczy. — Ale to w jakiś sposób kręci — uśmiechnął się delikatnie. — Myślę, że przy tobie chyba jestem w stanie zrozumieć, co czuję — dodał.

— Mam nadzieję, że jeśli przestaniesz się wahać, powiesz mi, co czujesz do mnie — uśmiechnął się. — A teraz zawiozę cię do domu. Nie chcę, żebyś miał problemy z ojcem — powiedział, zdejmując chłopca ze stołu. 

— Boisz się go? — zapytał, unosząc chytrze brew. 

— Czy gdybym się go bał, pozwoliłbym sobie na całowanie jego syna? — uniósł brwi, a Taehyung zaśmiał się pod nosem. Wiedział, że gdyby jego ojciec dowiedział się o tym, co robią, z pewnością zabiłby go i Jungkooka, jednak nie chciał teraz myśleć o konsekwencjach, a działać w sposób, w jaki serce mu dyktuje. 

— W takim razie jesteś odważny — uśmiechnął się ciepło, a ciemnowłosy odwzajemnił to i chwycił za jego dłoń, by ruszyć z młodszym w stronę wyjścia. Taehyung szedł niechętnie obok chłopaka, ponieważ nie chciał jeszcze wracać do domu i żegnać się z brunetem. Teraz jego serce zbyt mocno szalało w jego piersi, aby wracać do domu i użerać się z ojcem oraz jego żoną. Obydwoje udali się na parking, gdzie stał samochód Jeona, który wydawał się bardzo znajomy Taehyungowi. Pojazd, który był stary i nie wyglądał najlepiej, przypominał chłopakowi spotkanie osoby sprzed dwóch lat. Niepewnie spojrzał na rejestrację, której zdjęcie posiadał w swojej galerii w telefonie. Zatrzymał się napięcie, by wyciągnąć z kieszeni spodni telefon. 

— Nie wsiadasz? —  zapytał Jungkook, który zatrzymał się przed drzwiami, by spojrzeć na zaintrygowanego blondyna, który czegoś zawzięcie szukał w swoim telefonie. Dwa lata temu zniszczył swój telefon, ale zawsze posiadał wszystko zapisane. Odnajdując zdjęcie, odczytał rejestrację, którą zaraz zeskanował na pojeździe Jeona i zdziwił się, gdy okazała się taka sama, a Jeon był mężczyzną, który wtedy prawie go potrącił. 

— To byłeś ty.. — spojrzał na bruneta, który zmrużył w niezrozumieniu swoje oczy.

— O czym ty mówisz? — zapytał. 

— No dwa lata temu — odpowiedział szybko, a Jeon nie rozumiejąc go, poczuł obawę, słysząc o tym, jak daleko w przeszłość wybiegł dwudziestolatek. — Ty byłeś tym chłopakiem, który mnie prawie potrącił — powiedział z błyskiem w oczach.

— Słucham? —  zdziwił się. 

— No niedaleko mojego liceum prawie mnie potrąciłeś, ale możesz w sumie tego nie pamiętać —  wzruszył ramionami. —  Ja również bym nie pamiętał, gdyby nie twój samochód —  podszedł do drzwi samochodu, gdzie uśmiechnął się szczerze w stronę skołowanego chłopaka, który sam wybiegł w przeszłość. 

Przypominając sobie chwilę kłótni z Jirae na temat jej ukochanego oppy oraz dźwięku pisku opon i zakapturzonego chłopaka, którego prawie potrącił...

— Nic ci nie jest? — zapytał, podchodząc do niego.

— Wszystko w porządku, żyję.. — odpowiedział chłopak, który musiał zamrugać oczami, aby otrząsnąć się. Blondyn o ciemnych dzikich oczach spojrzał na ciemnowłosego kierowcę, który spotykając oczy zakapturzonego chłopaka, zastygł w miejscu.

— Jeśli potrzebujesz pomocy albo..

— Nic mi nie jest. Pierwszy raz taka akcja, kiedy wracam ze szkoły. Gdybym wiedział, wróciłbym do domu z szoferem — przerwał chłopakowi, który zmierzył go od góry do dołu.

— Być może tak byłoby bezpieczniej — stwierdził Jeon, który wiedział, że ma do czynienia z bogatym dzieciakiem. Widząc, jak nastolatek wyciąga telefon i robi zdjęcie rejestracji samochodu, uważnie mu się przyglądał.

— To tak na przyszłość. Bardzo chętnie ciebie znajdę, bo lubię, kiedy mężczyzna pożera mnie wzrokiem, a tym bardziej, kiedy chciał mnie pierw zabić.. — Jeon zacisnął swoje dłonie, które drżały w gniewie. Czuł się oszukany przez los, który jeszcze przed śmiercią jego siostry dawał mu szansę na uratowanie jej... mógł potrącić Taehyunga i pozbyć się go, zanim stał się zabójcą jego szesnastoletniej siostry. "Zabić" — To takie mocne słowo, które przeznaczone było od dnia, w którym Kim Taehyung prawie wpadł pod koła jego samochodu.

— Jungkook? Jedziemy? — zapytał blondyn, który przyglądał się bladej twarzy Jungkooka. 

— Tak, wsiadaj do środka — powiedział z chłodem, a młodszy słysząc jego ton, poczuł się bardzo niepewnie. Nie wiedział, czy zrobił coś źle, przypominając mu tamten dzień, ale jego reakcja była co najmniej dziwna. Mógł wyczuć od Jungkooka w jednej chwili prawdziwe pożądanie, a zaraz zimno, które paraliżowało całe jego ciało. Wsiadł do środka pojazdu, gdzie czekał na bruneta, który chwilę postał na zewnątrz. Gdy usiadł za kierownicą, odpalił bez żadnego słowa pojazd, by ruszyć w znaną mu już dobrze trasę. — Zapnij pas — zwrócił się do młodszego, który westchnął głęboko i zrobił to, co polecił mu chłopak. 

— Jesteś na mnie zły? — zapytał wprost, chcąc wiedzieć, dlaczego nastrój chłopaka tak nagle się zmienił, jednak ten wypchnął językiem wnętrze swojego policzka i zwiększył nacisk na kierownicy. 

— Nie jestem na ciebie zły — odpowiedział mu, a Kim przyglądał się bacznie jego profilowi, widząc zupełnie coś sprzecznego. 

— Widzę, że jesteś zły.. jeśli zdenerwowało cię to, co powiedziałem o naszym pierwszym spotkaniu, to przepraszam.. — powiedział, przyglądając się mu niepewnie. — Chociaż nie widzę w tym niczego, co mogłoby cię zdenerwować — burknął pod nosem, by przenieść wzrok na przednią szybę, gdzie skrzyżował pod piersią ręce. 

— Tae.. — szepnął głęboko, gdzie umieścił swoją żelazną dłoń na jego zgrabnym udzie. Taehyung spiął się na jego silny dotyk i przełknął z trudem ślinę. — Nie jestem na ciebie zły. Na anioły nawet nie można — dodał, a jasnowłosy otworzył szerzej swoje oczy. No bo, gdzie mu do anioła? Chyba bardziej do upadłego, co najwyżej. 

— Aniołem nie jestem, ale jeśli faktycznie zły na mnie nie jesteś, to w porządku — spojrzał na niego ukradkiem, gdzie przycisnął głowę do zagłówka, czując narastający w nim gorąc z każdym przysunięciem dłoni chłopaka do jego wrażliwej części ud. Jeon rozpalał go takimi małymi czynami, że aż bał się tego, jak może być podczas największego triumfu. Jeszcze nigdy w życiu nie czuł się tak nakręcony na żadną osobę, a Jeon był dowodem, że był w stanie otworzyć się przed kimś. — Nie chce wracać do domu, Jungkook — powiedział w stronę kierowcy, który zerknął na niego kątem oka. 

— Zdenerwujesz swojego ojca, jeśli nie wrócisz do domu — zauważył.

— To nie jest ważne. Pojedźmy w jakieś miejsce razem — powiedział z uśmiechem, kładąc swoją dłoń na ramieniu bruneta, który nie mógł się nie zgodzić. 

— Skoro tak bardzo chcesz, to możemy pojechać w jedno bardzo przyjemne miejsce..

~

Zapłakany blondyn wybiegł ze swojego mieszkania, gdzie łzy sunęły się po jego sinych policzkach, a zawsze uśmiechnięte pulchne usta chłopaka okazywały wiele smutku i cierpienia. Walczył ze sobą, a nie potrafił walczyć z potworem, który mieszkał z nim pod jednym dachem. Bose stopy cierpiały wraz z jego ucieczką, przed bolesną prawdą. Biała koszulka roztarta w poszczególnych miejscach dawała mu odczuć chłód wieczoru. Mijał ludzi, którzy patrzyli na niego ze zmieszaniem, przerażeniem i odtrąceniem, a nikt nie potrafił dostrzec jego cierpienia. 

Zadyszany we łzach zatrzymał się na moście Mapo, gdzie oparł swoje drżące dłonie na barierce. Niepewnie zbliżył się do barierki, by spojrzeć w ciemność rzeki Han. Czując metaliczny posmak w swoich ustach, zamknął szczelnie zapłakane oczy. Jimin oddychał niespokojnie, czując zimną bryzę uderzającą w jego rozgrzaną od łez twarz. Nie chciał wracać i żyć takim brudnym życiem z osobą, którą kocha, a zarazem się jej boi. 

Dziś ponownie otrzymał kolejne uderzenia i obelgi, które miażdżyły jego serce. Nigdy nie sądził, że miłość może być tak bolesna i trudna, a on kiedykolwiek straci swoją pewność siebie. Otworzył powoli swoje powieki i spojrzał przed siebie, próbując przypomnieć sobie starego Jimina, który nigdy nie czuł się tak niewartościowy. Kiedyś widział bardziej swoje piękno, a teraz widział w lustrze kogoś zupełnie obcego, kogoś, kto stoczył się przez chorą miłość. 

— Nie mogę już.. — szepnął przez łzy, które opuszczały jego kasztanowe oczy. Siniak pod okiem bolał, tak samo jak cała reszta jego dzisiejszych i poprzednich ran, które zadał mu Misook. Jednak nic bardziej nie bolało od zranionego serca. Wdrapał się powoli na barierkę, gdzie przeszedł na drugą stronę mostu. Jego oczy niepewnie spojrzały w ciemną taflę wody, czując strach przed poczuciem bezwładu pod zimną wodą, jednak nie widział sensu życia i chęci do niego, a przynajmniej nikt go już nie zatrzymywał. Śmierć wydawała się najlepszym rozwiązaniem całego bólu. — Gdy skoczę nie będzie już go.. ani.. — przerwał, gdy wyczuł za barierką czyjąś obecność. 

Zapłakany obejrzał się za siebie, gdzie mógł dostrzec ciemnowłosego chłopaka, który nałożoną na głowie miał czapkę, a jego oczy wyglądały, jakby potrafiły odczytać ludzką duszę. Ciemne jak noce niebo potrafiły sprawić, że człowiek mógł się w nich zagłębić i oczarować ich kocim kształtem. — K-Kim ty jesteś?! — zapytał nieco poddenerwowany, a chłopak z ciężkim westchnięciem oparł swoje ręce na barierce, gdzie spojrzał w dół. 

— Raczej mało to ważne, dzieciaku — odparł ze znudzeniem. — Lepiej powiedz, co ty zamierzasz zrobić, bo chyba nie zamierzasz skakać do rzeki? — uniósł brew, przenosząc wzrok w zapłakane oczy blondyna, który wyglądał, jakby przeżył jakieś piekło.

— Nie twój interes! — krzyknął zdenerwowany, oddychając niespokojnie. — Chce skoczyć, bo mam już dosyć wszystkiego.. pewnie masz mnie za jakiegoś bachora, który życia nie zna! Ale.. ale ja.. już nie mogę — zapłakał, pokręcając bezradnie głowę, a chłopak westchnął głęboko. 

— Rozumiem, że już nie możesz. Wiem, że życia bywa okrutne i do dupy, ale zabijanie siebie nie jest żadnym rozwiązaniem. Być może teraz widzisz w śmierci jedyne rozwiązanie, ale są sposoby, aby poradzić sobie z problemami — rzekł ze spokojem, a Jimin słuchał go z uwagą, podciągając wyraźnie nosem.

— Niby jakie sposoby? — zapytał.

— Poprosić o pomoc — odpowiedział mu wprost. — Czasem warto zwrócić się o pomoc do bliskich, czy kogoś, komu ufamy — dodał, a Jimin opuścił głowę, pokręcając ją delikatnie.

— Ja nie potrafię komuś powiedzieć o tym... nikt mnie nie zrozumie — wyszeptał, a widząc przed swoją twarzą dłoń chłopaka, otworzył szerzej oczy, by zerknąć na chłopaka. 

— W takim razie, to ja spróbuję zrozumieć cię — rzekł z przekonaniem, a Jimin spojrzał niepewnie na jego bladą dłoń. — Tylko chwyć moją rękę — powiedział.

— Niby jak ty możesz mnie zrozumieć, nawet się nie znamy — zauważył.

— Jeśli ty skoczysz, to ja też będę musiał, ale nie jestem za dobry w pływaniu, a prąd rzeki o tej porze jest znacznie silniejszy, niż zwykle, więc ratunku dla żadnego z nas nie będzie — rzekł z powagą w głosie. — Wiem, że nie chcesz tego zrobić. Po prostu spróbuj przyjąć moją pomoc — dodał, a blondyn po jego słowach niepewnie chwycił za jego dłoń, co ucieszyło chłopaka, który poczuł ulgę na duszy. 

Jimin z jego pomocą wrócił na bezpieczną cześć mostu, gdzie ciemnowłosy chłopak zdjął z siebie ciemną bluzę i okrył nią zmarzniętego blondyna, którego bluzka nie była w najlepszym stanie. — D-dziękuje — szepnął z wdzięcznością, czując ciepło przez bluzę chłopaka i wyraźny zapach jego perfum w nozdrzach. 

— Nie masz za co dziękować — podrapał się nieporadnie po karku, przyglądając chłopakowi, który z pewnością bez siniaków i łez wyglądał, jak anioł, a tak przynajmniej mógł to sobie wyobrazić. — Nazywam się Yoongi — przedstawił się mu, podając dłoń, którą blondynek niepewnie uścisnął.

— Jimin — powiedział. 

— Ktoś cię napadł i w jakiś sposób skrzywdził, że chciałeś skoczyć z mostu? — zapytał chłopaka, który odwrócił nerwowo wzrok. 

— Powiedzmy, że mój chłopak popadł w hazardzie i przestał być dla mnie dobry — wyznał, a Min zmrużył swoje oczy, słuchając go z uwagą.

— W takim razie, ten facet nie zasługuje na ciebie. Nikt, kto kocha, nie powinien w taki sposób krzywdzić — rzekł, patrząc z troską na smutnego blondyna. — Ile ty masz lat? — zapytał z zaciekawieniem. 

— Dwadzieścia — odpowiedział mu. 

— Jesteś jeszcze bardzo młody i życie przed tobą. Jako twój hyung powiem ci, że znajdziesz sobie kogoś bardziej wartościowego, kto będzie w stanie kochać cię tak, jak na to zasługujesz. Nie tkwił w tym toksycznym związku, gdzie pozwalasz sobie być ofiarą przemocy — powiedział z troską, a Jimin spojrzał na niego z rozgniewaniem w oczach. 

— Dziękuje ci za twoją pomoc i rady, h y u n g... ale ja nie chce szukać kogoś innego, bo kocham mojego chłopaka.. Chciałbym, żeby wyszedł z tego i był taki jak dawniej — powiedział z przekonaniem, gdzie przecisnął dłoń do swojego serca. Yoongi zmrużył swoje oczy, słuchając z niedowierzaniem słów chłopaka, który właściwie sam nie potrafi zrozumieć, że po takiej przemocy i niechęci jego chłopaka do zmiany niczego wskóra, a jedynie bardziej na tym ucierpi.

— Ja tylko służę radą, bo nie wiem, jak wyglądają twoje uczucia względem twojego chłopaka, ale... jeśli chciałeś się zabić z jego powodu, by uciec przed tym wszystkim, to nie wiem, czy doczekasz się zmiany u niego, czy może w końcu sam otworzysz oczy i zrozumiesz, że tkwienie przy kimś takim ciebie niszczy. Nie bądź masochistą i weź do serca moje słowa, zanim będzie za późno i on naprawdę ciebie skrzywdzi —  rzekł z powagą w oczach, a jasnowłosy patrzył na niego niepewnie. 

— J-ja już sam nie wiem, co jest dobre, a co złe, hyung. Nie wiem, ale boję się siebie, nienawidzę siebie i nie wiem, jak mam żyć, jeśli on zniknie z mojego życia.. ja nie potrafię się mu sprzeciwić, bo go kocham i potrzebuję.. — zapłakał bezsilnie, chowając swoją twarz w drżących dłoniach. Yoongi nie wiedział, co powiedzieć chłopakowi, który nie brał do siebie jego wcześniejszych słów. Podszedł  bliżej barierki, gdzie oparł na niej swoje dłonie, a skołowany Jimin przyglądał się mu z uwagą.

— Rzecz w tym, że musisz sam chcieć zmiany, bo innego rozwiązania nie widzę, Jimin — powiedział, patrząc przed siebie. 

— A ty, co tutaj robiłeś? — zapytał, chcąc obejść jakoś temat jego problemów. 

— Jestem poszukującym osobnikiem, który kocha muzykę — rzekł beznamiętnie. — Przechadzam się po różnych miejscach w Seulu, ponieważ poszukuję jakieś inspiracji — wyjaśnił ze spokojem, a Jimin uśmiechnął słabo. 

— Musisz naprawdę kochać muzykę, skoro tak bardzo się dla niej poświęcasz. Ja studiuję taniec, więc potrafię zrozumieć ten zapał — powiedział, podchodząc do barierki, gdzie przystanął obok ciemnowłosego chłopaka. — A jeśli mogę zapytać, to znalazłeś już źródło inspiracji, hyung? — zapytał, a chłopak spojrzał na wpatrzonego w gwiazdy chłopca, czując, jak serce reaguje inaczej, niż powinno przy tych małych kasztanowych oczach. 

— Chyba właśnie na nią patrzę..

~

Taehyung przechadzał się wraz z Jungkookiem po brzegu małego jeziora niedaleko stadionu, gdzie w tej ciszy i spokoju wieczora mogli spędzić ze sobą, choć trochę czasu. Jungkook trzymał cały czas ich splecione palce, prowadząc spacerem po Seulskiej naturze. — Czy podoba ci się to miejsce? — zapytał niepewnie ciemnowłosy. 

— Jest idealne — uśmiechnął się. — Chociaż nigdy w takie miejsce nie przychodziłem, to bardzo mi się podoba.. bo ty tu jesteś ze mną — powiedział nieśmiało, przytulając się do ramienia chłopaka, który uśmiechnął się delikatnie, by zaraz spojrzeć przed siebie. Dobrze znał to miejsce, gdyż niegdyś tutaj spędzał najpiękniejsze chwile z Hyulee i, mimo że tym razem towarzyszył mu zupełnie ktoś niepożądany, musiał przemóc się i przestać cokolwiek czuć. 

— Skoro już tutaj jesteśmy sami, to może powiesz mi, dlaczego często bywasz taki zimny? — spojrzał na jasnowłosego, który nerwowo odsunął od niego swoją głowę. 

— Nie ufam ludziom i chyba nigdy nie będę w stanie, Jungkook. Są rzeczy, które są silniejsze od tego, co chcemy, a tego, na co nie potrafimy się zdobyć — powiedział z ciężkością w głosie, a Jeon czuł, jak chłopak w nerwach ściska mocniej jego palce. 

— Jak na przykład strach? — uniósł brew, a chłopak spojrzał na niego niepewnie. 

— W rzeczy samej — przytaknął delikatniej głową. 

— Czy coś się stało, że boisz się zaufać? Coś cię blokuje przed tym? — zapytał z zaciekawieniem. 

— Zadajesz niewygodne pytania, Jungkook — pokręcił głową, gdzie zaraz przyłożył do swojego czoła dłoń. — Ale tak... jest coś, co mnie blokuje, dlatego zacząłem brać używki — powiedział, patrząc na drogę przed nimi, a Jeon przyglądał się mu z uwagą. — Zawsze chciałem poczuć się wolny, jakbym nie musiał posiadać żadnych granic, a dzięki narkotykom mogłem to poczuć. Zapomnieć o strachu i o tym, czego pamiętać nie chce, to cudowne uczucie czuć się bez tego wolnym — westchnął głęboko. 

— A teraz jak czujesz się, gdy jedyne źródło twojej wolności zostało ci odebrane? — zapytał. Taehyung zatrzymał się przez jego pytanie, a Jeon również przystanął, by spojrzeć na chłopaka, który myślał intensywnie nad odpowiedzią. 

— Źle się czuje, bo wszystko staje się znowu przytłaczające, a szara rzeczywistość wraca — wyznał szczerze. — Ale dzięki twojej obecności czuję się jakoś lepiej i robię rzeczy, na które wcześniej nigdy bym się nie zdobył — powiedział, zbliżając się do chłopaka, gdzie oparł swoje dłonie na jego torsie. 

— Czyli mam na ciebie dobry wpływ? — uniósł brew. — Chyba powinienem poczuć się zaszczycony — uśmiechnął się pewnie, by chwycić chłopaka za szyję i przyciągnąć jego twarz do swojej, gdzie czule wpasował się w usta Taehyunga. 

— Chciałbym ci wiele okazać, Jungkook — sapnął w jego usta. — Wszystko, na co nigdy nie mogłem się na trzeźwo odważyć.. pokazać jak wiele dla mnie znaczysz — muskał delikatnie gorące wargi ochroniarza, który przyjmował z chęcią jego czułości. 

— Ja również tego bym chciał — wyznał, a dzikie oczy chłopca spojrzały w głębie jego oczu. 

— Wracajmy już — szepnął, a ciemnowłosy uśmiechnął się, by odsunąć się od młodszego, czując prawdziwy niedosyt. Obydwoje udali się drogą powrotną, gdzie po krótkim czasie doszli  do zaparkowanego przy drzewach samochodu. Taehyung pociągnął starszego w stronę samochodu, gdzie zatrzymał się przy tylnych drzwiach, by bez uprzedzenia zaatakować usta chłopaka, który był zaskoczony nagłą impulsywnością dwudziestolatka. Całował go czule, a Jeon oddawał jego pocałunki, przechodząc swoim językiem po pulchnych wargach Kima. — Wejdźmy do środka — sapnął w usta bruneta, który nie chcąc się mu sprzeciwiać, wszedł na tylne siedzenie samochodu, gdzie na jego krocze wspiął się blondyn, siadając na nim okrakiem. 

Taehyung pochylił się nad brunetem, gdzie zaczął czule całować jego szyję. Składał na jego skórze mokre pocałunki i sunął językiem po jego wrażliwej grdyce. Jeon zamknął swoje oczy, czując narastający w nim gorąc. Przysunął swoje dłonie do pośladków chłopaka, których kształt zaczął badać i pieścić. Nie mógł zaprzeczyć, że chłopak posiadał idealne krągłości, które wzbudzały w nim prawdziwe podniecenie. Nie chcąc tracić tej okazji, zaczął rozpinać koszulkę Taehyunga, który podniósł swój tułów. — Prowadź mnie, Jungkook... chcę poczuć, choć trochę ciebie — wyszeptał, sunąc palcem po dolnej wardze leżącego pod nim Jeona. 

Obydwoje mogli poczuć gorącą atmosferę na tyłach pojazdu, w którym się zamknęli. — Będę cię prowadził do samego końca — powiedział, patrząc dziko w oczy napalonego dwudziestolatka. Oparł się plecami o boczne drzwi, gdzie przywarł wargami do twardego sutka blondyna, który zaczepił swoje palce we włosach Jeona, który wolną dłonią drażnił drugi sutek chłopca. Taehyung pojękiwał rozkosznie, czując się dobrze z tym, co robił z nim Jungkook i żadnym zaskoczeniem nie był dla niego zwód w jego spodniach, który prosił się o atencję. Zaczął prowokująco poruszać swoimi biodrami, gdzie ocierał się o krocze Jungkooka, który jęknął gardłowo, odsuwając wargi od jego sutka, czując się coraz twardszym z prowokacyjnymi ruchami Kima. — Jesteś niegrzecznym chłopcem — chwycił mocno za jego szyję, by językiem przejść po podbródku chłopaka, który zadrżał. 

Serce Taehyunga łomotało w strachu i szalejących uczuciach względem mężczyzny. Pragnął ofiarować mu cząstkę siebie, czy choć trochę oddania, jednak nie wiedział o ile będzie w stanie zdobyć się przy nim. Upragnienie wpasował się w ustach chłopaka, który gładził opuszkami palców jego policzek, a języki mieszały się ze sobą chaotycznie tak jak ich ślina. Taehyung pragnął poczucia przypływu odwagi, którą dać mógł mu jedynie Jungkook. Czując, jak starszy wsuwa swoją dłoń pod jego bliznę i pieści jego pośladek, cały zadrżał. — Boję się — wysapał, dociskając swoje czoło do czoła bruneta, którego węglowe oczy intensywnie się w niego wpatrywały. Jeon wysunął swoją dłoń z pośladków chłopaka, by przysunąć palce do jego mokrych warg. 

— Nie musisz się bać. Ja ciebie nie skrzywdzę, Taehyung — zapewnił go, a młodszy poczuł się o wiele lepiej, przy jego zapewnieniu. Spojrzał w ciemne oczy mężczyzny, by wsunąć do swojego gardła jego palce, które zaczął posłusznie ssać, gdy Jeon napalał się uległością jego ofiary. Gdy Jeon wysunął z ust Taehyunga swoje palce, wrócił do pośladków chłopca, przez którego bieliznę wsunął się, docierając do jego dziurki. Dwudziestolatek nabrał niespokojnie powietrza, czując we wrażliwej części palce chłopaka, które drażniły jego wejście. Podparł swoje dłonie na ramionach Jeona, który wsunął w niego dwa palce, które posuwały się w nim powoli. 

— Mhm.. — wymruczał chłopak, czując przyjemne uderzenie podniecenia, gdy zwinne palce chłopaka dawały mu odczuć namiastkę rozkoszy. Zagryzł się na dolnej wardze, gdy ruchy chłopaka stawały się w nim chaotyczne, a on odbierał mu oddech gorącymi i mokrymi pocałunkami. Jeon zagryzał się na jego wardze, gdy on jęczał gardłowo w jego usta, niczym posłuszny i dopieszczany pupil. Gdy mężczyzna opuścił jego dziurkę, Taehyung zszedł niżej, dopierając się do jego spodni. Rozpiął jego spodnie, gdzie wysunął twardego penisa ochroniarza spod jego bielizny, na którym się zassał. 

Zatopił swoje usta na penisie Jeona, który warknął gardłowo, czując roznoszącą się po jego ciele rozkosz. Wiedział, że młodszy potrafi zadowolić i to naprawdę dobrze, dlatego nie wahał się chwycić za końce jego jasnych kosmyków, by przycisnąć go głębiej, aż po same jego jądra. Pragnął czuć te usta na swoim penisie, który zatęsknił za tym idealnym ssaniem. — Tae.. — mruknął patrząc, jak rozkosznie chłopiec opuszcza jego twardą erekcję i wygląda przy tym cholernie seksownie. Obraz wyginania tej perfekcji i zatapiania się w niej był czymś, czego nie byłby w stanie sobie odmówić, a tym bardziej, kiedy żądze jego nienawiści były tak silne. Taehyung ssał jego penisa i pochłaniał go całościowo, aż do samego szczytu. 

Dwudziestolatek połknął spermę chłopaka, której resztki starł ze swoich warg. Czując się dobrze, mogąc zadowolić chłopaka, który czuł się naprawdę spełniony. Jeon przyciągnął jego ciało do siebie, gdzie otulił go swoimi ramionami. — Mój ojciec mnie zabije — wyszeptał, przykładając dłoń do policzka chłopaka. — Ale za nic w świecie nie chce cię stracić, Jungkook — wyznał, czując, że posuwa się po niebezpiecznym lądzie, którego za nic nie chciał opuścić. Drżał w ramionach mężczyzny, czując prawdziwy strach przed tym, co czuł. 

— Nie stracisz, Taehyung. Ja z pewnością nie pozwolę ci odejść — uspokoił go, a młodszy czuł się, jakby oszalał z tych wszystkich burzliwych uczuć. 

— Nie mogę powiedzieć mojemu ojcu o nas.. i pewnie nigdy nie powiem, czy to cię nie odstrasza? — zapytał z niepewnością w oczach. 

— Ani trochę — uśmiechnął się delikatnie. — Bo dla mnie liczy się tylko twoje dobro i nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy. Będę dla ciebie tajemnicą, jak ty będziesz moją...

— Będę twoją tajemnicą..

~

Następnego dnia Taehyung wstał o wczesnej porze. Wziął poranną kąpiel i przebrał się do dzisiejszego wyjścia. Jego serce wciąż łomotało w piersi na wspomnienia wczorajszego wieczoru w ramionach Jungkooka, który był dla niego jak nadzieja. Sam nie wiedział, czy to wszystko prowadziło go do jednej rzeczy, której się od zawsze lękał, ale jeśli było to wszystko tak szalonym uczuciem, to pragnął się w tym zatopić i nigdy z tego nie wychodzić. Mężczyzna był zagadką i kimś z innej sfery, jednak to zaczynało mieć mniejsze znaczenie, przy tym, co czuło jego serce. 

Zszedł na dół w bardzo dobrym nastroju, co zauważyła jego rodzina siedząca przy stole. Zasiadł na swoim stałym miejscu, gdzie spojrzał nieco zdziwiony na przyglądającą się mu rodzinę. — A wy co macie takie miny? — uniósł brew.

— Po prostu dzisiaj wydajesz się jakiś inny — zauważyła Mirae. — Twój ojciec niepotrzebnie się tak o ciebie martwił — dodała z przekąsem, a siedzący obok niej Woojoon spiorunował ją wzrokiem.

— Nie słuchaj twojej matki. Najważniejsze, że już lepiej się czujesz — uśmiechnął się mężczyzna, a Taehyung jedynie wzruszył ramionami.

— Przypominam, że to nie jest moja matka, tato — powiedział, zabierając się za jedzenie. 

— Wyglądasz dzisiaj naprawdę pięknie, Tae — skomplementował go Dongseok, który wydawał się czymś naprawdę zadowolony, co nieco zaniepokoiło Taehyunga.

— Mów, o co chodzi, a nie mydlisz mi oczy — burknął niemiło, a siedząca obok niego Jihyuna parsknęła śmiechem. — A ty, z czego się rechoczesz głupia ropucho? — spojrzał na nią zirytowany.

— Sam się zaraz dowiesz — odpowiedziała mu z rozbawieniem w głosie, a Taehyung spojrzał szybko na ojca, który jako jedyny pełnił władze w tym domu i ludźmi mieszkającymi w nim. 

— Tato, o co im chodzi? — zapytał niepewnie. 

— Wczoraj wieczorem rozmawiałem z Dongseokiem i on zgodził z moim zdaniem. Oczywiście powiadomiłbym cię wcześniej o moich zamiarach, gdybyś wrócił po szkole od razu do domu — rzekł z powagą w głosie, a Taehyung patrzył na niego wyczekująco. Jednak zauważając wchodzącego do jadalni ochroniarza, oderwał od ojca swoje oczy, które wlepił w przystojnego mężczyznę.
Sam widok chłopaka powodował, że czuł się mokry i pragnął posunąć się z nim głębiej w tym całym szalejącym pragnieniu. Pozwolić mu rozebrać duszę i oddać się w jego ręce. 

— Pośpiesz się, tato. Za godzinę muszę wstawić się na jazdę konną, a nie chce tego przekładać — powiedział z ciężkością w głosie, gdzie spotykając węglowe oczy mężczyzny, zacisnął dłonie na swoich udach. 

— Wiem, że próbujesz wyjść z nałogu i dobrze ci idzie, ale myślę, że pewniejszym zapewnieniem będzie, jeśli wydam cię w końcu za Dongseoka — oznajmił, a jasnowłosy spojrzał z oburzeniem na prezesa. — Zaczniecie od randek i zbliżycie się do siebie — dodał, a Taehyung nie dowierzał. 

— A-ale...

— Nie chce słyszeć twojego sprzeciwu, Taehyung. To ja tutaj rządze i to ja wiem, co jest najlepsze dla ciebie. Nie każę ci brać teraz ślubu, ale chcę, żebyś zaakceptował powoli w swoim życiu obecność Dongseoka — rzekł surowym tonem, a blondyn spojrzał na zadowolonego Dongseoka, który puścił mu oczko. 

— Nie możesz!

— Owszem mogę. Pamiętaj, kto jest panem. W ten weekend chcę widzieć cię z Dongseokiem na randce i masz go zaakceptować, to jest rozkaz.

~

Witajcie ^^

W końcu Yoonmin się spotkali, a Taehyung zaczyna otwierać się na uczucia. Jednak ojciec Taehyunga nie będzie ułatwiał z planowanym od dawna ożenkiem. Widzimy się w poniedziałek kochani! Miłej nocy ^^

Zostawcie po sobie:

Głosy i Komentarze

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top