|Bez wyjścia|

Ciemnowłosy mężczyzna stał przed wzniesieniem schodów, gdzie przystanął przed barierką odpalając niespokojnie papierosa, którego włożył między swoje wargi. Jego dłonie drżały niespokojnie przez ciągły stres, który nawiedzał go nocami. Ogniem zapaliczki odpalił papierosa, który bardziej mu szkodził, niż pomagał. Właściwie w pewnym sensie pomagał poczuć chwilę ulgi, ale za jakąś chwile czuł ponowny nawrót. Jako sportowiec nie powinien tego robić, jednak widział lepsze wyjście w uzależnieniu, niżeli bycie w ciągłej rozsypce. 
Sam nie pojmował, jak mógł wciąż trwać w tym szaleństwie, jakim było życie..
Dwadzieścia cztery godziny, tysiąc czterysta czterdzieści minut i osiemdziesiąt sześć tysięcy czterysta sekund, każdego dnia przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni posiadać siłę na wieczną grę dla zemsty, gdy samo życie przestało mieć jakikolwiek sens. 
Żył dla zemsty, a po ziszczeniu swej zemst nie wiedział, co pocznie ze swoim marnym życiem. 

Zaciągając się nikotyną starał się zapanować nad cisnącymi się do jego oczu łzami. Czy miał jakąś depresję? Możliwe, jednak nic nie było bardziej warte od zadośćuczynienia. Myśli o nocnych wydarzeniach z Taehyungiem jedynie przypominały mu o tym, jak żałosny musi być przed tym chłopakiem. Choć zemsta była silna, to nie potrafił zrozumieć, dlaczego pragnienie wyładowania swej frustracji odnajduje przy każdej chwili zbliżenia. Zgasił niedopałek gasząc go obuwiem, gdzie delikatnie pochylił się pocierając swoje uda, które wciąż świeżo odczuwały bliskość Kima. 

— Dlaczego on tak miesza?! — warknął targając w nerwach węglowe kosmyki włosów, gdy wyprostował się. Zamknął swoje oczy próbując odnaleźć wewnętrzny spokój, lecz w tym wszystkim pojawiały się słodkie usta arystokraty. — Tak bardzo go nienawidzę — wyszeptał dotykając opuszkami palców swych naznaczonych warg. 

— Od kiedy mówisz sam do siebie, oppa? — słysząc głos dziewczyny odwrócił się w jej stronę, gdzie z uwagą przyglądał się jej bezemocjonalnemu wyrazowi twarzy. — Nie pamiętam, aby Jirae mówiła, że jej brat pali i wygląda, jak tysiąc nieszczęść — dodała podchodząc do starszego, który odwraca wzrok.

— Jak wiesz wiele się zmieniło — odrzekł.

— Wiem — przytakuje głową, po czym zatrzymuje się przed barierką. — Od kiedy nie ma Jirae wszystko się spieprzyło, oppa — powiedziała zaciskając swoje dłonie na poręczy. — A ty jeszcze zbliżyłeś się do tego skurwiela i nie dziwne, że wyglądasz, jak wyglądasz — pokręca głową.

— Może masz rację, ale jestem gotów do poświęceń — oznajmia dziewczynie, która przenosi na niego swoje krytyczne spojrzenie.

— Czy ty w ogóle siebie słyszysz?! Takiego śmiecia lepiej pozbyć się od razu.. bez żadnego oglądania się za siebie — rzekła z goryczą w głosie, a ciemnowłosy pokręcił głową nie potrafiąc się z nią zgodzić.

— To co chciałaś zrobić w firmie było głupie i nierozsądne — powiedział wprost. — Gdybym cię nie powstrzymał siedziałabyś teraz za kratkami — dodaje, a dziewczyna opuszcza w rozdrażnieniu swoją głowę. 

— Nienawidzę faktu, że on żyje sobie, jak gdyby nic i nie czuje winy! — wykrzyczała z żalem, a Jeon położył swoją dłoń na jej szczupłym ramieniu.

— Rzecz w tym, że on chyba nie wie, co zrobił. Może wie i dobrze udaje, ale to jest narkoman. Bierze najgorszy szajs, po którym nie posiada żadnego rozsądku. Od kiedy wrócił nie brał już, ale ja zamierzam przypomnieć mu wszystko — oznajmił z pewnością w oczach, gdy oczy dziewczyny spojrzały na niego ze zmieszaniem. 

— To prostak! — warknęła przez zaciśnięte zęby. — Jirae nie wiedziała, że jest narkomanem.. ja w sumie też — westchnęła przeklinając samą siebie za to, że nie zrobiła niczego, aby nie dopuścić do tamtego spotkania. — Ale rozkochiwanie go w sobie jest dobrym wyjściem, oppa? — zapytała.

— Przez te dwa lata wszystko dobrze sobie przemyślałem i wiem, jak rozegrać to do samego końca. Jestem przygotowany na każdą ewentualność, aby doprzeć swego, a ten chłopak umiera z miłości do mnie — zaśmiał się żałośnie, a Seulgil była zaskoczona jego słowami. — Jego naiwne uczucia są moim największym sukcesem, a to jak rozegra się reszta będzie jedynie zależna od niego — dodał z przekonaniem.

— Do czego ty tak naprawdę brniesz? Co da ci rozkochanie go? — zapytała nie rozumiejąc planów mężczyzny, który uśmiechnął się tajemniczo pod nosem.

— Tego dowiesz się w swoim czasie — odpowiedział.

— A co jeśli ty, jak Jirae zakochasz się w nim? — zapytała z obawą, gdy Jeon nie raczył nawet na nią spojrzeć. — Co zrobisz? Ten chłopak zawsze był, jak magnez na wszystkich i potrafił dobrze to wykorzystać — zauważyła będąc nieufna, co do całego pomysłu Jungkooka. 

— Zaufaj mi. Nie rób niczego głupiego i pozostaw wszystko w moich rękach.. — rzekł patrząc bezemocjonalnie w punkt widokowy dzielnicy. — Wiem, co robię i nigdy nie zakocham się w kimś takim..

~

Dzień nie przynosił mniej zmartwień mężczyźnie, który w zmartwieniu o życie swojego syna biegł w stronę sali szpitalnej, przy której czekali Dongseok wraz ze zmartwioną Mirae. Spojrzał ze strachem na dwójkę, po czym w stronę sali, gdzie lekarze próbowali reanimować Taehyunga, którego walczący lekarze próbowali utrzymać przy życiu.
— Co się stało?! — wykrzyczał chwytając z siłą za ramiona Dongseoka.

— Nie mam pojęcia. Poszedłem do niego, a on już leżał — odpowiedział prezesowi, który oddychał niespokojnie. — Podobno przedawkował i dostał zapaści.. w karetce udało się ustabilizować jego stan, ale nagle.. — przerwał, by spojrzeć w stronę lekarzy.

— Tracimy go! — krzyknął z sali ordynator, a zdenerwowany prezes puścił Dongseoka, by udać się w stronę sali, gdzie drogę zablokowała mu pielęgniarka. 

— Proszę teraz nie wchodzić — rzekła w stronę mężczyzny, który zacisnął w zdenerwowaniu swoje dłonie, a Dongseok i Mirae wymienili się krótkimi spojrzeniami.

— Jeśli on... nie może! — krzyknął w frustracji. — On musi żyć — dodał przechadzając się nerwowo po korytarzu, gdzie chwycił się za głowę. — Zakończę całkowicie jego samowolkę — mówił w zdenerwowaniu.

— Nie martw się, ojcze. Już nie dopuścimy nigdy więcej do czegoś takiego — rzekł Dongseok, który chciał podnieść na duchu prezesa, który zgodził się z nim. Wszyscy czekali niecierpliwie przed salą, a gdy dołączył do nich lekarz prezes natychmiast do niego podszedł.

— Co z moim synem? — zapytał niespokojnie.

— Na szczęście udało nam się utrzymać go przy życiu. Przedawkowanie jest bardzo niebezpieczne. Czy pański syn miał wcześniej jakieś myśli samobójcze? — zapytał lekarz, który nie widział dobrze tej sytuacji. — Będziemy musieli zgłosić to do odpowiednich ludzi, którzy odpowiednio zajmą się jego stanem psychicznym — dodał, a prezes zmrużył swoje oczy, by odciągnąć go od rodziny i udać się z nim w dyskretniejsze miejsce.

— Proszę zachować te rady dla siebie. Wiem, co jest najlepsze dla mojego syna i nawet jeśli chciał zrobić taką głupotę, to wybije mu ją z głowy! — wycedził przez zęby, a lekarz spojrzał na niego ze strachem w oczach. — Dostaniecie odpowiednią zapłatę za milczenie. Nikt nie może dowiedzieć się o tym, że mój syn tutaj wylądował przez przedawkowanie, rozumiemy się? — unosi groźnie brew, a mężczyzna przytakuje ze zrozumieniem głową. Dominujący prezes nie daje mu możliwości przeciwstawienia się, dlatego odchodzi bez słowa woląc uniknąć jakichkolwiek nieprzyjemności z jego strony. 
Prezes Kim poprawia swój krawat, który za bardzo go uciska, po czym idzie w stronę sali, do której wchodzi wraz z małżonką i Dongseokiem. 
Widząc Taehyunga podłączonego do tlenu poczuł, że musi podjąć odpowiednie kroki, aby skrócić wolność jedynego syna. 

— Całe szczęście, że nic już mu nie grozi — zaczęła Mirae, która przyglądała się zmartwionemu małżonkowi, który usiadł przy Taehyungu. 

— Nie rozumiem, dlaczego on to zrobił? — pyta przyglądając bladej twarzy dwudziestolatka, który pogrążony jest w głębokim śnie. — Jeszcze niedawno był zdecydowany i godził się na ślub, więc dlaczego chciał popełnić samobójstwo? — przenosi wzrok na dwójkę.

— Osobiście myślę, że nie chciał popełnić samobójstwa. Z pewnością stracił kontrolę nad sobą.. W końcu długo już nie brał — zauważył Dongseok, a jego teoria wydawała się być najbardziej rozsądna, gdyż myślenie o tym, że jego syn chciałby popełnić samobójstwo było wręcz absurdalne i słabe. 

— Pozbycie się pana Jeona było moją najgorszą decyzją — pokręcił głową. — Nie potrzebnie posłuchałem Taehyunga i pozwoliłem mu odejść — dodał czując, że błędne było jego wcześniejsze podejście, zaś Dongseok nie miał zamiaru przytakiwać na jego słowa.

— Zamiast liczyć na pana Jeona powinieneś zacząć polegać na mnie, ojcze. Ja nie pozwolę mu nigdy więcej czegokolwiek wziąć — rzekł w stronę prezesa. 

— Wierzę w ciebie, Dongseok — odparł ze spokojem, gdzie ujął zimną dłoń syna. — Nie możesz pozwolić mu dalej brać. On jest dla mnie cenny, więc polegam od teraz na tobie — powiedział sunąc opuszkami palców po aksamitnej dłoni dwudziestolatka, gdzie uniósł wzrok na jego twarz. Zaskoczył go widok łez na policzkach syna, który zaczął oddychać niespokojnie. — Zostawcie mnie samego z nim — zwrócił się do dwójki.

— Nie chce ciebie opuszczać w tak trudnej chwili, kochanie — rzekła w jego stronę Mirae, jednak spotykając piorunujące spojrzenie prezesa wycofała się. — Jak sobie życzysz — szepnęła ulegając wpływowi małżonka. — Chodźmy, Dongseok — zwróciła się do syna, który razem z nią opuścił salę szpitalną. 

Pozostający prezes oczekiwał na wybudzenie się syna, który poruszał niespokojnie swoją głową na jedną i drugą stronę coś mamrocząc. Mężczyzna swoją pieszczotą próbował załagodzić niespokojnego syna, który prawdopodobnie wewnętrznie coś przeżywał.
W ten na ciepły dotyk oczy dwudziestolatka delikatnie uchyliły się spod jego długich ciemnych rzęs, gdzie oślepiło go nienaturalne światło w pomieszczeniu. Siedzący przy nim prezes powstał, by pochylić się nad nim.

— Taehyung, nie denerwuj się teraz — powiedział zważając na jego niespokojne ruchy i zlęknioną reakcję na dotyk ojca. Odsunął w panice swoją dłoń mogąc oddychać dobrze dzięki masce tlenowej, która z każdym jego niespokojnym oddechem parowała. — Już wszystko jest dobrze i nic ci nie grozi — dodał chcąc zapewnić go o jego dobrym stanie, a Kim zamknął szczelnie swoje powieki pokręcając w wewnętrznym bólu swoją głową. 
Prezes przyglądał się cierpieniu syna, którego oczy zamoczone były przez nieświadome łzy. — Co się tobie dzieje? — zapytał nie potrafiąc zrozumieć jego zachowania.

— Muszę.. — zaczął cicho próbując zebrać się w sobie. — Go.. — kontynuował, gdy ojciec próbował zrozumieć, co chce mu przekazać. — Zobaczyć.. — wyszeptał między łzami.

— Kogo zobaczyć? — pyta zmieszany.

— Jungkooka — odpowiada, a mężczyzna czuje się jeszcze bardziej rozkojarzony, gdyż nie spodziewał się, że jego syn po wybudzeniu będzie chciał ujrzeć byłego pracownika, którego sam kazał się pozbyć. — Muszę.. sprowadź go — dodaje, a prezes w niezrozumieniu uchyla swoje usta chcąc coś powiedzieć, jednak wejście lekarza powstrzymuje go.

— Widzę, że już się wybudziłeś — rzekł w stronę Taehyunga lekarz, który podszedł do niego. — Nie wysilaj się na mówienie. Teraz najważniejszy jest dla ciebie spokój i dojście do siebie. Narobiłeś swojemu ojcu sporo zmartwień — dodał, a zdenerwowany jasnowłosy próbował się podnieść. — Leż — rozkazał przytrzymując go.

— Obudził się jakiś nerwowy, doktorze — rzekł w jego stronę prezes Kim, który przyglądał się ze zmartwieniem nerwowemu chłopakowi, który postępował bardzo nie rozważnie.

— Tato.. Jungkook — wychrypiał słabo, a lekarz nie mając innego wyjścia podał pacjentowi środek na uspokojenie. — Proszę cię.. — szepnął spoglądając w stronę ojca.

— Dlaczego tak bardzo ci zależy na obecności pana Jeona? — zapytał nie rozumiejąc próśb Taehyunga, który po podanym środku stawał się naprawdę senny.

— Ta dziewczyna.. — wyszeptał słabo, gdy mężczyzna nasłuchując zmrużył swoje brwi chcąc zrozumieć, co mówi chłopak, który będąc w błogim stanie zamknął swoje powieki. 

— Dlaczego on się tak zachowuje? Co wy mu zrobiliście?! — zapytał ze zdenerwowaniem prezes, który podszedł do lekarza, który pokręcił bezradnie swoją głową. — O czym on bredzi? — pyta chcąc usłyszeć wytłumaczenie na dziwne zachowanie syna.

— Czasem jest to normalne. Wybudził się i mógł nieświadomie mówić o tym, co mogło go zdenerwować i to, co go martwi. My nie mamy wpływu na to, co pacjent zrobi po wybudzeniu. Mózg różnie reaguje na układ nerwowy, panie Kim — wyjaśnił mu ze spokojem, a mężczyzna westchnął ciężko. Pukanie do drzwi spowodowało, że mężczyzna spojrzał w ich kierunku, gdzie zaraz mógł ujrzeć swoich zaufanych ochroniarzy. 

— Przepraszamy, prezesie. Jest bardzo ważna sprawa — rzekł najwyższy.

— O co chodzi? — pyta.

— Pana stary przyjaciel przyjechał tutaj i chce się z panem widzieć — oznajmia mężczyźnie, który automatycznie marszczy swoje brwi.

— A ten czego tutaj szuka? — szepcze pod nosem, gdzie spogląda krótko w stronę śpiącego syna. — Wezwijcie pana Jeona i każcie mu tutaj przyjechać — podał dwójce polecenie, które przyjęli. — Ja spotkam się ze starym przyjacielem..

— Będę panu towarzyszył — oznajmia drugi ochroniarz, który nie chce pozostawić prezesa bez ochrony.

— W takim razie chodźmy, a ty zajmij się sprowadzeniem pana Jeona — mówi w stronę Byunsoo, który w zrozumieniu przytakuje głową.

~

Późnym wieczorem ciemnowłosy chłopak leżał w swoim pokoju wpatrzony w sufit i skupiony na rozmyślaniu o jego zemście. Nie wiedział, że uda mu się osiągnąć tak wiele i zbliży się do Kim Taehyunga. Rozkochanie go było samo w sobie jego sukcesem, jednak pewne sytuacji komplikowały się przez zachowanie chłopaka. Wyznał mu, że ktoś o nich wie, jednak nie powiedział głównie kim jest ta osoba. Jak mógł pozbyć się problemu, kiedy nie wiedział w kogo powinien teraz uderzać, aby osiągnąć swój cel. 
Pewien był, że prezes Kim niczego nie podejrzewa, jednak nie wiedział jak było z resztą domowników. Kang Dongseok był głównym problemem, dlatego też wszystko stawiał tylko na niego. Musiał obmyśleć plan, jak pozbyć się mężczyzny, który równie jak on nie posiadał czystego sumienia. 

Wzdycha ciężko, gdy nic konkretnego nie przychodzi mu do głowy. Słyszy donośny dźwięk dzwonka, przez co zrezygnowany podnosi się z łóżka. Udaje się wolnym krokiem w stronę drzwi, gdy dzwonek nie ustępuje. — Już — mówi zmęczony, po czym otwiera drzwi, gdzie zmieszany przygląda się jego koledze z pracy. — To ty, Byunsoo. Co cię sprowadza? — pyta przyglądając się mężczyźnie, który patrzy na niego z powagą w oczach.

— Prezes kazał mi ciebie sprowadzić do szpitala — odpowiada mu.

— Do szpitala? Po co? — unosi zdziwiony brwi.

— Pan Taehyung trafił do szpitala i chce się z panem widzieć — oznajmia ze spokojem, a Jeon dziwi się przez jego słowa nie potrafiąc przyjąć do wiadomości tego, że Taehyung znajduje się w szpitalu.

— Dlaczego jest w szpitalu? Stało mu się coś poważnego? — zapytał niespokojny.

— Dowiesz się na miejscu. Jedź ze mną — mówi widząc, że jego kolega jest zdenerwowany jego wiadomością.

— Już — znika we wnętrzu swojego mieszkania chcąc przygotować się jak najszybciej do wyjścia. Pragnął wiedzieć, co się stało Taehyungowi i czy wszystko jest z nim w porządku.

~

Samotnie leżący Jimin skulił się we łzach pod kołdrą, w której próbował ukryć swój ból. Trzymał kurczowo swoje dłonie ściśnięte na klatce piersiowej, która unosiła się niespokojnie. Jego zakrwawiony policzek pobrudził wierzch jasnej kołdry, gdy on w najcichszym szlochu wypłakiwał swą niezaradność. 
Pociągnął cicho nosem czują przestrach przez wszystkie dzisiejsze ciosy zadane przez Misooka, który z każdym dniem nie posiadał dla niego litości. 
Miłość już nie wystarczała, ponieważ ona zaczęła wypalać się od pierwszego uderzenia. 

Zawsze starał się znosić to wszystko, jednak praktycznie rok bez żadnej poprawy nie dawał mu już żadnej nadziei. Jego szczera miłość zamieniała się w czystą nienawiść, której za każdym razem nie potrafił okazać przez słabość i lęk. 

Był bezużyteczny, brzydki i zawodził samego siebie nie posiadając dość odwagi na odejście z tej toksycznej relacji. 

Zamknął swoje zapłakane oczy, gdy ciało rozgrzewało się na samą myśl o Min Yoongim, który uratował go i pragnął pomóc.
Pragnął ponownie spotkać pianistę chcąc powiedzieć mu tak wiele i wypłakać się w jego szlachetne ramię, gdy ten ciężar na jego sercu przy nim będzie, choć przez chwilę niewyczuwalny. 

— Jeśli nie masz odwagi.. S, koperta, numer pięć — wyszeptał między swoimi pulchnymi wargami, jednak słowa Yoongiego były mu tak niezrozumiałe. Chciał wiedzieć, co przez to wszystko miał na myśli i czym właściwie był ten szyfr, który pozostawił po sobie. 
Słysząc dobijający się dzwonek do drzwi wystraszony bojaźliwie wzdrygnął się, a jego ciało dygotało niespokojnie na myśl, że Misook mógł wrócić. 
Wstał niepewnie idąc powoli w stronę drzwi, gdzie jego nogi odmawiały mu posłuszeństwa po zadanych ciosach Misooka, który tak bezlitośnie kopał go w frustracji przez własne niepowodzenia musząc odreagować całą bezsilność na nim. 

Zatrzymał się przed drzwiami, które wahająco otworzył uchylając je do niewielkiego kąta. Widząc cięty jak osa wzrok Seokjina chciał zamknąć mu przed nosem drzwi, jednak chłopak wsadził między drzwi swoją stopę, tym samym blokując Jiminowi możliwość zamknięcia drzwi. 
— Lepiej nie rób sobie jaj i otwieraj — mówi  bez ogródek, a jasnowłosy poddaje się i otwiera na oścież drzwi, by wpuścić do środka przyjaciela, który widząc zakrwawiony policzek i widoczne siniaki na jego szyi gotuje się w sobie. — Kto ci to zrobił? — zapytał przekraczając próg mieszkania, gdy Jimin cofnął się do samej ściany.

— P-przewróciłem się — odpowiada zlękniony, a ciemnowłosy chłopak czuje się bezradny słysząc kolejne kłamstwa opuszczające usta Jimina.

— Przestań kłamać! Jimin, czy ty do cholery jesteś masochistą, że próbujesz kryć tego śmiecia Misooka?! — wykrzykuje bez kontroli, a oczy jasnowłosego otwierają się szerzej. — Wiem o wszystkim i przyszedłem ci o tym powiedzieć, a przy okazji zabrać cię stąd — oznajmił z powagą w głosie, jednak Jimin pokręcał w zaprzeczeniu głową.

— N-nie mogę.. on skrzywdzi ciebie — mówi płochliwie, gdy Jin niedowierza w jego słowa.

— Czy ty siebie słyszysz? Dałeś się zastraszyć i nie widzisz tego, że masz do cholery swoje prawa! — unosi się w zdenerwowaniu. — Nie pozwolę na to, żeby ten skurwiel cię bił. Gdzie jest ten śmieć?! — pyta rozglądając się w poszukiwaniu mężczyzny, gdzie udaje się w głąb mieszkania, a Jimin stoi bezruchu.

— Nie ma go — szepcze, a Seokjin wraca na niego swoimi oczami.

— A gdzie jest? Trzeba go utemperować, zanim wyjdziemy — mówi podchodząc do zlęknionego Jimina.

— Nie wiem.. on wyszedł i nie powiedział dokąd, ale proszę cię... nie rób niczego głupio, Jinie — powiedział ze strachem w oczach. — Nie mogę odejść, a ty nie narażaj się na nieprzyjemności z mojego powodu.. sam dam sobie radę — dodaje odwracając wzrok, a rozruszony Seokjin chwyta go za rękę.

— Idziesz ze mną i nie pierdol głupot! — ciągnie go w stronę wyjścia, jednak Jimin stawia upór przed pójściem z nim.

— Nigdzie nie idę, Jin. Proszę cię.. — mówi zanosząc się na bezsilne łkanie, a dźwięk telefonu przyjaciela rozbrzmiewa się w jego kieszeni.

— Zaraz do tego wrócimy — oznajmia, by zaraz odebrać bez zastanowienia połączenie. — Słucham? Tak, jestem jego przyjacielem. Czy coś się stało? — pyta zmieszany na twarzy, a Jimin przygląda się mu z zaciekawieniem. — Boże.. dobrze. Ja i Jimin przyjedziemy do niego — dodaje, gdzie zaraz się rozłącza.

— Co się stało? — pyta jasnowłosy widząc pobladłą twarz Seokjina.

— Taehyung jest w szpitalu, bo przedawkował — odpowiada Jiminowi, który uchyla w zaskoczeniu swoje usta. — Miał kurwa nie brać, co on zrobił? — chwycił się bezradnie za głowę. — Jedziemy do niego, a ja mu do tej tlenionej głowy nawtykam i tobie przy okazji! — podnosi w zdenerwowaniu głos, po czym pogania Jimina do wyjścia.

~

Ciemnowłosy mężczyzna przekroczył próg sali szpitalnej, gdzie stawiał powolne kroki w stronę leżącego chłopaka, który zamknięte miał swe oczy. Usiadł przy nim, gdzie pochylił się odgarniając z jego czoła jasne kosmyki.
Widok sinych oczu arystokraty był wręcz rozpaczliwy. Jeszcze nie widział go w takim stanie, a ten widok z jakiegoś powodu ani trochę go nie cieszył. 
Dwudziestoletni arystokrata zawsze wyglądał zdrowo i oszałamiająco pięknie, niczym pisana perfekcja. 
— Coś ty zrobił? — pyta szeptem przyglądając się spokojnej twarzy chłopca, który słysząc jego głos uchyla powoli swoje powieki. Na widok byłego ochroniarza reaguje niespokojnie, jakby próbował za wszelką cenę coś mu wykrzyczeć, lecz Jeon usłyszeć może jedynie jego niespokojne oddychanie. 

— Cieszę się, że pan przyjechał — usłyszał głos prezesa, na którego przeniósł swoje oczy, gdy porozumienie się z Taehyungiem było niemożliwe. 

— Co się stało, że pański syn tutaj trafił? — zapytał zmartwiony stanem Taehyunga, który swoją słabą dłonią obejmuje jego nadgarstek, a ciemne tęczówki przenoszą się na jasnowłosego.

— Przedawkował — odpowiada mu, a Jeon patrzy z niedowierzaniem w oczy Taehyunga. — Lekarze mówią, że chciał popełnić samobójstwo albo po prostu stracił kontrolę nad braniem i nie hamował się — dodał, a jasnowłosy patrząc w oczy Jungkooka pokręcał przecząco głową na jego słowa. — Ale Taehyung chciał ciebie widzieć, więc dlatego pana kazałem tutaj ściągnąć — tłumaczy mężczyźnie, który przytakuje ze zrozumieniem swoją głową.

— Zaopiekuję się nim — mówi obejmując zimną dłoń młodszego.

— Dziękuje, panie Jeon. Niestety nie mogę pozostać w szpitalu i czeka mnie ważna rozmowa w firmie, którą i tak przełożyłem na tak późną godzinę. Nie chce, aby Taehyung był tutaj sam, a skoro czuje się przy panu bezpieczniej wolę pozostawić go w pana rękach — powiedział patrząc ze skupieniem na syna, który wpatrzony był ciemnowłosego mężczyznę.

— Zostaw nas samych, tato — rzekł w jego stronę Taehyung, który zsunął maskę tlenową. 

— Z tobą jeszcze się policzę, Taehyung. Od teraz twoja samowolka się skończyła i ten jeden raz ci ustąpię, jednak przygotuj się na to, że po wyjściu od razu pójdziesz do ślubu, aby uniknąć podobnej sytuacji — rzekł surowo prezes, a Taehyung zaciska w obawie swoje palce na dłoni bruneta, który zerka niespokojnie na mężczyznę. 
Widząc żar gniewu w oczach prezesa poczuł się, jak w jakieś nieśmiesznej dramie.

— Nie możesz, tato.. Posłuchaj mni..

— Nie chce słuchać twoich sprzeciwień! — wykrzykuje w rozdrażnieniu. — Panie Jeon, proszę go pilnować — dodaje, po czym opuszcza salę szpitalną pozostawiając dwójkę samym sobie. 

— Ggukie.. — szepnął słabo chcąc się podnieść do siadu.

— Nie przemęczaj się — powiedział z troską pomagając mu podnieść się, gdzie zaraz podłożył pod plecy młodszego poduszkę zapewniając mu wygodę. — Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłeś?— zapytał zasiadając z powrotem na swoje miejsce, a na jego pytanie wargi chłopaka zadrżały, gdy powstrzymywał się przed rozpłakaniem. 

— Ggukie, jeśli mnie kochasz... uratuj mnie — wyszeptał z trudem, gdy łzy moczyły jego blade policzki. Jeon miał prawdziwy zamęt w głowie przez słowa dwudziestolatka, którego widział po raz pierwszy w takiej rozsypce. — Pomóż mi..

— Uspokój się i nie płacz, skarbie — powiedział przybliżając się do młodszego, którego w zatroskaniu przytulił zamykając go w swoim ramionach. — Pomogę ci, tylko musisz w końcu powiedzieć mi, co się dzieje i dlaczego to zrobiłeś — dodał sunąc powoli swoją dłonią po plecach jasnowłosego, gdy jego ciało wraz z jego najcichszym szlochem drżało w jego ramionach. 
Wiedział, że Taehyung nie jest osobą, która rzewnie okazuje swój strach czy ból, jednak gdy taki człowiek staje na krawędzi wytrzymałości całe tłumione cierpienie staje się prawdziwym zwolennikiem myśli samobójczych i czasem bez próby walki poddaje się ulegając silniejszym, a tą rzadką stronę arystokraty pragnął wykorzystać. 

— J-ja niczego nie brałem.. przysięgam — spojrzał w oczy bruneta, który objął jego policzek sunąc po nim opuszkiem palca. — O-on mnie oszukał — zacisnął w gorączkowości swoje powieki.

— Kto? — pyta.

— Dongseok.. oszukał mnie, to on mi czegoś dosypał i n-nie mogłem walczyć.. Próbowałem powiedzieć to ojcu, ale on mnie nie słucha. Proszę pomóż mi, Gguk.. Nie pozwól mu mnie skrzywdzić. Boję się, co może dalej próbować robić, a nikt mi nie wierzy.. nikt.. jestem sam przeciwko nim. Nie możesz mnie opuścić.. — wyszeptał podszyty prawdziwym strachem, a Jungkook przez jego słowa poczuł nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu wywołany trudnym do zrozumienia lękiem. 

— Nie opuszczę, Tae — wyszeptał chcąc go zapewnić o bezpieczeństwie, które jest w stanie mu ofiarować. Starał się podbudować zlęknionego chłopaka, który zatracał się w jego ramionach. — Mimo że nie jestem już twoim ochroniarzem, to wciąż będę cię równie mocno chronił, a może i jeszcze bardziej — dodał, by odsunąć się od niego i czule ucałować go w czółko, a potem nosek, policzki oraz bezbarwne usta wywołując u młodszego pobladły uśmiech, który starał się dla ciemnowłosego wymusić. 
Stojący w progu drzwi Dongseok przyglądał się uważnie poczynaniom byłego ochroniarza, przy którym zawsze wyniosły, wredny i zimny Taehyung stawał się zupełnie inną stroną siebie. Widok tego był, jak szrama na sercu, a zazdrość stawała silniejsza od jakiegokolwiek głosu rozsądku.

— Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, Jungkook. I nie wiem, jak mogę cię prze.. — przerwał, gdy usta Jeona subtelnie umieściły się na jego wargach onieśmielając tym czułym gestem jasnowłosego.
Intensywny i mokry pocałunek mieszał się ze słonymi łzami Kima, a w pomieszczenie roznosiło się mlaśnięciami ich spragnionych ust, które z zaangażowaniem i uczuciem pieściły się wzajemnie. 
Dongseok zacisnął swoją szczękę i pięści pragnąc w głębi serca wyrzucić z głowy Taehyunga ochroniarza, choćby siłą. 
Patrząc na nich po raz ostatni odszedł w ciszy. 

Jungkook odsunął się od słodkich warg Taehyunga, którego usta wciąż były wydęte, jakby nie zrozumiały końca rozłączenia ich ust. Brunet uśmiechnął się krótko, by powoli przesunąć swoich kciukiem po pulchnej wardze sprawiając tym samym, że młodszy otworzył swoje oczy. 
— Odpocznij sobie i wyśpij się — powiedział spokojnie wstając na równe nogi, gdzie pomógł Kimowi się położyć. Jasnowłosy chwycił za dłoń Jeona, który zamierzał od niego odejść.

— Proszę nie zostawiaj mnie samego — poprosił starszego, który przygląda mu się wątpliwie.

—Nie odchodzę daleko — uśmiechnął się słabo przykładając swoją dłoń do głowy chłopaka. — Przejdę się tylko do łazienki i zaraz wracam — dodał, gdy Kim przyglądał się atrakcyjnemu mężczyźnie nieufnie.

— Obiecujesz? — pyta.

— Obiecuję — uśmiecha się w rozbawieniu, po czym odchodzi w stronę wyjścia będąc cały czas prowadzony przez oczy Taehyunga. Opuszczając salę minął się w drzwiach z dwoma lekarzami, którzy podeszli do chłopaka, który zaczął z nimi rozmawiać. Jungkook odszedł spokojny w stronę łazienki, gdzie wszedł do środka. 
Przystanął przed lustrami, gdy na drodze stanął mu podburzony Dongseok, który na jego widok zacisnął szczękę i zamachnął się na niego pięścią. Chłopak chwyta za jego przedramię i  przewraca go na podłogę, na którą chłopak upada z bólem wymalowanym na twarzy. Jeon przeciąga jego rękę w tył, a swoją stopę ustawia brutalnie między łopatkami leżącego mężczyzny. 

— Puszczaj, sukinsynie! — wycedza między zębami próbując się uwolnić z brutalnego chwytu.

— Gdybym mógł, to kazałbym ci gryźć krawężnik, by potem zajebać ci w potylice — warczy chwytając bezuczuciowo za jego włosy, gdzie przystawia swoje usta nad jego ucho. — To bardzo znana metoda w brutalnym zabijaniu.. jedno uderzenie i rozwalona szczęka.. Idealna kara na taką mendę — uśmiecha się złowieszczo, gdy Kang się szarpie.

— Lepiej uważaj do kogo mówisz, Jeon! — podnosi w gniewie głos, a Jeon puszcza go z siłą, gdzie bolesny jęk opuszcza usta mężczyzny.

— Za to, co zrobiłeś Taehyungowi powinienem cię zabić. Może prezes Kim nie uwierzył w słowa Taehyunga, to ja nie mam tutaj żadnych wątpliwości. Zachowałeś się jak tchórz wymierzając mu tak nieświadomy cios, który mógł go zabić. Miałeś ku temu jakiś motyw? — uniósł brew, a chłopak spojrzał na niego z gniewem.

— Chcę go zatrzymać przy sobie i mieć pewność, że nasz ślub się odbędzie, a ty.. ty zostaniesz zniszczony przez prezesa, kiedy dowie się o waszej dwójce — uśmiechnął się złowrogo, a Jeon nie był zaskoczony jego słowami spodziewając się takiego obrotu sprawy. 

— Myślę, że masz po prostu ból dupy, panie Kang. Zazdrość jest czasem cholernie toksyczna i udowodniłeś, że faktycznie tak jest. Jednak dla mnie nie jesteś żadnym zagrożeniem — uśmiechnął pewnie przykucając przed mężczyzną, który przyglądał się mu zmieszany. — Nawet jeśli dojdzie do tego ślubu, to Taehyung zawsze będzie do mnie przychodził, po to czego naprawdę pragnie. Jest w stanie być, nawet moją dziwką jeśli tego zapragnę, a ty i tak tego nie zmienisz — dodał, a Dongseok uderzył pięścią w kafle. 

— Jeśli nie ja to zmienię, to jego ojciec. Z nim, nawet ty nie będziesz miał szans — mówi z pewnością w głosie, a Jeon pokręca w rozbawieniu głową.

— Nie boję się już niczego, panie Kang — odparł niepodważalnie podnosząc się na równe nogi, po czym opuścił łazienkę starając się odnaleźć wewnętrzny spokój. W drodze do sali Taehyunga natknął się na znajomą dwójkę, która widząc go podeszła do niego .

— Panie Jeon, dobrze pana widzieć — zaczął śmiało Kim Seokjin.

— Mówcie do mnie po imieniu — spojrzał to na jednego, to na drugiego. 

— Czy z Taehyungiem wszystko dobrze? — zapytał zmartwiony blondasek z dużym siniakiem na policzku.

— Ma się dobrze — odpowiedział mu spokojnie.

— A nie byłeś przypadkiem zwolniony? — unosi z zaciekawieniem brew Seokjin, który najmniej spodziewał się tutaj zobaczyć byłego ochroniarza, dla którego Taehyung wręcz oszalał. 

— Kazano mi tutaj przyjść — zerka na zamyślonego ciemnowłosego chłopaka, który przytakuje w zrozumieniu głową, po czym cała trójka skręciła w stronę sali.— Taehyu.. — zatrzymał się widząc puste łóżko. — Gdzie on jest? — zapytał zmieszany podchodząc do łóżka, na którym leżała biała kartka.

— Co tam jest napisane? — zapytał Jimin patrząc na czytającego kartkę bruneta, którego wyraz twarzy spoważniał, gdy czytał zawartość listu czując, jak cały wrze z gniewu. 

— Jeśli zależy ci na życiu syna zbierz pięćset milionów won w ciągu dwudziestu czterech godzin. Pieniądze pozostaw na moście Incheon do dwudziestej drugiej. 
Jeżeli zgłosisz się na policję już nigdy nie ujrzysz syna, prezesie Kim Woojoon.
Czas odliczać, każdą minutę.. 

~

Witajcie ^^

Jakie wrażenia po rozdziale? ^^
Taehyung zostaje uprowadzony ze szpitala, jakieś podejrzenia? :/ 
Wybaczcie za błędy nie miałam czasu sprawdzać. Widzimy się w środę w kolejnym rozdziale ^^ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top