Epilog Części I

Pamiętam... zagubienie. Brak jakiegokolwiek rozwiązania, gdy zastanawiałem się, co będzie dalej. Wtedy, kiedy krążyłem nad bezwładnym ciałem Shary, wszystko sprowadzało się do jednego pytania.

Czy faktycznie była na tyle genialna, żeby oszukać ich wszystkich jeden, ostatni raz?

I nagle uderzyły mnie wspomnienia. Pojedyncze frazy, momenty, obrazy z przeszłości. Były jak fala, która sprawiła, że wreszcie zrozumiałem całą tę grę.

"Ta misja nie była wcale skazana na porażkę. Ale za to, co Shara zamierzała zrobić, czekałaby ją jedynie śmierć.

Czy się jej bała? Chyba nie. Nie bała się śmierci, bo nie miała nic do stracenia. Nie miała nikogo, dzięki komu bałaby się umrzeć. Miała tylko siebie i świadomość nagrody, jeśli jej się uda. A potem... Nawet jej Pan nie ochroni jej przed gniewem elfów."

Przyjrzałem się Angristowi w jej dłoni. Feren zdołał wyczyścić go z krwi Azoga Plugawego. Nóż lśnił, odbijając światło słońca. Gdy wytężyłem wzrok, dostrzegłem, że na palcach kobiety wciąż dało się dostrzec plamki jej własnej krwi, niestartej od czasu draśnięcia się Shary o kamienny mur w czasie Bitwy.

"- Plan się uda. Myślałem nad każdym scenariuszem i ten jest najlepszy z nich wszystkich. Jesteś genialna, Sharo. Jesteś naszym kluczem do zwycięstwa - Saruman podszedł do kobiety i złapał jej dłoń. - Gdy ukończysz misję, to wszystko nie będzie miało znaczenia."

Dlaczego Shara tak koniecznie potrzebowała iść na egzekucję w tym grubym, niewygodnym płaszczu? Podbity futrem, mógł jej co prawda dać nieco ciepła w chłodny poranek, ale wątpiłem, żeby kobieta tego dnia najbardziej martwiła się o własny komfort. Płaszcz był już stary, miejscami postrzępiony, a nawet nadpalony. Wyglądał na kobiecie bardziej jak od dawna nieużywany koc, którym dzieciaki bawią się, udając, że jest zbroją siejącego strach rycerza.

"A ona to właśnie zrobiła. Rzucając wyzwanie wszystkim władcom Śródziemia, odmieniła jego losy na zawsze."

Spod płaszcza wystawał fragment stroju, który kobieta miała na sobie. Kruczoczarne łuski połyskiwały jakby własnym blaskiem.

Niektórzy powiadają, że zaginęły już w Śródziemiu ostrza zdolne przebić się przez skórę smoka.

"Gdy nastawała noc, przy wątłym świetle płomieni kilkunastu świec ona pracowała bez przerwy i bez wytchnienia. Spisywała dziesiątki stron notatek, analizowała setki arkuszy, składających się na absurdalnie wielką sieć powiązań między pionkami w jej rozgrywce. Rozgryzła każdego; każdej postaci przypisała zestaw możliwych ruchów. Czytała zapisy starożytnych ksiąg i nowszych, opisujących historię Śródziemia ostatnich kilku dekad. A nadto ciągle, tysiące razy zerkała na małą karteczkę, którą wszędzie ze sobą nosiła. Na niej zapisano tekst, który Shara uznawała za przepowiednię, jej spisane przeznaczenie.

Gdzieś w głębi serca przeczuwała, że te kilka wersów stanowi o jej śmierci.

Ale nie miała czasu nad tym myśleć. Musiała przeżyć, a do tego potrzebowała planu.

Planu, w którym rozgryzie każdego, tak jak to zrobiła na tych kilkuset stronach."

Moje myśli popłynęły w kierunku ostatniej przesyłki, którą otrzymała Shara. Fiolka skradziona Radagastowi i garść dzikich jagód. Jagód w kolorze krwistoczerwonym. Takim, jakim zbroczony został jej płaszcz. Takim, jaki przyozdobił jej niemal śnieżnobiałą cerę.

"Ludzie uwierzą w każdą bajkę, bo nie ufają pokojowi, który wywalczyliśmy setki lat temu."

Fiolka. Rozpaczliwie szukałem rozwiązania tej zagadki. Co znalazło się w fiolce, którą Shara zdobyła w Rivendell? Próbowałem sobie przypomnieć, jakie substancje kobieta dostrzegła w stolicy elfów. Trucizna, wywar służący do rozrzedzania krwi, mieszanka wywołująca silne halucynacje.

Nie, nie, nie. To nie to.

I nagle mnie olśniło.

Shara doskonale wiedziała, że jedna z fiolek, ta zawierająca napar z ziół, może być kluczem do wykonania jej planu. Zioła te bowiem w odpowiedniej dawce potrafią niemal zatrzymać pracę serca. I sprawić, że człowiek łatwo może zostać uznany za...

Ta kobieta była cholerną szczęściarą.

Żeby oszukać elfów i krasnoludy, potrzebowała jedynie zbroi, która zatrzyma strzałę posłaną przez księcia, garści jagód i odrobiny ziół.

---

- Co teraz będzie?

Legolas zwrócił się do władcy krasnoludów, gdy kierowali się powolnym krokiem w stronę Góry. Thranduil, Bard i Thorin po zakończeniu ceremonii koronacji mieli podpisać pakt pokojowy.

Obaj mężczyźni z jakiegoś powodu nie mogli zdobyć się na odwrócenie się i spojrzenie na ciało Shary.

- Wróciliśmy do domu - wzruszył ramionami Thorin i spojrzał na księcia elfów z nieprzyjemnym grymasem twarzy. - Odbudujemy królestwo. A wy wrócicie do swojego. Orkowie schowają się do nor Mordoru, z których przybyli.

- Uważasz, że na tej bitwie poprzestaną? - Legolas uniósł brwi

- Zabiliśmy trójkę ich najważniejszych przywódców. Jeśli wojna z Mordorem nadejdzie, na pewno nie będzie to teraz.

Władca krasnoludów wpatrywał się w zbocza Ereboru. Czuł na skórze delikatne podmuchy porannego wiatru i ciepło wschodzącego słońca. W powietrzu dało się wyczuć subtelne zapachy wina i piwa. W królestwie szykowało się święto dekady. Słyszał śpiewy dochodzące z odległego Dale.

- Mówiła mi o tobie, Shara - gdy Legolas wypowiedział imię kobiety, Thorin wreszcie na niego spojrzał. - Dawno temu, po poznaniu cię, gdy ranna jechała do Rivendell. Powiedziała, że nikt oprócz ciebie nie zdoła odzyskać Góry. Okazała się wrogiem gorszym od Azoga Plugawego.

Twarz Thorina nie zdradzała jego emocji. Wydało mi się jednak, że przez krótki moment chciał nie zgodzić się z księciem. Ostatecznie nie odezwał się ani słowem.

I wtedy strażnicy za nimi zaczęli nawoływać, wzywając wsparcie. Legolas, zdezorientowany, spojrzał na swojego rozmówcę. A potem odwrócił się w stronę klifu i przez chwilę wydawało mi się, że przestał oddychać.

---

- Tak się to kończy, gdy elfowie się za coś biorą - mruknął Thorin, wpatrzony w scenę przed sobą. - Choćby i zabijanie więźniów.

Elf i krasnolud widzieli stojące na krańcu klifu dwie sylwetki bardzo wyraźnie, niczym w najgorszym koszmarze. Mau, z którym książę elfów dwukrotnie walczył w ciągu ostatnich tygodni, pochylał się ku kobiecie, a w wyciągniętej dłoni trzymał koronę.

Władca krasnoludów westchnął z furią i niedowierzaniem, gdy rozpoznał w niej Kruczą Koronę Króla pod Górą. Znał na pamięć każdy detal tego insygnium i teraz myślał, że wzrok płata mu figle. Legolas potrząsnął głową, jak gdyby chciał odpędzić marę nocną.

A kobieta stała tam, wyprostowana, w jednej dłoni trzymała nóż Berena. Odrzucony płaszcz leżał u jej stóp, a strój ze smoczych łusek cały mienił się złotym światłem. Drugą dłoń wyciągnęła powoli w stronę korony i chwyciła ją pewnie.

Jeszcze tego nie wiedziała, ale przez następne lata będzie w szeptach wymienianych na ulicy nazywana Królową Zdrajców. Tą, która rzuciła wyzwanie Wolnym Ludom i armii Mordoru... I przeżyła. Stała się symbolem i to miało w przyszłości przysporzyć jej wielu kłopotów. Ale na razie to nie miało znaczenia, bo widziała słońce.

Mau złapał ją mocno, zmienił się z powrotem w jastrzębia i wzbił w powietrze. A ona w wyobraźni przywróciła obraz Kali, delikatnie chwytającej jej dłoń i ściskającej ją lekko.

"Góra jest bez znaczenia. Wszystko, co dzieje się dookoła nas, ma jeden cel. Przedstawienie im ciebie, Sharo."

Siostry ruszały na wojnę. I z jednym Biały Czarodziej się nie pomylił - Góra naprawdę nie miała w niej znaczenia.

---

To już koniec tej części!

Prawdę mówiąc nie wiem, czy udało mi się napisać zakończenie satysfakcjonujące dla Czytelników, naprawdę nie wiem. Dlatego też będę bardzo wdzięczna za wszelkie Wasze opinie, uwagi, skargi i zażalenia!😊

Jutro lub pojutrze wstawię rozdział specjalny poświęcony podziękowaniom, obiecanym ciekawostkom, a także informacjom dotyczącym kontynuacji tej historii. Uwaga dla ciekawskich - powstanie ona prawdopodobnie dosyć szybko, opracowałam już główny zarys fabuły i napisałam epilog.

Do napisania!👋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top